Rozdział 2 cz.1

Następnego dnia Maybelline obudziła się dość wcześnie i już nie mogła zasnąć. Ziewnęła cicho, po czym zaczęła pocierać oczy, rozglądając się po sali szpitalnej. Podniosła się nieco i podłożyła sobie poduszkę pod głowę. Westchnęła cicho, zamykając jeszcze na chwilę oczy. Położyła dłonie na swoim brzuchu, pogłaskała go delikatnie, wtedy też usłyszała dźwięk wiadomości. Sięgnęła po telefon i wypuściła powietrze, widząc wiadomość od swojej matki. Przygryzła wargę i zastanawiała się co odpisać.

„Maybelline, może wpadlibyście z Andym do nas? Wraz z ojcem jesteśmy ciekawi jak tam wasza firma, a raczej Andrewa i twoje udziały w niej, odpisz"

Tak głosiła wiadomość.

Po policzkach Maybe popłynęły łzy... Nie ważne, co by się nie zadziało, od razu przechodzenie do interesów. Pokręciła głową i prychnęła, ścierając łzy, szybko odpisała.

„Wybacz mamo, ale mamy dużo roboty i ciągle wracamy późno, chcemy odpocząć trochę"

Wysłała wiadomość i ciężko westchnęła. Co tu mówić, kłamanie miała już bardzo obcykane, wiele razy musiała to robić, mimo iż tego nie lubiła, to żyjąc w takiej rodzinie jak Conery... Kłamstwa i tym podobne rzeczy są na porządku dziennym, po trupach do celu jak to się mówi. Maybe często brzydziła się nie tylko tego, jak bardzo wszyscy wzajemnie się oszukują, ale, co gorsza, wierzą w te oszustwa. Przykre, ale jednak prawdziwe. Nie musiała długo czekać na wiadomość.

„Okej"

Tylko tyle, żadnego pozdrawiam. Conery, zaśmiała się sarkastycznie, chowając telefon. Nie wierzyła, że się łudziła, iż jej matka by coś jeszcze napisała, to nie było w stylu Elizabeth Conery, oj nie było. Nigdy nie była wylewna w uczuciach, za to trochę lepiej było z ojcem Maybe, który jako tako okazywał jej uczucia... Jednak z nim też były ciężkie momenty. Dziewczyna postanowiła wstać, by skorzystać z łazienki, cieszyła się, że nie ma żadnej kroplówki. Powoli wstała i poszła do łazienki, z której szybko skorzystała i zaczęła myć sobie ręce, patrząc w swoje odbicie. Pokręciła głową, a po chwili wyszła z łazienki i wróciła na łóżko. Wyświetlacz jej telefonu się rozświetlił, więc sięgnęła po telefon i od razu się uśmiechnęła.

„Zaraz wpadam po klucz, bo jestem takim idiotą, że go zostawiłem u ciebie -_- Później jadę po twoje rzeczy, wyślij mi nazwę hotelu. Buziaki :*"

Zaśmiała się cicho na tę wiadomość. Nie chciała już wczoraj Chrisowi mówić, że zrobił głupotę, oddając jej klucz, przynajmniej zabawnie jest.

„Oczywiście Chrissy, byłeś idiotą :p już wysyłam nazwę. Buźka :* "

Wysłałai po chwili, napisała mu nazwę hotelu, chciała już schować telefon, ale nie mogła, bo zaraz pan Evans odpisał.

„A ty byłaś taka dobra, że nie powiedziałaś mi *-* dzięki, ranisz :'( "

Dziewczyna,nie mogła się nie za śmiać, zakryła usta dłonią, śmiejąc się do rozpuku. Zastanawiała się chwilę, aż po chwili odpisała.

„Ojej,zraniłam uczucia? Przepraszam
:( co mam zrobić, byś mi wybaczył ^^ ?" Poprawiła włosy rozbawiona, czekając na wiadomość, od swojego przyjaciela... Przyjaciela. Ta nadeszła szybko.

