✘22✘

Wszystko szlag trafił!

Lea tłumiła krzyk w poduszkę, wierzgając nogami na łóżku. Gdyby tylko mogła, wpakowałaby Christiana z powrotem na odwyk i upewniła się, że nigdy z niego nie wyjdzie. Przez myśl jej nie przeszło, że chłopak mógł okazać się tak wścibski, a co za tym idzie, niesamowicie problematyczny.

Jeśli Sara nie wyleci za przekazywanie jej listów od Poncho, a Carla nie wparuje do pokoju, żądając wyjaśnień, jej życie zamieni się w jedno wielkie kroczenie po krawędzi. Będzie wyczekiwać wybuchu bomby i wszędzie doszukiwać się spisku.

Już sama nie wiedziała, czy wolałaby się skonfrontować od razu z Carlą, czy liczyć na złudną nadzieję, że Christian nie wywęszył spisku i zwyczajnie puści całe zajście w zapomnienie.

Po jaką cholerę wspomniała o próbie samobójczej Carli?!

Dlaczego skłamała, że dziewczyna wyjawiła jej tożsamość porywacza, skoro nic takiego nie miało miejsca?! Przecież mogła powiedzieć, że poprosiła Sarę o przechwycenie dla niej wszelakich listów z więzienia z troski o dobro przyjaciółki. Szkoda, że pomyślała o tym dopiero po fakcie.

Wspólna jazda z Christianem była prawdziwą udręką. O dziwo nie dlatego, że nie zamykały mu się usta, a z powodu niespodziewanej ciszy. Zawiózł ją do pracy i odjechał z piskiem opon, choć podobno chciał napić się kawy. Jego zachowanie dało jej wyraźnie do zrozumienia, że nie był głupi i wcale nie zamierzał zamieść całej sprawy pod dywan.

Miał ją w garści i zamierzał to wykorzystać.

Sfrustrowana odrzuciła poduszkę i sięgnęła po nieustannie dzwoniącą komórkę. Matka próbowała się do niej dobić, co sprawiło, że zachciało jej się płakać. Nie miała nawet z kim porozmawiać o sytuacji, w jakiej się znalazła.

Jedynie wuj znał prawdę. Nie popierał jej pomysłu, a przecież gdyby nigdy nie porwał Carli, ich losy by się ze sobą nie złączyły. Połączyła je tragedia i poczucie winy, które osiadło na barkach Lei.

A przecież to nie ona porwała Granch, przywiązała ją roznegliżowaną do łóżka i robiła okropne zdjęcia z obłapiającymi ją mężczyznami. Nie ona kazała jej patrzeć na gwałty.

Już miała odebrać, gdy w pomieszczeniu rozległo się nieśmiałe pukanie.

Pospiesznie odrzuciła połączenie, wygładziła loki i usiadła na łóżku, przybierając na twarzy neutralną minę.

– Kiedy wróciłaś? – spytała Carla, obdarzając ją promiennym uśmiechem.

Wyglądała pięknie w błękitnej sukience na ramiączkach. Ukazywała jej idealną opaleniznę i zgrabne ciało. Jasne kosmyki włosów opadały falami na ramiona, a błękitne oczy okalały delikatne, sztuczne rzęsy.

Dziewczyna wyglądała na szczęśliwą. Usiadła obok niej i z uśmiechem założyła pasma ciemnych włosów za ucho Lei, gdy ponownie rozległ się dźwięk dzwonka.

– Coś się stało? – Carla wbiła uważne, troskliwe spojrzenie w przyjaciółkę. Nie wyglądała jak ktoś, kto dowiedział się o skrywanej tajemnicy, przez co w Lei zakwitły kolejne wątpliwości.

Czy to możliwe, by Christian jednak nie zdecydował się na robienie zamieszania?

– Matka się do mnie dobija – odpowiedziała w końcu Lea, pokazując na wyświetlacz, gdzie migało zdjęcie jej rodzicielki.

– Więc odbierz i pokaż jej, jak wiele straciła – zachęciła Carla, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. – Nie daj się stłamsić. Rodziców się nie wybiera, ale gdy nie zasługują na to, by być w naszym życiu, trzeba ich z niego usunąć. Inaczej będziesz jak kwiat, który nie zdoła nigdy rozkwitnąć. Nie ma nic ważniejszego od ludzi, którzy nas otaczają. To oni sprawiają, że nasza codzienność nabiera barw, a wszystkie przeciwności losu stają się mniejszym zmartwieniem. Barierą do przeskoczenia.

