Początek końca
Zapadł ostatni gwizdek kończony drugą połowę spotkania gimnazjum Raimon'a z liceum Zeusa. Mecz zakończył się wygraną jedenastki Inazumy i to we wspaniałym stylu. Nie używali oni jak ich rywale boskiej wody, która zwiększała ich umiejętności dwukrotnie. Wiara i siła ich serc pozwoliła im pokonać niezwyciężonych. To był ogromny cios dla drużyny Zeusa. Jeszcze nigdy nie odnieśli tak spektakularnej porażki jak ta. Od razu ruszyli po pomoc do swojego trenera ale nie zastąpi go już w swoim gabinecie. Kageyama dał mogę przy pierwszej lepszej okazji, ale oczywiście go zgarnęła policja. Tak więc drużyna została na lodzie z wielkimi problemami. To ich trener powinien za to wszystko opowiedzieć. Oni jedynie wykonywali jego rozkazy. No właśnie, rozkazy. Podobnie przecież było w przypadku akademii Królewskiej. Ich też Kageyama oszukał i wykorzystywał przez ich okres nauki w szkole. Ten człowiek ściągnął problemy na nie jedną osobę i nie jedna na tym ucierpi.
Zawodnicy Zeusa byli kompletnie zdezorientowani. Ustawiali się rządkiem za kapitanem, który był tak samo bezradny jak oni. Tłumy wiwatowały na cześć zwycięskiego gimnazjum Raimon'a zapominając o ich rywalu. Teraz to oni byli w blasku jupiterów. A przecież nie tak to miało wyglądać. Kageyama zagwarantował Zeusowi coś zupełnie innego. Chłopaki stali z boku i obserwowali radosną drużynę przeciwnika.
- Jestem w szoku.- wycedził zdezorientowany Aphrodi nie mogąc uwierzyć w przegraną.- To najlepsza drużyna jaką znam.- wszyscy bez wyjątku zgodzili się z blondynem. Żal i gorycz jaka mieszała się w ich sercach stawała się nie do zniesienia.
- I co teraz kapitanie?- do długowłosego podszedł jego najlepszy przyjaciel Hera. Taką przyjął ksywkę i tak na niego wszyscy mówili. Cały zespół posługiwał się ksywkami.- Wpakowaliśmy się w niezłe tarapaty.
- Wiem o tym. Ale jak mamy odpowiadać za działania naszego trenera?- wyznał Aphrodi zwracając wzrok ku koledze. Ten rozmowie bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie przejmujcie się dzieciaki.- do drużyny podszedł pan detektyw. Dobrze wiedział co działo się za kulisami tego przedstawienia i nie winił za to biednych dzieci, które zwyczajnie zostały oszukane.- Wszystko zostanie wyjaśnione. A na razie zbierajcie się i idźcie do domu. Macie pewnie sporo do wyjaśnienia swoim rodzicom.
Chłopaki nie zamierzali protestować. Podziękowali i udali się do szatni. Atmosfera panowała tam co najmniej grobowa. Każdy był przybity i zawiedziony tym co miało miejsce. Dlaczego byli tak głupi i uwierzyli takiemu człowiekowi jak Kageyama? Sami chcieliby to wiedzieć. Każdy udał się w swoją stronę. Na korytarzu pozostał tylko kapitan Zeusa- Aphrodi. Patrzył przed siebie gdzie widniał przez drzwi kawałek murawy gdzie świętowali chłopaki z Raimon'a. Ten widok ukuł go w serce. Złapał prawą ręką za opaskę kapitana na jego lewym przedramieniu i mocno ścisnął. Był wściekły. Nie ma to, że przegrali. Był wściekły na siebie. Nie umiał już odróżnić dobra od zla ani prawdy od fałszu. Pustka jaka go wypełniała była jedyną rzeczą jaką teraz miał. Odwrócił się do wyjścia na murawę tyłem i spojrzał przed siebie. Zupełnie ciemny korytarz, którym musiał iść, aby wyjść z budynku. Zamknął oczy. Tak bardzo chciał, by to wszystko było tylko iluzją. To nie mogło się przecież wydarzyć na prawdę. Do oczu napłynęły mu łzy. Jak mógł być taki naiwny i pójść za Kageyamą wierząc w jego dobre i czyste zamiary. Zacisnął dłoń, którą trzymał opaskę jeszcze mocniej, że po chwili zaczął odczuwać lekkie mrowienie.
