1 | the end and the beginning

UWAGA!

Ze względu na występowanie: wulgarnego języka; przemocy fizycznej i słownej oraz prześladowania; uzależnienia od obcowania płciowego i innych czynności seksualnych (w tym też masturbacji); dosadnie i naturalistycznie przedstawionych aktów seksualnych niejednokrotnie z występowaniem różnego rodzaju fetyszy książka może być nieodpowiednia dla niektórych czytelników oraz wzbudzać niesmak, a nawet odrazę! Jej treść NIE jest przeznaczona dla osób niepełnoletnich oraz czułych na któryś z wymienionych podpunktów (i proszę odpuścić sobie komentarze typu "mam x lat, a i tak to przeczytam", serio...)

Książka pierwotnie była opublikowana jako fanfiction. Zadebiutowała jako autorska 4 marca 2023 roku.

Miłego czytania!

~~~

Irytujący, piskliwy dźwięk, który podrażnił moje bębenki uszne, zakończył i zapoczątkował wiele rzeczy. W końcu, jak to powiadają – każdy koniec niesie ze sobą nowy początek. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co przyniesie mi przyszłość, ale nie przeszkadzało mi to, by z pomrukiem niezadowolenia sięgnąć po podpięty do ładowania telefon i po omacku przesunąć kilkukrotnie palcem po ekranie, aż w końcu udało mi się wyłączyć budzik.

Właśnie w ten sposób skończył się mój sen, dając tym samym początek nowemu dniu, który miał w sobie wiele początków: początek trzeciej klasy liceum, początek mojego życia bez ukochanego przy boku, początek kolejnego roku użerania się z bandą nietolerancyjnych debili, którzy będą chcieli zapoczątkować moje życie po życiu – czyli po prostu zakończyć obecne.

– Wstajesz? – wymruczałem to pytanie w poduszkę, nie czując się jeszcze na siłach, by unieść głowę do góry. – Ja pierdolę, jak mi się nie chce.

– Jeszcze pięć minut – odpowiedział mi Siwoo, przekręcając się na drugi bok, tym samym obracając się do mnie tyłem.

Wydałem z siebie niezrozumiały pomruk w ramach potwierdzenia, iż przyjąłem to oświadczenie do informacji, i bardzo powoli zacząłem zsuwać się z łóżka, pozwalając nagiemu ciału wyślizgnąć się spod nagrzanej pościeli, zastępując ją nieprzyjemnie zimnymi panelami w kolorze dębu sonoma. Mój zaspany wzrok zaczął błądzić po białych meblach o rozmytych konturach, przyglądając się każdej kolorowej plamce, która była książką, albumem muzycznym albo jakąś ramką ze zdjęciem, nim sięgnąłem do półki nocnej, zgarniając z niej telefon.

Odblokowałem go odciskiem palca, sprawdzając, ile minut zajęła mi moja mozolna pobudka, i po dostrzeżeniu piątki na minutniku, doszedłem do wniosku, że właśnie ustanowiłem jakiś nowy rekord szybkiego wstawania. Uśmiechnąłem się pod nosem z własnego wewnętrznego żartu i podniosłem się z siadu, odklejając pośladki i jądra od paneli. Nim wyszedłem z pokoju, sięgnąłem po przerzucony przez oparcie kręconego fotela szlafrok, który nie należał do mnie, co w sumie mało mnie obchodziło, i narzuciłem go na siebie, zasłaniając to, czego nie chciałbym pokazać rodzicom lub młodszej siostrze mojego chłopaka.

Korytarz na szczęście był pusty; szesnastoletnia dziewczyna wciąż musiała spać, a odgłosy buszowania w kuchni informowały mnie, że matka Siwoo jest w trakcie przyrządzania nam śniadania. Przemknąłem na bosaka przez wąskie pomieszczenie, by w końcu dopaść drzwi do łazienki i nacisnąć na lekko skrzypiącą klamkę. Odruchowo odnalazłem dłonią włącznik na ścianie, wypełniając pozbawione okien pomieszczenie białym światłem, i zamknąłem za sobą drzwi, nie przekręcając w nich zamka, jak to już miałem w zwyczaju.

