*2*
-Jestem! - krzyknąłem , a odpowiedziała mi głucha cisza. Westchnąłem ciężko i zdjąłem swoje air forcy. Złapałem za pasek od torby i zarzuciłem na ramię. Przejechałem dłonią po złocistych kosmykach włosów i udałem się do swojego pokoju na piętrze.
Rzuciłem plecakiem w kąt pokoju, a sam udałem się do łazienki. Zdjąłem z siebie ubrania i puściłem wodę pod prysznicem. Wszedłem do kabiny, a przez moje ciało przeszedł dreszcz, spowodowany kontaktem z gorącą cieczą. Umyłem się i wyszedłem spod prysznica. Obwiązałem się ręcznikiem w pasie, a ubrania dotychczas nosze wrzuciłem do kosza na brudne pranie. Wyszedłem z łazienki i stanąłem przed wielką szafą. Otworzyłem drzwi mebla i wyjąłem stamtąd świeże ciuchy, które - po powrocie do toalety - ubrałem na siebie. Czarna koszulka z 'Nike' opinała mój umięśniony tors, a szare dresy wisiały w kroku, do tego dobrałem bordową, zasuwaną bluzę i wsunąłem na ręce. Podszedłem do lustra i lekko przeczesałem włosy, dłonią.
Wyszedłem z pomieszczenia i położyłem się na kanapie. Chwyciłem pilota i włączyłem telewizor. Ekran rozbłysł kolorami, aktualnie leciał jakiś film akcji. Odłożyłem urządzenie obsługujące sprzęt elektroniczny na niski stolik, gdzie znajdowała się jakaś szkatułka. Uniosłem jedną brew do góry i wstałem do pozycji siedzącej. Pochyliłem się nad dziwnym przedmiotem i obejrzałem dokładnie. Przejechałem dłonią po wieczku, na którym widniały, jakieś japońskie, bądź chińskie znaki. Wziąłem do ręki pudełeczko i uchyliłem. W środku na czarnej poduszeczce leżał czarny pierścień z jaskrawo zieloną łapką kota. Podniosłem sygnet i z ciekawości założyłem go na palec serdeczny.
Wokół mnie znikąd rozbłysło zielone światło. Upuściłem puzderko z przerażenia. Gdy błysk ustąpił rozejrzałem się po pokoju, w którym wszystko stało na swoim miejscu. Uniosłem jedną brew do góry i schyliłem się po pudełko. Podniosłem je i zauważyłem, że pierścień zmienił kolor na srebrny. To jest naprawdę dziwne.
- Ej, ja tu jestem! - podskoczyłem ze strachu i upadłem miękko na kanapę.
Przede mną lewitowało czarne koto-podobne stworzenie o zielonych oczach i głowie nieproporcjonalnej do ciała.
- Adrien, wariujesz. - powiedziałem do siebie i przetarłem oczy, ale stworzonko nadal unosiło się przed moimi oczami teraz, zakładając swoje małe łapki na piersi.
- Nie, nie wariujesz. - oznajmił. Przeraziłem się.
- Czym ty jesteś? - zapytałem i trąciłem palcem jego futrzaste ciałko.
- Plagg, miło mi. - wyciągnął do mnie małą łapkę. Podałem mu palca wskazującego.
- Co ty tu robisz?
- Jestem twoim kwami. - odpowiedział Plagg.
- Kwami, co? Co to jest?
- Kwami to magiczne istoty mieszkające w miraculum, czyli pierścieniu, które pomagają właścicielowi zamienić się w super bohatera. - rzekł.
- Czekaj, czekaj. Ja super bohaterem? - prychnąłem i roześmiałem się. To niedorzeczne - To musi być jakaś pomyłka. Ja nie mogę być żadnym herosem.
- Ale zostałeś wybrany! - krzyknęło zirytowane stworzenie.
- To musi być jakaś pomyłka. - wyjaśniłem.
- Mistrz cię wybrał! Tutaj nie może zdarzyć się żadna pomyłka. - westchnąłem i usiadłem na kanapie.
Schowałem głowę w dłonie, westchnąłem, po raz kolejny, przejechałem ręką po twarzy.
-To jest niemożliwe. - burknąłem.
Plagg podleciał do mnie i usiadł na moim ramieniu.
- Musisz zrozumieć. Od ciebie zależą losy Paryża, czy nawet całego świata! - krzyknął i uniósł swoje drobne łapki.
- Okey. - westchnąłem. - Wytłumacz mi wszystko jeszcze raz.
