✘04✘

Ander w skupieniu obserwował milczącą Carlę, która sączyła wytrawne, czerwone wino z kieliszka tak wielkiego, że zmieściła w nim prawie całą butelkę.

Blondynka siedziała na wielkim łóżku w czerwonym szlafroku ze śliskiego materiału bez grama makijażu, z włosami spiętymi w niechlujnego koka.

Nie miał pojęcia, gdzie zniknęła na noc, ale bez wątpienia się to na niej odbiło. W życiu Carli Granch nie było bowiem nic ważniejszego od nienagannego wyglądu. Nieważne, czy siedziała samotnie w domu, czy wychodziła tylko do sklepu, zawsze prezentowała się perfekcyjnie. Nawet podczas uprawiania joggingu, który porzuciła na rzecz domowej bieżni, nosiła najlepsze ubrania oraz robiła makijaż.

„Nigdy nie wiadomo, kiedy trafisz na wroga. Albo byłego faceta. Dlatego trzeba zawsze wyglądać perfect" - mawiała za każdym razem, gdy pytał ją o sens robienia makijażu do biegania.

Nie bez powodu więc się martwił. Może i nie było go w jej życiu podczas załamania nerwowego, jednak wiele słyszał od państwa Granch, którzy musieli być pewni, że mogli mu ufać. Nie chcieli byle kogo na przyszłego zięcia, nawet jeśli Carla była święcie przekonana, iż dla nich liczyły się jedynie pieniądze.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie powinnaś łączyć Xanaxu z alkoholem? – spytał Ander spokojnie, przerywając ciszę, która coraz bardziej mu ciążyła.

Carla skupiła na nim chłodne, niebieskie spojrzenie. Wydały się przerażająco puste. Jakby nic jej nie obchodziło, choć jeszcze dzień wcześniej uśmiechała się nad basenem w towarzystwie przyjaciółki.

– Nie biorę leków – odparła obojętnie. – Już ich nie potrzebuję.

Zważywszy na jej zachowanie, śmiał w to wątpić.

Westchnął i otarł palcami brodę, nerwowo rozglądając się po ogromnym pokoju.

Miał do czynienia z wieloma twarzami Carli, jednak pierwszy raz widział jej obojętne oblicze i naprawdę nie miał pojęcia, jak powinien się zachować.

– Carlo, dlaczego taka jesteś?

– Jaka?

– Traktujesz mnie jak wroga, choć nic ci nie zrobiłem.

– Bo traktujesz mnie jak jajko, które trzeba chronić przed upadkiem. Nienawidzę tego. Nie mam obowiązku tłumaczyć ci się ze wszystkiego, co robię. Nie jestem twoim niewolnikiem.

– Więc zamierzasz karać mnie takim zachowaniem, ponieważ się o ciebie martwiłem?! – Nie dowierzał. Z wrażenia podniósł się z miękkiej, wygodnej kanapy, z której obserwował do tej pory dziewczynę.

Starał się być wyrozumiały i cierpliwy, choć jej zachowanie od początku wywoływało w nim frustrację. Tego jednak było za wiele. Nie mógł dłużej chować głowy w piasek i pozwalać się biczować za coś tak absurdalnego.

– Zależy mi na tobie, więc będę się o ciebie martwił, czy ci się to podoba, czy nie. Odpocznij i odezwij się, jak przestaniesz się dąsać.

Zbyła jego słowa machnięciem ręki, skupiając się na winie, które wywołało przyjemne uczucie ciepła. Z każdym kolejnym łykiem robiła się coraz bardziej zrelaksowana, a gniew pomału się ulatniał, dając słodkie uczucie zrelaksowania.

Cieszyła się, gdy Ander wyszedł, pozostawiając ją sam na sam z natłokiem myśli oraz winem, będącym lekiem na poczucie winy.

W chwili, gdy spotkała Andera, wychodzącego jej naprzeciw po udanym wieczorze z innym mężczyzną, ciężar zdrady boleśnie spoczął na jej barkach. Nie sądziła, że tak się stanie. W końcu była wolnym ptakiem, który nie potrafił zatrzymać się w jednym miejscu. Pragnęła poznawać wszystko, co nowe. Partnera nie darzyła zaś miłością, co powinno pomagać w świetnej zabawie bez skrupułów, a nie wszystko rujnować.

Tymczasem przerażenie na twarzy Andera oraz szczera troska sprawiły, że zapragnęła z całych sił się przed nimi obronić, a wystarczyło napisać głupiego SMS-a, by tego uniknąć. Nikt by się o nią nie martwił, a ona nadal czułaby się szczęśliwa po nocy spędzonej z Dario.

Z głośnym westchnieniem odłożyła pusty kieliszek i zapadła się w miękkich poduszkach, przymykając ciężkie powieki.

Szeroki, lśniący uśmiech Dario momentalnie pojawił jej się przed oczami, wywołując dziwne motyle w brzuchu i nieopisaną radość.

To zabawne, że jej myśli krążyły wokół biedaka, który zarabiał na życie własnym ciałem.