Opłukałem letnią wodą twarz z resztek snu, by następnie sięgnąć po czekający na mnie niewielki pojemniczek z dwiema różnymi zakrętkami. Wpierw odkręciłem tę szarą, wyjmując małym palcem miękką soczewkę o delikatnym, niebieskim zabarwieniu, i przysunąłem ją do lewego oka. Następnie zrobiłem to samo z częścią pojemniczka o białej zakrętce, wyostrzając widzenie w prawym oku. Teraz wszystkie meble i różne pierdółki walające się po półkach w łazience z rozmytych, kolorowych plamek stały się przedmiotami o ostrych, wyraźnych krawędziach.

Kiedy w końcu byłem w stanie dostrzec każdy detal świata, podszedłem do sedesu, uniosłem białą deskę i, odrzucając na tył pleców szlafrok Siwoo, w końcu ulżyłem mojemu przepełnionemu pęcherzowi. Nim silny strumień skończył uderzać o porcelanę, drzwi do łazienki się otworzyły i przeszedł przez nie brązowowłosy chłopak, ziewając głośno, nawet nie racząc zasłonić przy tym ust. Podszedł do mnie, by pocałować tył mojej blond głowy, a następnie bez żadnych słów przywitania, wszedł pod prysznic. Uśmiechnąłem się do niego, widząc, jak woda ścieka po jego nagim ciele, kiedy on wciąż w połowie śpi.

– Odwieziesz mnie? – zapytałem, podchodząc do zlewu, by umyć ręce, a następnie odnaleźć właściwą szczoteczkę do zębów w kubeczku, gdzie było ich aż pięć. Gdy zacisnąłem dłoń na zielononiebieskiej rączce, a następnie wycisnąłem zbyt dużo pasty na główkę szczoteczki, w końcu mogłem wepchnąć ją do ust.

– Tylko po to wstałem – odpowiedział mi Siwoo, namydlając swoje ciało żelem pod prysznic o zapachu męskich perfum, który wypełnił niewielkie pomieszczenie. Lubiłem ten zapach, zawsze kojarzył mi się z ciepłym, miękkim ciałem ukochanego, które jest tak blisko mojego ciała, zapewniając mi w ten sposób poczucie bezpieczeństwa i szczęście. A skoro obie te rzeczy będą mi dzisiaj wyjątkowo potrzebne, po krótkiej chwili zastanowienia, zdecydowałem się zrzucić szlafrok na podłogę i wprosić się pod prysznic, gdzie otuliła mnie gorąca woda oraz duszna para.

Szatyn od razu przełożył dłonie na moje ciało, by starannie namydlić każdy jego skrawek, przyciągając mnie do siebie. Oparłem się plecami na jego klatce piersiowej, zaciskając zęby na główce szczoteczki do zębów, kiedy palce chłopaka wcisnęły się do mojego wnętrza, obmywając mój odbyt z resztek aloesowego lubrykantu, którego zwykliśmy używać. Odnalazłem wolną ręką twardniejącego penisa Siwoo, zaciskając na nim palce, a drugą wciąż myłem zęby, chociaż biała, spieniona pasta zaczęła ściekać po brodzie.

– Seks na dobry początek dnia? – To pytanie podrażniło moją małżowinę, a chwilę później zrobił to śliski język, który delikatnie wcisnął się prosto do ucha, przez co westchnąłem, czując wzmagające się podniecenie.

– Nie wiem, czy mamy tyle czasu, by bawić się w twoje podchody, kochanie – odpowiedziałem, a Siwoo prychnął cicho, rozbawiony moimi słowami. – Chciałbym zjeść śniadanie przed wyjściem.

– Mogę nakarmić cię moją miłością.

– Głupek!

Mimo tych słów nie zaprzestałem przesuwać dłonią wzdłuż nabrzmiałego prącia, na zmianę zaciskając palce u jego nasady, by następnie zatoczyć kółko kciukiem na żołędzi. Palce Siwoo nie były mi dłużne; przyjemnie masowały ścianki mojego jelita prostego, uciskając prostatę i rozciągając zaróżowioną dziurkę, która nie zdążyła w pełni się skurczyć po naszym seksie przed snem.

