02

Sal

Drzwi do pokoju Larrego zaskrzypiały cicho, kiedy je otwierałem. Z powodu braku okien, w pokoju panowała ciemność. Wszedłem w głąb pomieszczenia, zamykając za sobą cicho drzwi, które znów zaskrzypiały. Jedynym dźwiękiem jaki roznosił się po pokoju szatyna, było jego ciche pochrapywanie. Zaśmiałem się cicho i na palcach podszedłem do jego łóżka.

Larry spał w najlepsze, nieświadomy tego, co miało nastąpić. Obrócił się na plecy, co było jego błędem. Uśmiechnąłem się od ucha, do ucha i rzuciłem się na niego, tak jak Gizmo na mnie, krzycząc:

- Larry face, wstawaj!

Chłopak zerwał się do siadu i złapał się za brzuch, co poskutkowało tym, że spadłem i z niego i z łóżka. Larry poprawił włosy, które wlatywały mu do oczu, co ledwo zauważyłem w tych ciemnościach. Rozejrzał się zdezorientowany po pomieszczeniu.

- Co do chu- - przerwał, zapewne słysząc mój chichot. - Matko, Sal!

- Ja jestem, ale twojej mamy nie ma - zaśmiałem się, siadając po turecku. - Wyszła przed chwilą do pracy i kazała cię obudzić na śniadanie. Zrobiła gofry!

- Ty mały sukinkocie! Czyżby to ich zapach cię zwabił?

- I tak i nie - przyznałem, opierając brodę na ręce. - Wolałem nie obcować, z tym czymś w mojej lodówce, a poza tym zaplanowaliśmy coś na dzisiaj, pamiętasz?

- Jakoś nie bardzo.

- Bo nic nie zaplanowaliśmy, ale moja wypowiedz brzmiała dzięki temu lepiej - wzruszyłem ramionami.

- Tia, jasne - powiedział chłopak, nieprzekonywującym tonem. - Zapalisz światło? Gówno widzę w tych ciemnościach.

- Przynajmniej tyle, bo ja nie widzę nic.

- No wiesz o co chodzi, no - mruknął cicho, a ja pokiwałem twierdząco głową, czego oczywiście nie zobaczył.

Nic nie mówiąc, wstałem i ruszyłem w stronę włącznika, uważając przy tym, aby w nic nie uderzyć. Oczywiście nie udało mi się to i przy samym końcu zawaliłem nogą w sztalugę, z której prawie spadło płótno. Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się je przed tym uratować.

- Nie mógłbyś postawić tego gdzieś indziej? Już któryś raz prawie się o to zabiłem - spytałem, uderzając ręką w włącznik.

W jednym momencie cały pokój został rozświetlony przez jasne światło. Spojrzałem na swojego przyjaciela, który zakrył sobie oczy ręką, jęcząc przy tym z niezadowolenia. Zaśmiałem się cicho.

- Mówisz jak moja mama - powiedział w końcu, zabierając ręce z twarzy.

- Albo to Lisa mówi jak ja.

- Albo, albo - powiedział i usiadł, rzucając nogi z łóżka.

Przeciągnął się, a kilka jego kości strzeliło charakterystycznie. Skrzywiłem się słysząc to, ponieważ nie zbyt przepadałem za takim dźwiękiem. Pochyliłem głowę, patrząc na niego spod byka, na co zaśmiał się gardłowo. Dobrze wiedział, że nie lubię tego dźwięku.

Pokręciłem zrezygnowany głową i podniosłem z podłogi jego bluzkę. Zwinąłem ją w kulkę, po czym rzuciłem w jego stronę. Trafiłem prosto w twarz.

- Ubieraj się Larry face! Słyszę jak gofry nas wołają! - pośpieszyłem go, siadając na czerwonej pufie.

- Nas? Jak miło. Ostatnim razem wolały tylko ciebie - odpowiedział, wciągając na siebie ulubioną bluzkę z logiem Sanitys Fall.

