{ Rozdział II }

Jasnorudy kocur biegł po mrocznym, ciemnym lesie, a jego nos marszczył się pod wpływem okropnego smrodu unoszącego się w powietrzu, nie wiedząc, gdzie biegnie, przemieszczając się po nieznajomym terenie. Panika narastała, wraz z uczuciem kocich spojrzeń. Ktoś go obserwował. Kot ani myślał zwolnić, mimo bólu w łapach.
A niech cię, koszmarze!, przeklnął bezgłośnie.

Nagle, w jednym momencie, grunt pod nim zawalił się, a jego krzyk rozległ się w powietrzu.

~•~

Dźwięk obudził się gwałtownie, dysząc. Promienie słońca padały na jego jasnorude futro, napawając je przyjemnym ciepłem, lecz kociak wbił pazury w mech, z którego zrobione było posłanie, na którym spał i próbował się uspokoić, choć w dużym stopniu bezskutecznie. Jednakże rozmyślania kocurka przerwał głos kota wchodzącego do żłobka, który bez problemu rozpoznał.
— Dźwięku? — miauknął Szara Burza, pochylając się nad synem. —Wszystko w porządku?

Kociak przytaknął lekko i poczuł na sobie szorstki język ojca. — Na pewno? Wydajesz się wstrząśnięty — wojownik spytał, zmartwiony.
— Tak - Dźwięk westchnął. — Po prostu miałem zły sen.

Szara Burza przejechał ogonem po grzbiecie syna.
— Właśnie, wybacz, że tak szybko, ale musisz ze mną iść. Zamieciowa Gwiazda chciał z tobą porozmawiać — szary kocur miauknął. Dźwięk podniósł głowę, kierując w miejsce, gdzie uważał, że stoi jego ojciec.
— Chodzi o moją ceremonię... Prawda? - mruknął gorzko, choć wiedział, że ten dzień w końcu nadejdzie. Dzień, w którym ktoś w końcu zadecyduje o jego przyszłości, najpewniej nie zważając na jego opinię. Po dłuższej chwili ciszy, Szara Burza w końcu odezwał się.
— Tak — kocur westchnął — Chodź proszę, Zamieciowa Gwiazda i reszta czekają.
— Reszta? Jaka reszta? — kociak przekręcił głowę w zdziwieniu.
— Hebanowe Pióro, Piaskowy Świt, Mroźna Łapa i starsi wojownicy. Zamieciowa Gwiazda zwołał z twojego powodu specjalne posiedzenie i kazał mi cię przyprowadzić.

Dźwięk nie odpowiedział, wstając i wychodząc za ojcem ze żłobka, podążając za nim. Słyszał kroki swoich sióstr biegnących w jego stronę, lecz jakiś kot je zatrzymał. Po chwili udało mu się rozpoznać Dębową Bryzę, który tłumaczył Bursztynce i Mleczce, dlaczego nie mogą iść z bratem i ojcem. Nie minęło długo nim Dźwięk i Szara Burza byli na miejscu, nieopodal legowiska przywódcy. Zapachy tak wielu kotów w jednym miejscu zaskoczył Dźwięka. Ile kotów! Zebrało się chyba pół klanu!, pomyślał, siadając między Szarą Burzą a Irysową Chmurą.

— Dziękuję za przyprowadzenie go, Szara Burzo — Zamieciowa Gwiazda skinął głową do kocura, dziękując mu, a wojownik odwzajemnił gest. — Witaj, Dźwięku. Na pewno już chcesz wiedzieć, po co kazałem cię zawołać. Cóż, krótko mówiąc, porozmawiałem ze starszymi wojownikami, naszymi medyczkami, Hebanowym Piórem oraz twoimi rodzicami na temat... Twojej sytuacji — przywódca wyjaśnił, starając się dobierać jak najłagodniejsze słowa. Futro kociaka zjeżyło się. Atmosfera wśród zebranych kotów była tak gęsta, że można by ją ciąć pazurami. Widocznie nie była to jednostronna dyskusja. Nocny Ogień wpatrywała się zdenerwowana w swojego partnera, podczas gdy Piaskowy Świt tłumaczyła swojej głuchej uczennicy, o czym rozmawiano mową ciała. - W końcu doszliśmy do porozumienia — ciągnął biało-srebrny kocur — jak i do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zostaniesz uczniem medyka — miauknął w końcu.