- Jestem swoim największym wrogiem...- wyszeptał a po jego policzku spłynęła pierwsza łza. Wtem ktoś wszedł na korytarz od strony murawy. Zatrzymał się gdy tylko dostrzegł czyjąś sylwetkę stojącą w półmroku. Nie mógł ocenić do kogo ona należy więc spytał.
- Kto tu jest?- blondyn drgnął. Wiedział dobrze do kogo należy ten głos. Nie chciał się odwracać. Jego stan nie kwalifikował się do tego, aby z kimś rozmawiać twarzą w twarz. Ograniczył się jedynie do wypowiedzenia swojego imienia.
- Aphrodi.
- Gdzie się podzialiście? Ty i twoja drużyna?- głos powoli stawał się wyrazistrzy co oznaczało, że osoba mówiąca zbliża się do długowłosego. - Nie musieliście tak szybko znikać z boiska.
- To koniec. Nie mielibyśmy po co zostawać. Żeby patrzeć jak się cieszycie z wygranej? To nie ma sensu.- wyznał Terumi stając bokiem do chłopaka, który zmierzał w jego stronę. Tamten zatrzymał się.- Wszystko jest bez sensu.
- Dlaczego tak mówisz? Daliście się omamić temu podłemu człowiekowi. Tak jak Kidou i jego drużyna. Każdy na tych układach ucierpiał w ten czy inny sposób.- Gouenji, bo to właśnie on a nie Endou przyszedł rozmawiać z kapitanem Zeusa, stanął obok blondyna i skrzyżował ręce.- Ja też w pewnym sensie na tym ucierpiałem. Moja młodsza siostra miała wypadek i leży w szpitalu.
- To przykre.- mruknął grobowym tonem Aphrodi.- Ale my dopuściliśmy się oszustwa. A ja nas w to wpakowałem. Byłem zaślepiony i głupi. Nie zasługuje na bycie kapitanem ani żeby w ogóle grać w piłkę nożną.- złapał opaskę w inny sposób niż dotąd ją trzymał i szarpnął z całych sił. Malutki wieniec laurowy zerwał się i spadł w dwóch kawałkach na podłogę. Gouenji obserwował to zajście, po czym spojrzał zaskoczony na długowłosego.
- Co ty robisz? Przecież to ważna rzecz. Nie można jej niszczyć jak ci się żywnie podoba. Po drugie dlaczego masz nie grać w piłkę nożną? Weź przestań. Nie odwalaj takie szopki Aphrodi. To już głupota z twojej strony.
- Wystarczy tego Shuuya. Nie masz pojęcia przez co teraz będziemy przechodzić!- Terumi już tego nie wytrzymał. Agresywnie odwrócił się w stronę płomiennego napastnika i ze szklanymi oczami wygarnął- Nie wiesz jak to jest zostać wystawionym do wiatru! Nie wiesz jak to jest zostać zdradzonym! Teraz musimy płacić za to co robił ten człowiek. Jako kapitan powinienem umieć ochronić drużynę a ja pięknie ich wprowadziłem w ten szajs. Wszyscy na mnie liczyli i wierzyli, że poprowadzę ich do zwycięstwa. Tymczasem spadliśmy na samo dno. Nie mamy już ani reputacji ani trenera. Nie mamy absolutnie nikogo kto by nam pomógł. Sięgnęliśmy niebios by teraz gryźć ziemię. Ja już tego mam dość! Nie wytrzymam już dłużej! Odchodzę z zespołu!- to mówiąc Aphrodi odwrócił się zamaszyście do rywala tym samym bijąc go w twarz końcówkami włosów i ruszył do wyjścia ciemnym korytarzem. Już nie odwrócił się na wołania Gouenji'iego tylko brnął w mrok. Dobrze wiedział, że dla niego oznacza to początek końca. Ale nie zamierzał się temu opierać.
