Rozdział 3
Maraton filmowy został przerwany w momencie, gdy Maybe zamknęła oczy i opadła na Chrisa zasypiając, spokojnym snem. Przynajmniej tak się wydawało Evansowi, w rzeczywistości w głowie Conery, działy się różne rzeczy, różne myśli latały i uparcie, nie chciały się wyciszyć...jakby ciągle chciały o sobie przypominać. „Hej! Nie zapomnij o mnie!" Jednak żadna z tych myśli, nie została zmieniona w koszmar, więc dziewczyna po prostu spała a siedzący obok aktor, delikatnie wziął ją na ręce, przyłożył palca do swoich ust i spojrzał na pieska, dając, mu do zrozumienia, by był cicho. Szedł spokojnym krokiem do sypialni dziewczyny. Jednak podczas tej drogi, nie mógł nie zerkać na nią. Wyglądała, tak niewinnie, gdy spała... wyglądała ślicznie.
„Mam szczęście, że wróciła" pomyślał Chris z uśmiechem, gdy wszedł do sypialni i położył ją na łóżku. Przykrył ją ciepłym kocem i chciał odejść, kiedy jednak dziewczyna go zatrzymała.
— Zostań...— poprosiła, nie otwierając, oczu. Sprawiło to, że Chris stanął w osłupieniu. To była jego wyobraźnia? Przesłyszał się? Znaczy, teraz go zdziwiło, czemu tak się tym przejął... przecież Maybe to tylko przyjaciółka...może kiedyś był w niej zauroczony...ale to już minęło, prawda? Zresztą wtedy szans by nie miał, jej rodzice by go chyba zabili, gdyby tylko wyznał jej uczucia, które dość mocne były, ale to już minęło, już jest tylko przyjaźń. Co nie znaczy, że przyjaciele nie mogą obok siebie leżeć.
— Jasne..— powiedział, kładąc się, obok niej, jednak pewien odstęp zostawił, nie chciał w końcu przytłoczyć jej. Jednak Conery przysunęła się do niego i przytuliła go. Chris momentalnie zamarł, jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, o ile to było możliwe. Czuł dziwne uczucie w brzuchu, nie umiał go określić... ostatni raz czuł to... będąc z Jessica Biel... chociaż nie było to takie intensywne...jak i ich związek, który nie był długi co prawda, ale znaczył dla niego dużo. Jednak nie ma co wracać do przeszłości, jest na dobrych relacjach z Jessicą, chociaż, dawno z nią nie gadał. Spojrzał na wtuloną w niego szatynkę, która spokojnie oddychała. Na jego ustach, wkradł się delikatny uśmiech i złożył pocałunek na jej czole. Odetchnął cicho, głaszcząc jej plecy.
— Jesteś cudowna... pamiętaj o tym — powiedział z uśmiechem, patrząc na nią. Wiedział, że ona spała, więc go pewnie nawet nie usłyszała. Więc może powinien teraz wyznać wszystko? Wziął kosmyk jej włosów z twarzy i patrzył na nią, szukając słów.
— Wiesz...nie jestem dobry w takich wyznaniach..ale muszę powiedzieć, że za nastolatka... żywiłem do ciebie coś więcej, niż tylko przyjaźń, nie wiem, czy to było takie platoniczne, czy może też to czułaś... myślałem, że to tylko chwilowe, ale nigdy nie potrafiłem, przestać o tobie myśleć, o tym, jak jesteś kochana, pomocna, jak jesteś moim aniołkiem, dla którego zrobiłbym wszystko i wiesz... Maybelline ja cię...— nie mógł dokończyć, bo nagle poczuł uderzenie i nagle, ocknął się. Rozejrzał się, był w salonie, na kanapie, nie był w pokoju Maybe...to był, sen?
— No w końcu, nieźle mi odpłynąłeś — powiedziała, śmiejąc się cicho, dziewczyna. Chris zamrugał oczami, patrząc na nią, no nie, nie leżała na jego boku...ba, nie spała nawet a jakaś bajka, widać się skończyła. Czyli to wszystko on sobie po prostu wymyślił? Autentycznie poczuł się jak jakiś idiota, jak on mógł takie myśli mieć...musiał jak najszybciej o tym zapomnieć. Zaśmiał się nerwowo by wybrnąć z tej sytuacji.
- Widać, dzień mnie zmęczył trochę- powiedział rozbawiony.
- Nawet jeszcze nie jest bardzo po południu- wywróciła oczami, biorąc puste miski po musach. Wstała i poszła je zanieść do kuchni. Evans potarł oczy i zaczął analizować sen, jaki miał, nie rozumiał czemu, jego podświadomość tak postanowiła mu zrobić dowcip. Wypuścił ciężko powietrze i postanowił dołączyć do dziewczyny, bo inaczej te myśli go wykończą. Oparł się o framugę drzwi i patrzył, jak dziewczyna myje naczynia.
- Wiesz, że mam zmywarkę?- spytał z uniesioną brwią.
