Rozdział 31 Nie chcę o tym rozmawiać...
(Następnego dnia)
(W posiadłości Wayne'ów)
(Biuro Bruce'a)
(Godzina trzecia nad ranem)
Bruce patrzył przez okno na powoli wschodzące słońce. Ze względu na wczorajszą uroczystość ukończenia pięćsetnego projektu mężczyzna dał pracownikom trzy dni wolnego. Przez co i Bruce mógł sobie zrobić wolne. Jeszcze w wczoraj poprosił Dicka aby ten przyszedł do jego biura na godzinę trzecią piętnaście.
Pov. Bruce
Hmmm... Ciekawe czy... Dickowi uda się dziś tak wcześnie wstać...
Nagle Bruce usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Mężczyzna obrócił się i zobaczył wchodzącego do biura niezupełnie rozbudzonego ze snu Dicka.
-Dzień dobry Bruce...
-Dzień dobry Dick... Dobrze się dziś spało...?
-Spało się... Cudnie... Do momentu aż nie obudził mnie ustawiony wczoraj budzik...
-...
-Po co w ogóle kazałeś mi wstawać dziś tak wcześnie... Nawet Damian wstaje najczęściej o piątej...
-Dlatego chciałem byś wstał wcześniej od niego...
Pov. Dick
Bruce... Dlaczego...? Dlaczego chciałeś bym wstał wcześniej od Damiana...? Czyżbyś usłyszał wczoraj na przyjęciu coś co cię zmartwiło...?
-Dlaczego...? Wydarzyło się wczoraj coś co cię zmartwiło...? Czy ma to może związek z Damianem...?
-Niestety tak...
-Bruce... Co takiego usłyszałeś...?
-Damian podobno już od siedmiu lat nie płacze...
Pov. Dick
Co...?! Jak to...?! Damian od siedmiu lat nie płacze...? To tak się da...?! Damian jak ty to zrobiłeś...?!
-Jak to... Nie płacze od siedmiu lat...? Jak to możliwe...? Co się stało...?
-Nie wiem... Nie powiedział dlaczego tak jest...
Dick przez chwilę w głowie wgłębił się temat bez płaczliwych siedmiu lat młodszego brata. Po czym go olśniło.
-Chwila... Płacz jest najczęściej oznaką smutku... W podczas tych siedmiu lat w jego życiu mogło się bardzo dużo wydarzyć... Jeśli on nie płacze to znaczy, że wszystko chowa w sobie... A przecież każde uczucia muszą znaleźć kiedyś swoje ujście... Czyżby dlatego był aż tak bardzo skryty...
Pov. Bruce
Myślałem w ten sam sposób co Dick... Może w rzeczywiście myślimy podobnie...? Tak czy siak ma on trochę rację... To może być główny powód bardzo skrytej natury Damiana...
-Może dlatego jest taki skryty... Chociaż to może i z powodu śmierci jego bliskiej przyjaciółki...
Pov. Dick
Co znowu...? O jakiej śmierci bliskiej przyjaciółki Bruce mówi...?
-Jakiej znowu śmierci...?
Pov. Bruce
A racja...! Przecież on nie wie o Jessie...
-Może opowiem ci to wszystko od samego początku... Ale może w końcu usiądziesz...? Przez cały czas stoisz...
-Okej...
Dick usiadł na przeciwko Bruce. Po czym Bruce rozpoczął opowieść.
-Gdy Damian i jego przyjaciele mieszkali jeszcze w górach spędzała z nimi dużo czasu pewna dziewczyna... Nazywała się Jessie... Znali się i przyjaźnili przez pięć lat...
-Dlaczego tylko przez pięć lat...?
-Ich przyjaciółka Jessie... Zginęła w górach w nieznanych do dziś okolicznościach...
Pov. Dick
Co takiego...?! Jak to zginęła w górach w nieznanych do dziś okolicznościach...?!
