{ Rodział IV }
Dźwięczna Łapa ziewnął przeciągle i mruknął niezadowolony, gdy zimny, wieczorny wiatr zmierzwił mu futro. Żarząca Plama chyba podzielała jego niechęć wobec chłodu, gdyż młoda wojowniczka zadrżała pod wpływem zimnego wiatru.
- Pora Nagich Liści chyba się zbliża wielkimi krokami - stwierdziła z lekkim westchnięciem, a uczeń medyka przytaknięciem przyznał jej rację. Choć będzie to jego pierwsza Pora Nagich Liści i wiele się nasłuchał, jak cudowny, i puszysty jest śnieg, to wcale nie patrzył na nadchodzące księżyce zbyt optymistyczne. Pora Nagich Liści jest zawsze trudnym okresem dla klanów ze względu na wszechobecny mróz, który sprawiał, że zwierzyna ciągle się chowała, co niesamowicie utrudniało polowanie.
Jego rozmyślanie przerwał jednak odgłos kilku par łap i miauknięcie.
- Hej, Dźwięczna Łapo! Wszędzie cię szukaliśmy! - miauknął głośno Nawałnicowa Łapa, ze ślizgiem zatrzymując się przed dwójką spacerujących kotów. Po chwili dołączyła do niego reszta uczniów, wliczając Mroźną Łapę, starszą uczennicę Piaskowego Świtu. - Gdzieś ty był? Mieliśmy się spotkać przy wyjściu z obozu - kocur przypomniał mu, na co rudy uczeń odwrócił zawstydzony głowę. Głupio mu było, że tak się skupił na rozmowach i spacerze, że aż zapomniał, że spóźnił się na spotkanie w umówionym miejscu.
- Byłem na spacerze. Gepardzie Futro nie pozwoliła mi iść samemu więc Żarząca Plama poszła ze mną, no i straciłem poczucie czasu. Przepraszam - wyjaśnił, pochylając przepraszająco głowę. Srebrny kocur jedynie zaśmiał się lekko, po czym pacnął pysk młodszego ucznia ogonem.
- Nic się nie stało. Najważniejsze, że się znalazłeś i nic ci nie jest. A nawet dobrze, że poszedłeś z kimś. To oszczędzi nam czasu na szukaniu wojownika, który z nami pójdzie - Nawałnicowa Łapa oznajmił, zwracając się do Żarzącej Plamy. - A więc, pójdziesz z nami przejść się po lesie? Chcieliśmy całą grupą spędzić noc poza obozem! To dobra okazja, żeby zrobić taki dodatkowy nocny patrol i dogłębnie zapoznać tę trójkę z terytorium! - spytał, ogonem wskazując na Dźwięczną Łapę, Mleczną Łapę i Bursztynową Łapę. Wojowniczka mrugnęła lekko zaskoczona i przytaknęła.
- Ale macie pozwolenie od mentorów? I Zamieciowa Gwiazda wie, tak? - kotka zmrużyła poważnie oczy, wpatrując się wyczekująco w ucznia.
- Cóż... - Nawałnicowa Łapa zaśmiał się nerwowo, posyłając szylkretce równie nerwowy uśmiech.
- Wie, prawda? - powtórzyła, a srebrny uczeń przytaknął prędko.
- Hebanowe Pióro się zgodził! Poszedłem do niego, bo Zamieciowa Gwiazda nigdy by nie pozwolił. Nasi mentorzy zgodzili się przełożyć trening na później, żebyśmy mogli odespać. Nawet Piaskowy Świt się zgodziła puścić Mroźną Łapę i Dźwięczną Łapę! - kocur wydukał, mówiąc szybko, jakby od tego zależało jego życie.
Żarząca Plama westchnęła i pokręciła głową z dezaprobatą.
— No dobrze, pójdę z wami — miauknęła wreszcie zrezygnowana.
— Dzięki — Nawałnicowa Łapa odetchnął z ulgą. — A więc chodźcie! Powinniśmy wyruszyć już chwilę temu — oznajmił, machnięciem ogona instruując resztę, by za nim podążali. Kocur poprowadził grupę wzdłuż rzeki granicznej, skręcając po chwili w głąb terytorium. Dźwięczna Łapa rozluźnił się w miarę gdy oddalali się od rzeki. Zdecydowanie wolał być daleko od niej. Żarząca Plama zaśmiała się cicho widząc to.
