Kacper

Jestem w centrum. To może do Empika. Kieruje się w jego stronę. Wchodzę. Co by tu...dobra, bieram książkę, kupuje, wychodzę. Staje jak słup soli. Kacper? Co on tu robi? Niepewnie do niego podchodzę.
- Yhh...Kacper...hej.
- Hejo. Słodziaku. - mówi. WTF? Słodziaku?
- Ekhem. Co tu robisz? Podobno zakupy to strata czasu.
- Tak, ale dziś coś mnie podkusiło żeby tu przyjść. Patrzę i spotykam ciebie, myślę że może cię pociesze. Wiesz, twoi rodzice i wogóle...
- Yhh... Czemu o nich mówisz? Jakie pocieszenie? - W oczach mam łzy. Czemu o nich wspominał? - Zostaw mnie w spokoju. - Biegnę w stronę toalet. Zamykam się w jednej z kabin. Siadam na podłodze, chuj z tym czy opszczana czy nie. Czemu? Jego rodzice? Nie! Zaczynam płakać. Łzy spływają jedna po drugiej. W głowie mam tylko pytanie "Czemu?" Nagle ktoś wchodzi do toalet.
- Kamil. Wybacz. Dupek że mnie. Cholera, no przepraszam. Wiem, jestem idiotą. - Wchodzi do kabiny w której jestem. Podchodzi, kuca, przytula. Odwzajemniam uścisk. - Jestem idiotą. - mówi.
- Jesteś. - stwierdzam.

Hej! Przepraszam że rozdziały takie krótkie, ale nie mam za bardzo czasu. Prosze! Czytajcie, glosujcie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #milosc