Rozdział 5
Pov. Dealer
Nie udało nam się uratować tego człowieka. Jedynie co mogliśmy zrobić to zrobić dla niego pogrzeb. Byliśmy przerażeni. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Jednak zaczęliśmy zauważać już to. Zaczynami się zmieniać. A ci ludzie, którzy pozostawiali stopę na tym lądzie, zostanie tylko po nim wspomnienia. Po zakopaniu tego człowieka, ja i moi przyjaciele nie wiedzieliśmy nadal co robić.
- Nie wiem... nie wiem co powiedzieć w tej chwili. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji... ale... kimkolwiek byłeś i gdziekolwiek jesteś... mam nadzieje, że jesteś w lepszym miejscu, niż ta wyspa... bo to co cię spotkało... było przerażające. Nie mogliśmy ci pomóc. Chcieliśmy... - zaczynałem gadać moje święte słowa, ale trochę zaczynał gadać Doknes.
- S-Staraliśmy się. Na-Naprawdę - powiedział Doknes z lekkim załamanym głosem.
- Właśnie! Gdybyśmy byli szybcy, to by nam się udało - powiedziała po nim Pati.
- O Jezu, co teraz z nami? - zapytałem się przyjaciół. Sam już nie wiedziałem, co zrobić. Nie miałem już pomysłów.
- Niestety nie wiem. To co się przed chwilą stało... to mój umysł ciężko pracuje, jak są takie czarne myśli - powiedziała zasmucona Sylwia. Chciałbym ją jakoś pocieszyć, ale jedyną rzeczą jaką mogłem dla niej zrobić, to się do niej przytulić. Ona to odwzajemniła z lekkim szlochaniem. Zacząłem lekko głaskać po jej włosach.
- Już spokojnie Sylwia. Wszystko będzie w porządku - powiedziałem tak, aby ją uspokoić.
- Obiecujesz? - zapytała się mnie Sylwia patrząc się na mnie swoimi szafirowymi oczami.
- Obiecuję. Teraz musimy wracać do domku, ale bierzemy stamtąd rzeczy i spadamy do naszego statku. Tam jutro już przenocujemy - powiedziałem tym razem do przyjaciół. Ta wyspa teraz zamieniła się w koszmar. Gdy oddaliliśmy się od grobu człowieka, zatrzymaliśmy się na chwilę w tym obozie.
- Hej, a kto wie jak dotrzeć do tego domku? - zapytałem się przyjaciół.
- Ja chyba, ale niestety zgubiłem kompas - powiedział Doknes.
- Ale i tak z niego nie korzystałeś - powiedziała Sylwia.
- A no tak. Weszliśmy stamtąd, więc pójdziemy w tą stronę - powiedział lekko spokojny Doknes. Nie wiem jakim on cudem to jakoś wytrzymał. Ja rozumiem Sylwię, bo ona ma szybkie emocje. Pati ma tak samo, bo to są dziewczyny. Są czasem wrażliwe.
- Jakim cudem ty to przeżyłeś? On jeszcze był ciepły - powiedziała lekko smutna Pati.
- Ten Tulg mógł mu pomóc jakoś. Może to lekarstwo - powiedziała Sylwia trzymają tą butelkę z dziwną cieczą. Możliwe Sylwia ma rację. Byliśmy trochę na jednej górze. Sam już nie wiem gdzie iść.
- Doknes, ty wierz którędy idziemy? - zapytałem się Doknesa, który był na przodzie.
- Tak. Ja nadal się trzymam kursu - powiedział Doknes.
- Dobrze. Jak coś nadal idziemy za tobą - powiedziała Sylwia. Później znaleźliśmy nasz domek na wzgórzu. Sam już nie wiedziałem co teraz.
- Hej Dealer, a pamiętasz tego starca przy plaży? - zapytała się Sylwia mnie podczas wchodzenia na górę.
- Pamiętam, ale wątpię by nam pomógł. To był jakiś świr - odpowiedziałem na pytanie Sylwii. Od razu weszliśmy do domku.
- Dobra. Bierzemy wszystko co na chwilowo tutaj zostawiliśmy. Tylko bierzemy wszystko - powiedziałem do nich gdy wchodziliśmy do domku. Już sam straciłem zaufanie do tej wyspy, jak i cała reszta.
- A czy... zaśniemy dzisiaj jakoś? Nie mogę jakoś o tym zapomnieć - powiedziała nadal smutna Sylwia. Dałbym wszystko by ją jeszcze raz pocieszyć.
