✘37✘

Szum fal atakował zmysły Carli i choć zwykle napawał ją spokojem, dziś wywoływał strach i pobudzał wyobraźnię do tworzenia najgorszych scenariuszy.

Siedziała w swoim różowym BMW, zaciskając knykcie na kierownicy z taką siłą, że te aż zbielały. Trwało tak już ładnych parę minut, podczas których raz po raz starała się wyjść na zewnątrz, ostatecznie zdobywając się jedynie na lekkie uchylenie drzwi.

Chciała być silna. Wmawiała sobie, że mało kto błąkał się wieczorami po plaży, szukając ofiar, na których można było popełnić jakąś zbrodnię. Na świecie żyło wiele potworów podobnych do Poncho. Nie oznaczało to jednak, że miała bać się własnego cienia do końca życia.

Westchnęła głośno, uderzając palcami o kierownicę w taki sposób, że wokół rozniósł się głośny dźwięk klaksonu. Przeraziła się tym tak bardzo, że podskoczyła na siedzeniu, a serce omal nie wyskoczyło jej z klatki piersiowej.

– Pieprzony tchórz z ciebie, Granch! – fuknęła pod nosem, sięgając po komórkę.

Odpisała bratu, że musiała się przewietrzyć i poprosiła, by nie czekali na nią z Leą. Przy okazji zignorowała wiadomości od rodziców, w których grozili jej wydziedziczeniem i pisali, jak bardzo zawiodła ich zaufanie. Ander prosił zaś o spotkanie.

A ona tkwiła uwięziona w niewielkim samochodzie, chcąc porozmawiać z chłopakiem, który tak bardzo utknął w jej głowie, iż nie potrafiła zwyczajnie o nim zapomnieć. Nie pojmowała kierujących nią emocji. Z jednej strony brzydziła się Dario i tym, że sypiał z jej ciotką. Z drugiej przyjechała na tę przeklętą plażę, chcąc wysłuchać, co miał jej do powiedzenia.

Była zbyt dumna, by napisać do Ferrery i poprosić, by po nią przyszedł, dlatego zdecydowała się odjechać bez słowa, choć czuła ogromny zawód na samą myśl, że nigdy nie dowie się, co chciał jej wyznać. Z drugiej strony nie miała też pewności, czy Dario wciąż był na plaży. Od jego wiadomości minęły bowiem ponad dwie godziny.

Tak będzie lepiej, przekonywała samą siebie, wrzucając przedni bieg.

Już miała ruszyć, gdy ujrzała przed maską wysoką, silną postać mężczyzny, ubranego w elegancki, piękny garnitur.

Dario patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, chowając dłonie w kieszeniach spodni. Wyglądał wspaniale, sprawiając, że serce Carli mimowolnie zacisnęło się w bolesny supeł.

Dopóki ten mężczyzna nie pojawił się w jej życiu, wszystko wydawało się szare, zwyczajne i możliwe do zniesienia. Uodporniła się na ból, ograniczając ludzi w swoim życiu, na których mogłoby zacząć zależeć jej za bardzo. Cieszyła się towarzystwem Andera, nie czując strachu ani niechęci wobec planowanego ślubu. Tymczasem nie przyjęła jego zaręczyn, decydując się na lincz z każdej strony.

Zostawiła samochód uruchomiony, by światła lamp pozwoliły jej na swobodną rozmowę i patrzenie na swego rozmówcę. Wokół nie było żadnego światła. Jedynie księżyc rzucał delikatną poświatę, tworząc romantyczny nastrój.

– Usłyszałem klakson i pomyślałem, że boisz się wyjść sama – wyjaśnił Dario, dostrzegając pytające spojrzenie blondynki. – Cieszę się, że przyjechałaś i przepraszam, że nie pomyślałem o twojej traumie.

– Przestań się nade mną użalać i gadaj, czego chcesz – odparła chamsko, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.

Wciąż miała na sobie elegancką, czerwoną sukienkę, a niewygodne szpilki leżały na siedzeniu pasażera.

Nagły gniew stłumił wszystkie emocje, jakie towarzyszyły jej do tej pory. W głowie pozostał jedynie obraz Dario, spotykającego się z jej przeklętą ciotką, a to rozjuszyło ją jak płachta byka. Mogłaby przeboleć każdą inną kobietę, ale w grę wchodziła jej rodzina.

– Może przejdziemy się po plaży? – zaproponował niepewnie.

– Nie. Mów, co chcesz i daj mi w końcu święty spokój.