Wrócił do domu późno co nie uszło uwadze jego matki. Ojca jeszcze nie było. Pewnie jak zwykle siedział do późna w robocie. Nie miał rodzeństwa więc nie miał z kim porozmawiać o swoich problemach. Matka nigdy nie próbowała go zrozumieć. Tylko wymagała a potrzeby syna schodziły na dalszy plan. Tak było i tym razem.
- O, zjawił się wreszcie książę wszystkiego.- mruknęła pani Terumi biorąc się pod boki- A gdzie to się szlaja w nocy z kolegami?
- Byłem sam.- ściął krótko Aphrodi unikając kontaktu wzrokowego z mamą. Jego życie nie było znowu takie kolorowe jakby się mogło wydawać. Zdjął buty i kurtkę i skierował się do kuchni.- Jest coś do jedzenia?
- Jakbyś przyszedł godzinę temu to zjadłbyś normalną kolację. A teraz bujaj się sam.- odparła kobieta wchodząc za synem do kuchni. Oparła się o framugę drzwi i obserwowała poczynania Afuro. Chłopak przewrócił teatralnie oczami i otworzył lodówkę. Wyjął z niej jogurt a z szafki wiszącej obok, płatki. Wziął to ze sobą i położył na stole. Wrócił jeszcze do kredensu, gdzie znajdowały się różnego rodzaju miseczki i wybrał sobie jedną. Przygotował jedzenie i zasiadł do stołu. Matka tylko patrzyła na niego z pogardą. Była dość młoda a syn we wszystkim jej wadził. Tak na prawdę to wcale nie chciała mieć dzieci. Afuro był wpadką podczas jednej z imprez. Ale jej chłopak i obecny mąż chciał syna więc nie miała wyboru. I tak całe dnie zajmowała się sobą a sprawy blondyna mało co ją obchodziły.- I jak tam mecz?- spytała po dłuższej przerwie. Afuro wzdrygnął się. Tak jak nigdy nie pytała jak mu idzie w szkole czy jak mecze, teraz nagle się jej zebrało. Nie odezwał się. Jadł dalej w ciszy ignorując Jun. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i odpocząć od tego wszystkiego.
- Zostaw mnie. Nie mam nastroju do zaczepek.- rzucił gdy tylko skończył kolację. Wstał od stołu, miskę włożył do zlewu i skierował się na górę. Minął szatynkę i ruszył po schodach do pokoju. Trzasnął z całej siły drzwiami aż te zadrżały w zawiasach i rzucił się na łóżko. Zdawał sobie sprawę, że ważny etap w jego życiu właśnie dobiegł końca. Co będzie teraz? Co ma zrobić? Już nic nie miało dla niego jakiegokolwiek znaczenia.
*****
Nazajutrz rano drużyna Zeusa ponownie stawiła się na treningu. Chcieli jakoś wszystko na nowo poukładać i zacząć szukać nowego trenera. Inaczej nie będą mieli po co trenować skoro nie będą mogli występować publicznie i grać z innymi drużynami. Jednak coś się zmieniło. Z zaskoczeniem stwierdzili, że nie pojawił się ich kapitan. Zaczęli rozmawiać między sobą czy komuś Aphrodi coś mówił. Jednak nikt nie miał pojęcia gdzie się podziewał blondyn.
- Hera, ty jesteś najbliżej z kapitanem. Mówił ci coś może?- spytał Athena podchodząc do brązowowłosego napastnika. Ten wzruszył ramionami.
- Niestety mi też nic o nim nie wiadomo.
- Może coś mu wypadło?- dodał Demeter krzyżując ręce.- Wszystkiego można się po nim spodziewać.
- To fakt.- Athena wziął się pod boki- Pewnie ciężko mu przyjąć do wiadomości to co się stało. Nam też łatwo nie jest ale to on jest przecież kapitanem.
