Rozdział 13
Minął już tydzień. Powoli oswajałam się z myślą, że moja własna rodzina mnie wystawiła. Ale nie mogę powiedzieć, że jestem samotna, bo bym skłamała. Cały czas mam wsparcie swoich przyjaciół, którzy są ze mną jak najczęściej tylko mogą. Jestem im za to naprawdę wdzięczna. Po tej sytuacji wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, bez względu na wszystko.
- Idziemy z Colem do sklepu, chcesz jechać z nami? - spytała Haven stojąc nade mną, kiedy czytałam książkę.
- Nie dzięki, możecie mi kupić dużo jogurtów. - odparłam nawet nie podnosząc głowy znad książki.
- Ciągle jesz te głupie jogurty! Nie możesz zacząć się lepiej odżywiać? Jeszcze mi tu z głodu wykitujesz - powiedziała to pół żartem, pół serio.
- Nie wykituję, a jak nie odpowiadają ci te jogurty to wiesz, znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, to na zakupach też dasz sobie radę.
- No bobra, niech ci będzie...To cześć, miłego czytania!
I znikła za drzwiami.
Siedziałam przy wysepce w kuchni i po raz kolejny czytałam tą samą linijkę tekstu. W końcu zamknęłam książkę i poszłam na górę. W domu panował sterylny porządek, a wszystko dzięki mojej bezsenności. Ale nie czuję się po tym wszystkim zmęczona. Potrzebuję mniej snu niż zwykle i ciągle nie wiem dlaczego. Pewnie będzie to wiać, kiedy pójdę do lekarza na badania kontrolne, ale póki co zastanawiam się nad sprawą wyższego rzędu. Evanem.
Nie wiem kiedy zyskał miano wyższej półki. Czy ten pocałunek coś zmieniał między nami?
Nie wiem. Chłopak zachowywał się w stosunku do mnie jak dawniej, ewentualnie na prośbę Haven podarował sobie przytyki wobec mojej osoby. Do tego z wielką łaską. Ja nie czułam do niego nic więcej niż zewnętrzna obojętność, bo w środku cały czas o tym myślałam. Przechodziły mi przez głowę najróżniejsze scenariusze, ale żaden nie był wystarczająco prawdopodobny, by się spełnić.
Nagle doznałam olśnienia co do Evana w rankingu moich problemów. Był najwyżej, bo ten problem trzeba było rozwiązać jak najszybciej.
No ale gdybym wyszła z tą inicjatywą, to pewnie by uznał, że ten pocałunek był dal mnie czymś ważnym, a nie chcę, żeby tak było, bo to dla mnie nic nie znaczyło. Ale za to przysporzyło mi problem, który spędza mi sen z powiek.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk komputera. Tata próbowała się do mnie dodzwonić na skypie. Wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Niech nie myślą, że tak szybko im to wybaczę. Wiem, że zemsta nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale chwilowe nieodbieranie pomaga mi uporać się z tym mentalnie. Zamiast oddzwonić do taty weszłam na facebook'a. Czekało mnie na nim mnóstwo powiadomień. Głównie o zdjęciach z moich osiemnastych urodzin, na których oczywiście byłam może pół godziny.
Czekały mnie też wiadomości od Hope, Evana i mojego dawnego przyjaciela Willa.
Otworzyłam wiadomości od Hope.
Hope : Powiem Ci, że wycieczka super, ale brakuje mi Ciebie, wiesz? A tak w ogóle to jak się po tym wszystkim/ z tym wszystkim czujesz?
Hope : Halooo?! Własnej siostrze nie odpiszesz?
Hope : No dobra, kumam, masz focha. Ale kiedyś się odezwiesz?
Ja : Żyję, dzięki za troskę. Pozdrów rodziców.
Następnie otworzyłam wiadomości od Willa.
Will : Hej, dawno nic nie pisałaś...Umarłaś?
Will : Ej no...Ta dwutygodniowa cisza mnie dobija
Will : Stało się coś? :c
Ja : Nie masz się o co martwić, wszystko u mnie w porządku, tylko ostatnio się troszeczkę pozmieniało i jakoś nie miałam głowy ;)
Najgorsze zostawiłam na koniec. Drżącą ręką otworzyłam wiadomości od Evana. Serce waliło mi jak oszalałe, a ciekawość walczyła z lękiem.
Evan : Nie wiem, czy ten pocałunek dla Ciebie coś znaczył, jeśli nie, to możesz o tym zapomnieć i zwalić to na moje wygłupy, a nawet wmówić sobie, że to przez alkohol. Pozwalam Ci na to. Pozwalam Ci na wszystko...A jeśli jednak coś jakimś cudem to dla Ciebie znaczyło, to proszę, odpisz, zadzwoń, albo powiedz cokolwiek, żebym wiedział.
Na to nie odpisałam. Nie miałam siły. Serce znów wybiło się z rytmu. W głowie słyszałam własny krzyk, który mówił, że to nie może być prawda. Łzy płynęły po policzkach jakbym nigdy nie płakała i nagle pozwoliła im wypłynąć.
Wyłączyłam komputer, napisałam sms'a do Haven, że wychodzę i zakluczyłam drzwi od domu.
Szłam prosto przed siebie, nawet nie wiedząc dokąd. Miałam w sobie tyle emocji, które popędzały mnie do pójścia naprzód, że w pewnym momencie zaczęłam biec.
Zwykle miałam uczucie, że biegnąc zostawiam problemy za sobą, tym razem było inaczej. Myśli ciążyły mi jak ołów. Jakiś czas później przystanęłam przy kiosku, wyjęłam telefon i napisałam do Evana.
"Za 10 minut będę przy kawiarni Pani Chole. Jak chcesz pogadać czekam"
Po czym ruszyłam w stronę umówionego miejsca.
***
Dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia! Wiem, nie jest tego jakoś dużo, ale trzeba się cieszyć z małych rzeczy ^^
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top