— Co, nie spodobało ci się twoje małe spotkanie z rzeką? — zamruczała żartobliwie, trącając go łapą. Kocur przewrócił w odpowiedzi oczami z ironicznym uśmiechem.
— No co ty, było wprost cudowne! — syknął sarkastycznie, co wywołało u wojowniczki salwę śmiechu, która wkrótce przeszła i na ucznia, który zaczął się śmiać wraz z przyjaciółką.
— Jakie spotkanie z rzeką? — Bursztynowa Łapa posłała im skołowane spojrzenie.
— Podczas naszego wyścigu Dźwięczna Łapa prawie wpadł do rzeki! — Żarząca Plama wyjaśniła, starając się wstrzymać od śmiechu na tyle, żeby w pełni wypowiedzieć zdanie — W ostatnim momencie złapałam go za ogon i wyciągnęłam — dodała, ponownie zanosząc się śmiechem, na co rudy uczeń smagnął ją ogonem.
— I będę go masował jutro pół dnia, żeby pozbyć się bólu! — odgryzł się, jednak wiadome było, że nie miał o to żalu.
— Czyli widzę, że dobrze się bawiliście — Mleczna Łapa uśmiechnęła się. Widocznie zobaczenie brata w lepszym humorze uszczęśliwiło ją.
Wojowniczka przytakneła.
— Tylko na drugi raz, raczej nie będziemy się ścigać — stwierdziła. — Swoją drogą, gdzie my w ogóle idziemy?
Nawałnicowa Łapa wzruszył ramionami.
— W sekretne miejsce — odparł tylko, wystawiając język, na co Bursztynowa Łapa walnęła łapą jego ucho.
— No nie bądź taki! My też chcemy wiedzieć! — uczennica burknęła, a srebrny kocur westchnął dramatycznie.
— No dobra, powiem wam! — oznajmił w końcu, nie odwracając się jednak do pozostałych. — Idziemy do tego wielkiego drzewa w środku terytorium.
— Że do Wielkiego Dębu? Po co chcesz tam iść? — szylkretowa uczennica spytała, wpatrując się zdziwiona w starszego kota. — Przecież tam nic nie ma. Byłam tam rano z Chmurzym Kłem.
— Bo nie wiesz, gdzie szukać — Nawałnicowa Łapa odmiauknął, starając się być tak tajemniczym, jak mógł, lecz wyszło mu tak bardzo jak myszy ucieczka z pazurów kota. Czarna Łapa parsknał śmiechem.
— Przypominam, że ty też nie wiedziałeś. Beze mnie nie wiedziałbyś do teraz — czarny kocur zaśmiał się podczas gdy jego brat smagnął go swoim puchatym ogonem. — No co? Taka prawda! — Czarna Łapa droczył się dalej lecz ku jego rozczarowaniu, jego brat nie odpowiedział, mrucząc jedynie coś pod nosem.
Pozostała piątka kotów wydała z siebie pomruki rozbawienia, wciąż całą grupą oddalając się, aż zniknęła w oddali, zasłonięta przez drzewa. Niebo zaczęło już przybierać ciemniejszy kolor, a słońce wkrótce miało zajść za horyzontem. Dźwięczna Łapa kichnął, gdy zeschnięty liść spadł z drzewa na jego nos. Prychnął lekko i skruszył ów liść łapą, gdy ten spadł na ziemię. Po kolejnej chwili chodzenia po miękkiej leśnej ściółce oraz zmienieniu kierunku, Czarna Łapa w końcu przerwał trwająca od jakiegoś czasu ciszę.
— Jesteśmy. Teraz wystarczy się wspiąć! — uczeń oznajmił, wbijając ostre pazury w korę drzewa i ostrożnie wspinając się. Dostanie do celu nie zajęło mu długo. Po kilkunastu uderzeniach serca głowa Czarnej Łapy wysunęła się z miejsca niewidocznego z korzeń drzewa. — Chodźcie! — zachęcił, ponownie znikając w koronie dębu. Dźwięczna Łapa poczuł, jak któryś z jego pobratymców go popycha. Widocznie teraz to on miał się wspiąć.