- Ej, ej.- uciszył kolegów Hera podchodząc do nich bliżej.- Nie zwalajcie na niego wszystkiego tylko dlatego, że jest kapitanem. To co się stało to też nasza wina.
- Niby czemu?- tym razem głos zabrał Ares.- To on powinien odróżniać dobro od zła.
- Tak, ale nam też zabrakło zdrowego rozsądku. Nikt nie przeciwstawił się a przecież mogliśmy to zrobić. Ten człowiek nas zahipnotyzował i oddaliśmy się mu. Każdy z nas ponosi za to odpowiedzialność.
Nastała cisza. Wszyscy w milczeniu zaczęli zastanawiać się nad słowami kolegi. W gruncie rzeczy miał on sporo racji. Wszystkim zabrakło odwagi, aby wyrazić sprzeciw. Patrzyli teraz po sobie zdezorientowani i zastanawiali się co mają na chwilę obecną zrobić.
- Skoro Aphrodi nie zamierza się pokazać to po co my tu sterczyny?- głos zabrał Artemis. Nikt nie był na to przygotowany. Nagle do drużyny podszedł Posejdon trzymając w rękach jakiś zmięty papier.
- To od kapitana.- rzucił posępnie jakby treść wiadomości była dla niego czymś dobijającym. I w istocie taka była. Zawodnicy spojrzeli po sobie zbici z tropu. Kapitan nigdy czegoś podobnego nie robił. To nie w jego stylu. Hera odważył się i podszedł do bramkarza. Odebrał od niego karteczkę i przeczytał na głos.
Po wysłuchaniu treści listu prawie wszyscy mieli łzy w oczach. Nie spodziewali się, że ich kapitan tak po prostu się podda. Największy cios, był chyba dla Hery. Ręce mu drżały a sam wodził wzrokiem po piśmie kolegi.
- To jakieś żarty?- jako jedyny Ares zachował zimną krew.- Jak on mógł nas tak wystawić? I to po czymś takim? Chociaż raz się z nim zgodzę. To Hera powinien być od początku kapitanem. Nie on.- napastnik wspomniany po wyżej spojrzał na kolegę zaskoczony. Nigdy nie myślał o byciu kapitanem. A wychodzi na to, że wiele osób doceniało jego możliwości. Raz jeszcze rzucił okiem na pomięty papier. Nie mógł się z tym pogodzić. To jakiś cyrk. Aphrodi nigdy by się nie poddał a już na pewno nie zdezerterował. Coś musiało go do tego pchnąć.
Z ukrycia całą rozmowę podsłuchiwał Gouenji. Był pewnie, że wczorajsze zachowanie Terumiego było chwilowym kaprysem ale teraz zdał sobie sprawę, że blondyn był poważny mówiąc, że rezygnuje z footballu. Widząc sytuację w drużynie Zeusa zrozumiał, że powinien coś zrobić. Nie zamierzał mówić o zajściu Endou ani Kidou. Sam chciał rozmawiać ten problem. Z jednej strony rozumiał Aphrodiego a z drugiej nie. Jednak to nie mało za dużego znaczenia. Postanowił więc poszukać Terumiego na własną rękę mi rozmówić się z byłym kapitanem drużyny Zeusa. Miał nadzieję, że to cokolwiek zmieni.
******
Tak jak mówiłam, osobne historię z wybranymi postaciami z Inazumy. To poświęcam Aphrodiemu. Jakoś mnie tak natchnęła jego historia i postanowiłam pchnąć to dalej. Oprócz niego swoje epizody będą też miały inne osoby jak Gazel, Burn, Fudou, Sakuma i reszta. Nie przewiduje ich strasznie długich. A z resztą zobaczę jak będzie się pisało. Zastanawiałam się czy nie wrzucić po jednym z rozdziałów z każdego opowiadania ale zrobiłby się za duży harmider. Także teraz Aphrodi jest w blasku jupiterów. Jak wam się podoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top