Rozdział Osiemnasty
Piątka kotów kroczyła pewnie przez las drzew (głównie) iglastych, mający stanowić dom dla Klanu Cienia. Z jakiegoś powodu Szałwiowy Cień nie pokazał im nowego obozu jego klanu, lecz było to zrozumiałe. Mógł myśleć przyszłościowo. Jeśli nikt nie będzie znał położenia obozu Klanu Cienia, nikt nie będzie miał jak go zaatakować. Owszem, teraz Klany mają obecnie rozejm, lecz nie będzie trwał on wiecznie. W pewnym sensie, Szara Burza go rozumiał.
Nagle usłyszał coś jakby szum rzeki. Niedaleko po chwili dostrzegł rzekę. Gdy się do niej zbliżyli zauważył, że to była ta sama rzeka, którą przekraczali idąc na prawdopodobne terytorium Klanu Pioruna. Liściasty Zmierzch jak i wtedy wskoczyła do wody pierwsza, przepływając z lekkością i gracją charakterystyczną dla Klanu Rzeki. Szara Burza syknął pod nosem, skulił uszy i wskoczył do lodowatej wody, sięgającej mu po grzbiet. Ponownie zadarł głowę i ogon. Czuł się tak pewniej. Wkrótce był już po drugiej stronie. Kocur wyskoczył z wody i otrzepał futro z jak największej ilości wody, jak mógł.
— Uh, jak ja nie znoszę wody... — westchnął cicho. Wąsy Liściastego Zmierzchu drgnęły z rozbawienia.
— Nie tylko ty, Szara Burzo. Ja też nie przepadam za ów cieczą — stwierdził Szałwiowy Cień, wychodząc z rzeki. Cienisty Kieł zaśmiał się.
— Oj, no weźcie! Nie jest wcale aż tak zła! - zamruczał serdecznie. Szara Burza przewrócił oczami, uśmiechając się pod nosem. Samotnik odchrząknął. — W każdym razie, chodźmy dalej - zarządził. Koty ruszyły dalej, tym razem z Liściastym Zmierzchem na przedzie. W końcu to teraz szukali domu dla jej klanu.
Kocica szła pewnie przez momentami lekko błotnisty teren, szukając miejsca na obóz. Nagle, Szałwiowy Cień zatrzymał się nagle.
— Zaczekajcie, towarzysze. Czy wy też to czujecie? — cała piątka zatrzymała się, by zawęszyć. Liściasty Zmierzch skuliła uszy.
— Włóczędzy? — szepnęła bardziej do siebie, niż do innych. Nagle, zza horyzontu wyłoniły się dwie sylwetki. Ów koty zaczęły zbliżać się coraz szybciej, najpewniej biegnąc. Podróżujący ustawili się w pozycji obronnej, poza rudą wojowniczką, gotową do ataku. Dwa koty zatrzymały się przed nimi z lekkim poślizgiem. Biało-ruda kotka syknęła głośno. — Co wy tu robicie?! — krzyknęła zdenerwowana, wymachując energicznie swoim ogonem. Jej kompan dołączył do niej. — Czego tu chcecie?! — krzyknęła łaciata kocica. Liściasty Zmierzch miała zamiar skoczyć na włóczęgów, lecz Cienisty Kieł wyszedł spokojnie na czoło grupy. — Witam piękną kotkę — zaczął z uśmiechem — jesteśmy na razie jedynie jako przechodnie. Podróżujemy, by znaleźć domy dla naszych bliskich — wytłumaczył, cały czas uśmiechając się szeroko. Kotka zlustrowała go wzrokiem, dalej widocznie niepewna. Jej bury towarzysz skulił uszy, dalej sycząc.
— Szukajcie go gdzie indziej! — warknął — to miejsce jest nasze! Nikt nie ma prawa tu być poza nami! — syknął głośno, wysuwając pazury. Cienisty Kieł spoważniał, posyłając kocurowi złowrogie spojrzenie. Wrodzy włóczędzy wycofali się lekko, trochę onieśmieleni wielkością samotnika.
— Bardzo mi przykro, lecz nie mogę spełnić tego rozkazu — prychnął lekko — nasze, a dokładniej ich rodziny, bliscy i przyjaciele potrzebują domu. Przychodzimy z daleka, podróżując już co najmniej dwa księżyce. Dlatego więc, nie przyjmę waszej odmowy — zadarł głowę, jakby spoglądając na nich z wyższością i wysunął pazury, gotowy do ataku. Bury kocur przyjął pozycję do skoku, lecz Liściasty Zmierzch parsknęła śmiechem. Kotka syknęła na nią.
— Co cię tak śmieszy, kupo łajna?! — warknęła. Ruda wojowniczka zaśmiała się ponownie.
— Jesteście szaleni, czy głupi jak płotki? Mamy ogromną przewagę pod prawie każdym względem! — zauważyła trafnie. Kotka strzepnęła ogonem.
