Rozdział 6 Kim ona jest dla ciebie?
Pov. Alfred
Jest piętnasta. A Sir Bruce'a jeszcze nie ma?... Może coś się stało?- Dzwoni telefon- Kto to może być? O Sir Bruce...
-Alfred?
-Tak Sir
-Wraca za piętnaście minut, spotkanie się trochę przedłużyło.
-Dobrze Sir... A czy mógłbym z paniczem porozmawiać po powrocie do domu?
-Oczywiście Alfredzie... Coś się stało?
-Nie przynajmniej taką mam nadzieję... Chodzi o panicza Damiana...
Pov. Bruce
Co się znowu stało?!
-O Damiana? Coś się mu stało?! Znowu coś zrobił?!
-Nie nic nie zrobił... ale może powiem paniczowi, o co chodzi, jak panicz wróci do domu...
-Dobrze Alfredzie
(10 minut potem)
-Dzień dobry Alfredzie
-Dzień dobry Sir
-Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać... O co chodzi?
-Tak... Panicz Damian dziś był trochę dziwny.
-Dziwny?
-Tak... Siedziałem w kuchni od godziny około za pięć piątej tak do prawie siódmej, a panicz Damian nie zeszedł jeść śniadania...
Jak to możliwe?!
-Chwila co? Jak to nie zeszedł zjeść śniadania? Przecież on zawsze wstaje o piątej...
-Właśnie dla tego poszedłem do pokoju panicza Damiana spytać, czy coś się stało... Zapukałem, ale nikt nic nie powiedział, więc wszedłem do środka. Panicz był pokoju gier i czytał książkę. Spytałem się panicza, dlaczego nie zeszedł zjeść śniadania, a panicz Damian odpowiedział, że nie był głodny...
Po tak długim czasie po kolacji... nie był głodny?! Jak to możliwe?!
-Jak to nie był głodny, przecież kolacja była wtedy kilkanaście godzin temu? Może miał gorączkę czy coś?
-Nie miał gorączki, ale co innego mnie zmartwiło...
Coś go zmartwiło? Hmmm... Więc to musi być coś poważnego...
-Co takiego?
-O godzinie piątej zadzwoniła do mnie pani Sylwia i powiedziała, że przyjedzie półgodziny wcześniej...
Naprawdę na to czekałem? To nic niezwykłego...
-I to cię tak zmartwiło?
-Nie, nie o to chodzi... W momencie, gdy byłem w pokoju panicza, powiedziałem mu o wcześniejszym przyjeździe pani Sylwii, ale panicz nie pamiętał imienia swojej pani od zdalnych... Właśnie to mnie zmartwiło...
A to wszystko jasne... Chwila moment? Damian zapomniał jakiegoś imienia?! Damian?! Naprawdę?! Znów będę musiał nim pogadać... To będzie już chyba druga poważna rozmowa w tym roku...
-Dziękuję ci Alfredzie, że mi to powiedziałeś... Porozmawiam z nim podczas patrolu.
-Dobrze Sir... A czy chciałby Sir może napić się herbaty?
-Chętnie, a mógłbyś przynieść ją do batjaskini, muszę coś jeszcze sprawdzić przed patrolem w bazie danych...
-Oczywiście Sir
(Jakiś czas później- 15 minut przed rozpoczęciem patrolu)
Dziwne Damian zawsze przychodził półgodziny wcześniej... Nie, żeby wyjeżdżać tak wcześnie, bo zawsze wyjeżdżamy o prawie tej samej porze, ale żeby to ja musiał na niego czekać... To się jeszcze nie zdarzyło, zwykle to on czaka na mnie, a nie na odwrót ... Doprawdy dziwne... Chwila?! Chyba idzie...?! Tak idzie...!