Dźwięk zamarł.
— C.. Co? - wydukał. — A- Ale ja nie chcę być medykiem! Chcę być wojownikiem! Chcę polować, walczyć, patrolować granice! — kociak zaprotestował. — A nie siedzieć księżyc za księżycem w legowisku i sortować rośliny! Może i jestem ślepy, ale wcale nie gorszy od innych! — miauknął desperacko. Nocny Ogień wbiła pazury w ziemie a Hebanowe Pióro posłał przywódcy niepewne spojrzenie, podczas gdy pozostali wojownicy szeptali po sobie, lecz Dźwięk nie słyszał ich. Nie chciał ich słyszeć. Jedyne, co słyszał to słowa przywódcy, wciąż dzwoniące w jego uszach. Piaskowy Świt wbiła wzrok w swoje łapy, a Zamieciowa Gwiazda westchnął.
— Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. Nigdy nie będziesz w stanie walczyć tak dobrze, jak inni, czy nawet poruszać się równie dobrze po lesie. Nie dałbyś rady być wojownikiem. Przykro mi, Dźwięku, ale taka jest prawda.
— Skąd wiesz?! To nie tak, że wcześniej miałeś ślepego kota w klanie! - Dźwięk syknął w chwili złości.
— Owszem, nie miałem, ale Hebanowe Pi-
— Ale Hebanowe Pióro jest pół ślepy! I jest twoim zastępcą!
— Wierz lub nie, że był uczniem o wiele dłużej, niż powinien, przez stratę oka!
— Nie wiem, co ma to wspólnego ze mną! Musiał się przyzwyczaić do niewidzenia na jedno oko, a ja nie widzę od urodzenia! To kompletnie inna sytuacja! — kociak wciąż kłócił się, mimo próśb swych rodziców, aby przestał. W końcu, odezwała się Nocny Ogień.
— Młody ma trochę racji. Jest pierwszym ślepym kotem w historii klanu. Wie najlepiej, do czego jest zdolny. Powinniśmy dać mu szansę! Sama będę jego mentorką, jeśli będzie trzeba! — wojowniczka syknęła, wpatrując się w Zamieciową Gwiazdę, jakby chciała przedziurawić go wzrokiem.
— Bądź cicho, Nocny Ogniu. Dobrze wiesz, że decyzja już zapadła — odparł przywódca, lecz kotka tylko wstała i uderzyła ogonem o ziemię.
— Nie! Nie będę siedzieć cicho, gdy mój partner popełnia błąd! Bo to właśnie robisz! Jako starsza wojowniczka oraz twoja partnerka, powiem ci jedno - źle robisz, zmuszając kogokolwiek do roli, której nie chce! Dobrze pamiętasz historie Świtającej Sadzawki, czyż nie? To nie były historyjki dla kociaków! —warknęła, stając pysk w pysk z partnerem. — Nikt nie powinien zostać obarczony odpowiedzialnością, której nie chce, Zamieciowa Gwiazdo. Zwłaszcza, tak wielką odpowiedzialnością jak rola medyka. Na barkach kota, który tego nie chce, stawiasz odpowiedzialność za zdrowie i życie całego klanu. Na prawdę myślisz, że to dobry pomysł? Jeśli tak, to jesteś ptasim móżdżkiem! — dodała, po czym odwróciła się i po uderzeniu ogonem pyska Zamieciowej Gwiazdy odeszła.

Przywódca westchnął, ale nie gonił za wojowniczką.
— Ona.. Mówiła z sensem, Zamieciowa Gwiazdo - dodała Piaskowy Świt przyciszonym głosem, lecz kocur zignorował medyczkę.
— Decyzja zapadła. Dźwięk zostanie uczniem Piaskowego Świtu. To wszystko, możecie się rozejść - odpowiedział szorstko i zniknął w swoim legowisku. Kociak wstał i ze spuszczoną głową podreptał w kierunku żłobka na trzęsących się łapach. Jego własny przywódca zdeptał jego marzenia jak jakąś mrówkę.
— Trzymasz się jakoś, młodziaku? — Dźwięk odwrócił się zdziwiony, słysząc głos Nocnego Ognia.
— Nie.. — przyznał, łamiącym się głosem - Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zadecydował o mojej przyszłości, mając gdzieś, czego ja chcę. A to moje życie! Nie jego! Nie chcę być medykiem! — kociak podniósł głowę w stronę wojowniczki, ukazując swoje zaszklone od płaczu oczy. Kotka polizała jego głowę, bezskutecznie próbując dodać mu otuchy.

