*14*

Chłopak o zielonych, jaskrawych włosach siedział na ławce przed świątynią i obserwował. Obserwował, jak starsze kwami zajmują się swoimi podopiecznymi. Uczą ich cierpliwości, sztuk walki, mocy. 

Wayzz zawsze chciał się kimś opiekować, nauczać i wspierać w trudnych sytuacjach.  Kwami żółwia tak miało. Było bardzo opiekuńcze i troskliwe, a kiedy zakochało się w kimś, to na zawsze, na wieki. Lecz Weji był na razie za młody, aby mieć swojego ucznia. Otworzył książkę na dowolnej stronie, czując jak drga. Litery powoli układały się w zdania na oczach młodzieńca. Uwielbiał uczucie trzymania książek i wiedzy w nich zapisanej. Zaczął czytać tekst ze starych, zżółkniętych stron. 

   Nagle zawiało zimnem. Weji podniósł wzrok. Brama była otwarta, a przez nią wchodził zakrwawiony, ciemnowłosy chłopak. Wayzz odłożył książkę i użył swojej mocy, aby znaleźć się obok nieznajomego chłopca. Kiedy stanął przed nim ujrzał zielone, niczym dziki las, i przestraszone tęczówki.

Nieznajomy chciał coś powiedzieć, ale opadł nieprzytomny na zielonowłosego. Gdy Weji poczuł ciało chłopca na sobie, zrobiło mu się gorąco. Zaczął wołać o pomoc. 

W ten sposób Wayzz poznał Plagga i zakochał się w nim. 

///

Wayzz z natury był cichy i spokojny. Nie wychodził prze szereg. Wykonywał polecenia ambitnie i na sto procent. Nie zwierzał się nikomu. Za to Plagg był jego totalnym przeciwieństwem. Lubił robić psikusy kwami i ich wychowawcom. Miał sporą grupkę przyjaciół i nigdy nie spojrzał na zielonowłosego, tak jak Weji cały czas na niego patrzy. 

Kwami żółwia wzdychało do niego od kilku tygodni. Kiedy ciemnowłosy zjawił się w świątyni, wywołał niemałe zamieszanie, a zielonowłosy częściej się uśmiechał.

///

Pewnego dnia Mistrz Fu zarządził, aby Weji i właśnie Plagg pozostali na patrolu w nocy.

Zielonowłosy był, aż tak bardzo zestresowany, że zjawił się na wieży spóźniony. Wcześniej myślał w swoim pokoju, jak rozmawiać z Plaggiem. Wymyślał tysiące scenariuszy i to nie do końca miłych. 

- Spóźniłeś się. - powiedział ciemnowłosy. 

- Eee... no-o przepraszam. - wyjąkał i zdzielił się w myślach za to. 

- Jestem Plagg. Pamiętam cię, jak pierwszy raz wszedłem na teren świątyni. Złapałeś mnie i uratowałeś mój nos przez rozkwaszeniem się na kamieniach. - zaśmiał się, a Weji kiwnął głową. - Miałeś wtedy jaśniejsze włosy. - oznajmił i wplątał palce w kosmyki włosów Wayzza. 

Zielonowłosy spiął się. 

- Co robisz? - zapytał cicho.

- Um, przepraszam. - odparł Plagg i zabrał rękę. 

- Jest okej. 

- Jak masz na imię? 

- Wayzz, ale większości mówi na mnie Weji. 

- Uh, okej. Miło mi. 

   Rozmawiali mało tamtej nocy, a kiedy pojawił się Tiberius, zielonowłosy wiedział, że blondyn nie będzie zwiastował czegoś dobrego. Chłopak spędzał z Plaggiem prawie wszystkie wolne chwilę. Ciemnowłosy nie widywał się ze swoimi przyjaciółmi, a psikusy robił razem ze swoim podopiecznym. Wayzz za to był bardzo zazdrosny o Tiberiusa. 

Któregoś dnia, kilka dni przed wielką bitwą i zdradą blondyna, wstąpił on do pokoju Wejia. Przyszpilił go do ściany i ścisnął gardło. Zielonowłosy próbował złapać powietrze, a Tiberius uśmiechał się tylko diabolicznie. 

- Zapamiętaj, że Plagg nigdy nie będzie twój. On cię nie kocha. Rozumiesz? Nieodwzajemniona miłość. Jakie to żałosne. - kwami upadło na podłogę, zanosząc się kaszlem, a blondyn wyszedł. 

Weji zapamiętał i obwiniał się przez wieki, bo mógł powstrzymać Tiberiusa. Mógł powstrzymać śmierć i smutek, a nie zrobił nic. 

///

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top