Rozdział 13
Yukichi
Prowadził mnie przed siebie popychając i poganiając. Miałem ochotę stanąć by tylko zrobić mu na złość, lecz wiedziałem, że nie skończyło się to dla mnie dobrze. Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami. Otworzył je i wepchnął mnie do środka. Szybko podbiegłem do leżącego w rogu pomieszczenia brata.
- Jak się czujesz?
Spojrzał na mnie. Wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio. Wewnątrz mnie wzbierała się złość i poczucie winy. Znosił to wszystko wyłącznie z mojego powodu.
- Jak długo zamierzasz to znosić?- Spytałem zaciskając wargi.
- Ile tylko będzie trzeba.
Podniósł się do pozycji siedzącej. Twarz, a raczej policzki miał czerwone, nadgarstki poobcierane, a na jego ciele widać było kilka czerwonych pręg.
- Możemy dzisiaj gdzieś wyjść?- Odezwałem się niepewnie.
- Tak- odpowiedział z uśmiechem.- Ale najpierw się ogarnę.
Poprawił ubrania na sobie i przeczesał palcami włosy. Przyłożyłem swoje zimne dłonie do jego policzków.
- Dzięki.
Wstał i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nim wyszliśmy Haru zasłonił mi oczy chustką, jak zawsze, kiedy gdzieś wychodziliśmy. Odsłaniał mi je dopiero, gdy byliśmy w sporej odległości od miejsca, gdzie mnie przetrzymywano.
- Gdzie dzisiaj pójdziemy?- Spytał, gdy miałem już odsłonięte oczy nieco weselszym tonem.
- Gdzie tylko masz ochotę.
- Do parku?
- Zgoda.
Od niedawna zacząłem doceniać przebywanie na wolnej przestrzeni i świeżym powietrzu. Spacer okazał się bardzo przyjemny i odprężający. Szliśmy głównie w ciszy, ale jego obecność obok dodawała mi otuchy. Podczas spaceru spotkaliśmy nawet znajomego brata. Jakiś blondyn z psem. Sprawiał miłe wrażenie. Wnioskując z ich rozmowy, chyba długo się nie widzieli. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dalszy spacer.
- Może zajdziemy do mnie?- Zaproponował spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Nie powinniśmy już wracać?
- Mamy jeszcze czas.
- No to zgoda- odpowiedziałem radośnie.
Jeszcze nie byłem u niego w domu. Ani razu mnie do siebie nie zaprosił. Okazało się, że mieszka bliżej niż sądziłem. Weszliśmy do niebieskiego bloku. Byłem ciekawy jak się urządził. Mieszkanie okazało się lepszy niż przypuszczałem. Było większe od tgo, w którym mieszkaliśmy z rodzicami. Duży salon, przestronna sypialnia, pokój jeszcze najwyraźniej nie urządzony, ciepła jadalnia i elegancka łazienka. Ładnie.
- Może chcesz się wykąpać?
- Mogę?
- Śmiało.
Z uśmiechem ruszyłem do łazienki. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz normalnie się wykąpałem. A teraz mam tu ciepłą wodę, wannę, pachnące mydła, miękki ręcznik. czułem się jak w niebie. Gdy wróciłem odświeżony do salonu czekała na mnie gorąca herbata.
- Dzięki.- Wziąłem szklankę ostrożnie upijając łyk picia.
- Nie pozwolę ci wrócić do niego.
Prawie się zakrztusiłem słysząc to. O czym on mówi?
- Nie świruj. Wrócę tam.
- Nie pozwolę. Zostajesz tutaj.
Miał zacięty wyraz twarzy. Zawsze chciał dla mnie jak najlepiej. I tak w tej chwili dużo dla mnie robił. Ale jego pomysł był po prostu poroniony. Przecież on na pewno mnie znajdzie.
- Nie chce, żebyś później miał z tego powodu problemy.
- Nie pozwolę, byś był tam na łasce tego psychola.
- Ale...
- Przestań!- Jego nieprzyjemny ton sprawił, że odpuściłem.- Usiądź, albo połóż się u mnie i nie przejmuj się niczym.
Zrezygnowany zrobiłem to co powiedział. Starając się zrelaksować położyłem się na jego łóżku. Tak dawno nie leżałem na łóżku. Było takie miękkie i przyjemnie...
- Nie pozwolę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. Obiecuję.
Poczułem silne szarpanie. Obudziłem się, ale już byłem wleczony po ziemi. Starałem się zorientować w sytuacji. Spojrzałem na mężczyznę, który mnie ciągną za sobą. Nie! Wiedziałem, że to nie wypali. Kiedy mijaliśmy salon poczułem jak moje serce na chwilę przestaje bić. Ulżyło mi trochę, kiedy zobaczyłem, że się poruszył. Trzech mężczyzn, którzy przy nim klęczeli, zaśmiali się i odeszli od niego. Podążali za nami. Wyrywałem się, lecz szybko zostałem do tego zniechęcony. Mówiłem, że to się nie uda!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top