„Obejrzeć ze mną Disneya :P"

Maybe klepnęła się w czoło, kręcąc głową załamana. No oczywiście, o co innego mógł poprosić, jak nie o Disneya. Czasem miała wrażenie, że jeszcze Chris był dzieckiem, ale za to go kochała...Za to, że mimo wieku, miał w sobie coś z dziecka, było to jednocześnie urocze, jak i zabawne. Postanowiła jednak mu odpisać, bo zaraz zacznie jej spamić.

„Naprawdę Christopher? No dobrze, niech ci będzie ;) "

Pokręciła głową, a Chris wysłał jej kotka z oczami w serduszka. Okej, to sprawiło, że roztopiło jej się serce. Chris był najbardziej uroczą osobą, jaką znała.

Po pewnym czasie Evans w końcu zjawił się w szpitalu i z szerokim uśmiechem wszedł do sali swojej... Przyjaciółki. Pomachał jej na powitanie,co Maybe skomentowała śmiechem.

- Dzień dobry, panie idioto - puściła mu oczko. Na co on wywrócił oczami.

- Dzień dobry pani, która zrobiła idiotę ze mnie - odbił piłeczkę, a Maybelline prychnęła.

- Nie moja wina, że nie myślałeś najwyraźniej, ja tylko to wykorzystałam - posłała mu całusa.

Evans parsknął śmiechem, łapiąc się za lewą cześć klatki piersiowej. Pokręcił głową i siadł przy niej.

- Dobra panienko, klucz i jadę - powiedział, a dziewczyna dała mu wspomniany klucz z uśmiechem. Chris odwzajemnił uśmiech i wziął klucz, wstając z krzesła. - Widzimy się potem - powiedział, opuszczając salę, do której po chwili, wszedł lekarz.

- Dzień dobry, jak się czujemy? - spytał z miłym uśmiechem.

- A bardzo dobrze się czujemy - powiedziała z uśmiechem, a lekarz się zaśmiał.

- Zaraz zobaczymy, co z panią i maluszkiem - powiedział, następnie zaczął robić jej podstawowe badania, po czym zapisywał wyniki. Pokiwał głową, a Maybe spokojnie czekała na jakieś informacje.

- Wszystko tu wskazuje na to, że jest wszystko dobrze i z panią i z dzieckiem, tylko proszę z daleka od jakichś stresów i nerwów - spojrzał na nią poważnie, a Conery pokiwała głową.

- Dobrze, postaram się - westchnęła dziewczyna. Mężczyzna pokiwał głową.

- Ktoś panią odbierze? - spytał, a Maybelline pokiwała głową.

- Chris...Zaraz będzie i mnie weźmie - powiedziała, po czym lekarz wyszedł z sali, a ona zaczęła wstawać i poprawiać pościel. Musiała pozostawić po sobie porządek. Westchnęła cicho, gdy ogarnęła wmiarę to łóżko. Sprawdziła telefon, no ale nic nie było. Schowała go do kieszeni i już na pościelonym łóżku siadła czekając na Evansa. Po około może godzinie, mężczyzna wrócił i uśmiechnął się w jej stronę.

- Jestem moja droga, gotowa? - spytał z uśmiechem, a dziewczyna pokiwała głową, po czym wstała z łóżka i podeszła do niego.

- Muszę tylko do recepcji iść, aby się wypisać, a tak to jestem gotowa. Nie było problemu z odbiorem rzeczy? - spytała z lekkim uśmiechem. Chris pokręcił głową.

- Są w samochodzie, zanim jednak pojedziemy do domu, musimy zrobić zakupy na nasz maraton Disneya - powiedział z ekscytacją dziecka. Szatynka wypuściła powietrze i się uśmiechnęła.

- No oczywiście, że tak, to jest najważniejsze - powiedziała i podeszła do recepcji, gdzie powiedziała, jak wszystko wygląda i podpisała papiery, że opuszcza szpital. Pożegnała się, a później spokojnie z Chrisem poszła w stronę jego auta, uśmiechała się lekko. Otworzył auto, a potem, jak przystało na dżentelmena, otworzył również i jej drzwi.

- Zapraszam- ukłonił się nieco, co Maybelline skwitowała śmiechem, wchodząc do środka i się zapinając.