-Wszystko wydarzyło się w lecie... Jakieś osiem lat temu... Miesiąc po piątych urodzinach ich przyjaciółki Jessie... Umówili się z nią na spotkanie o trzynastej... Jednakże ona się nie pojawiła na spotkaniu... Jak się później dowiedzieli od mamy Jessie... Jessie wyszła tego dnia w góry około godziny dziewiątej rano. Miała wrócić około dwunastej do domu. Jednakże nie wróciła na noc. Następnego dnia zaczęto poszukiwania. Jednakże jej nie odnaleźli... Jakieś trzy dni po jej wyjściu z domu, wróciła do rodzinnej wioski martwa.
Jak to martwa...?!
-Jak kto martwa...?!
-Z prądem górskiego strumyka przypłynęło martwe ciało Jessie. Dziewczyna była przebita sztyletem. Została pięć razy postrzelona w to samo miejsce. A w dodatku jej ciało było skute w grubej kostce lodu. Do dziś nie wiadomo co się wydarzyło wtedy górach. Oraz gdzie to się stało i kto to zrobił. Jedno jest pewne... Ich grupa bardzo przeżyła jej śmierć... Przez pół roku po jej pogrzebie nikt nie chciał wyjść z swojego domu. Po upływie pół roku... Natalii nie wytrzymała samotności. Dlatego wezwała całą grupę na naradę. Podobno O dziwo wszyscy przyszli. Po dość długiej rozmowie stwierdzili, że nie ma sensu od razu upadać po śmierci jednego członka grupy. Zaczęli wtedy od nowa rozmawiać. Podobno też nie obyło się wtedy od kłótni... I do dnia dzisiejszego w ich grupie nie doszło do podobnej sytuacji.
Wow...
-Damian miał w tamtym wieku bardzo dużo wrażeń jak widzę...
-Tak...
-Ale odnoszę wrażenie, że nie tylko to cię zmartwiło...
Pov. Bruce
Dick jest bardzo spostrzegawczy...
-Tak... Masz rację...
-Chwilę przed tym, jak usłyszałem tą historię chłopak od White'ów wspomniał coś o jakimś wypadku, który podobno na stałe zmienił życie Damiana...
-Wypadku...? Jakim wypadku...?
-Tego nie wiem... Żaden z dzieciaków a zwłaszcza Damian nie chciał nic zdradzić na ten temat... Tak jakby to była jakaś wielka tajemnica...
-Dziwne...
-...
-Ale Bruce... Dlaczego chciałeś bym przyszedł do ciebie za nim Damian się obudzi...?
-Chciałem abyś... Porozmawiał z nim na ten temat w wolnej chwili... Sam będę z nim jeszcze o tym rozmawiał. Ale ty masz z Damianem trochę lepszy kontakt niż ja... Więc może tobie coś by zdradził...
-Chyba pomyliłeś osoby Bruce... Damian ma najlepszy kontakt z Alfredem i Jasonem... Mnie najczęściej unika... Ale spróbuję z nim porozmawiać...
-Dzięki Dick...
(W tym samym czasie w pokoju Damiana)
(W głowie Damiana)
Damian przechodzi koło ruin kościoła znajdującego się około kilometr od klasztoru Ligi Zabójców. Miał na sobie strój, który miał jeszcze w momencie śmierci jego dziadka.
-Co ja mam na sobie...?
Czarnowłosy chłopak oglądnął strój jaki miał w tej chwili na sobie.
-Nie...! Dlaczego muszę mieć na sobie ten strój...? Dlaczego...?!
Po dłuższej chwili ciszy można było usłyszeć czyjejś wołanie.
-Damian...!
Wołanie robiło się coraz głośniejsze. Nagle niedaleko przed chłopakiem była widoczna jakaś postać. Sądząc po długich rozpuszczonych włosach była to kobieta, najprawdopodobniej młoda dziewczyna. Jednakże im dziewczyna się zbliżała tym nie stawała się wyraźniejsza. Ciągle była rozmazana. Gdy dobiegła do chłopaka, rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła.
-Damian...! Co tak stoisz bez ruchu...?! Choć...! Natalii na nas czeka...!