- A widziałam, ale wolę pomyć, bo czemu nie — puściła mu oczko, odkładając umyte naczynia, aby wyschły. Aktor wzruszył ramionami, z lekkim uśmiechem, patrząc na nią. Brakowało mu tego, brakowało mu, jak Maybe tak swobodnie się czuła i swoją obecnością zawsze poprawiała mu humor. Siedem lat...kto by pomyślał, że aż tyle się nie widzieli, oboje się zmienili, widać to było. Szczególnie, Chris widział to w Maybe...niby zachowywała się jak kiedyś, jednak była teraz bardziej opanowana, niepewna... czuł, że się też bała, ale nie dziwił jej się mimo wszystko. W końcu, jakby nie patrzeć została sama, bo ojciec jej dziecka najprawdopodobniej się wykręcił... przynajmniej takie było jego podejrzenie, bo dziewczyna nie powiedziała, wprost co się stało, ale pewnie to o czym pomyślał, było najprawdopodobniejszą opcją. Nie miał zamiaru na nią naciskać, aby mówiła, co się dzieje. Jednak szatynce zadzwonił telefon. Sięgnęła do niego, a gdy zobaczyła nazwę na wyświetlaczu...zamarła i cała się spięła. Aktor to zobaczył.
- Maybe?- spytał z troską, a dziewczyna odebrała telefon.
- Czego chcesz- powiedziała, ściskając dłoń w pięść. Z każdą kolejną chwilą, wyraz twarzy Maybe się zmieniał. - Jesteś popieprzony! Oczywiście, że się będę domagać! To twoje dziecko i mam na to dowody- warknęła, ale po chwili, cała pewność siebie...wyleciała z niej, a w jej oczach pojawiły się łzy- Nie zrobisz tego...- powiedziała łamiącym się głosem. Zmarszczyła brwi — Andrew?! Halo?! - pytała do telefonu, ale po drogiej stronie, nikt nie odbierał. Powoli odsunęła telefon od ucha, łapiąc się za głowę. Evans zmartwił się tym bardzo, co ten debil jej nagadał...
— Maybe...? Wszystko dobrze?— spytał niepewnie. Dziewczyna spojrzała na niego nerwowo.
— Idę, muszę iść odpocząć...daj mi spokój — powiedziała, a do jej oczu napłynęły łzy, po czym szybko poszła do siebie, zamykając drzwi. Położyła się na łóżku i zaczęła płakać. Nie miała sił... musiała jakoś pozbyć się tego wszystkiego... płacz był najrozsądniejszy. Ukryła twarz w poduszce, by zagłuszyć płacz i łzy. Chris stał w tym samym miejscu, w szoku, mając przed oczami ta sytuacje. Serce go bolało, że nie mógł jej w żaden sposób pomóc. Albo może mógł? W zasadzie sam przecież nie wiedział, co się wydarzyło, jeszcze zanim Maybe wróciła do Bostonu. Jednak, widząc jej reakcje, coś więcej musiało się stać, niż tylko, uciekniecie od odpowiedzialności. Spojrzał na swojego, psiego przyjaciela, który podobnie do niego, miał smutne emocje. Podbiegł do drzwi pokoju i zaczął łapkami stukać w nie.
— Bubba...Maybe, potrzebuje na razie samotności, choć do salonu — powiedział, a Dodger zaskomlał podchodząc do niego. Chris podrapał go za uchem i wszedł do wspomnianego pokoju, po czym opadł na kanapę. Zamknął na chwilę oczy, starając się, uporządkować wszystko to, co się wydarzyło. Nie wiedząc kiedy, znowu zasnął. Widać, nie wyspał się po prostu, no i pewnie przez to swoje długie rozmyślanie, opadł z sił. Minęło, zapewne sporo czasu, bo gdy się obudził, za oknem już robiło się ciemno. Poczuł jednak dziwny ciężar na sobie. Spojrzał na swoją klatkę piersiową i aż cały sparaliżował się, widząc Maybe, wtuloną w niego, z głową na jego torsie. Widział na jej twarzy, że niedawno przestała płakać, zresztą miała urywany oddech. Jednak postanowił się upewnić, czy na pewno nie śpi. Wolną dłonią, uszczypnął się w rękę i skrzywił się, czując ból. Czyli teraz to była jawa. Niepewnie i delikatnie, zaczął głaskać jej plecy, by spokojnie odpoczywała. Czuł, że ona po prostu tego potrzebuje teraz, bliskości drugiej osoby. I choć, nie wiedział wszystkiego, co się wydarzyło u niej, miał zamiar być drugą osobą, która wysłucha i okaże czułość. W końcu tak robią przyjaciele... przyjaciele.
———————————————————
Trochę krótszy rozdział, jednak nie chce od razu już szybko mówić co stało się między Maybe i Andym, bo gdyby był dłuższy pewnie, jakiś spojler by był, a dodatkowo, zakończenie mi się podoba i nie chce na siłę dobijać sobie słowa.
Może wy macie podejrzenia co Andrew nagadał Maybe? Chętnie poczytam i zobaczę czy dobrze myślicie 😏
Trzymajcie się i do następnego rozdziału <3
happinessxz <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top