— Jak się wspina? — zapytał, lekko skołowany ale i zawstydzony. Nie chciał w obecności wojowniczki i starszego ucznia przyznawać się, że czegoś nie umie. Nawałnicowa Łapa już miał zamiar coś powiedzieć, lecz Żarząca Plama przeszkodziła mu uderzeniem łapy w jego pysk, a potem sama odpowiedziała.
— Wbij pazury w korę drzewa i po prostu rób ruchy, jakbyś chciał się skradać w górę — wyjaśniła, podchodząc bliżej na wypadek, gdyby była potrzebna pomoc. Nawałnicowa Łapa w tym czasie z sykiem masował pysk.
— Hej! Za co to było?!
Wojowniczka przewróciła oczami.
— Myślisz, że nie wiem, jaki typ komentarza miałeś zamiar zrobić?
— No ale przecież to nie miało być na serio!
— Uważaj, bo ci uwierzę! Jakbym cię nie znała, to może bym to kupiła. A teraz zamknij pysk i czekaj na swoją kolej! — warknęła, ponownie zwracając się w stronę ogromnego drzewa. Ślepy uczeń westchnął lekko na kłótnie kotów i zgodnie z wyjaśnieniem, wbił pazury i spróbował się "skradać w górę", trzymając ciało blisko drzewa, wspinając się w górę. Ku jego zdziwieniu, po chwili zaczął to robić instrunktownie. Nie było to wcale takie trudne! Nie minęło długo nim poczuł lekki ucisk na szyi i Czarna Łapa pomógł mu się wdrapać do tego całego "sekretnego miejsca". Czując coś miękkiego pod łapami nie trudno pod łapami nie trudno było się zorientować, że był to mech.
Trójka uczniów poczekała, aż reszta kotów się wespnie, pomagając im się dostać na mchowe posłanie, gdy była taka potrzeba. Kiedy cała szóstka była już na miejscu, Nawałnicowa Łapa przeciągnął się.
— Czarna Łapa znalazł tę dziurę wspinając się po Wielkim Dębie i ją powiększył tak, żeby koty mogły się mieścić. Najpewniej to pozostałość po jakiejś wiewiórce ale dość przytulnie, czyż nie? Zrobiliśmy tu sobie posłanie tak dla wygody. Często lubimy tu przychodzić, nawet bez żadnego powodu. Jeśli chcecie, to też z niego korzystajcie — Nawałnicowa Łapa objaśnił, układając się wygodnie na mchu.
— Trochę tu tłoczno w siódemkę — Dźwięczna Łapa mruknął, o mało nie przygniatając łapą ogonu Mlecznej Łapy. — I duszno. Idę się przewietrzyć, za ciasno tu — uczeń stwierdził, przeciskając się na zewnątrz. Stawiając ostrożnie łapy, by nie spaść z tak wielkiej wysokości, usadowił się na grubej gałęzi nieopodal, która bez problemu potrafiła go utrzymać.
Kocur ziewnął, pozwalając swemu ogonowi swobodnie opaść na bok gałęzi, układając głowę na przednich łapach. Lekki, wieczorny mróz był zadziwiająco przyjemny, a liście dębu blokowały najzimniejszy wiatr. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z własnego zmęczenia. Po całym dniu spacerowania miał wrażenie, jakby łapy miały mu odpaść ze zmęczenia. Jego odpoczynek przerwał jednak cichy odgłos kocich łap pędzących przez trawę i zeschnięte liście. Uczeń poderwał się na łapy i nachylił nad krawędzią gałęzi, starając się rozpoznać ów biegnące koty, lecz bezskutecznie. Z takiej odległości i wysokości trudno było cokolwiek wywęszyć, a z samego dźwięku nie da się cokolwiek stwierdzić. Odwrócił się więc w drugą stronę i wsunął głowę w dziurę z legowiskiem w drzewie.
— Ktoś tu idzie! Chodźcie! — ponaglił ich, powracając na poprzednie miejsce na gałęzi, a za nim raz po raz zaczęły wychodzić inne koty.
— Nie wiesz, kto to? — mruknęła Bursztynowa Łapa, stając obok brata. Kocur jednak prychnął tylko.