Dario analizował jej zaciętą minę oraz bojową postawę. Pragnął ją przytulić, przeprosić i poprosić o kolejną szansę, ale tkwiąc sam na sam z własnymi myślami, zrozumiał, iż sprawy zaszły za daleko. Nawet jeśli istniał choć cień szansy na ocalenie tej relacji, pójście na przyjęcie z Gladys wszystko zrujnowało.

Zerkał w stronę zaciśniętych palców blondynki, zastanawiając się, czy przyjęła zaręczyny.

– Dziś był ostatni dzień mojej pracy jako partner do towarzystwa. Chciałem skończyć z tym dużo wcześniej, ale moja ostatnia klientka przechodziła przez trudny okres i nie chciałem zostawić ją z tym wszystkim samej...

– Och, ale z ciebie dżentelmen! Godne podziwu – prychnęła Carla, a kącik jej czerwonych ust uniósł się nieznacznie.

– Pozwól mi dokończyć – poprosił. Spojrzenie Granch tkwiło wprost w jego oczach, przez co poczuł się nieswojo i spuścił wzrok. – Dzięki tobie zrozumiałem, że życie, które prowadziłem do tej pory, nie jest tym, czego pragnę na dłuższą metę. Poczułem coś do ciebie i nie potrafię o tobie zapomnieć. Chciałem prosić cię o drugą szansę. Spieprzyłem po całości, wiem – przyznał. Na jego twarzy malowało się prawdziwe cierpienie, które chwytało Carlę za serce, choć starała się być odporna na jego urok. – Obiecuję, że wszystko ci wynagrodzę, jeśli dasz mi tylko szansę.

Brzmiał szczerze. Wyglądał, jakby mógł rozpaść się na kawałki wraz z jej odmową.

Carla przyglądała mu się w ciszy, odtwarzając w głowie raz po raz ich krótką, choć intensywną znajomość. Dario przebił gruby mur, jaki wokół siebie utworzyła po tym, co ją spotkało. Nauczył ją na nowo czuć i sprawił, że życie znów nabrało barw. Sprawił też, że w chwili, gdy najbardziej się zaangażowała i pragnęła dać temu uczuciu szansę pomimo wewnętrznego strachu, nad jej głową pojawiły się burzowe chmury. Została zraniona.

Nie była dla tego mężczyzny numerem jeden. Nawet jeśli nie traktował jej jak jednej z klientek, poczuła się od nich mniej ważna.

A przecież była Carlą Granch i powinna być dla swojego faceta cholernym numerem jeden.

Uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, czego pragnęła i jaką decyzję powinna podjąć.

– Pieprzyłeś moją ciotkę. Myślałeś, że nie zobaczę, jak próbujesz wymknąć się z przyjęcia? – spytała, a przerażenie wymalowane w błękitnych oczach Dario ją rozbawiło. – Miło, że postawiłeś ją i jej uczucia ponad moje. Nie wiem, co nas łączyło. Coś na pewno – przyznała. – Nie sądzę jednak, bym chciała marnować czas u boku kogoś, kto puszcza się za pieniądze. Nie zrozum mnie źle, rób sobie co chcesz, to twoje życie – dodała pospiesznie, nie chcąc, by pomyślał, że zamierzałą go obrazić. – Po prostu uważam, że zasługuję na wszystko, co najlepsze, a facet wcale nie jest mi potrzebny do szczęścia.

– Carlo, proszę. Przemyśl to.

– Nie muszę, bo doskonale wiem, czego chcę od życia – odparła stanowczo, a niebywały ciężar, jaki odczuwała na swych barkach od ostatniego czasu, znikł. – Na obecną chwilę z pewnością nie ma w nim miejsca ani na ciebie, ani na Andera.

– Poczekam na ciebie – obiecał, jak w scenie z tandetnego romansidła. – Wierzę, że nasze drogi kiedyś znów się zetkną, a wtedy dasz mi drugą szansę.

Choć uważała to za niemożliwe, jego słowa zasiały w niej ziarno niepewności. Miała do niego słabość i nawet jeśli nienawidziła takich żałosnych, nic nieznaczących zapewnień, jego słowa chwyciły ją za serce.

Bez słowa podeszła do bruneta i wtuliła się w jego tors, z przymkniętymi oczami wdychając jego perfumy. Pociągał ją, jednak profesja, jaką się zajmował, nie pozwalała, by mogła ujrzeć w nim swojego partnera życiowego.