Dziewczyna pociągła chłopaka za rękę. W tym momencie dziewczyna zrobiła się wyraźna i można było rozpoznać kim ona jest. Dziewczyna miała długie brązowe włosy i fiołkowe oczy. Na sobie mała niebieską sukienkę w żółte kwiatki i niebieskie baletki.
-Jessie...?
Dziewczyna stanęła. Popatrzyła na chłopaka wyraźnie zaskoczona.
-Damian... A kogo innego się spodziewałeś...? I dlaczego wyglądasz tak jakbyś zobaczył ducha...?
Gdy dziewczyna tak przed nim stała, świat nagle się rozmył. Gdy po krótkiej chwili świat znów był wyraźny, Damian znów spojrzał na dziewczynę. Jednak tym razem wyglądała inaczej. Cera dziewczyny była w kolorze białym. Do brzucha wbity był sztylet. W okolicach klatki piersiowej była krwawiąca rana postrzałowa. Włosy zaś całe mokre tak jakby wyciągnęła je przed chwilą z wody. Damian był przerażony.
-Ja...
-Nieważne... Później mi powiesz... Na razie choć...! Natalii na nas czeka...!
Dziewczyna znów pociągła chłopaka do przodu. W tym momencie cały świat dookoła wraz ciągnącą do przodu dziewczyną znikł.
-Gdzie ja teraz jestem...?!
W tej chwil świat zrobił się szary a chłopak znalazł się na cmentarzu. Był wtedy pogrzeb. Damian szybko rozpoznał, że był to pogrzeb Jessie. Nagle wszyscy ludzie znajdujący się na pogrzebie zamienili się w przerażające wersję Jessie. Obrócili się w kierunku Damiana i powiedzieli chórkiem.
-Dobrze cię znowu widzieć Damian...
Po czym postacie zaczęły iść w jego kierunku. Nagle usłyszał czyjś głos.
-Uciekaj Damian! Obudź się..!
Po tych słowach Damian się obudził.
(W rzeczywistości)
Damian obudził się za pięć trzecia. Ledwością powstrzymał się od krzyku. Po dłuższej próbie ponownego przeniesienia się objęcia Morfeusza. Stwierdził, że nie jest wstanie znowu zasnąć. Dlatego wyszedł z łóżka i wyszedł na balkon. Akurat w tym momencie był wschód słońca. Chłopak oparł się o barierkę balkonu i myślał ciągle patrząc na wschodzące słońce.
Pov. Damian
To był... Bardzo dziwny sen... Bardziej straszny niż zwykle... Dlaczego...? Czyżby dlatego, że opowiedziałem historię Jessie...? Normalnie każdy człowiek... W takiej sytuacji... Raczej by zażył coś na zaśnięcie... Tyle, że ja nie widzę takiej potrzeby... Przynajmniej mam czas trochę pomyśleć... Zwłaszcza o tym co się niedawno wydarzyło... Spotkanie starszego brata Alejandra... Porwanie... Przyjęcie biznesowe taty... Ponowne spotkanie starych dobrych przyjaciół z mojego wczesnego dzieciństwa... Dużo tego było... Bardzo dużo...
Przez swoje zamyślenie czarnowłosy chłopak nie zauważył stojącego pod balkonem Alfreda.
Pov. Alfred
Panicz Damian znów wstał wcześniej...? Od jakiegoś już czasu zdarza się to paniczowi dość często... Powinienem o tym poinformować Sir Bruce'a gdy tylko wstanie...
Lokaj wszedł do środka do domu. Miał w planie wysprzątać pokój muzyczny ale podczas drogi korytarzem napotkał dwóch idących mężczyzn.
Panicz Dick i Sir Bruce...? Tak wcześnie na nogach...? Czyżby wszyscy byli dziś umówieni na tą samą godzinę...?
-Dzień dobry Alfredzie...!
-Dzień dobry Sir... Co tak wcześnie wszyscy dziś wstają...?
Pov. Dick
Jak to wszyscy...? Czyżby jeszcze ktoś dziś wcześniej wstał...?
-Alfredzie jak to wszyscy...?
