Rozdział 2

Poprzedni rozdział postanowiłam nieco zmienić. Jestem wobec siebie bardzo krytyczna i ciągle coś zmieniam w pisanych przeze mnie rozdziałach.

Wiem, że zazwyczaj o to nie proszę, ale będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu każdego rozdziału zostawicie po sobie obiektywną opinię, dzięki której będę wiedziała, czy taki  styl pisania wam się podoba i nad czym powinnam jeszcze popracować.



Szedłem przed siebie z grupą nieznajomych mi chłopaków. Oni rozmawiali cały czas o wszystkim i o niczym, śmiali się, wygłupiali i krzyczeli na cały głos anarchistyczne hasła takie jak "jebać polityków", "śmierć komunistom" lub "precz z cenzurą", bądź też "anarchia ponad wszystko". Ja jednak nie mówiłem nic, bo najzwyczajniej nie wiedziałem nawet, o czym miałbym mówić.
Owszem, polityki nie trawiłem, ale w tamtym momencie byłem za bardzo przypięty do muru, aby na całe miasto mówić własne zdanie, aby wyróżniać się z tłumu, wiedząc, że za takie zachowanie mogę stracić nawet dach nad głową, gdyż moi rodzice od zawsze byli przeciwni takiemu zachowaniu. Dla nich to była zwykła głupota, dla mnie zaś sprawa życia i śmierci. Dlatego też postanowiłem poczekać jeszcze trochę i wystrzelić niczym z procy ze wszystkim w takim momencie, gdy nikt się tego nie będzie po mnie spodziewał.

Moje przemyślenia przerwał jednak brunet, który uważnie mi się przyglądał, starając się zapewne odgadnąć, o czym myślałem.

- Niech zgadnę, twoja rodzina jest pro-komunistyczna, a ty apolityczny, mam rację?

- Niestety tak.

- Stąd ta twoja niechęć do nich, że nawet nie chcesz przebywać razem z nimi podczas ich odwiedzin?

- Zgadza się. Nawet nie przyjdzie ci do głowy, w jaki sposób moi rodzice podlizują się organom miejskim. Moja matka im nawet placki piecze, a z niektórymi dzieli się też obiadami. Ojciec przechwala się, że koleguje się z kimś z PZPR-u, a wujostwo od strony ojca ciągle mnie wyzywa i ubliża mi za każdym razem, gdy tu przyjadą, lub my do nich, tylko dlatego, bo nie popieram ich zdania i mój styl bycia oraz poglądy są inne, niż oni by sobie tego życzyli.

- Jezus Maria. Przejebane z taką rodziną. A myślałem, że to moi starzy są ostro pierdolnięci, ale widać, że są ludzie gorsi...
Bez urazy.

- Spoko, ja wiem, że są pojebani i właśnie dlatego się do nich nie przyznaję. Bo nie raz przez nich byłem wytykany palcami i wiele razy dostawałem wpierdol od rówieśników z sąsiednich budynków.

- Rozumiem.

Między nami zapadła chwilowa cisza, gdy obok nas przejechała milicja, patrząca na nas z jawną niechęcią i drwiną, co wszyscy skomentowali jedynie pokazaniem w ich stronę środkowego palca.

- W ogóle jak masz na imię?

Zapytał po chwili nastolatek, który ku mojemu zdziwieniu wykazywał duże chęci poznania mnie, a naprawdę nie zdarzało się to często. Zazwyczaj ludzie postrzegali mnie jako "dziwaka" i "wariata". Nie raz nawet jako "skończonego idiotę".

- Maksymilian.

- Antek. Miło cię poznać.

- Ciebie również. Ile masz lat?

- Dziewiętnaście, a ty?

- W poniedziałek skończyłem osiemnaście.

- Ooo! Spóźnione, ale szczere. Najlepszego!

- Dzięki.

- Jesteś studentem?

- Nie. Rzuciłem szkołę w drugiej klasie liceum. Teraz jednak pracuję przy sprzątaniu nowo otwartego dworca kolejowego. Robota całkiem fajna. Zero kontroli, pełen luz, nawet można muzykę puszczać, przesiadując tam do rana. Zawsze też ktoś alkoholem, fajkami lub amfą poczęstuje. Jednym słowem, robisz co chcesz i nikt nie ma o to bólu dupy. A ty zapewne licealista?

- Tak. Trzecia klasa.

- Jaki kierunek?

- Biol-chem. Ojciec chce, abym był lekarzem.

- A ty tego chcesz?