Pov. Damian
Co mnie podkusiło do skończenia rozdziału tej książki! Lepiej było zostać z faktem, że zaprzyjaźniony ze zmarłą matką Magdaleny błękitny smok poleciał do jaskini z prawdziwą księżniczką Magdaleną udającą służącą przed gniewem i nienawiścią ojca niż w momencie, gdy fałszywa księżniczka Magdalena przeszywa sztyletem narzeczonego prawdziwej księżniczki i na dodatek jego ostanie słowa przed utratą przytomności ,,Zginiesz podróbo jak od dwóch miesięcy niepodlewany krzak ze stoma różami... !". To było takie emocjonujące... No, po jaki kit ja skończyłem ten rozdział! Po jaki kit! ... Trudno. Jak na razie ważniejszy jest patrol, a i tak przychodzę szesnaście minut później niż zwykle... Oby tata tego nie zauważył... O nie już czeka, będzie trzeba się jakoś wytłumaczyć... Dobrze, że mam już ubrany strój...
-Długo czekałeś?
-Nie a jesteś gotowy?
-Tak
-No to ruszymy dziś wcześniej.
Weszli do batmobilu. I wyruszyli w kierunku Gotham City.
Pov. Bruce
Może się go spytam, dlaczego tak długo go nie było? Hmmm... Tak a o rano też się może spytam od razu... Zobaczy się, jak wyjdzie w czasie...
-Co się stało, że przyszedłeś dziś szesnaście minut później niż zwykle?
Pov. Damian
A jednak zauważył... Trudno... Znów nie mam pomysłu na bajeczkę, więc powiem mu, jak było na prawdę...
-Zaczytałem się w jednej książce...
Pov. Bruce
Przez książkę?! Na to czekałem? Aż on skończy lub zacznie nowy rozdział? Naprawdę?! Chociaż zawsze czytał i nigdy się tak nie spóźniał... Ciekawe co takiego znowu czytał?
-A jaką książkę czytałeś, że się trochę zaczytałeś?
-Smok i królewska nienawiść...
Chwila? Pamiętam tę książkę... Jak byłem mały, też mnie ona wciągnęła...
-Pamiętam tę książkę. Jak byłem w twoim wieku...nie chwila... jednak byłem trochę starszy... też mnie ona wciągnęła.
-Naprawdę?
-Tak pamiętam ta historia przyjaźni smoka i księżniczki Magdaleny była bardzo wciągająca. Gdzie się obecnie zatrzymałeś w książce?
-Miałem skończyć na scenie, gdy błękitny smok poleciał do jaskini z prawdziwą księżniczką Magdaleną udającą służącą, ale jednak nie dałem rady tam skończyć i jednak skończyłem tamten rozdział, ale obecnie tego żałuje ...
On czegoś żałuje?! Okej jestem ciekawy, gdzie naprawdę skończył czytać...
-Dlaczego? Czego żałujesz?
-Zamiast skończyć, tam skończyłem... Czyli w momencie gdzie fałszywa księżniczka Magdalena przeszywa sztyletem narzeczonego prawdziwej księżniczki, nie wspominając jeszcze o ostatnich słowach księcia przed straceniem przytomności ,, Zginiesz podróbo jak od dwóch miesięcy niepodlewany krzak ze stoma różami... !". Teraz przez cały patrol będę się zastanawiać czy książę umrze, czy jednak ktoś go znajdzie w tej oranżerii...
Naprawdę zakończył niefortunnym miejscu... Też bym żałował, gdybym zakończył tak emocjonującym miejscu... Też bym tego żałował, a jednak chce mi się śmiać z jego miękkiego usposobienia do tej książki... Nie... jednak nie mogę wytrzymać...
-Hahahahahahahaha
Pov. Damian
On się śmieje?! On?! Naprawdę?! Ja chyba w życiu już widziałem wszystko?
-Co cię tak bawi?
-Sorry nie spodziewałem się po tobie takiego umiłowania i wrażliwości w stosunku do tej książki ... Hahahaha... Ale cóż naprawdę trafiłeś na bardzo niefortunne miejsce... A właśnie chcę z tobą jeszcze porozmawiać o jednej sprawie...
Sprawa do mnie ? Jaką sprawę może mieć do mnie tata?
