- Wybierasz się dokądś?

Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust. Przetarła dłonią twarz.

- Umówiłam się ze znajomym.

- Od teraz klient to znajomy, Gayoon?

Przewróciła oczami, spoglądając na mnie spode łba. Denerwowałam ją, tak jak wszystko ostatnio.

- Nieważne.

Odwróciłam się od niej, miętoląc w dłoni skrawek bluzki.

Znowu mnie opuszczała dla tych obrzydliwych, starych mężczyzn.
Znowu zapomniała o naszej randce.
Znowu powinnam była się na nią zdenerwować, ale nie umiałam.

Pokiwałam głową, pokazując jej, że rozumiem.

- W takim razie, o której wrócisz?

Nie odpowiedziała, spuszczając głowę i spoglądając na swoje stopy.

Zachowywała się jak zawsze, więc nie mam pojęcia, dlaczego bolało mnie to coraz mocniej z każdym dniem. To, że obcych mężczyzn traktowała najlepiej jak umiała, a mnie, najbliższą jej osobę, traktowała gorzej niż obcego.

- Muszę już iść, kochanie. Nie czekaj na mnie.

Prychnęłam.

Kochanie.
Kochanie, kochanie, kochanie.
Czy to słowo cokolwiek dla niej znaczy?

- Oczywiście. - Przecież i tak będę czekać, dobrze o tym wie.

Kiedy stanęła przy drzwiach, posłała mi smutny uśmiech, a ja, mimo iż chciałam ją teraz pocałować i przytulić tak, żeby czuła się najlepiej, pokiwałam jedynie głową, cicho mówiąc „do potem".

Pragnęłam jej teraz tak mocno, niczego innego teraz nie chciałam oprócz jej cichego i nieśmiałego „kocham cię", które szeptała, gdy leżała wtulona w moje ramiona. Wtedy pogłaskałabym ją po jej długich włosach, prawie płacząc ze szczęścia i odpowiedziała „kocham cię najmocniej".

Ale jej nie było, zapewne siedziała na kolanach starego faceta i uśmiechała się słodko do niego.
Pewnie oszalał przez jej wspaniały uśmiech, dokładnie tak jak ja.

- Dlaczego jeszcze nie śpisz?

Odwróciłam głowę w jej stronę, najpierw przecierając dłonią oczy i policzek, żeby nie zauważyła, że płakałam. Stała przy drzwiach, uśmiechnięta, z opuchniętymi oczami i rozmazanym makijażem.

- Dużo zarobiłaś? - westchnęłam, a jej uśmiech znikł i zastąpił go obojętny wyraz twarzy.

Tak naprawdę nie potrzebowałyśmy pieniędzy. Ani trochę - co bolało mocniej.

Sprzedawała siebie, mimo iż mogłam jej zapewnić wszystko, co pragnęła, począwszy od ubrań a kończąc na mojej miłości.

- No chodź, połóż się już. Jesteś zmęczona - uśmiechnęłam się do niej, chcąc poprawić nieco atmosferę.

Zrobiła tak, jak powiedziałam. Podeszła do łóżka, odrzucając w bok kołdrę i usiadła na materacu, przyciągając nogi do klatki piersiowej.

Wyglądała teraz tak krucho.

- Zrobię ci coś do jedzenia. Może się prześpisz? - spytałam, patrząc na nią z bólem w oczach, a ona jedynie pokręciła głową.

- Nie jestem głodna.

Prychnęłam.

- Nie widzisz, jak słaba jesteś? Nogi ci się nawet trzęsą, zaraz ci coś przyniosę.

Wywróciła jedynie oczami, zirytowana.

- Dlaczego nigdy mnie nie słuchasz? - szepnęła cicho, załamującym się głosem, na co ja nie zwróciłam nawet uwagi.

Wchodząc do sypialni, zauważyłam, że podczas mojej nieobecności nie zmieniła w ogóle pozycji - wciąż tuliła się do swoich nóg i chowała w nich twarz, zupełnie jakby tworzyła wokół siebie mur.
Na stoliku nocnym obok niej postawiłam ciepłą herbatę i ryż, który uwielbiała, ale jak na razie nawet na mnie nie spojrzała.

- Powinnaś bardziej o siebie dbać, Yoonnie.

Otulona ciepłym kocem, siedziałam na ławce w parku i patrzyłam na Gayoon, która karmiła gołębie.

Tak spędzałyśmy wolny czas: wychodziłyśmy do kina, parku, restauracji - wszędzie, gdzie mogłyśmy pobyć razem.

Mimo iż był październik, założyłam na siebie jedynie zwykłą, cienką bluzkę, więc teraz musiałam siedzieć wtulona w koc i przypatrywać się mojej dziewczynie, co nie było aż takie złe, bo wyglądała niesamowicie - jak zawsze - śmiejąc się i biegając za gołębiami.

Kiedy nieco już zmęczona usiadła obok mnie, ułożyłam głowę na jej ramieniu, a ręką objęłam ją w talii, od razu się spięła i wyprostowała, jakby nie chciała mojego dotyku, albo po prostu się od niego odzwyczaiła.

Jednak nie odsunęła się ode mnie, zapewne tylko przez to, że ja zrobiłam to pierwsza.

To musiało wyglądać komicznie, jedna siedziała na jednym końcu ławki, a druga - na drugim.

- O czym myślisz, Jiyoon?

- O niczym.

- Okej.

- Tak, okej.

I tak wyglądała większość naszych - i tak beznadziejnych - rozmów.

- Gayoon, cholera! - krzyknęłam, powstrzymując potok łez, który o mało co nie wydobył się z moich oczu. - Czy jeśli ja zdejmę ubrania i zacznę pracować tak jak ty, to zrozumiesz moje uczucia?

Widok kolejnych siniaków na jej udach od zbyt mocnego uścisku był już dla mnie bez znaczenia. Codziennie przybywały nowe, były prawdę mówiąc codziennością - już mnie to nie obchodziło i nie bolało.

- Ty nie rozumiesz - szepnęła, otulając się swoimi dłońmi i lekko dygocząc.

Tak. Nie rozumiem, bo jestem zbyt głupia.

- Więc mi wytłumacz.

Przewróciła oczami i wyszła z salonu, kierując się zapewne do łazienki. Tylko tam mogła się zamknąć sama i nie mogłam jej wtedy przeszkadzać.

I mimo, że musiałam wiedzieć o jej wszystkich problemach a ona o moich w ogóle, kochałam ją, bo była najważniejszą dla mnie osobą.

Zaopiekuję się tobą, gdy nie będzie nikogo.
Zawsze będę z tobą, gdy nikogo innego nie będzie, więc...

Więc nie martw się, Gayoon.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top