- No widzisz?! To znak, abyśmy się pośpieszyli. No dalej Lar, one nie będą czekać wiecznie!

- Nie będą czekać wiecznie, ale uciec też nie uciekną.

- Larry, sam wiesz jakie rzeczy mają miejsce w tym budynku. Przyznaj, że wcale byś się nie zdziwił widząc biegające jedzenie.

- Może i nie -odrzekł, ubierając spodnie.

Po tym wciągnął na nogi swoje trampki i wstał. Podszedł do komody, zabrał z niej grzebień, którym zaczął rozczesywać włosy. 'Ciekawe jakiego szamponu używa, że rozczesuje je z taką łatwością'-Pomyślałem, przyglądając się temu co robi. Ja zawsze mam problem z rozczesaniem swoich włosów. Nie wiem, albo one są takie kiczowate, albo to ja po prostu nie potrafię ich dobrze rozczesywać.

- Ziemia do Sala! - z zamyśleń wyrwał mnie głos przyjaciela tuż nad uchem.

- Co jest?

- Idziemy jeść te gofry, póki nie uciekły? - spytał żartobliwie, posyłając mi uśmiech, który uwielbiam.

Nic nie mówiąc wstałem i pokierowałem się za Larrym w stronę wyjścia z jego pokoju. Chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem, na co podziękowałem cicho.

Larry

Będąc już w kuchni, Sal usiadł sobie przy stole, a ja podszedłem do mikrofali, w której mama zazwyczaj zostawiała mi śniadania, obiady i tym podobne. Tym razem nie było inaczej. W mikrofali stał talerz, na którym prezentowały się jeszcze ciepłe gofry. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem je, stawiając na stole przed zgłodniałym Salem.

- Z czym chcesz, koleś? - spytałem, otwierając jedną z szafek.

- Z czekoladą chcę.

Pokiwałem głową na znak, że rozumiem, po czym wyciągnąłem z szafki czekoladę i dżem. Słoiki postawiłem na stole, po czym usiadłem naprzeciw przyjaciela, który zdążył posmarować już jednego gofra czekoladą.

- Smacznego - powiedział, odpinając dolne klipsy swojej maski.

Przyglądałem się dokładnie temu co robił. Odchylił swoją maskę tak, aby mu nie przeszkadzała i jednocześnie za wiele nie odsłaniała. 'Ma już w tym wprawę' - pomyślałem, nie przestając na niego patrzeć.

Coraz częściej przyłapuję się na tym, że zżera mnie ciekawość co do jego twarzy. Kiedy powiedziałem mu kiedyś, że na luzie może ją przy mnie zdejmować, ten tylko pokiwał głową na znak, że rozumie. Jednak do teraz ani razu jej przy mnie nie zdjął.

- To co dziś robimy, Larry face? - spytał Sal, wyrywając mnie z zadumy.

- Nie wiem koleś, a co chciałbyś robić?

- Może obejrzymy jakiś film? W sumie dawno nie oglądaliśmy niczego nowego.

- Dobry pomysł, tylko skąd my wytrzaśniemy jakiś nowy film? - spytałem, podpierając głowę na ręce.

Razem z Salem obejrzeliśmy już wszystkie filmy jakie mieliśmy. Mamy kilka ulubionych, które oglądamy i dalej nam się nie nudzą, ale jest ich niewiele. 'Potrzebujemy czegoś nowego, tylko skąd my to weźmiemy?' - spytałem siebie w myślach, przeczesując włosy ręką.

- Już wiem. Przejdę się do studentów spod 301! CJ na pewno znajdzie co dobrego - powiedział nagle niebieskooki, z pełną buzią.

- Świetnie, w takim razie ty załatwisz kasety, a ja coś do żarcia.

- I widzimy się u ciebie za godzinę?

- Może być.

- To na razie - powiedział i nie czekając, aż coś powiem, wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top