Rozdział 3

HARUKI

Dzisiaj było zimniej niż zazwyczaj. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Co jakiś czas trząsłem się, gdy poczułem na sobie powiew chłodnego powietrza. Mogliby chociaż łaskawie dać mi jakąś koszulkę albo zlikwidować ten przeciąg. Miałem dość siedzenia w ponurych piwnicach od czasu do czasu widząc normalne pokoje, lecz nigdy świat na zewnątrz.

W takich chwilach jak ta zdawałem sobie sprawę jak bardzo głupi i naiwny byłem. W sumie gościu miał racje, że na tym biznesie idzie się wzbogacić. Tylko tyle, że to on się wzbogaca, a nie ja. Ja jestem tylko towarem, na którym zbija kasę.

Ciekawe jak długo to wszystko będzie trwać. Nie wiedziałem ile czasu minęło od mojego zniknięcia. Mam nadzieję, że do końca życia nie przyjdzie mi być przedmiotem handlu. Co jakiś czas wypożyczano mnie na określony czas różnym ludziom. Miałem ich nazywać swoimi Panami. Ich niedoczekanie. Musiałem się zgadzać na niektóre rzeczy ze względu na przetrwanie. Kiedy byłem zanadto nieposłuszny nie odstawałem jedzenia ani picia. Pracowałem już jako sprzątaczka, pokojówka, w jakiejś domowej roboty mini fabryce. Różnych rzeczy się chwytałem.

Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem trzask otwieranych drzwi. Do środka weszło trzech mężczyzn. Mój „właściciel"- człowiek który mnie porwał oraz dwóch nieznajomych. Jedne z nich szczupły i niższy chyba nawet ode mnie. Miał średniej długości brązowe włosy z opadającymi na oczy kosmykami i wywijającymi się na wszystkie strony końcówkami oraz tego samego kolory niewielką brodę. Jego brązowy oczy przeszywały mnie na wskroś. Drugi był wyższy, lecz dużo grubszy. Miał krótkie kręcone blond włosy i bladoniebieskie oczy, które patrzyły na mnie z pogardą. Pewnie nowi zainteresowani wykupieniem sobie niewolnika. No, ciekawe do jakiej roboty będą chcieli mnie wykorzystać.

- I ja się panom podoba?- Spytał właściciel.

- Byłbym zainteresowany- odezwał się grubas.

- Ja również- odezwał się natychmiast drugi.

Właściciel uśmiechnął się wyczuwając najwyraźniej okazję na zarobienie większych pieniędzy niż początkowo przypuszczał.

- Może porozmawiamy na zewnątrz?- Zaproponował niższy z powagą.

Wszyscy zgodnie skinęli głową i wyszli. Znowu zostałem sam. Czyli niedługo będzie wiadomo do kogo będę szedł na kolejny okres niewolniczej pracy. Po dłuższej chwili wrócił mój oprawca, tym razem bez osób towarzyszących.

- No smarkaczu, będziemy się żegnać.

Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.

- Będziesz miał nowego właściciela. Już tu nie wracasz. Później zajmiemy się kwestią twoich przenosin.

Nie wiedziałem czy mam się zacząć cieszyć czy może nie. Ktoś inny teraz będzie mnie więził? Ciekawe do czego mnie potrzebuje, że postanowił mnie wykupić, a nie tak jak wszyscy dotąd wypożyczyć.

- Ale nie zazdroszczę ci. Z tego co wiem, to nie będziesz zachwycony z roboty, ale mnie to nie obchodzi. Był gotów zapłacić w gotówce trzy razy więcej niż cena, za którą chciałem cię sprzedać.

Wyszedł śmiejąc się nie wiadomo z czego. Popaprany człowiek. Siedziałem związany zastanawiając się co o tym wszystkim sądzić. Jednak mógł mnie spotkać gorszy los. Ale ciekawi mnie dlaczego ten gościu aż tyle za mnie zapłacił. Z niepokojem czekałem aż przyjdą mnie zabrać do nowego więzienia.