-Jaką?
-Alfred powiedział mi, co się stało rano...
Wydarzyło się rano coś konkretnego? Nie wydaje mi się... Co mnie ominęło?
-A co się niby stało, bo za bardzo nie rozumiem...
-Chodzi o to, że rano nie jadłeś śniadania... Wyjaśnisz mi to jakoś...
A więc o to chodzi?! A teraz rozumiem...
-Nie byłem po prostu głodny... To jakieś przestępstwo?
Pov. Bruce
On nie widzi w tym żadnego problemu..
-Wiesz, samo niespożywanie rano śniadania to nie jest przestępstwo, ale... ty zawsze wstajesz o piątej i jesz śniadanie, dlatego Alfred się trochę o ciebie martwił...
Pov. Damian
Tym się tak martwisz?! Dobrze, że nie wiesz, że od jakiś trzech dni wstaję później niż piąta... Wtedy byś się bardziej zamartwiał...
-Rozumiem... ale martwił się, zupełnie nie potrzebnie nim nie jest...
-Uspokoję go, jak tylko wrócimy z patrolu... by się o to nie martwił dobrze?
-Dobrze
Przez jakiś czas jechali w ciszy. Gdy nagle Damian coś zauważył.
Chwila tata zawsze zatrzymuje się na uliczce koło Gotham'skiej wieży... Dlaczego przejechał koło niej i jedzie dalej? A może zaczynamy patrol w innym miejscu niż zwykle i nic mi nie powiedział? Lepiej się spytam, może nie zauważył, że przejechał obok? Nie chwila on jest przecież Batmanem, nie ma szans, żeby nie zauważył tej uliczki...
-Zaczynamy patrol od Gotham'skiej wieży?
-Tak a co?
-Właśnie ominąłeś uliczkę koło niej...
-O... to już zawracamy...
A jednak nie zauważył... Co się z nim dzieje? A on czasem mówi, że ja jestem nieuważny? Tylko dlaczego on wydaje się dziś bardziej zamyślony niż zwykle? Powiedziałem coś, co go teraz zastanawia?
Batman zawrócił batmobil w kierunku uliczki. Zaparkował, tak by nikt mu samochodu nie zwędził i oboje wskoczyli na jedną z wieżyczek Gotham'skiej wieży i rozpoczęli patrol po mieście. Miasto było dzisiaj wyjątkowo spokojne. Zero przestępców, zero wypadków, zero przestępstw tylko głucha cisza w całym mieście. Nawet deszcz nie padał, co było akurat jednym z cudów, bo Gotham City bez ulewy to najprawdziwszy cud. W swoim spokojnym patrolu doszli, a raczej przeskakiwali, bo bardziej poruszali się na dachach budynków, aż do budynku gdzie znajdował się sygnalizator pomocy, czyli projektor ukazujący znak Batmana.
Nie ma dziś żadnych problemów w mieście? Jakie cuda! Tylko martwi mnie jedna sprawa... Dlaczego tata jest tak zamyślony? Jedyną sprawę, jaką dziś miałem do roboty na tym patrolu to fakt by tata nie stanął na jakimś kocie... No dobrze, prawie stanął, gdyby nie ja to kot miałby teraz ślad po bucie batmana... Doprawdy nie wiem, czy tata zauważyłby biegnącego przestępcę w momencie, gdy nawet nie dostrzega kota przed sobą... A kot nie był czarny, nie wspominając, że był doskonale widoczny nawet z daleka... Coś z tatą jest nie tak... Nie patrzy, gdzie idzie... musiałem go kierować, którędy ma iść... Nie skoczyłby nawet na następny dach, więc tak go pokierowałem, że szedł ciągle na około... Potem jakby się tego przyuczył i nie musiałem już go prowadzić i sam chodził dookoła... A ja obserwowałem go i dodatkowo puste uliczki Gotham. Kto wie, w każdej chwili mogło się coś wydarzyć... Może sobie usiądę...
