Rozdział 1
Dwudziestopięcioletnia dziewczyna stanęła przed drzwiami dużego i bogatego domu. Swoje brązowe włosy pozostawiła rozpuszczone, jednak miała na sobie opaskę, aby nie zakrywały jej twarzy. Ubrana była w luźny, bordowy sweter z pieskiem na środku, w czarne dżinsy z dziurami a na nogach miała zwykłe, czarne Adidasy. Średnie, malinowe usta drgały lekko, a w jej oczach można było zobaczyć, że dziewczyna niedawno musiała płakać. Długo myślała, czy w ogóle powinna tu przychodzić, w końcu minęło tyle czasu, może nawet nie chciał jej widzieć? Może zapomniał o jej istnieniu? W końcu nie rozmawiali też długo, prawdę mówiąc, nie pamiętała ona, kiedy ostatni raz słyszała jego głos, który zawsze sprawiał, że czuła się bezpieczna, gdy była kolejna kłótnia jej z rodzicami, jego głos dawał jej otoczkę, że jest ktoś przy niej. Jednak to było siedem lat temu, gdy oboje jeszcze byli nastolatkami, beztroskimi, z problemami, jak niezdany egzamin, czy jak powiedzieć rodzicom czemu nie wróciło się do domu na noc. Teraz, będąc już dorosłymi, nodobra, młodymi dorosłymi, priorytety uległy dużej zmianie. Szczególnie w przypadku życia Maybelline. Niepewnie podniosła dłoń gotowa, aby zapukać, ale nie musiała czekać, bo drzwi się otworzyły, a w nich stanęła młoda, rudowłosa kobieta, na widok której Maybe zrobiło się słabo. Autentycznie, czuła, jakby świat się zatrzymał, podczas gdy ta druga była tak samo zaskoczona, albo raczej zdziwiona widząc dziewczynę może trochę starszą od siebie.
– Hej, jak masz na imię? – spytała rudowłosa. Maybelline cała zbladła, oj zły pomysł, nie powinna w ogóle tu przychodzić, co ona sobie myślała? Że jakimś sposobem Chris nie zacznie żyć albo układać sobie życia z kimś? Przecież logiczne powinno być, że może on zapomnieć o swojej starej, najlepszej przyjaciółce.
– Scarlett? Co się stało? – spytał mężczyzna, który pojawił się w drzwiach. Brązowowłosa teraz naprawdę, poczuła, jakby miała zaraz zemdleć... A w jej stanie, tak wiele emocji nie jest wskazane. Patrzyła na mężczyznę w szoku... Nic się nie zmienił. Te same brązowe włosy, wiecznie potargane, ciemnoniebieskie oczy, w które można by patrzeć godzinami i które Maybe od dawna znała. Teraz wyrażały nie mniejszy szok, gdy zobaczył tak dawno niewidzianą twarz. Nie wiedział, jak zareagować, jego pierwszym odruchem było...zbliżenie się do brązowowłosej. Dziewczyna zaczęła ciężej oddychać i głosy zaczęły się rozmazywać, podobnie jak obraz,nie mdlej tylko...
– Maybe?– spytał mężczyzna, patrząc na nią i bardziej się zbliżając. Dziewczyna złapała się za brzuch i po chwili straciła przytomność, gdyby nie szybka reakcja Chrisa, najpewniej uderzyłaby w beton. Dochodziły do niej jakieś stłumione dźwięki, ale sama nie potrafiła ich zidentyfikować, do kogo należały, dlatego postanowiła odpuścić i pozwolić ciemności zabrać ją.
.............................
Czuła dziwny ból głowy, jak i głośne dźwięki, albo już po prostu zaczęła mieć jakieś omamy słuchowe. Podświadomość kazała jej, by w końcu otworzyła oczy, ale ilekroć się starała, nie potrafiła. Dopiero po dłuższej chwili udało jej się uchylić pomału oczy, czego pożałowała, bo poczuła jakieś, oślepiające światło, zdecydowanie nie było to przyjemne. Podniosła dłoń i zakryła sobie oczy, by jakoś je uchronić. Wtedy też usłyszała głos, znany już sobie.
– Doktorze, obudziła się – powiedział Chris, wstając z krzesła, na jakim siedział, by zrobić miejsce dla lekarza. Dziewczyna przekręciła głowę i swoimi brązowymi oczami spojrzała na dawnego przyjaciela. Ten posłał jej tylko słaby uśmiech i zaraz dało się usłyszeć, głos lekarza.
– Dzień dobry, panno Conery. Jak się pani czuje? – spytał lekarz. Maybe odwróciła wzrok od Chrisa, by spojrzeć na starszego mężczyznę.
– Zaskakująco dobrze, boli mnie głowa, ale tak to jest okej – odparła dziewczyna, pocierając czoło. – Ile już tu leżę? – spytała, patrząc na doktora.
– Niecały dzień, parę godzin tylko. Pani chłopak przywiózł panią tutaj szybko, dzięki czemu mogliśmy zareagować, dzięki czemu państwa maleństwu też nic się nie stało – odpowiedział doktor. Conery na chwile zamarła, czy... Chris podał się za jej chłopaka?! A teraz jeszcze dowiedział się o ciąży w najgorszy możliwy sposób...? Chryste Panie, co się jeszcze zdarzy, by skomplikować jeszcze bardziej życie dziewczyny.