Mój cudowny chłopak lubił kochać się długo i nieśpiesznie, pozwalając nam nacieszyć się swoją bliskością. Często zmienialiśmy pozycje; czasem zaczynaliśmy od misjonarza, później przechodziliśmy do pieska i kończyliśmy wspólnie, kiedy ujeżdżałem go, trzeszcząc materacem, innym razem brał mnie na ręce i przyciskał moje plecy do zimnej ściany, a ja obejmowałem jego tułów nogami, by kilka minut później znaleźć się na blacie biurka i zrzucić z niego kilka książek.

Chociaż był o rok starszy, już dawno porzuciłem grzeczność, zwracając się do niego, jak do osoby najbliższej memu sercu, bo właśnie tym kimś dla mnie był, i nie wyobrażałem sobie mojego życia, w którym miałoby go zabraknąć, a przecież takie dni właśnie nadchodziły nieubłaganie.

Wypuściłem z ręki szczoteczkę do zębów, kiedy nie potrafiłem już dłużej powstrzymywać jęków. Moje uda mimowolnie zaczęły drżeć przez wzmagającą się przyjemność i tym samym zwiastując orgazm, więc odchyliłem głowę do tyłu, opierając ją na ramieniu Siwoo, by spojrzeć mu prosto w oczy, a on zlizał miętową pastę do zębów z mojej brody, kiedy biała, gęsta sperma zaczęła uderzać w szybę drzwi prysznicowych. Szatyn z uśmiechem na ustach musnął czule moje rozchylone wargi, spomiędzy których wciąż uciekały jęki.

– Uwielbiam twoje palce – wykrztusiłem z siebie, odwzajemniając uśmiech chłopaka.

– Uwielbiam patrzeć na ciebie, kiedy dochodzisz – odpowiedział, wciąż masując moją prostatę palcami.

– A ty dojdziesz, czy ci obciągnąć?

– Jestem już blisko. Pojęcz jeszcze trochę dla mnie, kochanie – szepnął, ponownie całując moje wargi, kiedy na zawołanie wydostał się z nich jęk, jakby był wspomnieniem przeżytego przed chwilą orgazmu.

Sprawnie suwałem dłonią po twardym, nabrzmiałym penisie, na zmianę luzując i wzmacniając uścisk palców, a kiedy z gardła Siwoo wydostał się doskonale znany mi gardłowy pomruk, wiedziałem, że już za chwilę ciepła sperma pokryje moje plecy i pośladki.

– Czy możecie, kurwa, przestać?! – Usłyszałem dziewczęcy krzyk na korytarzu tuż pod drzwiami do łazienki. – Zasypiam, słysząc, jak się pieprzycie, budzę się, słysząc, jak się pieprzycie! Kiedy koleżanki zapytają mnie, co robiłam przez wakacje, to odpowiem, że słuchałam, jak mój brat posuwa swojego chłopaka!

– Ach! Aaa! Tak! Tak! Siwoo! – zacząłem krzyczeć, przez co szatyn parsknął śmiechem w moją szyję.

– Jesteś okropny, Minsu oppa ! – oburzyła się Yubin. – Powiem o wszystkim mamie!

– Już skończyliśmy! – odkrzyknął jej, wysuwając ze mnie palce i patrząc mi w oczy z całkowicie nieszczerą dezaprobatą. – Kocham cię, mój okropny zboczeńcu.

– Ja siebie też kocham.

***

Kiedy srebrny Hyundai zatrzymał się na parkingu pod liceum Daeil, z mojego gardła wydobyło się głośne westchnięcie pełne zrezygnowania i rozpaczy, na co Siwoo zaśmiał się cicho, sięgając dłonią do mojego uda zakrytego czarnymi spodniami od szkolnego mundurka. Spojrzałem na chłopaka z niemym błaganiem w oczach, czym zasłużyłem sobie na czuły pocałunek w sam środek czoła, który miał dodać mi otuchy przed pierwszym dniem w moim piekle. Nie była to pierwsza lepsza placówka, lecz szkoła o wysokim poziomie i równie wysokich opłatach za naukę w jej murach. Słynęła z dwóch rzeczy: wysokiego odsetku absolwentów, którzy dostali się na wymarzone studia w samej stolicy, czyli dokładnie tam, gdzie uciekał mój ukochany, oraz rozbudowanego programu sportowego dla tych uczniów mniej uzdolnionych umysłowo, ale bardziej fizycznie.