-Wliczając mnie wcześniej wstały dziś aż cztery osoby...
Pov. Bruce
Cztery osoby...? Jak to...?! Pomyślmy... Alfred... Dick... Ja... Właśnie kto jest czwarty...?
-Ja... Ty... Dick... Kto jest czwartą osobą...?
Pov. Dick
Właśnie bardzo dobre pytanie... Bruce...
-Gdy byłem w ogrodzie widziałem jak panicz Damian stał na balkonie... A dziś nie ma za ciepło na polu...
Pov. Bruce
Damian już nie śpi...? Dlaczego...?
-Znając Damiana to pewnie obudziła go bezsenność...
-Zgadzam się z tym... Dick... Ale lepiej sprawdzić czy w ogóle wziął leki na bezsenność...
-Masz rację... Znając go to pewnie ich nie zażył...
-Też racja...
Mężczyźni poszli w kierunku pokoju czarnowłosego. Weszli po cichu do pomieszczenia. Zobaczyli opartego o barierkę balkonu czarnowłosego chłopaka.
Pov. Dick
Od razu widać, że usilnie nad czymś rozmyśla...
Mężczyźni podeszli do chłopaka. Biorąc pod uwagę fakt, że lokaj mówił, że na polu nie jest ciepło, Bruce od razu wziął poskładany na szafce kocyk. Mężczyzna podszedł do syna i okrył delikatnie jego ramiona kocem.
Pov. Debeliusz
_ Damian...! Pobudka...! Twój tata jest twoim pokoju...!
_ Co...?!
Czarnowłosy chłopak obrócił się do tyłu.
-Jak długo tu stoicie...?
-Dopiero co przyszliśmy... A w ogóle to dlaczego nie śpisz...? Mówiłem ci już, że w razie gdyby sytuacja się powtórzyła masz zażyć lekarstwo na bezsenność...
Pov. Damian
Naprawdę...?! Tato...?! Wiem, że w takim przypadku mam zażyć lekarstwo na bezsenność... Ale co bezsenność ma wspólnego z moim koszmarem... Takie porównanie to jest to samo jakbym porównał piernik do wiatraka...
-Moja dzisiejsza pobudka nie ma nic wspólnego z bezsennością...
Pov. Bruce
Jego pobudka nie ma żadnego powiązania z bezsennością...? To dlaczego Damian nie śpi...?
Pov. Dick
Hmmm... Dzisiejsza wczesna pobudka Damiana nie ma żadnego powiązania z bezsennością...? A może...? Przyśnił mu się koszmar...?
Dick położył dłoń na ramieniu Bruce. Po czym pociągnął go parę merów do tyłu.
Pov. Bruce
Kto mnie pociągnął...? Dick...?! Co się mu stało...?
-Dick... Co się stało...?
Dick przybliżył się do starszego mężczyzny. Po czym powiedział trochę szeptem.
-Bruce... A może młody miał koszmar...?
-Koszmar...?
-Wczorajszego dnia na przyjęciu Damian opowiedział w końcu historię o wczesnej śmierci jego przyjaciółki... Z tego powodu mógł się mu przyśnić jakiś koszmar...
-Masz w tym trochę racji...
Damian patrzył się na dwójkę mężczyzn bez widocznego na twarzy zdziwienia. Jednakże w rzeczywistości zadziwiał go fakt, że tata i starszy brat rozmawiają przez dłuższy czas szeptem.
Pov. Damian
Już od dłuższego czasu tata i Dick rozmawiają ciągle szeptem... Dlaczego...? O czym oni tak długo rozmawiają...? I dlaczego tak długo rozmawiają...? Nie rozumiem już ich...
Bruce znowu obrócił się w kierunku najmłodszego syna.
-Damian...? Mogę cię o coś spytać...?
-Tak...?
O co tata chce mnie spytać...?
-Twój kolega John... Wspomniał coś jakimś wypadku... O jaki wypadek mu chodziło...?
Co...?! Musiał o to spytać...? Naprawdę musiał spytać...?! W wolnej chwili muszę porozmawiać z Johnem o jego długim jęzorze... On zawsze musi powiedzieć coś przy nie właściwej osobie...
