*7*

Kiedy na następny dzień przyszedłem do szkoły wszystkie spojrzenia wycelowane były we mnie, a dokładnie w moją siną i poobijaną twarz. No, bo halo! Model, syn Ariane i Gabriela Agreste'a z siniakiem na pół twarzy! 

Do tego cała Francja trąbiła o zamaskowanym bohaterze. Większość wymyślała durne teorie spiskowe, które zawierały cały stek bzdur i kłamstw. Może to kosmita z nadprzyrodzonymi mocami? Skąd się pojawił? Co on tu robi? Czy grozi nam niebezpieczeństwo? Pewnie nas uratował, żeby zdobyć zaufanie, a potem zniszczy całe państwo! 

W szatni zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. Wyciągnąłem z kieszeni okrycia telefon i słuchawki, a następnie wcisnąłem je do czarnej torby przewieszonej przez moje obolałe ramię. Odwróciłem się i poszedłem w stronę szafek. Tam zostawiłem niepotrzebne książki i skierowałem się do klasy.

Swój wzrok miałem skupiony na rozwiązanych sznurowadłach swoich butów i popękanej, szarej podłodze. Ludzie, w których wpadałem, posyłali mi poirytowane spojrzenia lub wyklinali pod nosem na mnie. 

Kiedy doszedłem pod klasę wydobywały się z niej krzyki. Chwyciłem za klamkę i wszedłem do pomieszczenia. Rówieśnicy krzyczeli na siebie podzieleni na dwie grupy. Po prawej stali: Nino, Alya, Marinette, Rose, Juleka, Nathaniel, Max, Ivan, Mylene, Alix i Victoria - dziewczyna, która nie zdała i powtarza tę klasę, po drugiej jednak stronie stali: Chloe, Kim, Sabrina i Lila. Z tych wrzasków mogłem wyłapać pojedyncze słowa: "Dziwka!", "Złodziejka". Kompletnie nic nie rozumiałem. Podszedłem do przyjaciela i stuknąłem go w ramię. Mulat odwrócił się do mnie, a na mój widok uśmiechnął się lekko.

-Co tu się dzieje? - zapytałem.

Okularnik złapał mnie za łokieć i odciągnął na druga stronę sali. 

-Chloe oskarżyła Victorię o kradzież. - wyjaśnił. - A te grupy, to podzielone zdania. Tak jakoś. Nawet nie wiem, co Lila robi po stroni Burgeois 

-A co zginęło? - Nino zmarszczył brwi, a usta zacisnął w wąską kreskę. - No, co? - szturchnąłem go w żebra. 

-Jakiś łańcuszek. - wymamrotał. - A tak w ogóle, co ci się stało w twarz? - zapytał zdziwiony wskazując na mój posiniaczony policzek.

-Eeeee... wpadłem na drzwi w nocy! Wiesz chciałem iść do toalety i tak jakoś. - wytłumaczyłem przerażony.

-Mi to wygląda na cios od kogoś, kto ma więcej siły niż nasza dwójka. Bez kitu, wyglądasz okropnie. - wyrzucił mulat.

-Wiesz? Dzięki. - mruknąłem pod nosem.

***

-Plagg, obudź się! Plagg, co się dzieje? - krzyczałem trącając kwami palcem wskazującym.

Stworzenie, co chwilo trzęsło się się, płakało, krzyczało, jęczało, wypowiadało jakieś słowa w nieznanym mi języku. Bałem się o niego. 

-Plagg, błagam cię. - ściszyłem ton do szeptu. 

Nagle kwami otworzyło swe zapłakane, zielone ślepia. Wrzasnął przestraszony i zaczął odsuwać się ode mnie. Próbowałem się przybliżyć, ale Plagg cały czas krzyczał i bał się mnie. 

-Plagg, co się dzieje? To ja, Adrien. - sam miałem łzy w oczach. 

Co mu się dzieje? 

Nagle magiczne stworzenie wytrzeszczyło oczy. Poleciał  w górę i wtulił się w mój fioletowy policzek.

-Musimy iść do Mistrza. - powiedział Plagg.

-Ale, że teraz? - zapytałem zdziwiony.