— Spróbuję przemówić mu do rozsądku. Nie zostawię tak tego — obiecała. Kociak tylko przytaknął posępnie. — Idź odpocznij. Ja muszę iść. Trzymaj się mały — wojowniczka oznajmiła, przejeżdżając ogonem po jego grzbiecie zanim odeszła. Kierując swoje kroki w stronę żłobka za radą starszej kocicy, o mało nie wpadł na innego kota. Gdy odrobinę się uspokoił, rozpoznał zapach Nawałnicowej Łapy. Srebrny kocur spojrzał na młodszego przyjaciela i uśmiechnął się lekko.
— Cześć. Właśnie cię szukałem. Z Czarną Łapą i twoimi siostrami właśnie rozmyślaliśmy nad jedną rzeczą. Idziesz? — uczeń miauknął radośnie, a kociak bez odpowiedzi powlókł się za nim. — Co z tobą? Wyglądasz na przybitego. Ktoś umarł czy coś? — zaśmiał się odrobinę niezręcznie.
— Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?

Nawałnicowa Łapa zamrugał zdziwiony i przytaknął.
— Tak, jasne. Możesz mi powiedzieć, gdy będziesz gotowy. Albo wcale, jeśli tak wolisz — odparł zakłopotany i zrównał tempo z przyjacielem, ocierając się o jego futro, starając się go pocieszyć. Dźwięk podniósł głowę i posłał kocurowi z wdzięcznością lekki uśmiech.
Nie minęło dużo czasu nim doszli na skraj obozu, gdzie pozostała trójka wspomnianych wcześniej kotów już na nich czekała.
— No wreszcie! — miauknęła Bursztynka na widok kocurów. — Co tak długo?
— Cóż, musiałem poczekać, aż Dźwięk skończy rozmawiać z Zamieciową Gwiazdą, a potem z Nocnym Ogniem. Był trochę zajęty — srebrny uczeń szturchnął delikatnie  Dźwięka w bok.
Mleczka zmrużyła oczy, wpatrując się w brata.
— Co się stało, Dźwięku? Wyglądasz jakby conajmniej ktoś umarł.

Nic. Nie chcę o tym rozmawiać.
— Przecież widzę, że coś się stało. A jak jeszcze mówisz, że to nic, to tym bardziej martwię się. Powiedz wreszcie, proszę. Nie oszukasz nas.

Kociak syknął cicho i usiadł bliżej nich.
— Nie pozwolą mi zostać wojownikiem — wymamrotał najciszej jak mógł, lecz pozostali i tak go usłyszeli. Mleczka sapnęła, a Bursztynka spuściła wzrok.
— Teraz mi głupio za to, co powiedziałam ostatnio u starszyzny — miauknęła.
— Już nie ważne. Przecież nie chciałaś mnie zranić specjalnie — odparł jej brat, choć z niechęcią przyznał ten fakt. W końcu odezwał się też Czarna Łapa.
— Zamieciowa Gwiazda kazał ci zostać uczniem medyka? Dlaczego? I co na to Nocny Ogień?
— Stwierdził, że tak będzie najlepiej dla klanu, bo jestem ślepy. Według niego i tak nie byłbym tak dobry jak wszyscy inni. Nocny Ogień próbowała z nim dyskutować, ale kompletnie jej nie słuchał — wyjaśnił Dźwięk, wbijając pazury w ziemię.
— Może zmieńmy temat — zasugerował drugi z obecnych uczniów, uprzedzając swojego brata, który właśnie chciał znów coś powiedzieć. — Wyjaśnię, po co tu w ogóle jesteśmy. A więc jutro wasza ceremonia mianowania na uczniów, prawda? — cała trójka kociąt potwierdziła przytaknięciem. — Więc z Czarną Łapą wymyśliliśmy, że może cała piątka, lub szóstka, w zależności czy Piaskowy Świt się zgodzi, spędzimy noc poza obozem. Moglibyśmy pokazać wam wszystkie zakamarki terytorium i nauczyć jakiś trików! — objaśnił podekscytowany.
— Ale co z waszymi treningami? — spytała Mleczka.
— Poprosimy Szczawiowy Pęd,  Gepardzie Futro i waszych mentorów o przesunięcie treningów na później. A więc tak, spotkamy się tu jutro o zachodzie  słońca. Do zobaczenia! Mamy z Czarną Łapą trening! — uczniowie wstali i odbiegli w stronę swoich mentorów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top