[06] pogadajmy i bądźmy kretynami razem
✽
♚ thomas jefferson ♚
✽
To jest jakby coś powstrzymywało moje oczy przed zamknięciem, kiedy patrzę z bólem na sufit. Przez mój umysł przelatują naprawdę najróżniejsze rzeczy i powstrzymują mnie przez zaśnięciem. Nie jestem pewien która jest godzina, to dręczące uczucie w głębi mojego umysłu zaczyna mnie denerwować.
Alexander Hamilton. Al – ex – an – der. Ciekawe co teraz robi?
Po naszym spotkaniu nie mogę przestać o nim rozmyślać. Myślę, że dobrze sobie poradziłem z zaistniałą sytuacją. Zaskakuje mnie to, że był w stanie opowiedzieć o wszystkim, co go dręczy. Czuję się z tym szczęśliwy.
Lecz, gdy siadam, dociera do mnie zmieszanie. To trochę dziwne, że tak o nim teraz myślę. Minęło już trochę czasu od naszego dzisiejszego spotkania, ale nadal nie mogę się go pozbyć z głowy.
Wyobrażam sobie jego uśmiech. Cholera, ma naprawdę ładny uśmiech. Jakim cudem nie zauważyłem tego w szkole? Jakikolwiek to nie był powód jestem zdenerwowany, że nie zauważyłem tego wcześniej.
Ma też naprawdę piękne włosy. Gdyby tylko trochę się nimi zajął mogłyby lśnić. Nie muszę chyba mówić o jego oczach.
Kręcąc głową mój wzrok dosięga czerwonych, świecących w ciemności cyfr na stoliczku nocnym. Wskazują godzinę 4:45. Mam dziś spotkanie na posterunku, więc powinienem się do niego już szykować, nawet jeśli muszę tam być o 7. Odwijam się z pościeli i kieruję do łazienki.
Właśnie biorę prysznic, kiedy słyszę jak mój ładujący się telefon zaczyna dzwonić. Ubierając się kombinuję, że to musi być po prostu poranny budzik. Ale szybko się orientuję, że przecież ten dźwięk w niczym nie przypomina tego wkurzającego alarmu.
Wychylam głowę z garderoby aby spojrzeć na godzinę. Jest 5:23. Kto do cholery może dzwonić do mnie o tej porze?
Idę założyć uniform policyjny i odznakę przed wejściem do sypialni, susząc mokre włosy miękkim ręcznikiem. Telefon wciąż dzwoni,chcę go dosięgnąć a kiedy spoglądam na nazwę kontaktu moje źrenice rozszerzają się.
Natychmiastowo odpowiadam. „Hamilton? Dlaczego jesteś na nogach tak wcześnie?". Orientuję się jak żałośnie brzmi mój głos, więc szybko odchrząkuję i siadam na łóżku, krzyżując nogi.
Słyszę delikatny chichot Alexandra przez telefon zanim mówi „Mógłbym spytać o to samo."
Przewracając oczami lekko się obrażam, ale szybko wracam do zmartwionego tonu „Wszystko w porządku?"
Alexander milknie po drugiej stronie słuchawki a ja marszczę brwi. Coś jest na rzeczy. Słysząc westchnienie i niezręczne szuranie wcale nie czuję się mniej zmartwiony.
„Uh, czy-„ słyszę jak tłumi w sobie szloch, na co zaciskam usta. „Czy mogę się z tobą zobaczyć?"
Moje serce zaczyna szybciej bić. „W porządku..." bełkotam, niezamierzenie szarpiąc jeden z kosmyków moich mokrych włosów kiedy wpatruję się w podłogę. To słodkie pytanie ale wciąż nie mogę zignorować faktu, że Alexander pociąga nosem po drugiej stronie. „Kiedy?"
Czka nieznacznie „M-możemy teraz?"
Właśnie teraz dociera do mnie, że coś złego się stało. Natychmiast zrzucam ręcznik i ruszam ubrać skarpetki. „Jasne, mogę wpaść teraz."
„Nie!" Alexander nagle podnosi głos, co całkowicie mnie wmurowuje w ziemię. Kontynuuje, jąkając się „U-uh... mam na myśli... czy mógłbym wpaść... do ciebie?" jego głos ścisza się w trakcie wypowiadanego zdania.
Mrugam, analizując to co właśnie powiedział. Siadam znów na łóżku, nieświadomy pojawiającej się purpury na moich policzkach. „Jasne, okej." Jestem zszokowany jak spokojnie brzmi mój głos.
Pojawia się drobna pauza. „Naprawdę?" Alexander szepcze niebezpiecznie cicho, „Czy to na pewno jest w porządku?" znów brzmi tak krucho. Tak delikatnie.
Nie zważając na to. że Alexander przychodzi do mnie zakładam skarpetki i buty, kładąc telefon na ramieniu i podtrzymując go głową. „Jasne, nie martw się Hamilton. Jestem na razie wolny." Mówię mu i zakładam kurtkę na siebie przed wejściem na dół po kawę.