– Jak możesz zostawiać mnie tutaj samego? – zapytałem szatyna, na co roześmiał się uroczo i pokręcił głową z dezaprobatą.

– Jesteś już dużym chłopcem, Minsu – zapewnił mnie. – Dasz sobie radę, wierzę w ciebie.

Już otwierałem usta, by przedstawić Siwoo wszystkie argumenty świadczące o tym, że wcale nie jestem dużym chłopcem, kiedy kilka miejsc parkingowych dalej właśnie zatrzymało się białe Porsche Carrera 911, a chociaż w ogóle nie znałem się na samochodach, a one same jakoś niespecjalnie mnie interesowały, słyszałem jego nazwę z ust przyjaciela tyle razy, że nawet takiemu ignorantowi jak ja utkwiła ona w pamięci.

– Hayoon przyjechał – poinformowałem mojego chłopaka, widząc, jak blond czupryna wynurza się z miejsca dla pasażera, a zaraz potem, wzbudzając ogólne zainteresowanie wszystkich wokoło, samochód odjeżdża, zabierając ze sobą tęskne spojrzenia. – Oczywiście, że musiał zrobić show z okazji swojego pierwszego dnia w ostatniej klasie. Dlaczego ty odwiozłeś mnie jakimś prehistorycznym Hyundaiem?

– Bo nie stać mnie na Porsche? – odpowiedział pytająco, jakby sam nie był pewien odpowiedzi, a w tym czasie jego dłoń wciąż gładziła czule moje udo. – Ale jak skończę studia i dostanę dobrą pracę, kupię wszystko, co wywołała uśmiech na twojej twarzy.

– Dziwki i koks – powiedziałem z powagą, a Siwoo parsknął pod nosem.

– Okay, jednak nie wszystko, głuptasie.

– Będę leciał – oświadczyłem, widząc, jak Hayoon macha do mnie, stojąc tuż przed maską samochodu, w którym siedziałem. – A do tych dziwek jeszcze wrócimy.

– Bądź grzeczny – powiedział na pożegnanie, przysuwając się, by po raz ostatni obdarować mnie pocałunkiem. Tym razem jednak jego usta nie powędrowały do mojego czoła, lecz prosto na mięsiste, posmarowane truskawkowym błyszczykiem wargi, które z przyjemnością oddały jego czułość, a dość głośne cmoknięcie wypełniło ciszę w samochodzie, nim niechętnie odsunąłem się od brązowowłosego chłopaka.

– Nie będę – odpowiedziałem, naciskając na klamkę, by pchnąć drzwi od samochodu i w końcu wysiąść. – Kocham cię.

– Ja ciebie też.

Dość chłodny, wiosenny wiatr otoczył moje ciało, wkradając się pod cienką, białą koszulę mundurka szkolnego, kiedy trzaśnięcie drzwiami i warkot odpalanego silnika dołączyły do harmideru panującego przed placówką. Tęsknie przyglądałem się odjeżdżającemu samochodowi, nim podszedłem do czekającego na mnie przyjaciela i przytuliłem go mocno.

– Nie chcę tam wracać – przywitałem się z nim tymi słowami.

– Nie bądź takim pesymistą, Min-Min – skarcił mnie mój najlepszy przyjaciel. – Może w tym roku w końcu sobie odpuszczą.

– Mówisz serio? – zapytałem z niedowierzaniem, ruszając wraz z nim w stronę wejścia do liceum.