— Skąd mam wiedzieć? Stąd trudno jest ich wywęszyć, a sam odgłos ich łap dużo mi nie da — przypomniał jej, na co Żarząca Plama uciszyła ich machnięciem ogona.
— Cicho! — upomniała ich, mrużąc oczy by lepiej przypatrzeć się nadchodzącym kotom. W krotce z cichym sykiem skoczyła na gałąź niżej. — Zostańcie tu i nawet nie myślcie o schodzeniu póki wam nie pozwolę! — rozkazała, raz po raz skacząc na niższe gałęzie aż wylądowała bezpiecznie na ziemi. Dźwięczna Łapa słyszał, jak odgłosy łap ucichają miarowo podczas gdy szylkretka się do nich zbliżała. Słychać było ciche miauknięcia, jednak zbyt ciche, by usłyszeć prowadzoną rozmowę. Uczeń więc zeskoczył niezgrabnie na niższą gałęź i panicznie wbił w nią pazury gdy poczuł, jak się ześlizguje.
Nie, nie, nie! Nie spadaj! , powtarzał desperacko w myślach, próbując w panice dosięgnąć gałęzi tylną łapą by się na nią znowu wdrapać. Pod łapami poczuł wibracje i pisknął cicho czując, jak czyjeś kły wbijają mu się w luźny kawał skóry na karku. Został wciągnięty z powrotem na gałąź, dysząc lekko ze strachu.
— Żyjesz? — ciche pytanie Czarnej Łapy zwróciło jego uwagę. Po potwierdzeniu w formie kiwnięcia głową, czarny uczeń warknął cicho. — Coś ty sobie myślał, skacząc na gałąź na oślep?! Mogłeś spaść! A wtedy Klan Gwiazdy wie, co mogłoby ci się stać! — kocur uderzył mocno ucho rudego ucznia.
— Poruszanie się na oślep to jedyne, jakie znam. Ale dzięki za pomoc — Dźwięczna Łapa mruknął w odpowiedzi, na co Czarna Łapa tylko westchnął.
— Po co w ogóle skakałeś? Żarząca Plama kazała nam zostać na drzewie.
— Chcę usłyszeć ich rozmowę — wytłumaczył i nachylił się nad gałęzią, jednak uważając, by ponownie nie stracić równowagi. Nastawił uszy i skupił się, wreszcie będąc w stanie usłyszeć rozmowę koleżanki z przybyszami.
Głos Rozżarzonej Plamy brzmiał nerwowo ale wciąż dość przyjaźnie. Widocznie rozmowa dopiero się zaczęła.
— A więc co jest tak ważne, że sprowadziło na terytorium Klanu Pioruna, Bryzowa Gwiazdo? Dlaczego nie mogłaś poczekać na graniczny patrol, który zabrałby was do obozu? — wojowniczka miauknęła, machając delikatnie ogonem że zdenerwowania. Poczuł jak Czarna Łapa napina mięśnie.
— Co tu robi Klan Wiatru? — kocur syknął, mrużąc oczy w stronę patrolu Bryzowej Gwiazdy.
— Muszę porozmawiać z Zamieciową Gwiazdą, pilnie — przywódczyni odparła. — Byłabym wdzięczna, gdybyś zaprowadziła nas do obozu, Żarząca Plamo.
Zmieszana wojowniczka Klanu Pioruna rzuciła szybkie spojrzenie na drzewo i niechętnie przytakneła. Lecz wtedy rozległ się ryk. Nawałnicowa Łapa zeskoczył z drzewa i biegiem ruszył w stronę kotów Klanu Wiatru, z warknięciem skacząc na Bryzową Gwiazdę. Przywódczyni z łatwością zrzuciła go z siebie, a Rozżarzona Plama podbiegła do niego.
— Mysi móżdżku! Zwariowałeś?! Mówiłam, żebyście zostali na drzewie i nie schodzili! — syknęła karcąco, wbijając w niego wściekłe spojrzenie. — Zbieraj resztę. Idziecie z nami do obozu. Koniec wycieczki.
— Ale-! — uczeń próbował się wybronić ale kotka mu przerwała.