Otworzyłem ociężałe powieki. Byłem nieco zdezorientowany. Poruszyłem zesztywniałymi ramionami. Coś mi się nie zgadzało. Mogłem poruszać nogami i ramionami. Wyciągnąłem ręce do przodu, lecz w połowie długości coś mi przeszkodziło. Spojrzałem na nie. Nadgarstki miałem zakute w żelazne okowy przykute łańcuchami do ściany.

- Obudziłeś się w końcu- odezwał się męski głos.

Rozglądnąłem się dookoła. Kilka metrów dalej ktoś siedział oparty o ścianę.

- Jak się czujesz?

W pomieszczeniu panował mrok, więc ciężko było mi się dokładnie przyjrzeć mężczyźnie. Brązowe włosy, krótka bródka... Więc to ten koleś mnie kupił.

- Jak masz na imię?- Spytał.

Dużo gadał. Ciekawe w jaki sposób będę mu usługiwał. Ponownie szarpnąłem za wiążące mnie łańcuchy. W sumie to lepsze niż bycie związanym liną. Pozornie większa swoboda. Pozornie.

- Umiesz mówić?- Spytał bardziej stanowczo.

- Umiem- burknąłem.

- No, w końcu. Masz ładny głos.- Wstał podchodząc do mnie.- To jak masz na imię? Ja jestem Makoto.

Dziwna była ta uprzejmość z jego strony. Nikt inny wcześniej nie trudził się by pytać jak się czuje, jak mam na imię lub samemu się przedstawić. Co to za koleś?

- Haruki.

- Haru.- Skrócił je.- Wiesz po co tu jesteś?

- Skąd ma to wiedzieć?!

- Och, jaki mały agresor.- Zaśmiał się cicho.- Szybko zobaczysz, że uległość i posłuszeństwo okażą się bardziej przydatne niż ta zaborcza postawa.

Milczałem. Jasne, że by wolał bym zachowywał się posłusznie tak jak on sobie tego życzy. A ja wolałbym być teraz w domu. Nikt nie ma tego czego chce.

- Słyszałem, że już dwa razy ktoś próbował wykorzystywać cię w celach seksualnych.

Zaśmiałem się nie ukrywając rozbawienia. Nie zapomnę pierwszego klienta, który myślał, że się ze mną zabawi. Skończył z odciskiem buta na plecach oraz pogryzioną ręką. Na tamtą chwilę mnie to bawiło. Ciekawe czy odcisk mojej szczęki nadal ma na przedramieniu. Niestety za drugim razem nie byłem w stanie się obronić, lecz też nie miał łatwo.

- Myślisz, że ci się uda?

- Ja to wiem. Powiem więcej, będziesz błagał bym nie przestawał.

- Chciałbyś- syknąłem.

- Zobaczysz z czasem.- Mówił pewnym siebie tonem bez cienia zwątpienia.- Ale teraz podstawowe kwestia to twoje braki w właściwym wychowaniu czy szkoleniu. Jak zwał tak zwał.

Jego dłoń chwyciła moją brodę obracając i oglądając najpierw jeden później drugi profil. Zmierzył mnie od stóp do głów oceniającym wzrokiem. Czułem się jak jakieś zwierze na pokazie. W tej chwili sędzia oceniał mnie, a za chwile miał wydać werdykt.

- Masz potencjał. Teraz tylko odpowiednio cię ułożyć, a tym to już zajmę się osobiście.

Prychnąłem ze śmiechu. On myślał, że sobie ze mną poradzi? Ja mu pokażę na co mnie stać. Nie dam łatwo za wygraną. Nagle poczułem jak ogarnia mnie zmęczenie. Oczy zaczęły mi się samoczynnie przymykać.

- Chyba jeszcze leki nie do końca przestały działać. Jak się obudzisz to weźmiemy się do roboty.- Wstał kierując się w stronę drzwi naprzeciwko mnie.

- Makoto!

Zatrzymał się i obejrzał spoglądając na mnie.

