Rozdział 34
Grace
- No to wszystko załatwione - odparł z ulgą mój narzeczony siadając obok mnie na kanapie.
- Nie wszystko. Jeszcze druhny, sukienki i fotograf. Trzeba jeszcze sprawdzić czy mamy wszystko na salę, żeby ze wszystkim zdążyć. I tort! Ugh! Dlaczego tego wszystkiego jest tak dużo?
- Hej, spokojnie ze wszystkim zdążymy. I nie jesteśmy z tym sami. - próbował mnie pocieszyć, jednak zamiast się uspokoić czułam się jeszcze gorzej.
Minął ponad rok od kiedy Evan mi się oświadczył, dwudziestego pierwszego maja bierzemy ślub. To już za dwa tygodnie! Im bliżej tej daty, tym bardziej się denerwuję. Jednak największym problemem jest to, że Haven się do mnie nie odzywa od momentu kiedy drugi raz powiedziałam jej o zdradzie.
Nie podawałam się i co jakiś czas pisałam, nawet wysłałam jej zaproszenie na uroczystość i poprosiłam by została moją druhną, jednak do dzisiaj nie dostałam żadnego znaku życia.
- Dobra, idę załatwić tort i fotografa, jeszcze sprawdzę rzeczy na salę - powiedziałam z rezygnacją i wstałam z kanapy. Nie chciałam się dłużej męczyć myśleniem o tym wszystkim.
- Naprawdę masz zamiar teraz to robić? - spytał łapiąc mnie za biodra i sadzając na swoich kolanach.
- Tak?
- Hmm...Druhną zostaje Hope i ewentualnie Haven, sukienki załatwimy później, zdjęciami zajmie się Lucas, a tort piecze twoja mama. A na salę na pewno wszystko mamy, wiec nie musisz się niczym martwić - wyglądał tak jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie - a tymczasem mamy chwilę dla siebie - mruknął i przejechał nosem po moim ramieniu aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Hmm...Gdyby się tak nad tym dłużej zastanowić... - zaczęłam, ale Evan przerwał mi pocałunkiem.
- Przestań się tyle zastanawiać.
Zaśmiałam się pod nosem, bo wiedziałam że nigdy nie będę mogła tego zrobić. Taka moja natura. Zawsze muszę się nad czymś zastanawiać, analizować i myśleć. Z myśleniem różnie wychodzi, ale nie ważne.
- Wiesz nad czym wczoraj myślałam? - spytałam po dłuższej chwili ciszy. Chłopak westchnął.
- Mówiłem ci przed chwilą... - zaczął, ale przerwałam mu pocałunkiem, tak jak on, tylko kilka minut wcześniej.
- Wiem, wiem, mówiłeś. Ale muszę to powiedzieć, bo to dotyczy także ciebie. - Evan uniósł brew, a ja się zaśmiałam, wyglądało to przekomicznie. - A więc, myślałam nad ewentualną przeprowadzką, i naszym miesiącem miodowym. Masz jakieś pomysły?
- Hmmm... - zamyślił się na chwilę. - Raczej nie, ale myślę, że ty coś masz, prawda?
- Możliwe... - odparłam przeciągle - Co powiesz na wycieczkę do jakiegoś miasta w Europie? Francja, Włochy, Grecja, Chorwacja...Albo nie. Ameryka łacińska? Wiesz, Meksyk, Brazylia, Peru, Kuba, Dominikana...
- Okej, wystarczy - zaśmiał się - A może od razu wycieczka dookoła świata?
Uśmiechnęłam się szeroko, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Pokręciłam głową i wstałam z kanapy.
- Co robimy na obiad?
- A co z naszym miesiącem miodowym? Nie skończyliśmy o tym rozmawiać, nie wolno tak zmieniać tematu. - powiedział poważnie i skrzyżował ręce udając obrażonego.
- I tak jeszcze się zdążysz rozmyślić w te dwa tygodnie - powiedziałam równie poważnie i ruszyłam do kuchni ugotować ryż i pokroić warzywa. Oczywiście z tym rozmyślaniem się żartowałam. A może nie? A co jeśli faktycznie się rozmyśli?
Po chwili poczułam jak mnie obejmuje.
- Nigdzie nie idę, nie mam zamiaru rezygnować z tego, co udało nam się stworzyć. Zawsze będę z tobą, nie mam zamiaru ciebie zostawiać. - szepnął mi do ucha. Po tych słowach trochę się uspokoiłam, nadal się bałam tego wszystkiego co miało nadejść.
Odsunął się, bym mogła się odwrócić i na niego spojrzała.
- Mogę cię o coś spytać?
- Już to zrobiłeś - uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
- Ja jestem pewien co do ciebie czuję, ale jeśli...Jeśli ty się rozmyśliłaś albo...