Hayoon był ze mną od początku gimnazjum, więc przyjaźniliśmy się już całe pięć lat, chociaż nasze pierwsze spotkanie miało miejsce jeszcze w przedszkolu, a ten jakże pełen silnych emocji i buntów czas sprawił, że wtedy byliśmy swoimi największymi wrogami. Z jakiegoś powodu twarz czteroletniego Kima doprowadzała mnie do szału, więc zawsze zabierałem mu jego zabawki i chowałem je po wszystkich kątach naszej sali przedszkolnej. Nadal też miałem ślad na lewej kostce, w którą ugryzł mnie jakiś rok później za nazywanie go kosmitą. Teraz, mimo burzliwego początku tej znajomości, dałbym się za niego pokroić, wiedząc, że i on bez wahania zrobiłby dla mnie to samo.

– No wiesz – zaczął wyjaśniać, skąd wzięła się w jego tlenionej głowie ta bardzo optymistyczna wizja. – Jesteśmy o rok starsi, oni też, może stali się bardziej...

– Siema, fiutociągu! – Tuż obok nas rozległ się bardzo głośny krzyk, dając początek fali śmiechu wśród otaczających nas osób.

Przewróciłem oczami, wbijając spojrzenie prosto w Hayoona, który odkrzyknął równie głośno:

– Spierdalaj, fiutowkładzie!

– Bardziej jacy? – dopytałem, kiedy przyjaciel z powrotem na mnie spojrzał.

– Bardziej pojebani – westchnął, najwidoczniej zmieniając swoje zdanie i tracąc wiarę w innych uczniów naszej szkoły.

– Co to jest fiutowkład?

– Nie wiem.

– Brzmi jak rodzaj wkładu do długopisu, tylko że taki chujowy.

– Do długopisu w kształcie penisa – sprecyzował.

– Powinienem sobie taki kupić.

Po tych słowach obaj wybuchnęliśmy śmiechem, zwracając na siebie uwagę osób na korytarzu, którym najwidoczniej nie podobała się wizja przebywania w otoczeniu geja. Od kiedy półtora roku temu wyszedłem z szafy, agresja w szkole stała się moją codziennością, niedającą mi ani chwili wytchnienia. Zwykle popychano mnie na korytarzach, wyzywano w rozmaity sposób i wyrzucano z łazienki, kiedy miałem potrzebę załatwienia spraw fizjologicznych. Wtedy w mojej obronie stawał Siwoo, którego z jakiegoś powodu tak nie szykanowano, chociaż absolutnie każdy wiedział, że jesteśmy parą. Nigdy tego nie rozumiałem, ale nie miałem za złe mojemu chłopakowi, bo wiedziałem, że robił wszystko, co w jego mocy, aby nie stała się mi żadna krzywda.

Teraz jednak zostałem sam.

Oczywiście wciąż u mego boku miałem Hayoona, który jako pierwszy poznał mój sekret, kiedy uczucia do Siwoo za bardzo mnie przytłaczały i w końcu musiałem je z siebie wyrzucić. Na szczęście mój przyjaciel zaakceptował mnie takiego, jakim byłem, i wsparł w drodze do szczęścia. Mogłem śmiało powiedzieć, że gdyby nie on, to nigdy nie zszedłbym się z Siwoo, więc zawdzięczałem mu naprawdę wiele. Niestety moi mali prześladowcy nie za bardzo przejmowali się obecnością Hayoona, czego pokaz dali zaledwie kilka minut temu.

– A jak tam twój wakacyjny romans, Ha? – zapytałem przyjaciela, kiedy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, ale zamiast wejść, wciąż staliśmy na korytarzu ze ścianami w paskudnym odcieniu beżu.

– Powtarzaj po mnie, Min-Min – westchnął i złapał mnie za ramiona, bym przyjrzał się jego wargom. – Ko. Re. Pe. Ty. Cje. Dobrze, chyba w końcu zacznę ogarniać chemię.

– Że chemia była to nie...

– Zamknij się już – przerwał mi, a ja zacząłem się śmiać, dumny z tego, iż udało mi się wyprowadzić przyjaciela z równowagi. – To była chyba najbrzydsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem.

– Ale studentka.

– Siwoo hyung też jest teraz studentem.

– Nawet mi nie przypominaj. – Od razu straciłem dobry humor, przypominając sobie o mało wesołej rzeczywistości.