- Dziękuje bardzo - powiedziała z uśmiechem, a Chris odwzajemnił to i zamknął jej drzwi, zaraz potem znalazł się na miejscu kierowcy.

- Dobra, no to kierunek zakupy, a w planach popcorn, owoce na musy i coś, co jeszcze nam do głowy wpadnie - zarządził, po czym odpalił auto.

- Zrobimy nasze popisowe musy? - spytała z szerokim uśmiechem, a Evans pokiwał głową.

- A i owszem, przepis dalej pamiętam a ty? - spytał, na co dziewczyna ochoczo pokiwała głową.

- Jakbym miała nie pamiętać? - spytała z uśmiechem. Wróciła wspomnieniami do tego dnia, gdy pierwszy raz je robili.

Jak zawsze, poszła wtedy bez wiedzy rodziców do Chrisa, gdyby wiedzieli, że ona zamiast się uczyć, chodzi na noce do Christophera, to by ją zamknęli w domu i nie wypuszczali by jej. Niestety jej rodzice nie przepadali za Chrisem, uważali, że jest dla niej nieodpowiedni i nic nie ma do zaoferowania. Zapukała do drzwi, a po chwili, otworzył jej uśmiechnięty Evans, ale nie Chris, a jego młodszy brat, Scott.

- Chriiiiis twoja dziewczyna już jest! - krzyknął z uśmiechem, zaraz zjawił się starszy Evans i trzepnął młodszego w głowę.

- Lepiej idź się ogarniać, zaraz idziesz z rodzicami - mruknął Chris, a Maybe się zaśmiała, starszy z chłopców spojrzał na nią z przepraszającym uśmiechem i wpuścił ją do środka. Dziewczyna zdjęła kurtkę, a potem i buty. Chris gestem ręki zaprosił ją do salonu. Tam dwójka dorosłych najprawdopodobniej szykowała się na jakieś wyjście.

- Och, Maybe, kochanie, miło cię widzieć - powiedziała uśmiechnięta mama Chrisa. Przytuliła dziewczynę, która również się uśmiechnęła.

- Dzień dobry, pani Evans, panie Evans - skinęła głową do taty Chrisa.

- Dobrze, że jesteś, przynajmniej teraz jestem spokojny, że Chris nie spali domu - powiedział ojciec Chrisa.

- Tato,tak mnie oceniasz? - spytał oburzony chłopak, zakładając dłonie na piersi.

- Nie oceniam, tylko stwierdzam fakt synu - powiedział z uśmiechem. -Maybelline jest bardziej odpowiedzialna - dodał. Szatynka pokręciła głową.

- Ta odpowiedzialna...żebyś wiedział co ona...

- Dobra już cicho nie ma tematu - ucięła dziewczyna, patrząc wymownie na Chrisa. Jego rodzice zaśmiali się.

- Dobrze, to my idziemy, uważajcie na siebie - powiedziała mama Chrisa, całując chłopaka w policzek i objęła delikatnie Maybe.

- Mamooo- jęknął chłopak, patrząc na swoją mamę i pocierał policzek. Kobieta wywróciła oczami.

- Scott! Idziemy! - mężczyzna zawołał drugiego syna, który zaraz zbiegł na dół. Gdy tamci wyszli z domu i zamknęli drzwi, Conery spojrzałana Chrisa.

- No więc, co teraz? - spytała z uśmiechem.

- Zrobimy sobie przekąski i może pogramy? Albo pooglądamy coś? - spytał z błyszczącymi oczami. Maybe poczuła ciepło w sercu, widząc ten wzrok. Pokiwała głową.

- Super pomysł, chodźmy - powiedziała i poszła do kuchni. Znała ten dom na pamięć, czuła się tu jak w domu... Takim prawdziwym. Evansowie zawsze mówili, że jest u nich mile widziana... Doceniała to, bardzo. Gdy weszli do kuchni, dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela. Chris puścił jej oczko i poszedł wziąć to, co potrzebne. Wyjął banany, kiwi oraz truskawki, zaczął się chwilę zastanawiać.