- Dobrze. Najlepiej będzie jak się zdrzemnijmy. Może przestanie wtedy padać - powiedziałem i tak zrobiliśmy. Gdy wszyscy zasnęli, to ja potajemnie przytuliłem się do Sylwii. Wiedziałem jak ona się strasznie boi.
Rano...
Rankiem byliśmy na balkonie. Już nie wiedziałem co robić. To co widziałem na początku było piękne, ale te piękno musiało już odejść.
- Doknes, Pati, Sylwia... ja... ja całkiem nie wiem co zrobić. Te wydarzenia mnie przerażają od wczorajszej nocy. Jakoś... trudno mi o tym zapomnieć - powiedziałem do swoich przyjaciół.
- Szkoda, że nie mogliśmy pomóc temu człowiekowi. Mogliśmy naprawdę być szybsi - powiedziała smutna Pati.
- Dobra. Musimy teraz stąd iść. Nie możemy tutaj już mieszkać. Będziemy teraz mieszkać w statku - powiedziałem do reszty. Nie mogłem już narażać moich przyjaciół na jakieś kolejne wielkie niebezpieczeństwo. Gdy omijaliśmy świątynie to mi się przypomniało, że mogliśmy skontaktować się z kimś przez radio. Czemu wcześniej na to nie wpadłem?
- Hej, a może uda nam się skontaktować z kimś przez nasze radio w statku, co wy na to? - zapytałem się moich przyjaciół.
- Warto spróbować Dealer - powiedział Doknes. Akurat na szczęście udało nam się dostać na plażę.
- Jesteśmy już niedaleko statku. Teraz musimy do niego - powiedziałem pełen szczęścia, ale niestety przerwał mi Doknes.
- Dealer! Patrz! Statek się pali! - wykrzyczał mi lekko Doknes.
- Statek się pali? - zapytałem się zaskoczony, ale gdy przyjrzałem się statkowi bliżej, to rzeczywiście. Był prawie cały w płomieniach. Zauważyłem jeszcze jakiś dziwnych ludzi. Pomyślałem wtedy o tym starcu przy plaży. To mogło być jego plemię.
- Czy oni... rozmawiają? - zapytała się mnie Sylwia.
- Chyba tak, ale nie do końca ich słyszę - odpowiedziałem jej.
- Może podsłuchamy ich na drzewie? - zaproponowała Pati wchodząc na drzewo.
- W sumie nie głupi pomysł. To jest jedyny sposób - powiedziałem do Pati i tak wszyscy zrobiliśmy. Weszliśmy na drzewa i słuchaliśmy ich rozmowę.
- Musieli tutaj przypłynąć kilka dni temu - powiedział pierwszy człowiek z grubym głosem.
- Ale jak myślisz, w sensie... czego niby szukają? - powiedział drugi człowiek z lekko cienkim głosem.
- Nie ważne czego szukają, nie ważne skąd są, ważne że chcemy ich zatrzymać, prawda? -powiedział ten z grubym głosem. Chyba mówili o nas.
- No trzeba ich znaleźć szefuniu - powiedział ten z lekko cienkim głosem. Oni chcą nas znaleźć? Niby po co?
- Musimy ich znaleźć, ale dobra. Mi się wydaje, że mogą być w tej cholernej chałupię, na wzgórzu. Wyruszamy tam wieczorem - powiedział ten z grubym głosem. Gdy to usłyszałem, od razu zaczynałem się bać.
- Spieprzamy stąd ludzie. Biegiem! - powiedziałem do nich i zaczęliśmy razem uciekać.
- Może... jakiś szałas wybudujemy? Rozpalimy ognisko? - zapytał mnie Doknes. Sam już nie wiedziałem, ale wiedziałem, że nie możemy już tam zostać, ani minuty dłużej.
- Nie wiem jeszcze, ale szybko wracamy do tego domku po wszystkie rzeczy i... nie wiem jeszcze, ale zaraz po tym ustalimy, okej? - zapytałem się moich przyjaciół.
- Jasne. Tylko szybko. Mają na szczęście wyruszać tutaj wieczorem, więc mamy jeszcze czas - powiedziała nam Sylwia.
- Dobrze. Tylko szybko. Nie mamy ani chwili do stracenia - powiedziałem, po czym ruszyliśmy w stronę domku. Zaczynałem się strasznie bać. Po paru minutach byliśmy w domku.
- Dobra! Bierzemy wszystko co jest tutaj w tym domku - powiedziałem do nich i tak zrobiliśmy. Szybko to zrobiliśmy i szybko popatrzyliśmy się na siebie.