- Nie! - przerwałam mu. - Oszalałeś? Kocham cię i nie wyobrażam sobie, żeby nagle miało ciebie zabraknąć.
- To dobrze. Też cię kocham, wiesz?
- Wiem - odparłam z przekonaniem i go pocałowałam. Jego usta zawsze są takie ciepłe i słodkie.
***
- Zdążyłam? - usłyszałam za plecami i powoli się odwróciłam.
- Haven! - rzuciłam się przyjaciółce w ramiona. - Co się stało? - spytałam kiedy zauważyłam jej zapłakane oczy.
- Miałaś rację, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, nawet nie wiesz jak mi przykro, czuję się okropnie z tym, że nie chciałam ci uwierzyć... - płakała.
- Ciii, nie płacz, wszystko w porządku - próbowałam ją pocieszyć, ale marnie mi to szło. - Mam dla ciebie sukienkę. - powiedziałam cicho. Zadziałało, dziewczyna przestała płakać. Widziałam, że teraz się zastanawia.
- Jaką sukienkę? O czym ty mówisz?
- Chodź, musimy poprawić ci makijaż i zaraz poproszę Nelly żeby zajęła się twoją fryzurą. Nie pozwolę żeby moja druhna źle wyszła na ślubnych zdjęciach.
- Co? - chciało mi się śmiać z jej miny, na szczęście tylko się uśmiechnęłam.
- To co słyszałaś. Teraz idziemy do Nelly żeby ci pomogła, a ja idę ubierać suknię. Nareszcie!- mówiłam podekscytowana - Czy to normalne że tak się wszystkim ekscytuję?
<dla zainteresowanych zdjęcie w mediach>.
- Tak, to normalne. Poczekaj aż będziesz miała słodziutkie małe dzieciaczki. Dopiero wtedy oszalejesz - zaśmiała się i ruszyła za mną do odpowiedniego pokoju.
Evan
- Gdzie jest Grace? - spytałem Eliota, mojego kuzyna, który był moim drużbą.
- Nie wiem, ale na pewno nie uciekła, nie musisz się o to martwić - odparł ze śmiechem. Spojrzałem na niego spode łba. - No co? Tylko raz w życiu będę cię takiego widział to daj mi się chociaż pośmiać. - powiedział i podniósł ręce w geście poddania.
- Zaczynamy - oznajmił wszystkim pastor Robinson.
Od razu się spiąłem. Nie wiem dlaczego byłem taki zdenerwowany. Właśnie mam wziąć ślub z kobietą którą kocham. Mamy żyć długo i szczęśliwie, mieć ładny dom, dzieci i wiem, że ona też tego chce.
Kiedy zobaczyłem Grace w sukni ślubnej oniemiałem. Wyglądała tak cudownie, że nie sposób to opisać. Od razu poczułem, że to ta jedyna. Wiedziałem to już od dawna, ale teraz jestem tego pewien jak nigdy w życiu.
Wziąłem ją pod ramię i poczułem jak drży. Spojrzałem na nią zmartwiony.
"To przez te buty, nie chciałam się przewrócić" - odpowiedziała mi spojrzeniem. Uśmiechnąłem się.
"Nie martw się, dopóki jestem obok nic ci się nie stanie" - oddałem spojrzenie.
- Pięknie wyglądasz - szepnąłem do niej. Ona się uśmiechnęła.
Od teraz będzie się uśmiechała już zawsze, zadbam o to osobiście.
Nie byłem w stanie skupić się na tym co się dzieje, cały czas myślałem o Grace. O naszych szczęściach, kłótniach, wyzwiskach, podchodach, buziakach...O wszystkim co było z nami związane. Cieszyłem się bardziej niż małe dziecko. Na całe szczęście w porę się opamiętałem i powiedziałem przysięgę małżeńską. Po magicznym "tak" zeszła ze mnie reszta napięcia.
Była teraz tak blisko, taka piękna, słodka i moja. Kocham jej usta, teraz są tylko dla mnie.
- Jestem teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie - powiedziała mi moja świeżo poślubiona żona kiedy szliśmy w kierunku wyjścia obsypywani płatkami kwiatów.
- A ja jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. I mam najwspanialszą żonę - odparłem i znów złączyłem nasze usta w pocałunku.
________
Popłakałam się pisząc ten rozdział, nie tylko dlatego, że nareszcie doszło do ślubu. Niestety zostaje mi tylko epilog...Ale nie martwcie się. To, że kończę tą książkę (Od tak dawna chciałam to powiedzieć! Nareszcie coś skończę!) nie znaczy, że nie będę pisała dalej na wattpadzie.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze! Jesteście cudowni!
Do następnego :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top