Chłopak usiadł na krawędzi budynku. I bacznie obserwował otoczenie, wliczając to ciągle zamyślonego batmana. Ze skupienia obudził go kotek. Który zaczął się łasić koło jego nogi.
-Ty jesteś tym kotem, którego uratowałem od nadepnięcia?
-Miau, miau
-Uznam to za tak... Ale co tu robisz?
-Miau, miau, miau, miau
-Kotku ja nie rozumiem kociego...
-Miau, miau miau
Kotek złapał ząbkami pelerynę i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku do ulicy.
-Mam iść za tobą?
-Miau, miau
To chyba znaczy jednak tak... Ciekawe gdzie zaprowadzi mnie ten kotek...
Robin poszedł za kotem. Przeszedł koło batmana, który dalej tkwił w swym zamyśleniu. Po czym kot zeszedł z dachu do wąskiej uliczki. Młody chłopaka poparzył naokoło siebie i zobaczył płaczącą dziewczynkę stojącą koło ściany. Chłopak podszedł do niej.
Dziewczynka? Co ona tu robi i to jeszcze całkiem sama? Chyba sześciolatka...
-Hej dziewczynko... Co się stało?
-Ro-Ro-Robin?! To ty?
Jestem znany nawet przez tak małe dziewczynki? Naprawdę?
-Tak to ja... Ale powiedz mi, co się stało i dlaczego płaczesz?
-Zgubiłam się... Odłączyłam się od starszej siostry i się zgubiłam...
-Teraz rozumiem... A jak się nazywasz?
-Nadia... Brown
Brown? Pamiętam to nazwisko... Młodsza siostra Natalii... Nie! To nie możliwe... Czyżby przeniosła się do Gotham?
-Twoja siostra ta, z którą byłaś, nie nazywa się przypadkiem Natalii?
Dziewczynka popatrzyła się na niego zdziwiona.
-Tak, ale skąd to pan wie?
-Kiedyś ją widziałem i pamiętam, że mówiła komuś, że ma małą słodką siostrzyczkę i chyba chodziło o ciebie... A mów mi Robin, nie musimy być tacy formalni...
Na te słowa na twarzy dziewczynki zagościł uśmiech.
-Dobrze Robinie!
-Okej Nadia chodźmy znaleźć twoją starszą siostrę. Pewnie się o ciebie już martwi...
Dziewczynka chwyciła Robina za rękę i zaczęli iść przed siebie. W tej chwili z zakrętu można było usłyszeć czyjejś wołanie. Na ten dźwięk Nadia się uśmiechnęła.
-To moja siostra. - Powiedziała szczęśliwa.
Pov. Natalii
Okej fajnie było... Ale trzeba się już zbierać...
-Idziemy do domu Nadia... Nadia? Nadia?! Gdzie jesteś?!
A niech to poszła gdzieś... Mama mnie zamorduje jak coś się jej stanie!
-Nadia gdzie jesteś?! Nadia?! Nadia?! Nadia?!
-Natalii!
Chwila? To nie jest przypadkiem głos Nadii? Tak to Nadia.
-Nadia!
Pov. Damian
Jakaś dziewczyna idzie... Pewnie jej starsza siostra... Chwila moment to, to moja Natalia! Ale wypiękniała przez te cztery lat...
-Nadia... nic ci nie jest?!
Dziewczyna mocno przytuliła dziewczynkę.
-Tak w porządku... I wszystko dzięki Robinowi...
-Och naprawdę?
-Nie przesadzajmy... Prawdę mówiąc, to przyprowadził mnie do ciebie kotek, gdyby nie on niestety nie byłoby mnie tutaj...
W tej chwili zza Damiana wyszedł mały biało rudy kotek. Który znowu zaczął się łasić tym razem koło nogi chłopaka.
-Awwww... Jaki słodki! - Wykrzyknęła Nadia radośnie. Po czym kucnęła i wystawiła rękę do przodu. Kot podszedł do dziewczynki, polizał rączkę delikatnie języczkiem i zaczął się koło niej łasić.
