Rozdział 10

Yukichi

Miałem dość. Za co mnie to wszystko spotkało? Starałem się być posłusznym, dobrym i grzecznym człowiekiem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nie naraziłem się nikomu. Więc za co? Dlaczego ja?

Obejmowałem się drżącymi dłońmi. Było mi zimno.

- Dlaczego mi to robisz? Co ja takiego zarobiłem?!

Czerwonowłosy patrzył na mnie z wyższością.

- Nic mi nie zrobiłeś.- Odpowiedział spokojnie.

- Więc dla...

- Jesteś tylko środkiem do osiągnięcia celu.

Jakiego celu? Co on chciał osiągnąć? Nie rozumiałem do czego mu się mogę przydać.

- Teraz idziemy, wracasz do siebie.

- Nie! Ja nie chce!

Wstałem, a kiedy tylko złapał mnie za ramie zacząłem się szarpać. Poczułem silne uderzenie w twarz. Zachwiałem się ledwo utrzymując się na nogach. Odechciało mi się walki. Po paru minutach byłem już w swojej celi przykuty do żelaznych okowów.

- Dlaczego jestem skuty. W pustym pokoju i tak nikt by nic nie zrobił.

- Kiedyś tak wszyscy myśleliśmy.- Powiedział zatrzymując się.- Dopóki jeden smarkacz nie uciekł z takiej pustej celi. Policja znalazła nas jeszcze tego samego dnia...

Wyszedł zatrzaskując ciężkie drzwi za sobą. Czułem rosnącą frustracje. Zacząłem krzyczeć licząc, że wyładuje trochę emocji. Ale nie pomogło.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top