[07] och, angelica ciebie też miło widzieć
✽
♔ alexander hamilton ♔
✽
Skończyłem rozpakowywać swoje rzeczy w gościnnym pokoju Thomasa jakąś godzinę temu. Siedzę teraz na kanapie w bardzo leniwy sobotni poranek. Opuściłem swoje mieszkanie w piątek i przytargałem swoje rzeczy do domu Thomasa. Zaoferował mi swój pokój gościnny i oto jestem. Próbowałem się odnaleźć w tym domu i poszło mi to całkiem nieźle. Jestem przekonany, że zapamiętałem gdzie łazienka.
Byłem zaskoczony kiedy Thomas zaoferował mi abym się u niego zatrzymał. Plan był taki, że to ja się go o to spytam ale wychodzi na to, że Thomas chciał mi cokolwiek zaoferować.
Bezmyślnie bawię się rogiem koca, który znalazłem w szafie pokoju, w którym mam spać. Skacze po kanałach w telewizji, nic dzisiaj nie leci. Thomas zmusił mnie do zrobienia sobie przerwy na weekend, ale sam zdecydowałem, że tylko dzisiaj odpocznę a jutro wracam do pracy. Wciąż mam dużo do roboty.
Kontynuując skakanie po kanałach słyszę dźwięk przekręcanego klucza i otwieranych drzwi. Potem skrzyp drewnianej podłogi. Zza mnie słyszę przymulony, poranny bełkot zmęczonego Thomasa. "Alexander?" ziewa, "Musisz koniecznie nastawić swój zegar biologiczny."
Na moich ustach pojawia się uśmiech na dźwięk głosu Thomasa, mówiącego moje imię. To dla mnie nowe, w końcu nigdy w szkole nie mówiliśmy do siebie inaczej niż po nazwisku.
Spoglądam na niego zza ramienia. Stoi w bluzie z kapturem, dresach i kapciach w kształcie kaczek*. Obserwuję jak wskakuje na kanapę tuż obok mnie ziewając.
Lekceważąc to otulam się bardziej kocem "Nah, zawsze wstaję tak wcześnie." Mój wzrok dosięga wiszącego na ścianie zegara. Pokazuje 7:30.
Thomas tylko skina głową, po czym spogląda na mnie. Kieruję swój wzrok na niego. Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, po której Thomas wstaję i się rozciąga. "Pasuje ci omlet na śniadanie?"
Na wspomnienie o jedzeniu uśmiecham się delikatnie. "Byłoby świetnie." Thomas znika w kuchni.Nie jadłem specjalnie przygotowanego dla mnie śniadania od bardzo długiego czasu. Sam nie umiem gotować,więc śniadanie nie składające się jedynie z tostu i dżemu sprawia, że jest mi aż ciepło na sercu.
Po bezsensownym zmienianiu kanałów przeskakuję na Netflixa Thomasa. Puszczam "Coraline". Thomas dołącza do mnie niedługo potem i wręcza mi talerz z omletem.
Szczęśliwy biorę posiłek szczerząc się przy tym od ucha do ucha. Zajadający Thomas przygląda się jak energicznie jem. Próbuję się powstrzymać od jęku rozkoszy biorąc kolejny kęs. Muszę przyznać, Thomas naprawdę dobrze sprawdza się w kuchni. Przypomina mi to o posiłkach mojej mamy.
Myśląc o mamie uśmiecham się smutno i zwalniam jedzenie. Thomas to zauważa, odchrząkuje zatem i przewraca oczami. "Wyglądasz jakbyś nie jadł od kilku dni."
Kiedy nie odpowiadam i zamiast tego gapię się w niego beznamiętnie jego twarz skrzywia się w zaniepokojeniu. "Jadłeś wczoraj wieczorem, prawda?" Nie odpowiadam. Thomas unosi brwi wysoko. "Lunch?" Wzruszam ramionami.
"Okej." Thomas milknie. "Kiedy ostatnim razem coś jadłeś?"
Zastanawiam się chwilę. "Dwa dni temu, tak sądzę."
