01

Sal

To była "miła" pobudka. Zostałem zbudzony przez Gizmo, który rzucił się na mnie i zaczął skakać po moim brzuchu jak po trampolinie. Zrzuciłem go z siebie, z cichym jękiem. Podciągnąłem się do siadu i przeciągnąłem się rozprostowując kości. Usiadłem i zrzuciłem nogi z łóżka. W pierwszej kolejności zażyłem tabletki, które jak zawsze leżały na swoim miejscu, czyli szafce obok łóżka i umieściłem szklane oko w prawym oczodole. Potem zabrałem swoje ciuchy, maskę i szybko przemknąłem do łazienki.

Umyłem zęby, twarz, a to wszystko starając się nie patrząc w lustro. Nie przepadam za patrzeniem na moją twarz, a co dopiero za pokazywaniem ją innym. Nawet Larremu, który powtarzał mi, żebym się tym nie przejmował i zdejmował ją kiedy tylko chcę. Ale ja nie chcę. Larry jest moim najlepszym przyjacielem i nie chcę, żeby mój wygląd go ode mnie odstraszył. No właśnie, Larry jest moim przyjacielem. Potrząsłem głową, żeby odgonić od siebie te myśli. Rozczesałem włosy, zawiązałem je jak zawsze w dwa kucyki i założyłem maskę, zapinając ją tylko na górne klipsy.

Po tym szybkim ogarnięciu się, wyszedłem z łazienki i od razu "podłączyłem się" do lodówki. Oczywiście jedyne co w niej zastałem to butelkę zepsutego mleka, podejrzane wyglądające coś na talerzyku i światło. Zacisnąłem usta w cienką kreskę. 'Tata znów zasiedział się przy pracy i nie zrobił zakupów'-Pomyślałem, zamykając lodówkę z cichym hukiem.

- Tato! Wychodzę! - krzyknąłem i udałem się w stronę drzwi.

Na korytarzu jak zawsze panował spokój. Stanąłem przed windą, która przyjechała w idealnym momencie. 'Słodko' - pomyślałem, wszedłem do windy i przy pomocy karty udałem się do piwnicy.

Wchodząc do mieszkania Johnsonów, z kuchni przywitała mnie uśmiechnięta Lisa, ubrana i gotowa do pracy.

- Dzień dobry Sal!

- Dzień dobry Liso!

- Po śniadaniu? - spytała, biorąc łyk kawy ze swojego ulubionego kubka.

Skąd wiem, że to kawa? A stąd, że to właśnie z tego kubka Lisa zawsze pije kawę. Jestem spostrzegawczym dzieckiem, jak to stwierdziła.

- Jakoś nie bardzo - przyznałem, opierając się o lodówkę. - Tata znów zatracił się w pracy i nie zrobił zakupów, a ja wolałem nie tykać tego podejrzanego czegoś na talerzyku. Jeszcze by mnie zaatakowało, lub coś.

Kobieta roześmiała się głośno, przez co i na moje usta wpłynął uśmiech, którego oczywiście nie mogła zobaczyć.

- To nawet dobrze, bo zrobiłam gofry które tak lubisz. Obudź Larrego i zjedzcie razem, ja idę praciwać - powiedziała i odłożyła kubek do zlewozmywaka. - Trzymaj się Sal!

- Ty również! - odpowiedziałem i odprowadziłem ją wzrokiem do wyjścia.

'Obudzić Larrego? Z wielką przyjemnością.' - pomyślałem, zmierzając w stronę jego pokoju.

Mam fazę na ten ship, dla tego postanowiłam o nim napisać. Rozdział krótki i nic się raczej nie działo, ale mam nadzieje, że pomimo wszystko jest git😅

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top