- Dobra ziomek. - odparł i usadowił się wygodnie na moim barku. - Także jestem Plagg, twoje kwami. Mieszkałem w miraculum czyli tym pierścieniu. To magiczna biżuteria dzięki, której możesz przemienić się w super bohatera, Czarnego Kota. Twoja broń to kijek, który posiada każdą możliwą funkcje, jojo w które łapiesz akumy i je oczyszczasz, ale także strzałki usypiające, no i suuuuper długi bat.Masz super moc. Gdy powiesz: 'Kataklizm', to czego dotkniesz rozpada się w pył. - stworek odetchnął i kontynuował. - Przemieniasz się, mówiąc : 'Plagg, wysuwaj pazury' , żeby zamienić się z powrotem w Adriena mówisz: 'Plagg, schowaj pazury'. Jasne? - zapytał.
-Tak, tak. - pokiwałem głową. - Ale o jakiego mistrza ci chodzi? - spytałem zaciekawiony.
- Mistrz to strażnik miraculi, ale także może pomóc ci podczas problemów. - wyjaśnił.
- Dobrze. - odparłem.
- To co przemieniasz się? - zapytał kwami. Podleciał do góry, robiąc fikołka w powietrzu i uśmiechając się przy tym.
- Ja nie wiem, czy dam radę. - wymamrotałem.
- Daj spokój! Powiedz tylko: 'Plagg, wysuwaj pazury!' - ponaglało koto-podobne stworzenie.
Pokiwałem głową w geście zgody i wstałem z kanapy.
- Dobra. To Plagg, wysuwaj pazury? - zapytałem, bardziej niż stwierdził.
To samo zielone światło otuliło mnie. Na całym ciele - od stóp, aż po szyje- pojawił się czarny, lateksowy strój, który opinał moją umięśnioną sylwetkę. Wokół oczu pojawiła się czarna maska, a w blond włosów zauważyć można było kocie uszy. Nagle coś uderzyło mnie w nogi. Spojrzałem w tył, a tam miałem ogon! Najprawdziwszy ogon! Przy boku - natomiast- miałem przyczepiony srebrny kijek, bat, strzałki i jojo. Mój pierścień znowu zmienił kolor, na czarny.
Wypuściłem ze świstem powietrze z płuc. Podszedłem do lustra i nie mogłem wyjść z podziwu swojego wyglądu. Wow, wow, wow. Otworzyłem okno na oścież i wskoczyłem na parapet. Wyciągnąłem jojo i zarzuciłem nim na wystający komin. Pociągnąłem za linkę, a przedmiot pociągnął mnie do góry. Krzyknąłem przerażony, ale udało mi się wyhamować i nie rozkwasić ciała na cegłach. Odetchnąłem z ulgi i rozejrzałem się w koło. Widok był niesamowity! Ludzie z takiej wysokości byli malutcy, a latarnie, które oświetlały miasto dodawały mu uroku. Było cudownie.
Po przemianie musiałem dostać jakieś wzmocnione zmysły. Słyszałem i widziałem lepiej i o wiele więcej od przeciętnego człowieka.
Spojrzałem pod siebie. W ciemności zauważyłem balkon i ciemnowłosą na nim. Wskoczyłem obok niej niesłyszalnie.
- Dzień dobry. - przywitałem się.
Dziewczyna pisnęła i podskoczyła. Obróciła się w moją stronę , a w jej oczach widać było tylko jedno. Przerażenie.
- Ej, nie bój się. Nic ci nie zrobię. Jestem super bohaterem. - wytłumaczyłem.
Widać było, jak Marinette na chwile się zawahała.
- Okej? - odpowiedziała. - Po prostu mnie przestraszyłeś. Myślałam, że jesteś jakimś mordercą, albo gwałcicielem. - wyjaśniła i wyrzuciła ręce w górze. Oparła się plecami o barierkę i spojrzała w moje zielone ślepia.
- Jak masz na imię? - zapytałem. Choć doskonale wiedziałem, jakie imię nosi ciemnowłosa piękność w której jestem zakochany po uszy. Musiałem stawrzać pozory
- Marinette. - powiedziała.
- Ja jestem Czarny Kot. - powiedziałem i wystawiłem do Dupain-Cheng rękę.
Ta ją uścisnęła, ale miałem inne plany. Przekręciłem dłoń i złożyłem pocałunek na jej wierzchu. Zawsze chciałem to zrobić. Dziewczyna zarumieniła się i uśmiechnęła pod nosem. Przypomniało mi się dzisiejsze wyjście z dziewczyną do kawiarni. Na początku było okey. Potem wylałem na siebie kawę i musiałem wrócić do domu, ale najważniejsze, że spędziłem choć trochę czasu z ukochaną, gdzie kiedyś w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą. Uśmiechnąłem się szeroko.
- To co? Dlaczego siedzisz sama na balkonie? - zapytałem i oparłem się brzuchem o barierkę, spoglądając na swój dom po drugiej stronie ulicy.
- Tak jakoś. - burknęła, patrząc na swoje stopy.
- To może lepiej się poznamy? - zaproponowałem.
- Okej.
///
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top