– Jasne, rozumiem... Mój chłopak – powiedziała brązowooka i spojrzała na Chrisa, ten tylko podrapał się po karku. Czyli jednak dalej miał ten tik, że gdy czuje się zakłopotany, drapie się po karku. Jakoś to sprawiło, że się lekko uśmiechnęła, nie potrafiła inaczej.
– Proszę odpoczywać, za trochę przyjdą pielęgniarki, by mogła pani wziąć leki – odpowiedział lekarz i wyszedł z sali. Dziewczyna pokiwała głową i ciężko odetchnęła, kładąc się na poduszce. Siedziała cicho i nic jak na razie nie mówiła, bo co by miała mówić? Było teraz dość niezręcznie, więc wolała poczekać, aż może Chris zacznie temat. Mężczyzna, jakby po chwili, gdy ta nic nie mówiła, postanowił zagaić rozmowę.
— Więc...Czemu nie jesteś z rodzicami i Andrew'em w Manchesterze? — spytał szatyn. Maybe ciężko wypuściła powietrze na to pytanie, mogła się tego spodziewać, ale nie chciała już od razu na to odpowiadać. Mina jej zmieniła się na przygnębioną, a ona zaczęła się bawić palcami.
— Rodzice nie wiedzą, że tu jestem, a on tym bardziej i niech tak zostanie,chociaż wątpię, by się interesował tym, co się dzieje ze mną —mruknęła, nie patrząc na niego.
Normalnie chłopak by zapytał, czemu nie powiadomiła rodziców i że powinnato zrobić, ale on znał bardzo dobrze państwo Conery i wiedział, jak wyglądały ich relacje z córką, dlatego nie wypytywał o to. Jednak zmartwiło go to... że Andrew, miałby się nie interesować swoją dziewczyną, przecież znał go tak długo, jak znał Maybe oraz jej rodziców. Fakt, nie przepadał za nim, ale mimo wszystko trochę go to zastanawiało, czyżby coś się stało między nimi? Gdzieś w środku poczuł... Może coś na wzór ulgi? Od razu jednak wyrzucił to z głowy, mógł tak myśleć i cieszyć się z nieszczęścia Andy'ego, ale nie Maybe... Ona zbyt wiele znaczyła, nie życzył jej i nigdy nie przeszło mu przez myśl życzyć jej jak najgorzej.
– Dlaczego? Czy coś... – zaczął, spoglądając na dziewczynę, która patrzyła na niego, a jej oczy zaczęły się szklić. Wyczuł, że wszedł na drażliwy temat, złapał ją za dłoń. – Spokojnie, nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – dodał od razu, a Conery pokiwała głową.
– Jak...życie ci się układa? – spytała dziewczyna spokojnie, wciąż na niego patrząc. Chris westchnął cicho i wzruszył ramionami. Co miałby jej powiedzieć?
– Chyba dobrze, jestem aktorem i... Mam już parę filmów za sobą, a obecnie pracuje nad nowym. Mieszkam sam z Dodgerem i co tu więcej opowiadać – uśmiechnął się nieznacznie.
– A ta rudowłosa? Twoja dziewczyna? – spytała Maybelline, na co Chris zaśmiał się i pokręcił głową.
– To moja przyjaciółka, którą znam z planu filmowego nowego filmu. Scarlett nie jest moją dziewczyną, ma chłopaka – powiedział z uśmiechem. Maybe poczuła się głupio... Bardzo głupio, mimo iż raczej nie powinna, dlatego by wyjść z niezręcznej sytuacji, bynajmniej dla niej, zaśmiała się.
– Ach, no dobrze rozumiem, a już myślałam – powiedziała, patrząc na niego. Evans odwzajemnił uśmiech lekko, ale zaraz postanowił zapytać ją o coś.
– Gdzie mieszkasz? – spytał spokojnie. Szatynka westchnęła cicho i spojrzała na swoje dłonie, zaczęła je pocierać o siebie.
– W hotelu... Ale zaczynam szukać jakiegoś, małego domu na kupno, nie mogę wiecznie w hotelu żyć, nie? Pieniądze sobie uzbierałam i...I znajdę coś – powiedziała, przymykając oczy na chwilę. Tak naprawdę, bała się jak to wszystko będzie, jak ona sobie poradziz dzieckiem i to sama? Może nie powinna go mieć. Aktor patrzył na dawną przyjaciółkę smutno. Znał ją i wiedział, że zawsze chciała grać silną, ale w środku, bała się cokolwiek zrobić,wiedział, że zawsze czuła się beznadziejnie... Jednak to ukrywała i on podejrzewał, dlaczego tak jest. Dlatego, gdy tak teraz patrzył na nią, widział, w jakim jest stanie, nie mógł jej zostawić. Chyba nie bez powodu znowu się spotkali, musiał wykorzystać szansę, że znowu ma przyjaciółkę przy sobie.
