Rozdział dziesiąty.

Drexel

Siedzę na fotelu, trzymając za włosy jedną z naszych dziewczyn, która od kilku chwil robi mi dobrze ustami. Odkąd zobaczyłem tą małą, nie jestem w stanie wyrzucić jej z głowy, nawet seks już mnie nie rajcuje, tak jak kiedyś. Ciągnę dziwkę za włosy i wypycham biodra do góry, słysząc jak się krztusi. Odchylam głowę do tyłu, zamykając oczy. Widzę twarz anioła, te jej oczy i soczyste usta. Nie mija kilka sekund, warczę i wylewam się cały do ust Kasandry. Podnosi na mnie wzrok, oblizując usta, by po chwili wyczyścić jeszcze mojego kutasa do czysta. Podnoszę ją za ręce do góry, obracam i kładę na biurku. Wypina do mnie tyłek, a ja zakładam szybko prezerwatywę i wchodzę w nią jednym pchnięciem. Jest mokra i to bardzo. Mój kutas ślizga się w niej, lecz nie zadowala mnie to w stu procentach. Zawijam sobie jej włosy wokół nadgarstka i podciągam głowę do góry, wbijając się po same jaja. Słyszę jej jęki i czuje jak zaczyna zaciskać się na moim fiucie. Sięgam drugą ręką do jej łechtaczki, po czym wychodzę z cipki, mierząc fiutem trochę wyżej. Rozsmarowuje wilgoć przy drugim wejściu i wchodzę w jej drugą dziurkę.

– O tak! – warczę, bo przyjemność rozchodzi się po moim ciele.

Zerkam na moją rękę i jej brązowe włosy zawinięte wokół mojej pięści. Wyobrażam sobie moją Cereze. Pieprzę ją równie mocno, co w cipkę, równocześnie wkładając w nią dwa palce. Czuje jak mój kutas ją rozciąga. Odrzucam głowę do tyłu kiedy ciepło rozchodzi się po całym moim kręgosłupie. Dochodzę gwałtownie, nadal wkładając w nią palce. Dochodzi chwilę po mnie, jęcząc moje imię. Nie każda ma do tego prawo, lecz Kasandra jest jedyną, którą pieprzę i jeszcze mi się nie znudziła, pewnie dlatego, że trochę mi ostatnio przypomina Cahan. Wyciągam kutasa, od razu ściągając prezerwatywę i wrzucam ją do kosza obok biurka.

– Możesz już iść – rzucam beznamiętnie.

Ubieram się i wracam na fotel. Dziewczyna się prostuje, obraca w moja stronę i siada mi kolanach.

– Czekam na następny raz. – Oblizuje usta i całuje mnie w policzek.

Wstaje, obciągając swoją sukienkę. Zerka na mnie przelotnie, a ja nie mogę oderwać wzroku od jej pośladków. Kurwa są idealne, a przed chwilą mój kutas je rozciągał. Uśmiecham się arogancko i przysuwam do biurka. Kasandra wychodząc mija się w drzwiach z moim bratem. Ten ogląda się za nią, gwiżdże i zamyka drzwi.

– Dalej ją pieprzysz? – pyta siadając na fotelu naprzeciwko – Oczywiście, że tak. – Macha ręką koło nosa. – Czuję zapach seksu w powietrzu.

Co za idiota.

Jak się mają sprawy?

– No właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że Lucas nas nie zawiódł. O szóstej wieczorem będzie w jednym z pensjonatów. Mam adres.

Zerkam na zegarek. Jedenasta pięćdziesiąt.

– Gdzie to?

– Miami. Zawiadomiłem już twojego pilota. Będzie gotowy za jakieś dwadzieścia minut.

– Dobrze. A co z jej przyjaciółką?

– Tą kotką, która drapie jak lwica? – Braciszek szczerzy się i pokazuje swoje idealnie białe zęby. – Będzie moja.

Teraz to ja wybucham śmiechem, choć niełatwo mnie rozśmieszyć.

– Ty żartujesz?

– Nie. – Rozsiada się wygodniej. – Wtedy w barze już wpadła mi w oko.

– Ciekawie – wzdycham. – Będzie ciekawie.

– Nie lepszy kabaret niż twój.

Podnoszę brew i wbijam w niego gniewne spojrzenie. Opieram łokcie o biurko i łączę ze sobą palce.

– To jaki masz plan? – pyta po chwili.

– Zobaczysz.

Wstaję, poprawiam koszulę, krawat i mankiety, niemogąc się już doczekać, aż wdrożę go w życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top