Rozdział 24

Evan

Dzisiaj był jeden z lepszych dni od kiedy wyszedłem ze szpitala. W końcu nic mnie nie bolało i mogłem iść pobiegać. Brakowało mi tego, bo nie mogłem znaleźć innego zajęcia, które pomogłoby mi zapomnieć. Wyszedłem z domu ubrany w strój sportowy i zacząłem biec. Poczułem się naprawę wolny. Po dwóch godzinach biegania wróciłem do domu. Mama siedziała w kuchni i gotowała obiad. Taty i brata nie było w domu.

- Biegałeś? - spytała rodzicielka,  chociaż dobrze znała odpowiedź.

- Mhm - mruknąłem i napiłem się wody.

"Stary, co teraz robisz?"

Dostałem sms-a od Maxa.

"W sumie to nic, a co?"

"Zaraz będę i idziemy z paczką do kina. Idziesz z nami, nie masz wyjścia." - dostałem odpowiedź po sekundzie, jakby już miał ją gotową niezależnie od tego co napiszę.

Szybko się ogarnąłem i w momencie kiedy brałem kurtkę do ręki usłyszałem klakson samochodu. 

****
Siedziałem w sali kinowej, zupełnie nieobecny duchem. Myślałem o Grace. Siedziała dwie sale dalej oglądając jakiś romams z Lauren, Lorem i Hope. Trochę żałowałem, że nie ma z nimi Haven, bo gdyby była nie musiał bym znosić ani jej, ani Cola, którzy bardziej byli zajęci sobą niż filmem. Ale nie mogłem mieć wszystkiego.

Grace 

Moim marzeniem było pójście do domu, zjedzenie czegoś, pogadanie z siostrą i pójście spać. Byłam cholernie zmęczona po pracy. Zawsze pierwszy dzień jest najgorszy, bo trzeba wszystko zapamiętać i ogarnąć. Niestety z moich planów nici, bo siedziałam z dziewczynami na jakimś durnym romansie. Nawet nie wiem jaki ma tytuł, ani o czym jest, bo jedyne o czym myślałam, to moje mięciusie, ciepłe, tęskniące za mną łóżko. 

Jakieś pół godziny później, chociaż wydawało mi się, że nieskończoność później, wyszłyśmy z sali. Chłopacy już na nas czekali.

- Hej - usłyszałam cichy szept przy swoim uchu. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to Evan. 

- Hej - odpowiedziałam cicho nie odwracając się. 

- Możemy porozmawiać? - spytał

- O czym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Podejrzewałam o co może mu chodzić, ale wolałam, żeby powiedział to na głos. 

- O... - zaczął, ale Haven mu przerwała. 

- Ludziki! Zbieramy się i idziemy do mnie - powiedziała radośnie - możemy sobie pograć w karty, albo pokera, a jak nam się znudzi to możemy po prostu siedzieć i gadać tak jak kiedyś - dodała. 

Z jednej strony chciałam tam iść i spędzić wieczór z przyjaciółmi, ale z drugiej byłam zbyt zmęczona żeby robić cokolwiek. 

- Ja...Ja nie mogę - powiedziałam powoli. 

- No weź Gi - zamarudziła brunetka - chodź, daleko do domu to ty nie masz - zaśmiała się. 

- Nie mogę, jestem padnięta, a jutro muszę iść do pracy. Nie mogę się spóźnić. 

Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, po czym klasnęła w dłonie. 

- Mam genialny plan! idziemy do Ciebie - skwitowała. 

- Ale... - próbowałam się wybronić, niestety na próżno. 

"Teraz się ich nie pozbędę przynajmniej do piątej rano" - pomyślałam i sfrustrowana ruszyłam za nimi. 

***

- Śpisz? 

- Wyjdź stąd - powiedziałam stanowczo. 

- Czyli nie śpisz - usłyszałam rozbawiony głos. Poczułam jak ktoś zabiera mi poduszkę z głowy. 

- Evan! Oddawaj! - krzyknęłam i zaczęłam wyrywać mu poduszkę. 

- Czekaj! - krzyknął i znieruchomiał. Odruchowo też przestałam się ruszać. - Słyszysz coś? - spytał cicho 

- Nie...Chyba. - odpowiedziałam po chwili. 

- No właśnie - powiedział rozbawiony - nie musisz już zatykać uszu poduszką. Poszli jakieś dziesięć minut temu. Do Haven. 

- Dzięki za info. A teraz idź do nich i daj mi spać. 

- Nie. 

- Dlaczego? - spytałam i tym samym popełniłam błąd. 

- Bo chciałem z tobą porozmawiać. - odparł i położył się obok mnie. Wiedziałam, że nie odpuści i nawet jak nie będę się odzywać to ten i tak będzie gadać, dopóki nie powie wszystkiego. 

- To mów...

- Kocham cię, wiesz o tym? 

Zamurowało mnie. Powiedział mi to kilka tygodni temu, ale sądziłam, że mu przejdzie, że pozna kogoś innego czy coś. Ale nie. Walnął prosto z mostu. 

Evan

- Nie...To znaczy...Myślałam, że to co wtedy powiedziałeś to...Że to ci przejdzie - usłyszałem cichy głos blondynki. Nie wierzyła mi. 

- Że mi przejdzie? Nie. Nie przejdzie - powiedziałem spokojnie - Naprawdę mi na tobie zależy i zrobię wszystko, żebyś mi uwierzyła - powiedziałem szczerze. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno. 

- Jak to zrobisz? - spytała i podniosła się do pozycji siedzącej. Wyglądała naprawdę uroczo. Jej oczy, usta, włosy i lekko przechylona głowa...W ogóle cała ona...Była piękna. przyglądałem jej się przez chwilę. Miała na sobie za dużą męską czerwoną koszulkę i szare krótkie spodenki sportowe. Chciałem zapamiętać każdy kawałek jej ciała, chciałem ją pocałować, ale...Ale nie mogłem. Nie pozwoliłaby mi na to, a nie chciałem by się ode mnie odsunęła. Już teraz była wystarczająco daleko. 

- Hmm? Czemu mi się tak przyglądasz? - spojrzała na mnie unosząc jedną brew do góry. 

- Bo jesteś piękna - powiedziałem zgodnie z prawdą - mógłbym na ciebie patrzeć już zawsze - dodałem i spojrzałem jej w oczy. Ona odwróciła wzrok i lekko się zarumieniła. Podobało mi się to.

Siedzieliśmy w milczeniu. Grace wyglądała jakby walczyła ze sobą i nie wiedziała co ma zrobić.

- Nie martw się - powiedziałem szeptem. Odgarnąłem niesforny kosmyk z jej czoła, a poliki znów zrobiły się różowe. Zacisnęła usta w cienką linię, po czym powiedziała siedem słów, które sprawiły że miałem ochotę płakać ze szczęścia :

- Jeśli się postatasz,  może nam się udać...

- Nie zmarnuję tej szansy - odparłem z przekonaniem i przyciągnąłem ją do siebie.

_______
Aaaale słodko! Jak myślicie, Evan da radę?

Ps. Zostaw gwiazdkę i komentarz, nawet nie wiecie jak to cieszy 😘 Kocham Was ❤ I do następnego!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top