— Żadnych „ale”! — krzyknęła na niego, pchając go w stronę drzewa. Dźwięczna Łapa zamrugał zdziwiony, ale i lekko zmieszany. Nigdy nie widział Rozżarzonej Plamy tak wściekłej. Zeskoczył z gałęzi za zapachem Czarnej Łapy, który zrobił to przed nim, i wspólnie zeszli z drzewa podczas gdy Nawałnicowa Łapa wspinał się, by powiadomić Mroźną Łapę, Bursztynową Łapę i Mleczną Łapę o powrotu do obozu. W międzyczasie wojowniczka powróciła do gości z Klanu Wiatru.
— Bardzo przepraszam za zachowanie tego bezmózgiego ucznia. Upewnię się, że zostanie odpowiednio ukarany — schyliła głowę przed szarą kotką, która tylko przytakneła.
— Tacy już są uczniowie. Nic się nie stało, nie zranił mnie. A poza tym, miał dobre intencje. Chciał bronić terytorium — miauknęła, lekko rozbawiona, co Dźwięczna Łapa uznał za dziwne. Dużo słyszał w żłobku historii o surowości Bryzowej Gwiazdy. Być może starsi jak zwykle wyolbrzymiali. Gdy Nawałnicowa Łapa zeszedł z drzewa z uczennicami, Żarząca Plama ruszyła w stronę obozu, prowadząc za sobą wojowników Klanu Wiatru oraz uczniów Klanu Pioruna.
— Czemu nagle wracamy do obozu? — Mleczna Łapa szepnęła do brata, który westchnął.
— Nawałnicowa Łapa zaatakował Bryzową Gwiazdę i Żarząca Plama się zdenerwowała.
— To nic dziwnego, że ten mysi móżdżek nie powiedział, czemu wracamy. Wstydził się przyznać — kotka stwierdziła, rzucając srebrno-białemu uczniowi zirytowane spojrzenie, pod którym kocur tylko skulił uszy i ogon. Na prawdę się wstydził.
— Mógł się powstrzymać. Mysi móżdżek. Jak Nocny Ogień o tym usłyszy to nigdy mu nie da zapomnieć — Czarna Łapa prychnął, wpatrując się wściekłe w brata. Nawałnicowa Łapa tylko syknął w odpowiedzi.
— Na prawdę jej powiesz?
Czarna Łapa machnął obojętnie ogonem.
— I tak się dowie, nie ważne, czy jej powiem, czy nie. Może jak usłyszy to od któregoś z nas to mniej się zezłości, niż gdyby miał jej to powiedzieć Zamieciowa Gwiazda — stwierdził i przyspieszył, zostawiając Nawałnicową Łapę z tyłu. Choć droga do obozu nie była długa, gdy koty przeszły przez tunel z ostrokrzewu i jeżyn, księżyc był już wysoko na Srebrnej Skórze. Pełniący warte Poranny Mróz i Szczawiowy Pęd posłali im zdziwione spojrzenia.
— Myślałem, że wrócicie- — bury wojownik urwał, rozszerzając oczy ze zdziwienia na widok kotów Klanu Wiatru.
— Zmiana planów. Nawałnicowa Łapa zignorował mój rozkaz i zaatakował Bryzową Gwiazdę. Więc za karę zadecydowałam, że wróci do obozu, ale nie mogłam zostawić pozostałej piątki samej, więc wrócili wszyscy. — Żarząca Plama wyjaśniła, a mentor Nawalnicowej Łapy westchnął, kręcąc zrezygnowany głową.
— Porozmawiam jutro z Zamieciową Gwiazdą o karze. Przepraszam za niego, Bryzowa Gwiazdo — mruknął i odwrócił wzrok z powrotem do tunelu. Poranny Mróz syknął.
— A co tu robią zajęcze serca? — prychnął, wpatrując się w patrol Klanu Wiatru. Bryzowa Gwiazda odwzajemniła nieprzyjemne spojrzenie.
— Chcę się zobaczyć z Zamieciową Gwiazdą. To, czemu to robię, to już nie twój interes — odparła i z dumnie podniesioną głową, jak gdyby komentarz wojownika w ogóle jej nie ruszył, weszła za szylkretową wojowniczką do obozu.
W środku, Żarząca Plama zwróciła się do Dźwięcznej Łapy.
— Możesz proszę obudzić Zamieciową Gwiazdę i Hebanowe Pióro? Najpewniej już śpią — kotka spytała, a rudy uczeń chętnie przytaknął przyjaciółce.
