09

Larry

- To wszystko twoja wina Larry! - mruknął Sal, bardziej opatulając się  swoją ciepłą, puchową kołdrą.

Próbując ukryć rozbawienie, pokręciłem na boki głowa i usiadłem na skraju jego łóżka. Siedzieliśmy  razem w pokoju niebieskowłosego, który po naszej zabawie na śniegu, troszeczkę się rozchorował. Czułem się dość winny tego, dlatego postanowiłem się nim zająć. Poza tym jestem jego najlepszym kumplem i musiałoby mi całkiem paść na mózg, aby zostawić go samego.

- Przesadzasz Sal - machnąłem niedbale ręką, drugą opierając się o łóżko. - Poza tym sam przyznałeś, że świetnie się bawiłeś.

- Bo tak było! - poderwał się nagle, przez co prawie spadłem z łóżka. - Ale gdyby nie twój atak na leżącego mnie, to nie siedzielibyśmy tutaj.

- Dobra koleś, już bez spiny - powiedziałem, poklepując go po udzie, które przykryte było kołdrą.

Chłopak zaśmiał się cicho, co ledwo usłyszałem przez maskę, którą miał na sobie. Proponowałem mu, aby ją ściągnąć, żeby było mu wygodniej, ale Sal nie dał się przekonać i trzymał się swojego stanowczego 'nie'.

- Może przyniosę ci herbaty Addisona, co? Szybciej postawi cię na nogi i poprawi ci humor - zaproponowałem, zaczynając kreślić na jego nodze różne znaczki.

- To w sumie nie jest zły pomysł - powiedział, naciągając kołdrę na ramiona.

- Okey, w takim razie zaraz wracam - powiedziałem i nakreśliłem na jego nodze ostatni znaczek, jakim było serce.

Wstałem z łóżka niebieskowłosego i podszedłem do drzwi. Przed wyjściem spojrzałem na niebieskookiego i postałem mu pokrzepiający uśmiech, po czym opuściłem jego pokój.

Sal

Larry wyszedł z mojego pokoju, zostawiając mnie samego. Odetchnąłem z ulgą, po czym opadłem na łóżko. Swój wzrok wlepiłem w biały sufit, myśląc o tym przyjemnym cieple, które wywołał u mnie Larry, rysując na mojej nodze różne wzorki, które w większości trudno było mi określić.

- Co to za uczucie? - spytałem sam siebie, opierając dłoń na czole, a raczej protezie w miejscu, gdzie jest czoło.

Przymknąłem powieki i wypuściłem z ust powietrze ze świstem. W pokoju panowała totalna cisza, która znużyła mnie i sprawiła, że moje powieki stany się strasznie ciężkie, a ja sam zrobiłem się bardzo senny.

Larry dalej nie przychodził. Pomyślałem, że tak zmęczony nie będę na niego czekał i mozolnie, z lekką trudnością, podniosłem się do siadu i dwoma równie mozolnymi ruchami zdjąłem z twarzy protezę, którą następnie odłożyłem na szafkę obok kubka z wodą, w którym znajdywało się moje szklane oko. Przetarłem twarz dłońmi, czując pod palcami te obrzydliwe blizny, które szpeciły twarz mojej osoby. Ziewnąłem i położyłem się na łóżku, obrócony twarzą do do ściany. Nie pofatygowałem się nawet, aby zgasić światło.

Larry

Miałem tylko iść po herbatę dla Sala, a doszło do tego, że zagadałem się z panem Addisonem i zeszło mi to dłużnej niż z początku zakładałem. Do pokoju Sally udało mi się dojść mając jeszcze ciepłą herbatę. Lecz tam spotkałem się z zaskoczeniem po zobaczeniu śpiącego niebieskowłosego. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok i, jak najciszej potrafiłem, zamknąłem za sobą drzwi.

Podszedłem do szafki obok łóżka i położyłem na niej filiżankę, zaraz obok protezy chłopaka i szklanki z jego niebieskim, szklanym okiem. Westchnąłem cicho i usiadłem lekko na skraju łóżka, patrząc w plecy swojego przyjaciela. Jego niebieskie włosy rozlane były w nie ładzie na poduszce. Większa część z nich opadała na jego ramiona i twarz, zasłaniając ją całkowicie. Odwróciłem wzrok w drugą stronę, jednak ciekawość była ode mnie silniejsza. Pochyliłem się nad Salem i wyciągnąłem w jego stronę rękę, aby odgarnąć włosy z jego twarzy i móc w końcu ją zobaczyć.

Moja ręka zamarła w ruchu tuż przed twarzą chłopaka, a plecy mimo mojej woli lekko się przygarbiły. 'Nie mogę mu tego zrobić, on na pewno by tego nie chciał.' - pomyślałem i z westchnięciem wycofałem rękę i odsunąłem się do tyłu. Wzrok znów wlepiłem w plecy Sala i po dość długim wahaniu się  i rozważeniu wszystkich za i przeciw, ostrożnie położyłem się obok niego, obejmując go ramieniem. Westchnąłem cicho, starając się skończyć bić z w własnymi myślami, po czym zamknąłem oczy pogrążając swój wzrok w ciemności.



Wiem co Addison tea robiła z ludźmi w grze, ale to moja bajka i tu tak nie działa. No tak więc, życzę Wam szczęśliwego Pride Mont i wszystkiego dobrego w przed ostatnim rozdziale tego ff. Zaraz, co? A no obwieszam Wam, że następny rozdział będzie ostatnim i nie będzie on jakiś wybitnie długi. Ale spoko, spoko! Mam coś jeszcze w planach, ale nie obiecuje, że to wypali!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top