„Dobrze." odpowiada, szepcząc, kiedy włączam światła w domu. Słońce jeszcze nie wzeszło ale jest na dobrej drodze. „Gdzie mieszkasz?" pyta Alex.
Mówię mu swój adres i rozłączamy się. Powiedział, że będzie w przeciągu 10 minut więc zgaduję, że nie mieszkamy od siebie tak daleko. Zdumiewa mnie, że żyjemy tak blisko od lat a nigdy na siebie nie wpadliśmy.
Decyduję, że zwinę jakąś kawę dla Alexandra, nawet jeśli piliśmy w starbucks'ie kilka godzin wcześniej.
Kiedy dzwonek dzwoni słońce już zaczęło wstawać, a moje włosy wyschły i zaczynają się kręcić. Odkładam kawę, którą popijałem i idę do drzwi. Kiedy je otwieram staję twarzą w twarz z Alexandrem Hamiltonem, który ma spuchnięte, czerwone oczy i śle mi najlepszy uśmiech, na jaki go stać.
Mój uśmiech znika na widok jego aktualnego stanu, zapraszam do środka. Nie witamy się w żaden sposób i zamiast tego podąża za mną do kuchni gdzie podaję mu jego kawę. Mamrocze szybkie dziękuję i siadamy na kanapie, popijając z zakłopotaniem nasze napoje.
Kiedy tak niezręcznie siorbiemy widzę jak Alexander lustruje mnie od góry do dołu. Sprawdza jak wyglądam w uniformie. Walczę z chęcią posłania mu sardonicznego uśmiechu.
Decyduję przemówić pierwszy i nie tak jak ostatnio,prosto w sedno. „ Hamilton? Możesz się wytłumaczyć?" Nie chciałem zabrzmieć wrednie ale wiem, że właśnie tak to zabrzmiało, sądząc po ustach Alexandra, które wykrzywiły się w oznace skruchy.
Odsuwa kubek od ust, wpatrując się wciąż w podłogę. On też zdecydował przejść od razu do sedna sprawy. Podnosi swój wzrok na mnie, napotykając zmartwienie i otwarcie mówi :„Wyrzucili mnie z mieszkania".
Przez to co powiedział prawie zadławiłem się kawą . Patrzę na niego z rozszerzonymi źrenicami „Dlaczego?"
Patrzę jak wzrusza ramionami i zaczyna się bawić się poduszką wolną ręką. „Nie mogłem opłacić czynszu." Mówi wprost, a ja marszczę brwi.
Zauważa mój wzrok i zaczyna czuć się niekomfortowo, więc przykłada kubek do ust aby się za nim schować, ale to oczywiście nic nie daje.
Kiedy skończyłem się na niego gapić i myśleć wzdycham. Ostrożnie pytam „Kiedy musisz się wynieść?"
Alexander chwilę się zastanawia. „Do piątku." Odpowiada.
Kiwam jedynie głową i szybko kończę kawę kiedy w głowie kwitnie mi nowy pomysł. Kiedy kawy już nie ma wydaję usatysfakcjonowany dźwięk i odkładam kubek na laptopa. Spoglądam poważnym wzrokiem na Alexa. „Jeśli nie masz u kogo urzędować, możesz zostać ze mną jeśli chcesz."
Alexander wydaje się niespodziewanie zaskoczony moją propozycją. Zaczyna coś bełkotać, patrząc na mnie wstrząśnięty. Szybko jednak się ogarnia i spogląda na mnie nieśmiało. „ Ja..." Chichocze niezręcznie i odwraca wzrok. „Właśnie po to tu przyszedłem..."
Na moim ustach pojawia się uśmiech. „Chciałeś mnie spytać, czy możesz tu zostać?"
Alexander szybko duka „D-dopóki nie znajdę mieszkania!" Mówi ostro, ściskając kurczowo swój kubek, kiedy na jego policzkach pojawia się rumieniec. „Wtedy się stąd wyniosę i nie będę zakrzątać ci głowy."
Śmieję się i kiwam głową. „Nie ma sprawy, Hamilton. Możesz tu zostać tak długo jak zechcesz." Wyciągam rękę żeby zabrać mu kubek i zrobić śniadanie, ale Alexander się na mnie gapi. Patrzę na niego ze zdziwieniem.
Po chwili pustego gapienia się Alexander powoli mówi „Wiesz..." uśmiecha się z zakłopotaniem i odwraca wzrok, „Jeśli mamy być współlokatorami możesz mi mówić Alexander."
Serce skacze mi do gardła kiedy głupawy, szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. „Mogę?" Nie mogę się uspokoić kiedy Alexander kiwa głową, nieśmiało chichocząc. Czuję jak moje serce dosłownie szybuje, kiedy wstaję. Mój uśmiech się zwiększa. Puszczam mu oczko. „Okej, jeśli tego właśnie chcesz, Alexandrze."
Zauważam jak widocznie drży. Idę do kuchni z największym możliwym uśmiechem na twarzy.
✽
Przepraszam za błędy. Jutro kolejny, co wy na maraton?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top