– Słuchaj, mam duży dom, jeśli chcesz, możesz u mnie mieszkać, póki na spokojnie nic nie znajdziesz – zaproponował, patrząc na nią ze spokojem. Maybelline spojrzała na niego w szoku. Przygryzła wargę, wątpiła, że to dobry pomysł, on miał swoje życie, a ona nie chciała pakować się w nie ze swoimi problemami.
– Nie chce się narzucać, to miłe z twojej strony, ale nie chce dorzucać ci problemu – powiedziała spokojnie. Evans pokręcił głową, śmiejąc się cicho.
– Głuptasie, nie będziesz mi problemu sprawiać, tęskniłem za tobą i chce znowu z tobą spędzać czas, jak za dawnych czasów. Nie mów, że nie miałabyś ochoty na maraton Disneya, jak to zawsze robiliśmy –powiedział, patrząc na nią z uroczym uśmiechem, przez który Maybe nigdy nie mogła się na nic nie zgodzić. Jej też go brakowało... I tej jego obsesji na punkcie Disneya. Pamiętała te ich wspólne wieczory, gdy wymykała się i prosiła swoją ciocię, by kryła ją... uśmiechnęła się sentymentalnie.
– No nie wiem... – powiedziała niepewnie.
– Prooooszę Dodger ucieszy się, że cię zobaczy, zresztą ja też będę się cieszył – powiedział z uśmiechem, patrząc na nią. – Nieraz czuje smutek, gdy w takim domu jestem sam... Zamieszkaj u mnie, ty i maluszek, póki nie staniecie na nogi, pomogę Ci, jak tylko będę umiał, wiesz, że jesteś dla mnie ważna – patrzył na nią, proszącym wzrokiem. Gdy powiedział, że ona i maluszek... Conery, uśmiechnęła się lekko, że prawdopodobnie, nie przeszkadza mu to,że jest w ciąży, ale ona jeszcze nie była pewna, co z tym zrobić... Raczej na aborcje było za późno, więc jedyne opcje, jakie miała, to urodzenie i zostawienie lub urodzenie i opieka...Nie wiedziała kompletnie co robić, bała się tego wszystkiego, niebyła nawet gotowa na dziecko. To wszystko wina Andrewa... Wróciła jednak myślami do tego, co Chris jej mówił, powinna się do niego wprowadzić? Zamknęła oczy i postanowiła sobie to jakoś uporządkować. Po chwili pokiwała głową.
– Okej Chris, zamieszkam u ciebie... Też tęskniłam za tobą –powiedziała z uśmiechem, a Evans, odetchnął i przytulił ją delikatnie, by nie zrobić jej krzywdy. Dziewczyna wtuliła się w niego, ciesząc się, że jednak Chris o niej nie zapomniał i był gotowy jej pomóc, mimo tak długiej rozłąki.
– Dobrze, proszę odsunąć się na chwilę, musimy podać leki – powiedziała miło pielęgniarka, patrząc na Chrisa, który od razu się odsunął. Maybe wzięła jakieś tabletki i popiła je ciepłą herbatą. Uśmiechnęła się, dziękując im. Evans wrócił na swoje miejsce i patrzył na Maybe.
– Zapytam się doktora, kiedy wychodzisz, a potem pojadę po twoje rzeczy do hotelu – powiedział uśmiechając się. Conery pokiwała głową patrząc na niego.
– Dziękuje, masz klucze – powiedziała, wyjmując z kieszeni w zasadzie klucz, nie klucze. Chris wziął je i pokiwał głową po czym opuścił salę, po czym zaczął szukać lekarza, który zajmuje się Maybelline. Gdy go znalazł, podszedł do niego.
– Dzień dobry, kiedy Maybe mogłaby wyjść? – spytał, a lekarz popatrzył na niego nie wiedząc chyba o kogo chodzi. Chris od razu się poprawił. – Maybelline Conery – powiedział nieco zażenowany. Lekarz pokiwał głową i spojrzał w swoje papiery.
– Jutro najprawdopodobniej – powiedział. – Musimy mieć pewność, że jest dobrze. Proszę, by unikała stresów, jest w tygodniu skłonnym do poronień – dodał poważnie lekarz, Chris pokiwał głową.
– Oczywiście, rozumiem i dziękuję – powiedział, po czym wrócił do sali i oddał klucze Maybelline. Dziewczyna uniosła brwi patrząc na niego.
– Co? Już odebrałeś? – spytała a Evans pokręcił głową i zaśmiałsię
– Wychodzisz jutro, pojadę rano po nie i przyjadę po ciebie, okej? – spytał,a dziewczyna pokiwała głową.
– Zgoda– uśmiechnęła się. Przez resztę czasu, oboje rozmawiali,wspominając ich odległe, nastoletnie czasy. W końcu też nastała godzina, że Chris niestety musiał już się pożegnać. Pomachał jej i powiedział, że zobaczą się jutro. Dziewczyna pokiwała głową i gdy wyszedł odetchnęła cicho uśmiechając się. Chyba wszystko w końcu miało się ułożyć. Przekręciła się na drugi bok i zamknęła oczy, gotowa, aby zasnąć. Co też szybko się stało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top