Lea patrzyła w milczeniu w oczy dziewczyny. Starała się dojrzeć w nich ukrytych emocji. Coś, co kazałoby jej myśleć, że Carla wie. Zna całą prawdę, ale z jakiegoś powodu udaje, że jest inaczej.

Wiedziała jednak aż za dobrze, że Granch była świetna w zakładaniu masek. Nikt nie potrafił tak dobrze udawać kogoś szczęśliwego, podczas gdy wewnętrznie przechodziło się prawdziwe katusze.

Nawet ona nie zdołała rozgryźć jej na tyle, by wiedzieć, czy miała się czym przejmować, czy zwyczajnie wyolbrzymiała.

W chwili gdy Lea odebrała telefon, Carla pomasowała jej ramię i odeszła, mówiąc, że miała coś do załatwienia.

– ... nie dostaniesz żadnych pieniędzy. Idź do pracy i sobie zarób albo niech ten pijak cię utrzyma. Carla nie jest bankomatem dla ubogich. – Carla usłyszała fragment rozmowy, nim zamknęła za sobą drzwi.

Nigdy wcześniej nie zwątpiła w intencje swojej najlepszej przyjaciółki. Traktowała ją jak kogoś, komu mogła w pełni zaufać i czuła, że podniesie się po każdym upadku, dopóki będzie miała Leę u swego boku.

Obecnie serce łamało jej się serce na samą myśl, że cała ich przyjaźń była jedynie fasadą, za którą kryło się coś więcej, a spotkanie na moście przestało wydawać jej się darem od losu.

Chciała wierzyć, że Christian się mylił i zwyczajnie nie służyło mu rozmawianie z Anderem na temat Lei, jednak im dłużej rozmyślała nad tym wszystkim, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że coś było na rzeczy.

Skąd Lea znała tożsamość Poncho, skoro Carla nigdy nawet nie napomknęła jego imienia, a co dopiero nazwiska.

Łzy spłynęły po jej policzkach, gdy ruszyła w stronę schodów.

Musiała wyjść z willi, nim udusi się z braku tlenu i nadmiaru emocji.

Nim rozpadnie się na kawałki i nikt nie zdoła jej pozbierać.



– Nie słuchasz mnie!

– Słucham, ale nie zamierzam brać udziału w imprezie, w której Lea będzie odgrywać główną rolę. I to jeszcze przed imprezą zaręczynową!

– Słuchaj mnie, baranie, bo zaraz poszukam placówki, w której pomagają ludziom, którzy NIE POTRAFIĄ MYŚLEĆ! – Christian czuł, że lada chwila wybuchnie. Gdyby był postacią z kreskówki, dym buchałby mu z uszu. Ander stawał się nie do zniesienia, gdy chodziło o Leę Nelson.

Ander wywrócił oczami, skrzyżował ręce na torsie i patrzył na blondyna w milczeniu. Chłodne, niebieskie spojrzenie wydawało się przewiercać Christiana na wskroś, jednak nie robiło to na nim żadnego wrażenia.

– Ta impreza to będzie pułapka. Motyw przewodni: księżniczki szukające księcia z bajki.

– Brzmi tandetnie – skwitował Ander, kręcąc z politowaniem głową. – I niby kto miałby przyjść na tę imprezę? Nikt nie zna tej biedaczki.

– Ale ludzie przyjdą na imprezę dla mnie i Carli. Lea to tylko przykrywka i pretekst do zrobienia imprezy w willi. Granch przygarnęli bezpańskiego psa, trzeba uczcić to humanitarne zachowanie i pomoc biednej istocie!

– Rany, nawet ja nie jestem aż tak wredny. – Na twarz Andera wtargnął uśmieszek, który Christian uznał za swoje zwycięstwo. – Po co to całe zamieszanie? Stało się coś, o czym nie wiem?

– Nasza Laleczka nie istnieje na żadnych portalach społecznościowych. Przeszukałem wszystko, ale nie znalazłem nic. Poza tym okazało się, że Carla nie dodaje wspólnych zdjęć z Leą, ponieważ ta sobie tego nie życzy.