- Nie poddam się łatwo.

- Jeszcze zobaczymy- odpowiedział z zadowoleniem przyjmując moje wyzwanie.

Teraz spokojnie pozwoliłem opaść moim coraz cięższym powiekom.


Byłem ciekaw, gdzie mnie prowadził. Ręce nadal miałem zakute w okowy, a widok przesłaniała mi opaska na oczy. Ostrożnie stąpałem bosymi stopami po betonowej podłodze. Pokonując kilka zakrętów w końcu wprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Makoto zsunął mi przepaskę z oczu. Mogłem się w końcu rozejrzeć. Nie była to już piwnica, lecz pokoik, a raczej sypialnia. Podłogę pokrywały nieco porysowane ciemne panele oraz dywan. Po prawej stronie znajdowało się dwuosobowe łoże w metalowej ramie.

Podprowadził mnie do łóżka. On usiadł, a ja stałem przed nim nie wiedząc co mam zrobić, ani co mnie będzie czekać. W tym czasie zacząłem się mu uważnie przyglądać. Miał na sobie luźną biała koszulę oraz ciemne spodnie. Włosy miał jak przedtem w pozornym nieładzie, a brązowe oczy nie błądziły po mim ciele.

- Uklęknij.- Powiedział krótko.

Zrobiłem tak jak powiedział. Uśmiechał się tylko w nagradzającym geście.

- Zadowolony?- Spytałem.

- Nie.

Nagle poczułem uderzenie na policzku. Straciłem równowagę i o mało się nie przewróciłem nie mając swobody w rękach by się oprzeć. Patrzałem na niego z wściekłością i zaskoczeniem.

- Nie jesteśmy na „ty"! Bolało?- Spytał.- Przed następną odpowiedzią radze się zastanowić jak powinna ona brzmieć. Poprzednia była w połowie dobra.

Nie miałem pojęcia o co mu mogło chodzić. Jak ja mam mu niby odpowiadać?

- Bolało?- Powtórzył.

- Tak.

Tym razem zostałem uderzony w drugi policzek, lecz nieco lżej.

- Widzę, że nadal nie wiesz. Tak więc masz się do mnie zwracać „Panie". Zresztą nie tylko do mnie, ale na razie będę tylko ja. Przykładowa odpowiedź brzmi „Tak, Panie" i tak dalej. Zrozumiałeś?

- Tak, Panie- odpowiedziałem po dłuższej chwili zadowolenia.

- Szybko się nauczysz.

Zapytał mnie jeszcze o kilka prostych rzeczy, sprawdzając czy na pewno zrozumiałem.

- To teraz komendy.- Zaczął zdejmując mi z rąk okowy.- Wykonuj je natychmiastowo i bez żadnych sprzeciwów. Robisz tylko i dokładnie to co ci rozkazują. Każde nieposłuszeństwo będzie karane. Próba ucieczki także- powiedział odkładając żelastwo koło łóżka.

Wstał i podszedł do komody znajdującej się koło łóżka. Zaczął grzebać w jednej z szuflad po chwili coś z niej wyciągając.

- To jest narzędzie kary- powiedział pokazując mi czarną szpicrutę.- Raz za każde nieposłuszeństwo.- Wykonał szybki ruch ręką, a powietrze przeszył głośny świst.

Odłożył ją na wierzch komody i zrobił kilka kroków w moją stronę.

- Połóż się na łóżku. Nogi mogą zwisać z krawędzi.

Z niechęcią, lecz wykonałem polecenie. Makoto podchodząc do mnie rozpiął wprawnie guziki swej koszuli i zsunął ją z siebie. Podniosłem się zaniepokojonym tym co to może oznaczać.

- I już mamy jedno nieposłuszeństwo.

Zacisnąłem zęby w złości i położyłem się z powrotem. Mężczyzna usiadł koło mnie z uśmiechem na twarzy. Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy jego dłoń spoczęła na mojej klatce piersiowej. Wodziła ona po moim ciele spokojnie i zmysłowo. Gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc, gdy jego dłoń zacisnęła się na moim członku. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się. Zacisnąłem wściekle ręce w pięści. Nie byłem zły na niego, lecz na siebie. Moje ciało reagowało tak jak nie powinno.