- Coś ty! Za chuja nie zamierzam nim być! Jak chce lekarza w rodzinie, to niech sam nim zostanie, ja nie zamierzam.

- I prawidłowo. Twoje życie, twoja sprawa.
Nie jesteś niewolnikiem, abyś się podporządkowywał innym.

"Nie jesteś niewolnikiem, abyś się podporządkowywał innym".

Te słowa naprawdę dały mi wiele do myślenia. Zauważyłem wówczas, że za bardzo inni mną kierowali, a ja jedynie pozwalałem im wchodzić sobie na głowę, ustawiać się po kątach, jednocześnie upychając w tył swoje prawdziwe ja, nawet, jeśli każdego dnia z tego powodu jedynie cierpiałem. Czego nie zrobiłem, zawsze było jakieś "ALE". Dawałem palec, oni brali całą rękę, a i tak chcieli więcej.
A ja byłem zbyt naiwny, by to dostrzec i zbyt nieśmiały, by się postawić.

- A właśnie. Dokąd idziemy?

- Zobaczysz.

- A daleko jeszcze?

Antek spojrzał na mnie z miną typu "A zamkniesz się wreszcie?", a na twarzy malowało się lekkie rozbawienie. Z pokojową miną uniosłem obie ręce do góry, starając się jakoś uspokoić wewnętrzną ciekawość.

Po czterdziestu minutach drogi przez pola, las, jakieś kręte drogi i przeskakując ogrodzenia, doszliśmy do opuszczonego domu z dużym ogrodem. Budynek był pomalowany na biało, a na jego ścianach widniało pełno graffiti, przedstawiające między innymi namalowaną czerwonym sprayem literę "A" w kółku, oznaczającą anarchię, zielony napis "PUNKS NOT DEAD", które jest głównym hasłem punków, niebieskie "Śmierć politykom" z namalowanym wisielcem, czy też napisane na czarno  ogromne "NO FUTURE!", które otoczone było ramką z poprzyklejanych agrafek, które to właśnie zdanie symbolizowały. W ogrodzie aż roiło się od ludzi. Też punkowcy, z tym że tutaj byli dużo bardziej swobodni. Robili, co chcieli. Pili, palili papierosy. Czy zażywali narkotyki nie wiedziałem, ale było to bardzo prawdopodobne. Dużo przeklinali, tańczyli, skakali, niektórzy nawet się bili po zbyt dużej ilości alkoholu. Ubrania też były dość wulgarne, bo dziewczynom ledwo zakrywały atuty. U przedstawicielek płci pięknej przeważnie były to trampki lub glany, porwane rajstopy kabaretki, jeansowa spódniczka mini, lub skórzane spodenki z łańcuchami i paskiem z ćwiekami. Koszulka z logiem jakiegoś punkowego zespołu, wulgarnymi zdaniami lub symbolem anarchii, bądź bluzka zasłaniająca tylko środkową część piersi oraz czarna, skórzana ramoneska. Mocny, ciemny makijaż, fryzury również były ekstrawaganckie. Najczęściej kolorowe, bądź obcięte w oryginalny, wyróżniający się w tłumie sposób. Zachowanie było chwilami prowokujące i agresywne, ale te cechy akurat dotyczyły wszystkich tu zebranych nie zależnie od płci. Poza tym Antek mówił, że "swoim" nic nie zrobią.

Ze środka mieszkania wydobywała się głośna muzyka. Piosenka, która właśnie leciała, nosiła tytuł "Mam dość" i wykonywał ją założony w 1978 roku zespół Kryzys. Kolejny genialny utwór, tym razem - jak się okazało - tutejszych nastolatków.

Samo jednak miejsce napawało mnie lekkim niepokojem. Bałem się, że nie pasuję tutaj, że się mnie uczepią i nie daj Boże znowu zarobię w łeb za sam fakt, że nie wyglądam jak oni. Oczywiście im dalej szliśmy, tym bardziej wszyscy mi się przyglądali. Nikt nic nie mówił. Nie wiedziałem więc, czego mam się spodziewać.

- Ej, ludzie! Mamy nowego w ekipie!

Po tych słowach jakiegoś chłopaka wszyscy się zlecieli i zaczęli mnie witać, przedstawiać się, a także zadawać setki pytań. Ktoś podał mi jabola*, mówiąc, abyśmy wspólnie się napili. Takie "pierwsze winko w nowym gronie". Oczywiście skorzystałem z propozycji, po części bojąc się odmówić, jednak wszyscy byli wobec mnie uprzejmi i przyjęli mnie jak jednego z nich.