– Stary, wiem o tym. Byłem przy twojej siostrze przez cały ten czas.

– Mam powód, by twierdzić, że Laleczka... Lea Nelson, której tak nie znosisz, coś ukrywa. Zamierzam to odkryć.

Ander przez moment obserwował przyjaciela w ciszy, dokładnie analizując jego słowa. Wiedział, że Christian nie rzucał słów na wiatr, a skoro nie obdarzył Leą zaufaniem, bez wątpienia musiał mieć ku temu powód. Wydarzyło się coś, w co on nie został wtajemniczony.

Sam nie raz próbował otworzyć Carli oczy, jednak ona pozostała nieugięta. Traktowała Nelson jak najcenniejszy skarb, który musiała za wszelką cenę chronić. Najdziwniejsze było jednak to, że dziewczyna faktycznie nie brała pieniędzy z konta, które utworzyła jej przyjaciółka. Chętnie jednak chodziła w kupowanych przez nią ubraniach i korzystała z wielu innych benefitów.

– Carla nie zgodzi się na imprezę w willi – odezwał się w końcu Ander, a twarz Christiana rozjaśnił tajemniczy, złowieszczy uśmiech.

– Zabierajmy się za zaproszenia na imprezę, bo Carlitos się zgodzi. Bliźniaki Granch ogarniają najlepsze imprezy w Barcelonie. Tym razem nie będzie inaczej.



Gladys nalała szampana do kieliszka, opróżniając go za pomocą zaledwie trzech łyków. Gdy naczynie było puste, powtórzyła czynność, ciesząc się przyjemnymi bąbelkami, rozgrzewającymi jej ciało.

Dzisiejszego dnia czuła się wyjątkowo paskudnie. Przyłapała męża na seksie z sekretarką, gdy przyszła do biura z niespodzianką w formie najnowszego Rolexa. Chociaż zdawała sobie sprawę z jego skoków w bok, naoczny dowód zdrady złamał jej dumę. A fakt, iż zapewne cała firma wiedziała o jego romansie z sekretarką (o wiele młodszą, jak przystało na popularny, powtarzający się od dekad schemat), doprowadził ją do szału.

Nie była słaba. I nie chciała być za taką uważaną.

Ponadto otrzymała zaproszenie dla całej rodziny na imprezę-niespodziankę z okazji urodzin Carli i nie mogła go potargać, chociaż bardzo tego chciała. Ostatnie, o czym obecnie marzyła, to pokazywanie się z mężem i udawanie szczęśliwej pary. Nawet ich dzieciom nie chciało się dłużej bawić w dom, który od dawna stał się jedynie ułudą.

Dla Gladys pocieszeniem było jedynie to, że Mario i Aura byli wyjątkowo zżytym rodzeństwem i wspólnie przechodzili przez wszystko, co wokół nich się działo. A im dłużej Gladys nad tym myślała, tym bardziej była skora do odesłania dzieci do internatu gdzieś za granicą. Nie byli zżytą rodziną, a jej przynajmniej odeszłoby wiele obowiązków, które coraz bardziej się na niej odbijały.

Miała zwyczajnie dość wszystkiego i wszystkich.

I cholernie nienawidziła swojej siostry za to, że to jej udało się zdobyć serce Teo Grancha. Gdyby role się odwróciły, to ona jeździłaby teraz po świecie, ciesząc się miłością i niebywałą wiernością cholernie przystojnego, a zarazem bogatego męża.

Choć Gladys pieniędzy nie brakowało, to miłości już tak.

Jeśli można było coś powiedzieć o niej i jej młodszej siostrze to to, iż żadna z nich nigdy nie czuła instynktu macierzyńskiego. Juana starała się wykrzesać go z siebie, gdy Carla i Christian byli dziećmi. Odpuściła w chwili, gdy skończyli rok i wróciła z mężem do podróżowania, pozostawiając dzieci pod opieką nianiek i służby.

Gladys przynajmniej się nie oszukiwała. Od narodzin pociech pozostawiała je pod opieką nianiek, nie starając się choćby nawiązać jakąś więź.

Słysząc odgłos otwierających się hotelowych drzwi, upiła szampana, podniosła się z wygodnego łóżka i ruszyła, by przywitać gościa.