- Podoba się, mam racje.

Spiorunowałem go spojrzeniem, lecz na wiele to się nie zdało. Przybliżył się do mnie nie zdejmując dłoni z mojego krocza. Czułem jego ciepły oddech na swojej twarzy.

- Nie sprzeciwiaj się swojemu ciału. Nie ma sensu.

Jego usta wpiły się w moje wargi. Czując mój opór oderwał się ode mnie po chwili.

- Nie sprzeciwiaj się. Poddaj się pożądaniu- szeptał.- Jeśli będziesz posłuszny to dostaniesz nagrodę. Ale to zależy tylko do ciebie.

Kiedy przemawiał do mnie nawet nie zauważyłem, w którym momencie rozpiął rozporek moich spodni. Jego ręka teraz błądziła po materiale moich bokserek. Jeszcze raz spróbował pocałunku. Tym razem trwał on nieco dłużej, lecz nadal nie miałem ochoty na żaden kontakt fizyczny z żadnym mężczyzną.

- Zostaw mnie!

- Dwa. No dalej buntowniku.

- Nie pociągają mnie faceci, zostaw mnie w spokoju!

- Trzy.- Powiedział.- Twoje ciało mówi co innego. Zanim go chwyciłem on już ci stanął. Jakimi teraz argumentami mnie zaskoczysz?

- Zostaw mnie!- Podniosłem się odsuwając się od niego.

- Cztery. No dobra, jeśli chcesz to możemy kończyć. Ale informuje, że na nagrodę, czyli na kolacje nie zasłużyłeś.- Podniósł się do pozycji siedzącej.- Jeszcze tylko kara i mogę cię zaprowadzić do twojej celi.

Kiedy usłyszałem, że jedzenie miało być nagrodą poczułem jak mój żołądek zjada sam siebie. Nie jadłem chyba od ponad dwudziestu czterech godzin. Naprawdę byłem głodny i spragniony.

- Makoto, znaczy... Panie, ja chciałbym coś zjeść. Ja... mogę to jakoś odpracować? Panie.

Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.

- Bądź mi posłuszny i nie ignoruj pożądania, które jest w tobie. Wtedy może zasłużysz na jedzenie. A powiem ci tylko, że jest naprawdę pyszne.

Wahałem się czy zgodzić się na te reguły. Każda cząstka mnie krzyczała, żebym tego nie robił. Lecz z drugiej strony byłem naprawdę głodny, a kiedy tak patrzałem na Makoto miałem już powstańca w spodniach.

- To jak? Próbujemy jeszcze raz?

- Tak, Panie.- Odpowiedziałem wpatrując się w swój rozpięty rozporek.

Zbliżył się do mnie i pocałował czule w usta. Odwzajemniłem pocałunek. Jego język wdarł się do wnętrza moich ust. Matko, jak on świetnie całował! Całowałem się z kilkoma dziewczynami, ale żadna nie mogła się z nim równać. Dłonią gładził mój tors zjeżdżając powoli w stronę rozpiętych spodni. Powstrzymywałem się by odruchowo nie zatrzymać jego ręki, która drażniła moją męskość.

- Ściągnij je z siebie.

Posłusznie ściągnąłem z siebie spodnie lekko drżącymi rękoma. W tym czasie on zrobił to samo, lecz pewniej i sprawniej.

- Odwróć się i połóż.

Położyłem się na brzuchu tak jak rozkazał, jego ciało spoczęło na mnie. Delikatnie obdarowywał mój kark pocałunkami. Poczułem jak jego nabrzmiały członek wbija się w moje pośladki. Wykonywał lekkie ruchy biodrami, mimowolnie wypiąłem się nieco w jego stroną.

- Grzeczny chłopiec.

Jedną ręką odsunął materiał moich bokserek, bym po chwili mógł poczuj jego w pełni gotową męskość.