Oczywiście, że byłem z niego dumny i cieszyłem się z jego dobrych wyników w nauce oraz obiecujących perspektyw na dalszy rozwój, zdobycie dobrze płatnej pracy i bycie ważną, znaczącą w społeczeństwie osobą. Po prostu nie chciałem, żeby to wszystko działo się tak daleko ode mnie. Przecież do Seulu miał ponad dwie godziny drogi i chociaż obiecywał, że będzie przyjeżdżał w każdy weekend i dzwonił co wieczór, ja już za nim tęskniłem, a przecież nawet nie zdążył wyjechać.

– Zdechnij, jebany pedale. – Zostałem przywitany przez mijającego nas kolegę z klasy.

– Zdecydowanie są bardziej pojebani. – Tymi słowami podsumowałem początek nowego roku szkolnego.

***

Gdy wszedłem do domu, od razu w oczy wrzuciła mi się nadprogramowa liczba butów. Zmarszczyłem delikatnie brwi, przyglądając się równiutko ułożonym pantoflom mojego ojca, półbutom matki, moim kapciom i dwóm parom balerin; jedne kremowe z kokardkami, a drugie czarne i gładkie. Zacząłem nasłuchiwać głosów z wnętrza domu, próbując dowiedzieć się, kim są nasi goście, jednocześnie pośpiesznie zrzucając moje znoszone, czerwone podróbki Conversów.

Wewnątrz domu unosiło się przyjemne połączenie zapachu kawy i świeżo upieczonej szarlotki, którą w kuchni jadł mój ojciec, opierając się o jasne, marmurkowe blaty i ewidentnie unikając kobiet przebywających w salonie z matką. Uniosłem jedną brew wyżej od drugiej, a mężczyzna po prostu wzruszył ramionami, przeżuwając zachłannie ciepłe ciasto. Minąłem go, by przejść do następnego pokoju, gdzie od razu mój powrót został zauważony, a ja przywołany ciepłym okrzykiem rodzicielki:

– Minsu, synku, podejdź, przywitaj się ładnie! – zawołała, machając na mnie ręką.

Moje spojrzenie przesunęło się po dwóch nieznajomych twarzach.

Na środku kanapy siedziała kobieta koło czterdziestki. Jej upięte w niskiego koczka, tlenione włosy kontrastowały z brązowymi, kręconymi włosami mojej matki, a twarz znaczyły pojedyncze zmarszczki mimiczne. Tuż obok niej kuliła się nieśmiało młoda dziewczyna w wieku zbliżonym do siostry Siwoo, a jej czarna, przydługa grzywka zasłaniała duże, brązowe oczy.

– No nie wstydź się – pogoniła mnie.

Skłoniłem się grzecznie, z powrotem zerkając na dwie nieznajome, a następnie na matkę, która dumnie wypięła pierś, jakbym był psem z najwyższymi notami od sędziów na wystawie.

Miałem cholernie złe przeczucia.

– To jest mój syn, o którym wam opowiadałam – kontynuowała. Jeszcze brakowało jej mojego rodowodu w dłoni. – Teraz poszedł do trzeciej klasy w liceum Daeil.

– To szkoła tylko dla chłopców, prawda? – dopytała ją druga kobieta, która musiała być matką młodej dziewczyny, siedzącej cicho przy niej i zerkającej na mnie z rumianymi policzkami.

– Tak, tak. Mają tam bardzo wysoki poziom – przytaknęła dumnie i spojrzała na mnie. – Usiądź z nami, Minsu. To jest nasza nowa sąsiadka z bloku naprzeciwko i jej córka. Spójrz, jaka śliczna i mądra dziewczyna, zaczęła teraz liceum, może poopowiadasz jej co nieco. – Przeniosła spojrzenie na młodą dziewczynę. – Jakbyś kiedyś potrzebowała, żeby ktoś ci coś wyjaśnił, to Minsu chętnie pomoże.

– Mamo – wtrąciłem się, wyczuwając, do czego dąży kobieta. – Możemy porozmawiać na osobności?

– Nie wypada zostawiać gości.