W dodatku tancerz nie wziął od niej pieniędzy. Jakby łudził się, że ktoś taki jak ona straci dla niego rozum i serce.

Niedoczekanie.

Co najwyżej zbiednieje o paręset euro, gdy poczuje ochotę na chwilę relaksu i odrobinę przyjemności.

Promienie gorącego słońca padały na półnagie ciało Dario, który z błogim uśmiechem wylegiwał się na wygodnym leżaku. Towarzyszyła mu Gladys: kobieta zadbana i atrakcyjna, mimo to ignorowana przez męża. Liczyła czterdzieści sześć wiosen, bez wątpienia starzejąc się niczym wino.

Młody mężczyzna rzucał co jakiś czas spojrzenie na jej szczupłe ciało w dwuczęściowym bikini. Zrobione, duże piersi przyciągały wzrok i pobudzały wyobraźnię.

Gladys farbowała włosy na jasny blond z ciemniejszymi pasemkami. Wobec innych potrafiła być cyniczna i okrutna, jednak jego traktowała jak króla, choć tak naprawdę był jej zabawką.

Dario skłamałby jednak mówiąc, iż nie podobały mu się takie wypady na Majorkę, czy weekendowy wypad na jacht we dwoje. Doświadczał luksusów, o których nawet mu się nie śniło. Choć przez chwilę czuł się przy tych bogatych kobietach jak ktoś, kto nie musiał przejmować się pieniędzmi i czerpał z tych wspaniałych chwil garściami.

Decyzja o wstąpieniu do chippendalesów była najlepszą w jego życiu. Stałe klientki stanowiły wisienki na torcie, o które dbał jak o najcenniejsze skarby. Wiedział bowiem, że łatwo było go zamienić, ponieważ takich jak on było w obecnych czasach wielu. Kobiety w różnym wieku potrafiły wypisywać choćby na Instagramie, oferując pieniądze za seks. Wystarczył profil, seksowne fotki i sukces murowany.

Jemu wystarczyły jednak obecne klientki. Nie miał czasu na więcej kobiet w swoim życiu.

– Uwielbiam twoje towarzystwo, Dario. – Słysząc twardy głos Gladys, spojrzał w jej stronę z uśmiechem. Piękne, niebieskie oczy ukrywał za okularami przeciwsłonecznymi. – Jesteś powiewem świeżości. Moje życie przed tobą było pozbawione barw, a teraz czuję, jakbym miała z dwadzieścia lat mniej.

– I na tyle wyglądasz, moja droga – oznajmił, doskonale wiedząc, że kobiety kochały komplementy. – Ludzie nas obserwują i bez wątpienia uważają nas za najładniejszą parę na tej plaży.

Gladys roześmiała się głośno, zakrywając usta dłonią.

– Jasne. Wszyscy bez wątpienia przypuszczają, że jesteś tu ze mną dla kasy. Może i trzymam się dobrze, ale widać, że dzielą nas lata różnicy.

Dario zwinnie zszedł z leżaka i podszedł do kobiety, zasłaniając jej słońce.

Gladys zdjęła okulary przeciwsłoneczne, z uśmiechem wpatrując się w jego wysportowane, opalone ciało, za którym szalała. Uwodzicielski uśmiech rozpalał zmysły, sprawiając, że czuła się najbardziej pożądaną kobietą na świecie.

Zdawała sobie sprawę z tego, że bez pieniędzy nie łączyłaby ich żadna relacja, jednak taki układ jej pasował. Miała męża, dzieci i poczucie, że cała ta fasada idealnej rodziny do niej nie pasowała. Czuła się zmęczona codziennymi obowiązkami i walką z nastolatkami, o to, które z nich miało rację. Miała też dość męża, odkąd przestał dostrzegać w niej kobietę.

Przy Dario choć przez chwilę mogła poczuć się jak postać z filmu, który nie został nakręcony przez życie, a przez nią samą.

– Myślę, że trzeba odgonić od pani te czarne myśli. – Dario nachylił się nad jej twarzą, opierając dłonie po obu stronach leżaka. Patrzył wprost w jej oczy, zalotnie unosząc lewą brew. – Znam pewne miejsce, gdzie możemy świetnie się zabawić.

– Chyba nie chcesz uprawiać seksu w miejscu publicznym? – wyszeptała, zawstydzona. Ukradkiem rozejrzała się po plaży, gdy palce szatyna dotknęły jej brody, z powrotem kierując wzrok na swoją twarz.

– Nie pożałujesz. Chodź.

W chwili, gdy z namiętnością wpił się w jej usta, wiedziała, że zgodzi się na wszystko.

Dario Ferrera był mistrzem od spontanicznych akcji, które przeganiały wszelakie smutki i zmartwienia, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.

Lea była zmęczona. Miała dość szantażującej ją samobójstwem pod wpływem alkoholu matki, która na drugi dzień udawała idealną, kochającą rodzicielkę.

Oczywiście Ana gdy tylko wytrzeźwiała, zaczęła przeglądać oferty pracy, obiecując, że w końcu coś znajdzie.