— Jasne. Zaraz będę — oznajmił i ruszył przed polanę pod Wysoką Górę, gdzie było legowisko przywódcy. Włożył głowę do środka, wąsami wyczuwając jej ściany. — Zamieciowa Gwiazdo? Jesteś tu?
Przywódca ziewnął, otwierając częściowo jedno ze swoich niebieskich oczu.
— Dźwięku? O co chodzi? — mruknął i wstał by się przeciągnąć.
— Dźwięczna Łapo — uczeń poprawił go. — Bryzowa Gwiazda jest w obozie. Chce się z tobą widzieć — wyjaśnił po chwili i cofnął się, następnie kierując się w stronę legowiska wojowników, tym samym zostawiając skołowanego przywódcę samego. Dźwięczna Łapa wszedł do ów legowiska, starając się wyłapać zapach zastępcy i jednocześnie nie stanąć na żadnego ze śpiących wojowników. W końcu, odnalazł zgubę. Dotknął zastępcę przywódcy łapą.
— Hebanowe Pióro! Obudź się! — mruknął cicho. Czarno biały kocur syknął coś niezadowolony przez sen, co Dźwięczna Łapa skomentował westchnieniem.
— Bryzowa Gwiazda tu jest! — dodał głośniej, a Hebanowe Pióro momentalnie wyrwał się ze snu.
— Co?! — miauknął zaskoczony i momentalnie wstał, przeciskając się między mchowymi posłaniami do wyjścia. Dźwięczna Łapa westchnął i ruszył za kocurem, którego zapach wyprowadził go bez kolizji z innym kotem z legowiska. Bryzowa Gwiazda oraz pozostała dwójka kotów Klanu Wiatru czekały na polanie, wraz z Zamieciową Gwiazdą i Żarzącą Plamą, która zdawała się ich pilnować. Gdy tylko zastępca przywódcy do nich dołączył, przywódca Klanu Pioruna przemówił.
— A więc, co cię tu sprowadza, Bryzowa Gwiazdo? — spytał, jednocześnie kiwając do szylkretowej wojowniczki, że może już odejść. Szylkretka przytakneła i odeszła w kierunku legowiska wojowników.
Przywódczyni Klanu Wiatru westchnęła lekko.
— Uwierz mi, że nie łatwo mi o to prosić, ale potrzebuje pomocy. Dwunożni zaczęli zabijać nasze króliki, kilka naszych kotów też prawie to spotkało. Mają jakieś długie, hałaśliwe gałęzie, które trzymają w łapach, ale to najmniej ważne. Czy byłbyś w stanie udzielić Klanowi Wiatru pozwolenia na tymczasowe polowanie na terytorium Klanu Pioruna? Wiem, że to duża prośba ale chociaż to przemyśl, dobrze? — jasnoszara kocica westchnęła ciężko. Nie trudno było zauważyć, że rzeczywiście trudno jej było poprosić o tak wielką pomoc. Zamieciowa Gwiazda spojrzał dyskretnie na stertę ze zwierzyną i zmrużył oczy, zastanawiając się.
— Cóż... Trudno stwierdzić, jak będzie za księżyc czy dwa, gdy nadejdzie pora Nagich Liści, ale wydaje mi się, że dopóki zwierzyna pozostanie tak liczna, jak jest teraz, to raczej nie powinno być problemu — kocur posłał im ciepły uśmiech, po czym westchnął. — Słyszałem, jaki wyczyn zrobił dzisiaj mój syn. Przepraszam za niego. Chociaż ma już dziewięć księżyców to dalej musi dużo się nauczyć. Mam nadzieję, że rzeczywiście cię nie zranił. Może chcesz, żeby Piaskowy Świt cię obejrzała? Najlepiej, żebyście zostali na noc. Dźwięczna Łapa może was zaprowadzić do wolnych legowisk — przywódca zaoferował, na co Bryzowa Gwiazda przytakneła.
— Dziękuję, Zamieciowa Gwiazdo, lecz nic mi nie jest, na prawdę, ale chętnie skorzystam z wolnych legowisk, jeśli to nie problem — odparła wdzięcznie, odwzajemniając delikatnie uśmiech kocura. Srebrno-biały przywódca machnął ogonem by przywołać do siebie Dźwięczną Łapę lecz przypominając sobie o jego ślepocie, miauknął.