Miała na sobie chabrowy, satynowy szlafrok, a pod nim kusą bieliznę o tym samym odcieniu. Długie włosy zwisały po obu stronach twarzy, dodając jej dziewczęcego, niemal niewinnego uroku. Świeże, ciemniejsze pasma odznaczały się na jasnym blondzie, a brązowe oczy zostały idealnie podkreślone delikatniejszym niż zwykle makijażem.

– Nie mogłam się doczekać naszego spotkania. Ostatnio czuję, jakbym tonęła i miała już nigdy nie wypłynąć na powierzchnię – wyznała, nie spuszczając wzroku ze stojącego u progu Dario.

Ten młody, niesamowicie seksowny mężczyzna sprawiał, że codzienność choć przez chwilę przestała wydawać się beznadziejna. Kochała to, jak się przy nim czuła i oddałaby wiele, by mieć tyle szczęścia co siostra i poślubić faceta z miłości. Pieniądze szczęścia nie dawały. Co prawda Gladys dzięki nim mogła kupić czas spędzony z Dario, jednak nawet to było zaledwie ulotną chwilą.

– Opowiedz mi o tym, co cię trapi – zachęcił Dario, kładąc dłonie na jej ramionach.

Zwrócił uwagę na duży, wyeksponowany biust Gladys. Na to, że była u fryzjera, miała delikatniejszy makijaż i jak zwykle użyła swoich ulubionych perfum. Dostrzegł też, że w jej brązowych oczach tkwiło więcej smutku, niż zwykle. I chociaż nie angażował się w relacje z klientkami, płacono mu, by być jak najlepszym towarzystwem.

Gladys przez moment patrzyła w jego oczy, jakby rozważając, czy powinna opowiedzieć mu o wszystkich troskach. Ostatecznie przyciągnęła chłopaka do siebie, wspinając się delikatnie na palcach, by złączyć ich usta w pocałunku.

Gładziła umięśnione ramiona, wdychając zapach wody kolońskiej, którą dla niego kupiła. Uwielbiała, gdy ubierał zwykły, biały podkoszulek i dżinsy, ponieważ imitował coś innego. Coś świeżego.

Coś, czego jej brakowało.

Szybko pozbawiła go ubrań i skierowała w stronę ogromnego łóżka, gdzie posłusznie się położył. Przez moment obserwowała jego idealnie wyrzeźbione ciało, nazywając go w myślach jej Apollo, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Dario zapewne należał jeszcze do wielu innych kobiet.

Nie była tą jedyną.

Była po prostu bogatką babką po czterdziestce, która płaciła młodszemu facetowi za seks.

I wbrew pozorom nie czuła się z tego powodu źle, ponieważ w jakiś sposób miała władzę nad tym człowiekiem. To ona była tu najważniejsza.

Weszła na łóżko, prężąc się niczym kotka i bez zawahania sięgnęła po naprężoną męskość Dario, by wsadzić ją sobie do ust. Z początku poruszała się powoli, później przyspieszyła, jedną ręką poruszając skórę penisa to w górę, to w dół. Drugą dłonią zaś bawiła się łechtaczką, odczuwając niebywałą rozkosz.

W chwili, gdy Gladys zaprzestała pieszczot oralnych i usiadła na nim, poruszając się powolnym tempem, pociągnął ją za szyję i pocałował, zapierając się stopami o łóżko, by móc swobodnie i szybko się w niej poruszać.

Głośne jęki rozkoszy rozlewały się po pokoju, wymieszane z głośnymi, nierównomiernymi oddechami, potem, wonią seksu i intensywnych perfum.

Gladys czuła się wspaniale, podczas gdy Dario musiał się skupić i zrobić wszystko, by zaspokoić ją szybko i sprawnie. Po raz pierwszy pragnął, by spotkanie z klientką dobiegło końca najszybciej, jak to możliwe.

Dwa dni temu był na randce z Carlą, a dziś bzykał się z Gladys. Czuł się z tym źle, choć wiedział, że to była jego praca. Nie wkładał w seks żadnych uczuć. Podchodził do niego czysto fizycznie, a jednak odnosił wrażenie, jakby robił coś złego.

A przecież Carla miała faceta, z którym bez wątpienia sypiała.

Nie byli parą, więc skąd te absurdalne odczucia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top