– Przepraszam, jeśli cię zraniłem. – Pogłaskał jej włosy, walcząc ze łzami w oczach. Trzymanie jej w ramionach sprawiło, że poczuł się rozbity na milion bolesnych kawałków. Stracił ją przez własną głupotę, a to bolało jak cholera.

– Mnie nie da się zranić – skłamała, odsuwając go na długość ramion. – Miło było cię poznać. Trzymaj się. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy i zaczniesz w końcu patrzeć też na swoje potrzeby, a nie tylko i wyłącznie na innych. Niezależnie, czy to twoje klientki, czy rodzina.

Dario nie chciał wierzyć, że właśnie tak to wszystko się skończy, jednak Carla wycofała się i zniknęła w samochodzie.

Patrzył za różowym BMW, dopóki nie zniknęło z jego pola widzenia, a gdy tak się stało, uklęknął i rozpłakał się jak małe dziecko.

Tak bardzo skupił się na potrzebach innych, że zupełnie w tym wszystkim zapomniał o sobie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że przypłacił tym znajomość z dziewczyną, która nauczyła go czuć.

Carla też płakała przez prawie całą drogę powrotną, a łzy te zamazywały jej obraz.



Christian był zmęczony chaosem, jaki zapanował po nieprzyjęciu zaręczyn przez Carlę. Musiał dziękować gościom za przybycie, przepraszać ich za zamieszanie i wysłuchiwać lamentu rodziców o tym, jak bardzo zostali rozczarowani postawą swojej ulubienicy. Oczywiście zapewniali przy tym, że Carla zostanie wydziedziczona z majątku i wyrzucona na bruk, ale wiedział, iż było to tylko czcze gadanie. Sam był straszony tą śpiewką wielokrotnie, a jakoś dalej był czarną owcą tej jakże obłudnej rodziny.

Ander zaś wydawał się wyjątkowo spokojny i zapewniał wszystkich, że nic złego się nie stało. Najwyraźniej w końcu przejrzał na oczy, a wizja poślubienia Carli przestała być spełnieniem jego marzeń.

Wyjął laptopa spod poduszki i odpalił go, wygodnie rozsiadając się na łóżku.

Był ciekaw, co takiego znalazł informatyk, że kazał mu pójść ze zdobytym materiałem na policję. Być może znajdowały się na laptopie dane i zdjęcia dilerów narkotykowych? Matka Lei zaczęła ćpać, więc było to najsensowniejszym wytłumaczeniem.

Nie był przygotowany na to, co ujrzał, tuż po odpaleniu ekranu.

Zszokowany nie potrafił spuścić wzroku z szeroko uśmiechniętej, znanej mu szatynki o piegowatej twarzy i dużych, zielonych oczach. Bujne loki zakrywały część twarzy przytulającego ją mężczyzny, a ich podobieństwo nagle wydało się Christianowi wręcz oczywiste.

Ten sam uśmiech, nos. Sposób w jaki patrzyli w obiektyw.

Choć mieli zupełnie inny kolor włosów i oczu, od razu dostrzegł pokrewieństwo.

Drżącymi dłońmi kliknął w jedyny folder znajdujący się na pulpicie. W środku znajdowało się parę innych folderów, nosząceych imiona kobiet.

Bał się tego, co zobaczy. Mimo to kliknął w folder „Valeria" i ściszywszy nieco głos, wpatrywał się w ekran, przygryzając kciuka. Serce dudniło mu w piersi jak oszalałe, a obrzydzenie narastało z każdą kolejną minutą nakręconego filmu, gdzie Poncho brutalnie gwałcił przywiązaną do skórzanego, długiego fotela, młodą kobietę.

Valeria krzyczała. Błagała o litość, gdy Poncho raz po raz brutalnie uderzał o jej nagie ciało pejczem. Kamerzysta kręcił film z różnych perspektyw, dając zbliżenie na zapłakaną, czerwoną twarz kobiety, a Christian nie rozpoznał w niej żadnej z ofiar Poncho Costy. Musiało to oznaczać, że dziewczyna z filmiku wciąż pozostawała osobą zaginioną.

Carla pomogła w ustaleniu tożsamości jednej z dziewczyn, która została zamordowana na jej oczach podczas kręcenia podobnego filmiku. Wyglądało na to, że ten bydlak miał na sumieniu o wiele więcej ofiar, niż mu udowodniono.

Wyłączył film w chwili, gdy Valeria była duszona pejczem, a Poncho jęczał głośno, wywołując w nim nienawiść jeszcze większą, niż czuł do tej pory.

Rozbieganym spojrzeniem krążył po folderach, aż ujrzał imię swojej siostry.