-A... To... Nie było żadnego wypadku... John... Się przejęzyczył....
Mam nadzieję, że uwierzy bo naprawdę nie chcę o tym teraz z nim rozmawiać...
Pov. Bruce
John się przejęzyczył... Damian naprawdę myśli, że mu w to uwierzę... Takie ściemy wyczuwam na kilometr...
-Damian... Nie jestem głupi... Nie uwierzę w taką bajeczkę...
-...
Pov. Damian
Tak tato... Wiem, że nie jesteś głupi... Ale... Dlaczego musisz być aż tak uparty...?!
-Damian... Przecież nic ci nie zrobię... Tylko powiedz o jaki wypadku jest mowa...
Wiem, że nic mi nie zrobisz ale... Jak ci to powiem będę musiał się tłumaczyć i z nieokazywania na zewnątrz uczuć i emocji... A tego obecnie nie chcę tłumaczyć...
-...
-Damian...
-...
-Damian...
-...
-Damian... jestem uparty i cierpliwy... Mogę tu stać i czekać na odpowiedz do momentu aż powiesz prawdę...
Tato...?! Proszę...?!
-...
-Damian...
Mam dość...! Przestań już...! Proszę...?!
-Nie chcę o tym rozmawiać...
Pov. Bruce
Co...?! Tak długo go zmuszałem do odpowiedzi... A dostałem stwierdzenie ,,Nie chcę o tym rozmawiać...''...?! Dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać...?! Dlaczego...!
-Dlaczego...?
-...
-Damian...
-...
-Damian...
Dick znowu mu przeszkodził. Tak samo jak wcześniej kładąc dłoń na ramieniu starszego mężczyzny i znowu pociągając go parę merów do tyłu.
-Bruce... Ja na twoim miejscu nie ciągnął bym dalej tego tematu...
-Dlaczego...?
-Popatrz się tylko na niego... Od razu widać, że jak na razie młody nie chce na ten temat rozmawiać...
Bruce popatrzył się uważnie na najmłodszego syna.
-Masz rację... Ale tak czy siak powinien jeszcze trochę pospać...
-Jak chcesz go do tego niby zmusić...?
-O to się już nie martw... Ja mam już swój sposób...
-...
Starszy mężczyzna podszedł od tyłu do syna. Damian opierał się o barierkę. Dlatego mężczyzna przycisnął mocniej syna do barierki balkonu i położył lewą rękę na oczach Damiana. Po czym prawą ręką wyciągnął z kieszeni spodni dozownik z jakąś substancją.
Pov. Damian
Co się dzieje...?! Tato...?! Coś ty znowu wymyślił...?! To jest gorsze od jego ciągłego przytulania... Mogę nawet powiedzieć hobbistycznego przytulania...
Damian już chciał coś powiedzieć ale Bruce prysnął odrobinę substancji do jego ust. W rzeczywistości był to środek uspokajający połączony ze środkiem usypiającym.
Ccco...? Co to było...?!
Nogi chłopaka zrobiły się jak z waty. I powoli tracił przytomność.
ŚRODEK USYPIAJĄCY...?! Jeśli tak... To gdy się obudzę będzie mnie na pewno boleć głowa... Tato...?! Dlaczego to robisz...?!
Przeciągu niecałej minuty Damian bezwładnie zsunął się w ramiona ojca.
-Bruce... Ale ty wiesz, że Damian nie będzie za bardzo zadowolony gdy się obudzi...?
-Tak wiem...
Starszy mężczyzna wziął syna na ręce i położył go na łóżku.
-Bruce...? Dostajesz tu z Damianem...? Czy może jednak nie...?
-Nie Dick... Może lepiej pójdę... Jeszcze Damian pomyśli, że w miedzy czasie gdy przymusowo spał przeszukałem jego pokój... Czy coś innego...
-Może i racja...
Po ostatnich słowach Dicka, Bruce okrył kocem czarnowłosego chłopaka. Po czym wyszedł z pokoju z Dickiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top