-A była w ogóle grzeczna?
-Oczywiście to był istny aniołek. - To powiedziawszy, uśmiechnął się do Nadii, na co Nadia odpowiedziała też uśmiechem.
Pov. Natalii
Aniołek? Pod warunkiem, że chce, to wtedy potrafi nim być... Ten Robin mi kogoś przypomina. Hmmm... Sposób mówienia, miły stosunek do zwierząt, czarne jak noc włosy stojące do góry, piękny uśmiech... Chwila?! Ten uśmiech i emitowana aura dobroci... To na pewno jest... DAMIAN! Nie to nie możliwe...on jest w górach... Choć... może się przeprowadził? Słyszałam od mamy, że jego dziadek umarł a jakiś czas później podobno też i jego matka. Więc może mieszka teraz z biologicznym tatą? Tylko kto może być jego tatą? Hmmm... No jasne! Skoro on jest Robinem, to znaczy, że jego tata to...B-A-T-M-A-N... No to się nieźle urządził mój ukochany w sensie ... Nie ukochany...już nie... Eh... Dalej nie zapomniałam tego uczucia. Może dam mu mój nowy numer? Możemy się już więcej tak nie spotkać... Tak to dobry pomysł... Ale jak to zrobić by Nadia nie widziała... Hmmm... Wiem!
-Nadia musimy już iść.
-Ale kotek...
Dziewczyna kucnęła i pogłaskała siostrę, po głowie.
-Wiem, podoba ci się, ale wiesz, jakie mama ma zdanie na punkcie trzymania zwierząt w domu... A może ten kotek ma już dom, ale wybiera się nocą tylko na mały nocny spacer...
Robin kucnął koło dziewczynki.
-Twoja siostra ma rację... Ale można zawsze próbować namówić mamę...
-Naprawdę?!
-Znając naszą mamę to raczej niemożliwe, ale Robin ma rację, możesz próbować ją na mówić pod warunkiem, że jeśli się zgodzi, to też musisz się nim opiekować nie tylko Marta, okej?
-Oczywiście, że bym się nim opiekowała...
-Marta to nasz lokaj. -Odrzekła Natalii, kierując słowa do Robina.
-Rozumiem...
W tym momencie przyjechał szary samochód z kobietą za kierownicą. Kierowca zatrąbił.
-To po nas...
-Choć Nadia!
-Pa pa Robinie
-Pa Nadio
Dziewczynka pobiegła w kierunku samochodu. Natalii dostała tam gdzie stała.
-Dziękuję, że zaopiekowałeś się moją siostrą.
-To nic wielkiego...
Dziewczyna skierowała rękę do przodu. Damian podał jej rękę, a ona tym ruchem podała mu karteczkę.
-Co to? - Spytał, gdy zobaczył kartkę w swojej dłoni.
Dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła chłopaka. Twarz przybliżyła do jego ucha i powiedziała.
-To mój nowy numer telefonu. Liczę, że zadzwonisz... Damian.
Damiana zatkało. Odkryła jego tożsamość, a on jej przecież nic konkretnego nie powiedział. Dziewczyna przestała go przytulać i poszła w kierunku samochodu. Jednak gdy miała już wchodzić do pojazdu, powiedziała.
-A właśnie Robin... Batman za tobą stoi. - To powiedziawszy, weszła do pojazdu i odjechała.
Pov. Damian
Co takiego?! Nie... ona nabija się ze mnie...
-Kim ona jest dla ciebie?
Chłopak obrócił się i zobaczył stojącego za nim tatę.
A jednak się ze mnie nie nabijała...
-Widzę, że obudziłeś się z zamyślenia...
-Nie zmieniaj tematu Robin. A w ogóle to musimy już wracać...
-Okej
-Ale wrócimy do tematu w batmobilu...
Tata nie odpuści... Nie ma takiej szansy...
***********************************************************************
Pierwsza publikacja: 15.05.2020
Druga publikacja (po korekcie błędów): 04.07.2021
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top