Niemożliwe.

Strach ścisnął go za serce. Bił się z myślami, ponieważ bał się, że patrzenie na cierpienie Carli, zada rany, z którymi nie zdoła sobie poradzić. Wiedział, jak wiele wycierpiała i miał świadomość tego, iż cudem uszła z życiem. Porwanie wywołało w niej jednak nieodwracalne zmiany, które zabolały także jego. Czuł się winien, ponieważ nie zdołał uchronić jej przed tak strasznym cierpieniem.

Zaczął więcej ćpać, ponieważ nie potrafił udźwignąć poczucia winy, jakie zagnieździło się w nim po porwaniu. Wcześniej trzymał nałóg w ryzach, choć rodzice uważali inaczej. To porwanie Carli sprawiło, że upadł na same dno, choć powinien pomóc jej w tym najmroczniejszym dla niej czasie.

Co się stanie, gdy na własne oczy ujrzy filmik z jej udziałem?

– Christian... – Niepewny głos sprawił, że podniósł wzrok, powstrzymując się przed włączeniem filmu. Lea stała przy drzwiach, ze strachem wpatrując się w laptopa. W jej niebieskich oczach lśniły łzy. – Wszystko ci wyjaśnię. Tylko mi pozwól...

Christian odłożył laptop i zerwał się z łóżka, podchodząc do dziewczyny z nienawiścią wymalowaną w jasnych, zielonych oczach.

Ten widok złamał Lei serce.

– Kim ty, kurwa, jesteś?! – krzyknął, uderzając pięścią w futrynę. Kostki jego dłoni momentalnie pokryły się krwią, jednak nie zwracał uwagi na ból.

– Wyjaśnię ci. Tylko się uspokój. Trzeba oczyścić ranę...

Wyrwał dłoń, którą próbowała pochwycić, krzycząc:

– Dlaczego w twoim mieszkaniu znajdował się laptop porywacza Carli?! – Znów uderzył o futrynę. – Dlaczego jesteś z nim na tapecie?! W co ty, kurwa, pogrywasz?!

Bała się, że blondyn zrobi jej krzywdę. Wydawał się nieobliczalny, a furia wymalowana na jego twarzy wyraźnie pokazywała, iż nad sobą nie panował. Nie to było jednak dla Lei najgorsze.

Najgorsza była świadomość, że właśnie utraciła swoje spokojne, stabilne życie u boku Carli, która stała się jej rodziną.

Jak mogła zapomnieć o tym przeklętym laptopie?!

Jakim cudem Christian wszedł w jego posiadanie, obszedł hasło i dotarł do zakazanego folderu?

Powinna pozbyć się laptopa od razu, jak weszła w jego posiadanie. Teraz było już na to za późno.

– Poncho to mój wujek – wyznała w końcu, a łzy ciurkiem zaczęły spływać po jej piegowatej twarzy.

– Byłaś w posiadaniu dowodów jego zbrodni – Christian wbił palec w jej ramię, celowo wywołując ból – i nie poszłaś z tym na policję? Zdajesz sobie sprawę z tego, że część kobiet z tych filmików zapewne nadal nie została odnaleziona przez swoje rodziny?!

– Wiem. Bardzo mi przykro, ale nie potrafiłam się na to zdobyć...

– Czy ty siebie w ogóle słyszysz?! – Szarpnął ją za ramiona. – Jak mogłaś zbliżyć się do Carli?! Czego od nas chcesz?! Jesteś tak samo szurnięta, jak twój wujek!

– To nie tak!

– A jak?! Mam uwierzyć, że wasza znajomość jest zupełnie przypadkowa?!

Lea skuliła się, gdy Christian wymierzył kolejny cios. Znów trafił w futrynę. Tym razem jednak cofnął się w głąb pokoju, jakby bał się, że dalsze przebywanie blisko jej osoby doprowadzi go na skraj gniewu.

– Wynoś się z naszego domu i naszego życia! – krzyknął, wskazując na drzwi. – Laptop znajdzie się na policji, a ty zostaniesz obwiniona o ukrywanie dowodów. Jeśli zobaczę cię w pobliżu Carli, zabiję cię. Przysięgam, że to zrobię.

– Chciałam tylko odpokutować za winy wujka! – Próbowała się bronić Lea. – Gdy zobaczyłam filmik z Carlą i skojarzyłam ją z tą głośną sprawą z porwaniem, czułam, że muszę jej pomóc. Wiedziałam, że musiało być jej ciężko. Nie mogłam pogodzić się z tym, co mój wuj zrobił jej i innym dziewczynom. Wiem, że nikt nie połączył ze sobą tych dwóch spraw, ale...