- Mus może zrobimy? Co ty na to? Mamy trzy owoce - powiedział z uśmiechem. Dziewczyna pokiwała głową.

- A może połączymy je? W sensie, musy kiwi-truskawka-banan, może wyjść dobre - zaproponowała z uśmiechem i wyjęła blender. Evans uniósł brwi.

- Myślisz, że to dobre połączenie? - spytał.

- Nie wiem, zobaczymy, jeśli nie skosztujemy, nie przekonamy się, no nie?- spytała i zaczęła obierać kiwi. Przyszły aktor, pokiwał głową i zabrał się za obieranie bananów oraz truskawek z szczypułek. Zerkał co chwilę na Maybe i uśmiechał się... Cieszył się, że znowu się z nią spotkał, uwielbiał z nią spędzać czas... Nie rozumiał tylko, czemu jej rodzice aż tak go niecierpią, nie chciał dla niej źle przecież. Z zamyślenia wyrwał go głos.

- Chris? Bo zaraz truskawki się zestarzeją - powiedziała, wkładając do blendera pokrojone kiwi. Evans pokręcił głową i się uśmiechnął.

- Im starsze, tym lepsze, tak? - spytał, uśmiechając się głupio. Maybe klepnęła się w czoło.

- To było z winem, ale tak, im starsze, tym lepsze - wywróciła oczami i zaczęła mu pomagać z tymi truskawkami. Banany już dołączyły do kiwi. Chris postanowił zrobić dowcip i gdy Maybelline zajmowała się blendowaniem, on wziął dwie truskawki i zmiażdżył je, poczym posmarował sobie nimi rękę, a dowód zjadł szybko.

- O boże! Maybeee - powiedział wystraszony, trzymając się za dłoń. Dziewczyna zobaczyła tę „ranę" na jego ręce.

- Matko, Chris! - wystraszyła się i wzięła szybko jego rękę pod wodę.- Wszystko będzie dobrze... - powiedziała zdenerwowana, ale gdy zobaczyła, że to się szybko zmyło... Spojrzała w szoku na Chrisa, który śmiał się cicho.

- CHRISTOPHER ROBERT EVANS - krzyknęła i walnęła go w głowę. - TY POWALONY IDIOTO, ZAJEBISTY ŻART - warknęła, patrząc na niego. Odsunęła się i wlała mus do kubków, gdy już był gotowy. Evans patrzył na przyjaciółkę i dalej śmiał się cicho.

- Oj Maybe... Nie gniewaj się na mnie... - powiedział z lekkim uśmiechem. Conery go ignorowała i zaniosła mus do salonu. Chris złapał ją za rękę i westchnął cicho - Przepraszam słońce...To był żart, wiesz, że lubię żartować - westchnął cicho, patrząc w jej brązowe oczy. Maybe widziała w nich skruchę, wiedziała, że żałuję tego dowcipu... Uśmiechnęła się lekko.

- W porządku, ale nigdy więcej tak nie rób... - poprosiła. Chris uśmiechnął się, kiwając głową. - Ale w zadość
uczynienie, oglądasz ze mną Kubusia Puchatka, chociaż jeden odcinek -powiedziała z uśmiechem. Chris otworzył szeroko oczy, tylko westchnął cicho i się zaśmiał.

- Niech ci będzie, ale potem Piękną i Bestię oglądamy, albo Myszkę Miki- powiedział z uśmiechem.

- Zgoda- zgodziła się z uśmiechem i poszła z nim do salonu, mieli musy, starczy im. Siadła obok niego na kanapie i oparła głowę ojego ramię. Dodger, jak to piesek, podleciał do nich, a później wskoczył na kanapę. Chris zaśmiał się i włączył na laptopie jakiś odcinek Kubusia. Objął Maybe, pogłaskał pieska i spokojnie zaczęli oglądać, popijając swoje specjalne musy.

Ze wspomnień wyrwał ją głos, Evansa.

- Jesteśmy już przy sklepie, w drogę - powiedział i zatrzymawszy się, wyłączył auto. Następnie skierował się do budynku, wraz z Maybe... Nie wiedzieli tylko, że zostali już wyłapani przez paparazzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top