06

Larry

Otrzepałem buty ze śniegu, po czym otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg apartamentu Addisona. Przyjemne ciepło panujące w budynku otuliło moje ciało, przez co mimowolnie z moich ust wydobył się jęk zadowolenia. Wytarłem buty o wycieraczkę i wszedłem w głąb korytarza. Będąc obok skrzynek na listy dostrzegłem Sala, który stał przed mieszkaniem starej Rosenberg. Bez chwili namysłu podszedłem do przyjaciela i powiedziałem:

- Hej stary, co tam?

Niebieskowłosy podniósł na mnie swój wzrok, spinając się i nabierając powietrza do ust. Po kilku sekundach wypuścił je ze słyszalnym świstem, co lekko mnie rozbawiło. 

- Larry face! Co ty tutaj robisz? Skąd się tu wziąłeś?

- No wiesz, mieszkam tu - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - A dopiero co wróciłem z dworu. Mama kazała mi pozbierać śmieci walające się wkoło apartamentu. Czy ty kuźwa wiesz jak tam piździ?

- Bardzo?

-Bardziej - zaśmiałem się, pocierając o siebie zmarznięte dłonie.

- Cóż, jeśli chcesz, to mam w domu gorącą czekoladę, która na pewno szybko cię rozgrzeje - powiedział chłopak, wsadzając ręce do kieszeni swoich spodni.

- O koleś, w takim razie nie odmówię.

Sal zaśmiał się, wyprostował i ruszył ku windzie. Ruszyłem za nim, w trakcie ściągając z głowy kaptur. Weszliśmy do windy, niebieskowłosy wcisnął przycisk prowadzący na jego piętro. Kiedy patrzyłem na jego poczynania, w mojej głowie narodził się szatański pomysł. Pochyliłem się nad uchem chłopaka, ściągając rękawiczkę z ręki i szepnąłem:

- Ej, Sally face?

- Co tam, Larry face? - odpowiedział równym szeptem.

- Poczuj to - powiedziałem, uśmiechając się szelmowsko.

Sal popatrzył na mnie, nie rozumiejąc o co chodzi. Z moich ust nie schodził uśmiech, kiedy to ściągnąłem rękawiczkę z ręki, którą w szybkim tempie wsadziłem pod bluzkę chłopaka, przykładając swoją zimną dłoń do jego rozgrzanych pleców.

Niebieskowłosy wygiął plecy w łuk, próbując uciec od mojego dotyku. Zaśmiałem się gardłowo i przejechałem ręką po linii jego kręgosłupa, przyprawiając go o wyczuwalne dreszcze.

- Larry! Ale że tak w windzie? Chyba nie wypada - powiedział przyciszonym głosem i ze wzrokiem wlepionym w swoje buty, zaczął okręcać kosmyk swoich niebieskich włosów na palcu.

Chwilę zajęło mi przyswojenie słów chłopaka. Kiedy w końcu dotarł do mnie ich sens, zabrałem pośpiesznie swoją rękę, zapewne oblewając się widocznym rumieńcem. Ręce podniosłem na wysokość swojej głowy, pokazując mu, że "trzymam je przy sobie".

Niebieskooki zaśmiał się głośno z mojej reakcji. Spojrzałem na niego kontem oka i bez wysiłku dostrzegłem jego czerwone koniuszki uszu. 'W takich chwilach zazdroszczę mu noszenia tej maski' - przyznałem w myślach, obracając głowę w przeciwną stronę. Między nami zapanowała cisza, lecz pomimo tego co stało się wcześniej, nie była ona niezręczna. Można by nawet powiedzieć, że miła. Została ona jednak przerwana przez gromki śmiech Sala. Niezbyt wiedziałem z czego się śmieje, jednak nie trzeba było wiele, abym został zarażony śmiechem.

- Z czego my właściwie lejemy? - spytałem, po dłuższej chwili śmiechu.

Chłopak, trzymający się za brzuch, pokręcił przecząco głową i wydusił z siebie:

- Nie mam pojęcia stary.

Drzwi windy otworzyły się, a my wyszliśmy na korytarz. Dalej cicho się śmiejąc, ruszyliśmy do mieszkania niebieskookiego. Na wejściu przywitał mnie, niezbyt pozytywnie do mnie nastawiony, Gizmo.

- Idź do mojej jaskini, a ja pójdę zrobić czekoladę i dojdę do ciebie - powiedział Sally, kierując się w stronę kuchni.

Pokiwałem twierdząco głową i ruszyłem do pokoju przyjaciela, po drodze potykając się prawie o Gizmo, który na złość wleciał mi pod nogi. Spokojnie otworzyłem drzwi pomieszczenia i wszedłem do środka. W pokoju panował lekki nieład, jednak nie porównywalny do tego, co działo się w moim pokoju. Usiadłem na łóżku i oparłem się plecami o ścianę. Obróciłem głowę w lewo i spojrzałem na szafkę nocną, na której stała szklanka z wodą, obok której leżała fotografia. Sięgnąłem do niej i wziąłem ją do ręki. Zdjęcie przedstawiało mnie i Sala, który siedział u mnie na barana. Ash zrobiła nam to zdjęcie w ostatni dzień szkoły przed przerwą. Pamiętam to doskonalę, bo zaraz po zrobieniu tego zdjęcia zostałem znokautowany przez śnieżkę, którą rzucił Chug, co spowodowało, że straciłem równowagę i wleciałem z Sally do wielkiej zaspy śniegu. Zaśmiałem się na to wspomnienie i odłożyłem fotografię na swoje miejsce.

W tym samym momencie klamka drzwi zaczęła się poruszać. Drzwi się jednak nie otworzyły. Domyśliłem się, że to Sal próbuje je otworzyć mając załadowane ręce i nie daje sobie rady, dlatego wstałem z zamiarem otworzenia ich. Nie było to jednak potrzebne, ponieważ otworzyły się one powoli, a do pomieszczenia wszedł Sal, trzymając w drżących rękach dwa kubki z parującym napojem.

- Może ci pomóc? - spytałem i wyciągnąłem w jego stronę ręce, na co ten pokiwał przecząco głową.

- Jestem samowystarczalny - powiedział, stawiając kubki na szafce, zaraz obok szklanki.

- Stary, zdajesz sobie sprawę jak to źle zabrzmiało? - spojrzałem na niego z rozbawieniem.

- Tak - odpowiedział i rzucił się obok mnie na łóżko.

Oboje się zaśmialiśmy i zabraliśmy się za picie gorącej czekolady. Było tak jak powiedział Sal - napój szybko mnie rozgrzał i sprawił, że moje kubki smakowe szalały z przyjemności. A fakt, że została ona zrobiona przez Sala i piję ją w jego towarzystwie sprawił, że była jeszcze lepsza.

W przyszłym tygodniu testy, gimbusy! Łączmy się w bólu i cierpieniu😌 A tak serio, to trzymam za Was kciuki i Wy trzymajcie za mnie swoje, bo ze mną to będzie ciężko😆 Tak btw... Niech mi ktoś napiszę jakieś Sally x reader, albo Larry x reader, bo nie mam co czytać, a mam ochotę😂



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top