– Wyjdź!

– To dzięki mnie Carla wciąż żyje! – Nie dawała za wygraną. Łzy spływały ciurkiem po jej twarzy, rozmazując źle zmyty makijaż. – Nie było cię przy niej, gdy chciała skoczyć z mostu! To ja ją uratowałam! – Biła się w pierś, jakby to miało przekonać Christiana do szczerości jej intencji. – Ja pomogłam jej znów cieszyć się życiem! Jest moją siostrą... Błagam, nie rób mi tego!

Szlochała, wpatrując się błagalnym wzrokiem w Christiana, ale ten pozostawał nieugięty.

Fakt, że była spokrewniona z mężczyzną, który zrujnował ich życie, był nie do wybaczenia.

– Wynoś się albo od razu zadzwonię po policję i zostaniesz przez nich zabrana do aresztu razem z tym laptopem.

Czy właśnie tak miało się to wszystko skończyć?

Lea otarła mokre policzki dłońmi, jęcząc żałośnie:

– Chcę porozmawiać z Carlą. Pozwól mi jej wszystko wyjaśnić.

– Carla nie będzie chciała cię znać, gdy dowie się prawdy – odparł z całą pewnością, burząc tym samym okruchy nadziei, jakimi żywiła się Lea. – Znienawidzi cię bardziej, niż ja. Weź najpotrzebniejsze rzeczy i wyjdź. Możesz udać się od razu na komisariat i wyjawić swoje grzechy. Może potraktują cię przez to łagodniej.

Wiedziała, że nie miała wyjścia. Cokolwiek by nie powiedziała, tkwiła w sytuacji bez wyjścia.

Opuściła pokój Christiana z poczuciem, że zawiodła.

Zawiodła na całej linii. Pozwoliła, by prawda wyszła na jaw w momencie, gdy wszystko zaczęło się dobrze układać. Carla była jej rodziną z wyboru. Najlepszą przyjaciółką, za którą wskoczyłaby w ogień, a teraz będzie musiała nauczyć się żyć ze świadomością, że ta ją znienawidzi.

Lea zostanie zupełnie sama. Policja dobierze jej się do skóry, gdy tylko laptop pojawi się na komisariacie. Christian nie będzie jej chronił.

To był koniec jej historii.

Załamana i przerażona wizją kolejnych dni, pobiegła do pokoju, by napisać do Carli list. Christian mógł jej mówić co chciał, ale miała prawo, by pokazać przyjaciółce swój punkt widzenia.

Wszak nie zrobiła nic złego. Pomijając ukrycie dowodów przeciwko ukochanemu wujkowi, od którego przecież koniec końców się odwróciła.

Nic już nie miało sensu.

Pisała list, a łzy raz po raz spływały na kartkę, rozmazując tusz. Gdy skończyła, położyła go na łóżku. Obok pozostawiła kopertę z pieniędzmi za stypendium i kartę, którą Carla podarowała jej na „lepsze życie".

Dla Lei Nelson życie właśnie się skończyło.

Drżącymi dłońmi wystukała do przyjaciółki SMS-a i opuściła przepiękną willę z bólem serca oraz niewyobrażalnym poczuciem winy.


„Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Jesteś moją siostrą i nigdy nie chciałam cię zranić. Twoje szczęście było dla mnie najważniejsze, dlatego się spotkałyśmy. Nasza historia skończy się tam, gdzie się zaczęła. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa".

Biegła, ile sił w nogach, nie potrafiąc zapanować nad płaczem.

Płakała długo i głośno, wśród przejeżdżających samochodów, przechodzących obok zobojętniałych ludzi i ptaków wznoszących się ku niebu.

W chwili, gdy znalazła się na moście, otoczona mrokiem i przerażającym poczuciem pustki, czuła, że nie pozostało jej już nic.

Wspięła się na barierkę, wspominając dzień, gdy udawała, że chciała skoczyć, by nie dopuścić do samobójstwa Carli.

Rozglądała się przez chwilę na boki, odtwarzając w głowie raz po raz obraz najlepszej przyjaciółki.

Była zupełnie sama. Nikt nie przybył jej na ratunek, a wiatr zdawał się zachęcająco szeptać „zrób to".

Posłuchała go więc.

Puściła barierkę, rzucając się w chłodną taflę wody, myśląc jedynie o tym, jak bardzo była szczęśliwa u boku Carli Granch.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top