– To pilne – zapewniłem ją, na co ściągnęła wargi w wąską linię i skinęła głową, przepraszając nowe sąsiadki.

Wróciłem do kuchni, gdzie ojciec był w trakcie jedzenia kolejnej porcji szarlotki, i zatrzymałem się przy wyjściu na korytarz, czekając, aż kobieta mnie dogoni. Ułożyła dłonie gniewnie, opierając je na smukłych biodrach, i karciła mnie spojrzeniem, ewidentnie niezadowolona z mojego niegrzecznego, a właściwie zdystansowanego, zachowania.

– Co ty wygadujesz? – zapytałem ją szeptem, opuszczając bezradnie ramiona.

– Posłuchaj, to bardzo dobra partia – zaczęła tłumaczyć. – Śliczna, mądra, z dobrej rodziny...

– Jestem w szczęśliwym związku, mamo – syknąłem, przerywając jej. – Planuję spędzić z Siwoo resztę życia, więc będę wdzięczny, jeśli przestaniesz odstawiać ten cyrk.

– Teraz tak ci się wydaje – kontynuowała, zupełnie głucha na moje słowa. – Jesteś młody i chcesz próbować, ale ten etap minie. Powinieneś myśleć racjonalnie o przyszłości i rozglądać się za przyszłą żoną, z którą założysz rodzinę.

Zdążyłem jedynie westchnąć zrezygnowany i przetrzeć twarz dłonią, gdy do rozmowy wtrącił się mój ojciec, przełykając ostatnie kęsy ciasta:

– Żeby założyć rodzinę, to trzeba być mężczyzną – oświadczył, machając w powietrzu małym widelczykiem i rozrzucając okruszki po podłodze. – A ciota mężczyzną nie jest.

– Uspokój się, kochanie – skarciła go matka.

– To ty w końcu zrozum, że nasz syn jest cieplutki – mruknął niezadowolony, że żona go upomina. – Jego dupa jest tak wyruchana, że niedługo zacznie nosić pieluchy, bo nie będzie w stanie utrzymać stolca.

– Dzięki, tato – powiedziałem bezemocjonalnym tonem, chociaż w oczach zebrały mi się łzy.

Miałem dość życia w mojej rodzinie. Miałem dość mojego życia. Matka uparcie wmawiała mi, że moja miłość do Siwoo jest chwilowym epizodem, mającym jedynie zaspokoić młodzieńczą ciekawość. Zupełnie nie przejmowała się moimi uczuciami, nie pozwalała mi zapraszać mojego chłopaka do domu, nie chciała go poznać, uważając, że nie jest wart, by marnować na niego jej cenny czas, ale za to chętnie pozna moją dziewczynę, kiedy już znudzę się zabawą w geja. Ojciec natomiast, od kiedy przyznałem się do mojej orientacji seksualnej, ubliżał mi przy każdej nadarzającej się okazji. Słowa „ciota" i „pedał" stały się jego ulubionymi określeniami na własnego, jedynego syna, a wyszukiwanie obraźliwych żartów o homoseksualistach było jego nowym hobby.

Drzwi do mojego pokoju zatrzasnęły się za mną z hukiem, kiedy, z trudem powstrzymując łzy, zostawiłem moich rodziców i gości samych, zapewne wychodząc na niegrzecznego.

Wiedziałem, że powinienem się już do tego przyzwyczaić i po prostu ignorować zachowanie matki oraz słowa ojca, ale nie potrafiłem. Z jakiegoś powodu to zawsze trafiało prosto do mojego serca.

Rzuciłem się na łóżko i, dopiero kiedy schowałem ciało pod błękitną pościelą, pozwoliłem, by słona ciecz zalała twarz.

Tak bardzo chciałbym znaleźć się teraz w objęciach Siwoo i zapomnieć o całym nienawidzącym mnie świecie. 

~~~

Zachęcam serdecznie do dzielenia się Waszymi przemyśleniami w komentarzach lub na Twitterze pod hashtagiem TMTB_NELL!

Kolejne rozdziały planowo będą się pojawiały w każdy poniedziałek, środę oraz sobotę o godzinie 18!

Kocham,
Nell

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top