Tym razem jednak Lea nie miała ochoty brać udziału w tej szopce. Przyjęła kolejne zlecenie z pracy i podjechała pod ABC Serrano. Było to duże, niezwykle eleganckie centrum handlowe, do którego miała okazję wejść dzięki Carli. Na zakupy przychodzili tam bowiem sami snobistyczni bogacze, patrzący na nią, jak na karalucha, gdy mijała ich w niemarkowych ubraniach.

Zaparkowała, wysyłając do klienta automatyczną wiadomość, że taksówka dotarła. Nie minęło pięć minut, gdy głośne, niespodziewane pukanie do szyby omal nie wywołało u niej ataku serca.

Próbowała zapanować nad oddechem, podczas gdy Carla śmiała się do łez tuż za szybą samochodu.

– Wyłaź, mała! – Carla otworzyła drzwi i bezceremonialnie odpięła pasy przyjaciółce.

– Co ty wyrabiasz? Zwariowałaś?! – Lea patrzyła na nią jak na wariatkę, nie zamierzając wyjść z samochodu. – Pracuję. Nie mam czasu na takie żarty.

– No jasne, że pracujesz. Wynajęłam cię na całe osiem godzin, więc rusz ten swój tyłek z auta i chodź, nim zacznę krzyczeć.

Lea patrzyła na jej minę zbitego szczeniaka i nie wiedziała, jak powinna się zachować. To nie był pierwszy raz, gdy Carla uniemożliwiła jej zrobienie innych kursów. Uważała bowiem, że praca taksówkarza nie była dla kobiet. W końcu nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi i kiedy człowiek stanie się ofiarą jakiegoś psychola.

– Carlo. Miałaś sobie odpuścić takie akcje. Wiesz, że chcę pracować. Studia zaoczne kosztują.

– Opłaciłam ci całe półrocze z góry – odparła zadowolona, a Leę wbiło w fotel.

Brunetka zacisnęła palce na nosie, starając się powstrzymać od krzyku. A krzyczeć chciało jej się ogromnie. I było tak za każdym razem, gdy Carla wydała na nią ogromną kwotę, traktując to jak kupno lizaka. Granch nie miała pojęcia, ile warte było euro, ponieważ nie przyciągała do tego w ogóle uwagi.

Carla, widząc gniew przyjaciółki, nachyliła się i położyła dłoń na jej ramieniu.

– Jesteś dla mnie jak siostra, a ja dbam o swoich bliskich. Ta praca jest niebezpieczna, szczególnie dla kobiet. Tydzień temu został postrzelony taksówkarz, teraz leży na OIOMie. A takich sytuacji było wiele.

– Wiem, że po tym, co cię spotkało patrzysz na świat w inny sposób i wszędzie dostrzegasz niebezpieczeństwo, ale ludzie tak żyją. Pracują, chodzą na zajęcia, spotykają się ze znajomymi. Ciągłe zamartwianie się o to, że komuś może się coś stać, doprowadza ludzi do obłędu. A ja chcę żyć normalnie, Carlo. Pozwól mi na to.

Carla patrzyła na nią w ciszy, jakby uważnie analizowała każde słowo. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, podczas gdy Lea czekała na reakcję z nadzieją, że w końcu coś dotrze do przyjaciółki i ta przestanie mieć obsesję na punkcie jej bezpieczeństwa.

– To twój ostatni dzień w pracy, słońce – odezwała się w końcu Carla. Wzrok miała wbity w swoje sandały.

– Co to ma znaczyć?

– Zapłaciłam twojemu szefowi, żeby cię zwolnił. To twój ostatni dzień w pracy – powtórzyła, niczym wyuczoną formułkę. Nawet nie starała się brzmieć przepraszająco, szczerze przekonana o słuszności swojego zachowania.

Lea czekała na jakąkolwiek oznakę, iż padła ofiarą mało śmiesznego żartu. Wpatrywała się w ciszy w przyjaciółkę, choć miała ochotę wybuchnąć, niczym wulkan podczas erupcji. Chciało jej się też płakać z bezsilności.

Sięgnęła po pas i ponownie go zapięła, wprawiając Carlę w konsternację.

– Co robisz?

– Przegięłaś – odparła szorstko Lea, obdarzając blondynkę rozczarowanym, wściekłym spojrzeniem. – Przegięłaś tak bardzo, że nie chcę dłużej na ciebie patrzeć. To, co zrobiłaś, jest niedorzeczne! Nie możesz ot tak decydować o moim życiu, jakbym była jakimś pionkiem na twojej szachownicy!

– Robię to w trosce o twoje dobro...

– Gówno prawda! – krzyknęła, uderzając palcami o kierownicę. – Robisz to dla siebie! Wszystko, co robisz, robisz zawsze dla siebie!

Głośne trzaśnięcie drzwiami przerwało kłótnię. Sekundę później rozległ się odgłos odjeżdżającego samochodu.

Carla patrzyła za pojazdem z mieszanką przeróżnych emocji. Po jej radosnym uśmiechu nie pozostał choćby ślad.

𒆨ꕥ𒆨



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top