Patrzę z lekkim rozbawieniem jak Thomas wpatruje się we mnie zszokowany. Kończę szybko jedzenie i podnoszę się. Thomas cały czas się na mnie gapi z tym samym wyrazem twarzy kiedy idę do kuchni umyć po sobie talerz.
Kiedy wracam zauważam, że Thomas zmienił bajkę z "Coraliny" na "Gdzie jest Dory".W sumie mnie nie obchodzi co oglądamy. Siadam więc koło niego i otulam się znów kocem.
Po jakiejś chwili mój telefon zaczyna wibrować. Wyciągam go z kieszeni. Thomas wpatruje się zaciekawiony jak ja kiedy sprawdzam kto to. Patrząc na imię moja twarz się rozjaśnia i natychmiast odbieram.
"Cześć, Laff"Witam się, szczęśliwy. Thomas idzie umyć własny talerz.
Wyrazisty francuski akcent odpowiada z drugiej strony. "Alex! Co u ciebie? Słyszałem co się stało od Johna. U kogo mieszkasz?"
Mrugam beznamiętnie zanim moje brwi łączą się w zamęcie. :Skąd się dowiedziałeś?" pytam go.
Lafayette odpowiada trochę zbyt radośnie "Mówiłem, że wiem od Johna."
Thomas dołącza do mnie znów na kanapie. Rzucam mu spojrzenie, mówiąc do telefonu. "Skąd John wiedział?" Thomas patrzy na mnie z zakłopotaniem.
Lafayette mruczy "Chyba Aaron Burr mu powiedział." Popadam w irytację. Wiem kto jest na tyle blisko Aarona, że mógłby mu powiedzieć.
Rzucam Thomasowi ostre spojrzenie i syczę na niego. "Thomas! Dlaczego powiedziałeś Burrowi?" Biadolę, patrząc jak ten unosi ręce w obronnym geście.
Patrzy na mnie z rozbawieniem, uśmiechając się złośliwie "Alexander, luzik." Komentuje delikatnie.
Czuję gotującą się we mnie wściekłość. "Luzik?" krzyczę gniewnie. "Jestem definicją jebanego spokoju, okej?!" Widzę jak Thomas po prostu się śmieje odrzucając głowę do tyłu.
Lafayette się odzywa „Czekaj, Thomas? Ten Thomas-Jefferson-szkolny-rywal Thomas?"
Krzywię się. Zapomniałem powiedzieć przyjacielowi wszystko o Thomasie. Nie tylko jemu, wszystkim. Śmieję się nerwowo. "Uh, taa... tak jakby u niego teraz mieszkam..."
"Ty robisz co?!" Lafayette zaczyna krzyczeć. "Mon Dieu, Alex!"
Otwieram usta by coś powiedzieć, ale Laf kontynuuje swój krzyk. "Masz wiele do wyjaśnienia! Natychmiast przyjeżdżaj!" i zanim zdążyłem zaprotestować Francuz się rozłącza. Odkładam telefon i się dąsam.
Thomas szczerzy się złośliwie. "Bycie tobą ssie."
„Oh, zamknij się do kurwy nędzy." Wyrzucam, powodując u niego chichot.
Przecieram twarz dłońmi, jęcząc. Thomas patrzy na mnie z uśmiechem. "Mogę iść z tobą?"
Patrzę na niego przez palce i udaję, że myślę.
"Dobra." Mamroczę w końcu, wydając z siebie głębokie westchnięcie.
*
Moje dłonie zaczynają się pocić kiedy widzę dom Lafayetta przez okno auta Thomasa. Zaproponował, że nas podwiezie,a ja nie chciałem się już z nim kłócić.
Podjeżdżając widzę jak Thomas rzuca na mnie okiem. Unosi brew, wyłączając samochód na podjeździe i mówi:"Dlaczego się denerwujesz?"
Patrzę na niego przez chwilę zanim wzruszam ramionami, bawiąc się palcami. ''Mogą być trochę... opiekuńczy." Tłumaczę mu szeptem, podnosząc wzrok na niego. Uśmiech rozciąga moje usta "Więc nie bądź dupkiem i nie krzycz na nich."
Obserwuję jak wiele emocji przeskakuje przez jego twarz. Od zakłopotania, przez irytację do złości. Warczy na mnie, dąsając się. "Nigdy nie mówiłem, że będę."