- Widzę, że nie odróżniasz się wyglądem, tylko poglądami i charakterem?

Zapytał Alan, dwudziestolatek, który wręczył mi alkohol.

- Tak, ale tylko tymczasowo. Moi starzy to typowi prokomuści, dlatego też, aby mieć dach nad głową na razie pokornie muszę swoje zdanie chować, ale jak tylko zdobędę stałą pracę i nowe mieszkanie, to wszystko im wygarnę prosto w twarz. Oczywiście ze zmienionym wizerunkiem. Wtedy bowiem nikt nie będzie sprawował nade mną kontroli.

- Wiesz, jak chcesz, zawsze możesz mieszkać tutaj lub z kimś z nas. Wiesz, my przebywamy tutaj codziennie. Część z nas właśnie tutaj mieszka, więc żadnym problem by nie było, gdybyś i ty tutaj mieszkał. Dom jest naprawdę w dobrych warunkach, ale sprawia wrażenie opuszczonego i zaniedbanego jedynie dla pozorów, aby nikt się tutaj nie kręcił.
Z resztą jak chcesz, to sam zobacz.

niebieskowłosy pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do środka. Na miejscu wręczono mi butelkę czystej, za co podziękowałem. Faktycznie mieszkanie było duże, zadbane i miało ogrom miejsca. Kilka pięter, kilkanaście pokoi, przynajmniej trzy łazienki. Kuchnia oczywiście była jedna - wspólna. Jak wiadomo, koszty na utrzymanie były wspólne, dlatego też wszystkim wychodziło to taniej. Dlatego też propozycja zamieszkania tutaj była bardzo kusząca. Tylko co z pracą?

- A jak wygląda sytuacja z pracą, znacie jakieś miejsca gdzie mogli by mnie zatrudnić bez matury? Bo mam ją zdawać dopiero w maju.

- Spokojnie, tutaj roboty jest od cholery, a matury mieć nie musisz, bo tutaj biorą na sztuki - w sensie pracowników. Wielu z nas nie ma matury, tylko, że szkołę ukończyli - albo i nie -  i żyją, mają stałą pracę i dobrą płacę. Najchętniej przyjmują na ochronę w klubie Remont. 

- O, to chyba kojarzę ten klub. To ten na ul. Waryńskiego, tak?

- Tak.

- To jak będę wracał ze szkoły, to tam kiedyś wpadnę i dowiem się wszystkiego co i jak.

- Wiesz co? Mam tam znajomych, więc jak chcesz, to mogę ci załatwić tam robotę po znajomości.

- Byłbym ci za to bardzo wdzięczny.

- Dobra, to daj mi chwilę.

Powiedział Alan, po czym podszedł do jakiegoś innego chłopaka, z którym zamienił kilka zdań. Wskazał na mnie, a po kilku minutach obaj do mnie podeszli. Zostaliśmy sobie przedstawieni, a następnie Alan oraz Dawid zaczęli ze mną rozmawiać i przedstawiać mi, jak się w tej pracy sprawy mają. Akurat takie warunki pracy były mi bardzo na rękę, dlatego bez zastanowienia przystałem na taką pracę, a także na mieszkanie w tym miejscu, razem z moimi nowymi znajomymi. Jednak do tego potrzebuję trochę czasu, abym na spokojnie mógł sobie wszystko poukladać i nastawić się na te nadchodzące zmiany psychicznie.

Reszta wieczoru minęła mi na poznawaniu reszty ekipy, piciu i balowaniu. Z każdą spędzoną tutaj minutą zaczynałem coraz bardziej się tutaj odnajdywać. Z każdym wypitym łykiem alkoholu, czułem, jak ogarnia mnie wolność i beztroskość. Z każdym ulecianym dymem papierosowym czułem, jak wewnątrz mnie zachodziły zmiany. Stawałem się sobą. Kimś, kogo nienawidzili zwykli wyjadacze chleba, którzy próbowali wtopić się w tłum. Kimś, kto nigdy więcej nie zamierzał dawać sobą pomiatać i ustawiać po kątach.

//Rozdział drugi mimo, że też nie ma w nim wiele akcji, to mam wrażenie, że i tak jest jakoś ciekawszy od poprzedniego rozdziału.

Nowe towarzystwo i pierwsze zmiany Maksymiliana. Czy waszym zdaniem jest to jedynie podstęp i manipulacja Antka i reszty grupy? Czy wewnętrzne zmiany wpłyną korzystnie na życie osiemnastolatka?

Dedykacja dla War_Eternal oraz Maruda826































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top