- Dobra. Teraz nasza burza mózgów. Gdzie teraz idziemy? W którym kierunku pójdziemy? - zapytałem się wszystkich.
- Hej, a może na wschód, tam gdzie ten Asztrum poszedł. Co wy na to? - zaproponował Doknes. Chyba do reszty mu odbiło.
- Po pierwsze, on ma na imię Adratszum, a po drugie... posrało cię do reszty?! On wyraźnie napisał, żeby nie iść za nim! Czy mamy zrobić jedyną rzecz, o którą zabronił nam zrobić?! - zapytała się chaotycznie Sylwia. Chyba była na maksa wystraszona i wściekła teraz, że nie mogła równo trzymać się na nogach.
- Ale może znalazł jakieś wyjście na ucieknięcie z tej wyspy i po prostu sobie uciekł. Może go się zapytamy, a on może nam pomoże w tym - powiedziała Pati. Możliwe, ale... nikt nie wie czy na pewno.
- Dobra. Trzeba wyruszać na wschód. Szybko! - powiedziałem szybko wyruszyliśmy na wschód wyspy. Byliśmy w środku dżungli, ale za chwilowo zatrzymaliśmy się pod wielkimi drzewami.
- Dobra. Tutaj się zatrzymamy. Na drzewach tego nie zrobimy, bo byłoby widać na całą wyspę, a drzewa za tłumią ten dym z ogniska. Trzeba zebrać teraz drewno na ognisko - powiedziałem do moich przyjaciół i tak razem zrobiliśmy.
- Jejku Dealer, ty zawsze byłeś taki mądry? - zapytał się lekko zaskoczony Doknes.
- Tak, ale czekałem na odpowiedni moment - odpowiedziałem Doknesowi.
- To bardzo długo z tym czekałeś - powiedziała Pati do mnie.
- Dobra. Mamy chociaż coś na podpałkę, ale potrzeba nam więcej drewna. Pójdę po więcej drewna, a wy zostaniecie tutaj i zrobicie ognisko - powiedziałem po raz kolejny. Gdy miałem iść, to zatrzymała mnie jakaś dłoń. Gdy się odwróciłem, to ujrzałem Sylwię. Byłem zaskoczony tym.
- Tylko bądź ostrożny Dealer, okej? Nie chcę cię nawet stracić - powiedziała mi Sylwia ledwo mówiąc. Słyszałem w jej głosie, że się o mnie martwi. Od razu się do niej przytuliłem, a ona mi przy tym odwzajemniła.
- Będę ostrożny. Nie martw się. Wiesz jaki jestem czasem silny - powiedziałem pewny siebie do Sylwii, by się o mnie nie martwiła.
- Na pewno? - zapytała się Sylwia. Jak ja ją uwielbiam. Taka miła, nieśmiała dziewczyna. Lubię jej charakter.
- Na pewno. Teraz idź pomóż Doknesowi i Pati z ogniskiem, okej? - zaproponowałem jej.
- Dobrze. Tak zrobię. Dzięki Dealer - powiedziała mi i zaskoczyło mnie jedna rzecz jaką mi Sylwia zrobiła. Szybko pocałowała mnie w policzek i pobiegła szczęśliwa do reszty. Gdy była u nich, to ja na maksa byłem zarumieniony. Szybko pobiegłem po te drewno.
Wieczorem...
Ognisko ładnie grzało, a było strasznie ciemno wokół nas. Niestety teraz nie mamy dachu nad głową.
- No i co teraz? Będziemy teraz mieszkać w dżungli do końca naszego życia? - zapytała się Pati lekko zmartwiona.
- Nie wiem, ale wiem, że trzeba przed tymi ludźmi uciekać i się przed nimi ukrywać - odpowiedziałem na Pati pytanie.
- Trzeba być tym razem ostrożni na to co się dzieję wokół nas. Teraz ta wyspa jest dla nas koszmarem - powiedziała Sylwia. Zawsze ona umie jakoś powiedzieć w takiej sytuacji. Wtedy usłyszeliśmy szelesty krzaków.
- Czekajcie. Słyszycie to? - zapytał się Doknes. Wtedy znowu zaczęło szeleścić.
- Tak. Doknes... Pati... Sylwia... chyba nie jesteśmy tu sami - powiedziałem lekko wystraszony do innych. Byłem gotowy do ataku.
---------------------------------------------------------
1644 słów
Wecie co się kryje za krzakami tej oto dżungli? Czy ich zaatakuję, czy po prostu podejdzie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top