"Nie musiałeś." Zaznaczam i wychodzę z jego auta. Podąża za mną i razem zamykamy samochód.
Kiedy powolnym krokiem do drzwi przerabiam najróżniejsze sytuacje, które mogłyby zaistnieć. Stojący obok Thomas wydaje się znudzony ale ja się niemiłosiernie pocę.
Docieramy do drzwi. Thomas dzwoni. Niedługo te się otwierają, ukazując stojącego Lafayetta z rozszalałym wyrazem twarzy. Jego spojrzenie zatrzymuje się na mnie a później przeskakuje na Thomasa. Szczęka Lafayetta nagle opada.
Thomas obdarowuje go dokuczliwy wyszczerz. "Cześć, spójrz na siebie Francuziku. Nie widziałem cię od lat."
Ah, tak. Wszyscy chodziliśmy do tej samej szkoły.
Po tych słowach Lafayette natychmiastowo wpada w furię. "Merde, Alex!" Ryczy straszliwie, szarpiąc nas oboje. Później tupiąc wprowadza nas do salonu, krzycząc pod nosem francuskie wyzwiska, w których bardzo często imiona Thomas i Alexander się pojawiają.
Thomas i ja zerkamy na siebie szybko, podążając za rozwścieczonym Francuzem. Kiedy docieramy do salonu widzę Herculesa i Johna. Na widok tego drugiego moje oczy się rozjaśniają a usta rozszerzają w szczerym uśmiechu. John to zauważa i natychmiastowo rzuca się na mnie, zyskując uwagę wszystkich w pokoju.
"Alexander! Do cholery, tęskniłem za tobą!" piszczy głośno, nie zwróciwszy uwagi na Thomasa, który stoi sobie niezręcznie z boku.
Obejmuję przyjaciela uśmiechając się wciąż szeroko jakby wszystkie moje problemy właśnie wyleciały przez okno. "John!" śmieję się w odpowiedzi, ściskając go mocno. "Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś!" Serce bije mi szybciej i głośniej kiedy czuję jak rozgrzewa mi się twarz na uczucie Johna łapczywie trzymającego garścią moją bluzę. Mija mnie grymas na twarzy Thomasa.
Po chwili przytulania się John się odsuwa. Jego piegowata twarz wciąż ukazuje niesamowitą radość. Moja twarz jest cała czerwona. Nie mogę widywać Johna zbyt często, bo jego ojciec zawsze zabiera go do rodzinnego miasta,aby nauczył się tam być 'prawdziwym facetem'. Co jest cholernie głupie, jakby ktoś mnie pytał.
Właśnie wtedy John zauważa Thomasa. Jego szczęśliwy wyraz twarz zmienia się w obrzydzenie kiedy lustruje go od góry do dołu. "Um, więc Lafayette miał rację?" mruczy do siebie nim spogląda znów na mnie. "Alex, co on tu robi?"wskazuje palcem na Thomasa.
Pozwalam nerwowemu śmiechowi się wyrwać z ust, pocierając kark i denerwuję się lekko.Tak mocno jak kocham Johna to trochę niezręczne wygłaszać swój przypadek do niego i wszystkich zebranych. W sensie, nie byłbyś zdziwiony i zaniepokojony gdyby twój najlepszy przyjaciel nagle zamieszkał ze swoim największym rywalem? Czuję jak nerwowy pot spływa po karku kiedy staram się wysłowić.
Ale zanim zdążam cokolwiek powiedzieć, słyszę głośny dźwięk trzaskających drzwi, rozchodzący się po całym domu. Lafayette klnie pod nosem. Zamierzam się go spytać o to,ale nagle John znika z zasięgu mojego wzroku i widzę Angelicę, która pojawia się znikąd. Wzdycham na widok swojej starej przyjaciółki kiedy nagle jedyną rzeczą, którą widzę jest jej ręka zmierzająca do mojej twarzy. Czuję jak upadam na ziemię a szczypiące uczucie płonie na moim prawym policzku.
*Kto wie do czego są nawiązaniem? XD ( dla niewiedzących)
✽
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top