Co prawda nie było późno, bo dochodziła dopiero godzina osiemnasta, ale odwiedziny u jakiegoś Mistrza, prawdopodobnie starszego mężczyzny, który o tej godzinie mógł być zmęczony całym dniem. Dlatego byłem trochę słabo nastawiony do tego pomysłu.

-Musimy. - powiedział zrozpaczony i przerażony Plagg. 

Kiwnąłem głową w odpowiedzi i przemieniłem się w Czarnego Kota. Otworzyłem pilotem okno i wyskoczyłem przez nie, kierowany przez kwami do domu Mistrza Fu.

Kiedy stanąłem przed drzwiami, Plagg rozkazał przemienić mi się w moja postać cywilną. Wykonałem polecenie, gdy przemiana dobiegła końca, potarłem zimne ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. 

-Zapukaj. - szepnął kwami, na co pokiwałem tylko głową i zapukałem.

Czekałem kilka sekund, a po tym czasie drzwi otworzył mi niski staruszek. Ubrany był w szorty i hawajską koszulę, do tego posiadał skośne brązowe oczy i krótką, kozią bródkę. Do mojej głowy wpadło jedno ze wspomnień. 

  Byłem skupiony na starcu w czerwonej koszuli w białe w kwiaty. Leżał i próbował dosięgnąć laski, która leżała kilka centymetrów przed nim.  

-T-to p-pan. - wyjąkałem.

Staruszek jedynie uśmiechnął się i pokiwał głową. Odsunął się i teatralnym ruchem ręki wskazał, abym wszedł w głąb mieszkania. Prze krótką chwilę stałem osłupiały i wpatrywałem się w starca, który nadal uśmiechał się miło do mnie. Nagle podskoczyłem, budząc się z transu. Kiwnąłem głową i przekroczyłem próg. Mistrz Fu zamknął za mną drzwi i nakazał ściągnąć kurtkę, co uczyniłem. Odwiesiłem ubranie na wieszak.

-Chodźmy. - powiedział.

Wkroczyliśmy do dużego salonu? Tak, chyba tak mogłem to nazwać. Co prawda nie było tu żadnej sofy, krzeseł czy dużego kominka z palącym się drewnem. Za to na środku rozścielona była pomarańczowa mata, a pod ścianą stały dwie komody i jedna, średniej wielkości szafa. Brązowooki zajął miejsce na 'dywaniku'. Usiadłem na przeciwko niego.

-Co cię tu sprowadza? - zapytał starzec marszcząc brwi. 

-Eee, sen, znaczy Plagg. Śniło mu się coś i zachowywał się niepokojąco, a jak go obudziłem  kazał mi tu przyjść. - wytłumaczyłem. - Tak w ogóle, to gdzie on jest?- zapytałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. 

-Zaraz przyjdzie. -  wyjaśnił Fu. - Słyszałeś coś podczas jego snu? Mówił coś interesującego?

-No... o jakimś śnie, Toki? Tikki? - zastanowiłem się. - Tak, Tikki! Do tego płakał, a na początku nie poznał mnie, jak go obudziłem i zaczął się ode mnie odsuwać. - westchnąłem. - Nie wiem, o co chodzi. - dokończył.

-Mistrzu. - zza drzwi drugiego pokoju wyszedł zielonowłosy chłopak, który pokłonił się przed starcem. - mamy problem.

-Adrienie... - zwrócił się do mnie Fu, ale to było, tak jakbym go nie usłyszał.

Z rozdziawionymi ustami i rozszerzonymi do granic możliwości oczami, przypatrywałem się nieznajomemu. Co dziwne, kojarzyłem go. I nie, nie mówię, że widziałem go na ulicy, chociaż trudno było by przejść obok chłopaka o tak bardzo zielonych włosach, bez spojrzenia na niego. Chodziło o to, że ja go kojarzyłem... Nie potrafię tego wyjaśnić. Znałem go, ale nigdy nie widziałem.

-Wayzz? - szepnąłem.

I teraz nie tylko ja byłem zdziwiony. Mistrz Fu i zielonowłosy wymieniali ze sobą zaniepokojone i oniemiałe spojrzenia, a mnie nagle zabolała klatka piersiowa. Krzyknąłem, zacząłem tracić oddech. Oczy mi się zamykały, a ja wrzeszczałem i rzucałem się w jedną i druga stronę. Ostatnie, co pamiętam to zielone i brązowe tęczówki.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top