- Spokojnie, dzisiaj będzie powoli.- Wyszeptał mi do ucha zmysłowym tonem.- Rozluźnij się.

Poczułem jak napiera na wejście do mnie. Najpierw zanurzyła się sama główka, na co zareagowałem zaciśnięciem dłońmi w pieści. Następnie zaczęła wchodzić reszta członka. Gdy wszedł cały odetchnąłem z ulgą, która szybki minęła kiedy zaczął się we mnie poruszać.

- Nie spinaj się.

Poruszał się we mnie powoli i rytmicznie. Z czasem jego ruchy przyśpieszyły, a ból ustąpił. Również z czasem niechętnie zaczynałem przyznawać, że nawet zaczynało stawać się to przyjemne. Makoto wcale nie powstrzymywał odgłosów rozkoszy. Robiąc kilka szybszych ruchów doszedł we mnie z jękiem spełnienia.

- Teraz w nagrodę zajmijmy się tobą.- Powiedział wychodząc ze mnie.- Odwróć się.

Leżałem na plecach, a on klęczał przed łóżkiem w moich nogach. Pewnym ruchem zsunął niżej moje bokserki i wziął do ust prężącą się dumnie męskość. Włożyłem pięść do ust by powstrzymać jęki, które wywołała zalewająca mnie fala rozkoszy.

- Nie powstrzymuj się.- Powiedział przerywając na chwilę.

Wyjąłem dłoń z ust i poddałem się temu.

- Tak, nie przestawaj.- Wydyszałem wsuwając dłonie między jego brązowe włosy.

Po chwili dałem upust kłębiącemu się we mnie pożądaniu. Makoto bez słowa połknął wszystko co ze mnie wyleciało.

- Widzisz, miałem racje.

Podciągnąłem bokserki ze złością. Jak ja mogłem się na to wszystko zgodzić? Jak to w ogóle możliwe, że dostarczyło mi to takiej przyjemności? Byłem zły na siebie.

- Na przyszły raz... Nie ubieraj się, jeśli twój Pan ci nie pozwoli.- Powiedział ubierając się.- Tak samo nie dotykaj nikogo bez pozwolenia. Dzisiaj była taryfa ulgowa. Jutro, moja suko, zaczynamy prawdziwe szkolenie. Będę cię pieprzył, aż ja nie powiem dość. Przyzwyczaj się do takiego traktowania.

W tej chwili za bardzo nie docierało to co do mnie mówił. Patrzył na mnie perwersyjnym wzrokiem. Stał w rozpiętej koszuli odsłaniając brzuch, na którym widniały zarysy mięśni. Jak on teraz seksowanie wyglądał.

- Chodź na kolacje.

- Tak, Panie.

Definitywnie przegrałem. To on jest zwycięzcą. Dałem dupę w zamian na jedzenie. Oby okazało się tego wartę. Makoto podszedł do innej szafki i wyciągnął z niej sporych rozmiarów plastikowy pojemnik. Wydobył jeszcze plastikowy widelec po czym podał mi wszystko. Kiedy zobaczyłem jedzenie ślina natychmiast napłynęła mi do ust. Danie bardziej przypominało mi obiad, ale dla mnie nie miało to żadnego znaczenia. Pieczeń i ziemniaczki polane sosem oraz surówka. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłem normalny posiłek. Po chwili podał mi butelkę coca coli. Dotąd miałem do picia tylko wodę i to nie zawsze świeżą i czystką. Do jedzenia dawali mi żarcie jak w szpitalu lub gorsze.

- Nie przyzwyczajaj się. Nie będziesz dostawał takich posiłków normalnie.- Odezwał się jakby czytał mi w myślach.- Do picia będziesz miał wodę, a jedzenie będzie wydawane w zależności czy będziesz posłuszny, lecz raczej na takie już bym nie liczył.

Mimo wszystko cieszyłem się z jedzenia. Wiedziałem, że nie będę miał tu lekko.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top