Rozdział 29

Grace

- Hope mówiła, że teraz więcej pracujesz, bo chcesz lecieć do Hiszpanii. To prawda? - spytał mój ojciec przez telefon.

- Tak, to prawda. Jakiś problem?

- Po co ty to robisz? Nie chodzi mi o chłopaka miłość i takie tam. Mam na myśli pracę. Przecież masz dość pieniędzy ze sprzedaży domu...

- Ja nie chcę tych pieniędzy - odpowiedziałam krótko.

- Ale dlaczego?

Ojciec był wielce zdziwiony moim postępowaniem. Ta rozmowa powoli zaczynała mnie irytować.

- Dlatego, że to są twoje pieniądze. Owszem, sprzedałam dom i za część kupiłam sobie mieszanie, odłożyłam też trochę na utrzymanie, wiec reszta jest twoja.

- Nie musisz tego robić. Jesteś przecież moją córką a ja jako ojciec mam za zadanie cię wspierać i pomagać.

Po tym jak usłyszałam drugie zdanie coś we mnie pękło.

- Kiedy zaakceptujesz to, że chcę być samodzielna? Po za tym...Jak mnie teraz wspierasz, twoim zdaniem? Wróciłeś do mamy, okej. Ale to, że mnie zostawiłeś... - mówiąc to prawie płakałam, czułam jak pierwsza łza spływa po moim lewym policzku.

- Nie Grace, ja cię nie zostawiłem. To była twoja decyzja.

- Wcale nie! Dostałam w prezencie papiery dotyczące domu, paszport a nawet voucher na prawo jazdy!

- Mogłaś powiedzieć że nie chcesz zostawać sama - jego ton był opanowany i spokojny. Jak można być spokojnym kiedy mówi się córce coś takiego?!

- Ja wcale nie chciałam! Nienawidzę kobiety, która mnie urodziła. Nie dałeś mi wyboru! - krzyknęłam do słuchawki i rozłączyłam się. To nie miało sensu. 

Poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę, a za oknem padał deszcz. Lubiłam patrzeć jak krople uderzają o szyby, ale tym razem wydało mi się to szczególnie przygnębiające.
Woda się zagotowała. Wyłączyłam ją, ale nie zalałam herbaty, tylko chwyciłam dłuższy sweter i zeszłam na dół do Haven.
Dziewczyna siedziała na dywanie oparta o kanapę i czytała jakiś magazyn  modowy. Zapukałam o franugę drzwi.

- Hej, nie przeszkadzam?

Dziewczyna na mój widok rozpromieniła się i szybko wstała by mnie uściskać.

- Nigdy mi nie przeszkadzasz - oznajmiła radośnie - co tam?

- A nic. Siedziałam sama w domu, więc pomyślałam, że wpadnę. A co u ciebie?

- Cole zabiera mnie w przyszły weekend na obiad u swoich rodziców.

- Robi się coraz poważniej - stwierdziłam - Nie boisz się?

Zdziwiła się, ale po chwili uśmiech znów zagościł na jej twarzy.

- Czego miałabym się bać? - spytała i skierowała się do kuchni. Poszłam za nią - Kawy? Herbaty?

- Hmm...Kakao? - spytałam z nadzieją na pyszny ciepły napój.

- Skąd wiesz, że mam kakao? - spytała unosząc jedną brew.

- Może dlatego, że jestem twoją przyjaciółką?

- Fakt - przyznała i przystąpiła do przygotowania dwóch kubków słodkiego napoju.

***
Wyszłam od przyjaciółki chwilę po dwudziestej drugiej, kiedy już chciałam odkluczyć drzwi do mieszkania usłyszałam rozmowę Cola z jakąś dziewczyną. 

- Kiedy? - spytała ona wyraźnie niezadowolona.

- Nie wiem - odparł - Ale na pewno niedługo.

- Mam nadzieję. Muszę już iść...

- Mhm... - mruknął jej do ucha, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnął ją do siebie i zaczął żarliwie całować.
Nagle dziewczyna odskoczyła od niego jak poparzona i wyszła z budynku bez słowa. Cole zaśmiał się, przeczesał włosy dłonią i jak gdyby nigdy nic wszedł do mieszkania, które wynajmował razem ZE SWOJĄ DZIEWCZYNĄ.
Weszłam do siebie i usiadłam na podłodze zszokowana. Mam jej powiedzieć? I dlaczego on to robi? W głowie mi się nie mieściło. A ona tak się cieszy na wspólny obiad z jego rodzicami...Mam jej to wszystko zniszczyć? Z resztą dowie się prędzej czy później i będzie ją bolało też to, że wiedziałam ale byłam cicho.
_______
Kochani! Dzięki za kolejne wyświetlenia! ❤KOCHAM WAS❤
I tak przy okazji...Z przykrością informuję, że rozdział 30 będzie OSTATNIM. 😢

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top