— Dźwięczna Łapo, chodź tu proszę.
Słysząc wołanie rudy uczeń kłusem zbliżył się do dwójki przywódców. — Pewnie i tak słyszałeś, ale zaprowadź proszę Bryzową Gwiazdę i resztę jej patrolu do legowisk — wyjaśnił i syknął cicho, mrużąc oczy raz jeszcze. — I przynieś mi proszę jakieś ziarna maku — dodał, po czym odszedł w kierunku swojego legowiska. Czując na sobie spojrzenia kotów Klanu Wiatru omiótł ogonem ziemię.
— Uh.. proszę za mną — wydukał nerwowo, prowadząc trójkę kotów przez polanę, aż do legowiska wojowników. — Powinny się znaleźć trzy wolne legowiska, więc nie krępujcie się — wyjaśnił.
— Dwa. Mamy ze sobą jedną uczennicę. Myślę, że będzie lepiej jeśli będzie spała z kotami w swoim wieku, jeśli jest taka możliwość — Bryzowa Gwiazda miauknęła.
— Ah, tak, jasne. Zaprowadzę ją do legowiska uczniów — mruknął lekko zawstydzony i skinął przed przywódczynią Klanu Wiatru, a następnie skierował się do legowiska uczniów wraz z uczennicą Klanu Wiatru.
— Naprawdę wyglądam ci na wojowniczkę? — młoda kotka miauknęła rozbawiona, na co uczeń westchnął.
— Jestem ślepy. Trudno mi określić czyiś wiek, poza jedynie "młody" lub "stary". Poza tym, nie znam twojego zapachu, a to też utrudnia sprawę.
— Ślepy? Co to znaczy? — miauknęła skołowana.
— To znaczy, że nie mam wzroku. Nic kompletnie nie widzę.
Uczennica sapnęła zaskoczona.
— Serio?! Nigdy nie słyszałam o czymś takim! To niesamowite! Ale wydaje się być dość kłopotliwe.
— Trochę jest. Uznali, że nie poradzę sobie jako wojownik więc zostałem zmuszony do zostania medykiem. Ale poza tym, jest w porządku — odparł i stanął przed legowiskiem uczniów. — Znajdź sobie posłanie do snu, którekolwiek. Dobrej nocy. — objaśnił i odwrócił się w celu pójścia po mak dla Zamiecjowej Gwiazdy, lecz uczennica go zatrzymała.
— Czekaj! — miauknęła, zabiegając mu drogę. — Dźwięczna Łapa, tak?
— Tak. A co? — prychnął lekko. Nie miał już siły na rozmowy.
— Jestem Wiśniowa Łapa. Miło mi. Chciałam się przedstawić, tak z uprzejmości.
— Mi też miło, ale radzę, żebyś się już położyła spać, macie przed sobą długą drogę powrotną z rana. Dobranoc — mruknął i wyminął ją, zmierzając do legowiska medyka. Wiśniowa Łapa parsknęła cicho śmiechem i zniknęła w ścianach legowiska. Dźwięczna Łapa wkroczył do legowiska medyka, ziewając przeciągle. Jeszcze tylko dać mak Zamiecjowej Gwieździe i spokój. W środku, ku jego zdziwieniu, Piaskowy Świt dalej nie spała, a liczyła i sortowała zioła.
— Dźwięczna Łapo! Słyszałam, co się stało — wyjawiła z westchnieniem. — Idź się połóż. Musisz padać z nóg — nakazała.
— Muszę zanieść Zamiecjowej Gwieździe nasiona maku.
— Czemu, coś go boli? Nie ważne, ja to zrobię. Dobranoc, Dźwięczna Łapo.
Uczeń skinął wdzięcznie głową i położył się na świeżym posłaniu. Widocznie ktoś je dziś dla niego zrobił, gdyż nie miało żadnych zapachów kota.
— Dziękuję. Dobranoc, Piaskowy Świcie — podziękował i ułożył głowę na przednich łapach, wsłuchując się w spokojny oddech śpiącej Mroźnej Łapy. Zbyt zmęczony, by wyczuć otarcie o niego czyjegoś futra, prędko zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top