— No to proszę! Udowodnij! — miałknęła, bezskutecznie próbując onieśmielić kotkę Klanu Rzeki. Liściasty Zmierzch stanęła obok Cienistego Kła, patrząc wrogiej kotce w oczy. — Z przyjemnością — odparła, drapiąc lekko ziemię — Po pierwsze, mamy przewagę liczebną — swym ogonem wskazała na swoich towarzyszy. — Po drugie, jak zgaduję, jesteśmy lepiej wyszkoleni, będąc wojownikami. Lub byłymi wojownikami. Po trzecie... My mamy więcej rzeczy, o które możemy walczyć — ostatnią część wysyczała głośno, wysuwając pazury. — Więc? Dalej chcecie walczyć? — gdy tylko skończyła mówić, łaciata kotka skoczyła na nią, drapiąc jej boki. Szara Burza momentalnie skoczył do bitwy, ściągając z towarzyszki wroga, przyciskając ją do ziemi, tylną łapą drapiąc jej grzbiet. Nagle, poczuł na sobie ciężar i palący ból skóry rozcinanej przez pazury. Puścił biało-rudą włóczęgę, starając się zrzucić napastnika. W końcu, po dobrej chwili udało mu się. Rzucił się na niego z zamiarem podgryzienia gardła, lecz on uniknął. Gdy kocur skoczył na niego, odsłaniając na chwilę swój brzuch, Szara Burza wykorzystał okazję, pazurami rozcinając miękki brzuch wroga. Bury włóczęga poleciał kawałek dalej, po lądowaniu kuląc się z bólu. Odwracając się ujrzał Szałwiowego Cienia walczącego z kotką. Kot Klanu Cienia przejechał pazurami po jej nosie, a ta odskoczyła z sykiem. Pobiegła do swojego towarzysza, starając się go bronić.
— Coście zrobili?! — Szara Burza westchnął, zlizując krew ze swoich łap.
— To WY nas zaatakowaliście pierwsi. I macie teraz rezultaty! A ostrzegałam was! — syknęła Liściasty Zmierzch. Kot Klanu Pioruna stanął między nimi.
— Już wystarczy! Na razie zajmijmy się rannymi! — Cienisty Kieł przytaknął.
— Pozwólcie, że ja się tym zajmę. Będę potrzebował skrzypu oraz pajęczyn. Skrzyp ma bardzo ostry zapach i smak, na pewno go rozpoznacie. No już! Rozejść się i szukać! — koty rozeszły się, szukając potrzebnych roślin.
Szara Burza biegał po terytorium, szukając potrzebnych ziół. W powietrzu poczuł nagle bardzo ostry, w pewnym sensie nawet palący zapach. To musi być skrzyp!, pomyślał i pobiegł tam. Będąc na miejscu znalazł pewną roślinę, od której ewidentnie biła ta intensywna woń. Szary kot podszedł do niej, odgryzając ją przy początku liścia. Niechcący zasmakował soku, który był równie pikantny jak zapach. Starając się nie puścić rośliny oraz, by nie wypić więcej soku, ruszył z powrotem. Gdy wrócił, zobaczył, że reszta już się zebrała. Cienisty Kieł zwrócił się ku niemu.
— Ah, Szara Burzo! Znalazłeś skrzyp, cudownie — samotnik podszedł i wziął od niego zioło.
— No to może się przedstawisz, co? Manier cię nikt nie uczył? — parsknęła do łaciatej włóczęgi Liściasty Zmierzch. Kotka westchnęła.
— No dobrze, niech wam będzie. Ja jestem Łata, a ten kocur to Szczaw, mój partner — objaśniła. Cienisty Kieł przytaknął po czym bez większej reakcji zaczął żuć skrzyp, po chwili wlizując papkę w ranę Szczawiu i nakładając na nią pajęczyny. Kocur syknął z bólu, drapiąc intensywnie ziemię. Samotnik podniósł kilka małych, czarnych nasionek, kładąc je na liść i podał je włóczędze.
— No, zjedz. To nasiona maku, złagodzą ból. Wierz mi, nie chcę ci już nic zrobić, tylko pomóc — zachęcał go. Bury kot w końcu wykonał polecenie, zlizując ów nasionka z liścia. Gdy chciał to samo zrobić z ranami Łaty, ta pokręciła głową.
— Moje rany nie potrzebują ziół, zajmij się innymi — oznajmiła. Samotnik pokiwał głową, podchodząc do Szarej Burzy. Kocur ustawił się grzbietem do niego, by ten mógł obejrzeć jego rany. Po chwili poczuł na swych ranach piekącą papkę ze skrzypu. Syknął cicho z bólu. Cienisty Kieł położył także pajęczyny. Szara Burza podziękował mu skinieniem głowy. Łata wbiła spojrzenie w przybyłych. — Tak właściwie, to skąd jesteście? I serio jesteście tu wszyscy z rodzinami i tak dalej? — cała piątka pokiwała głowami w geście potwierdzenia.
— Owszem — zaczął Szara Burza — każdy z nas, poza Cienistym Kłem — tu wskazał na właściciela imienia — należymy do jednego z czterech klanów. Ja z Klanu Pioruna, Szałwiowy Cień z Klanu Cienia, Znikający Blask z Klanu Wiatru, a Liściasty Zmierzch z Klanu Rzeki — wyjaśnił, jednocześnie wskazując na danego kota.
— Klanów? — Łata spytała, skołowana. Szara Burza przytaknął.
— Tak. Klan to grupa kotów, które żyją razem. Klany jednak konkurują ze sobą o wiele rzeczy. Terytorium, zwierzynę, wodę... Nasza czwórka została wybrana przez Klan Gwiazdy, by poprowadzić nasze klany w podróży, by znaleźć nowy dom — objaśnił. Łata wbiła w niego zdezorientowane spojrzenie.
— Klan Gwiazdy? I po co wam nowy dom? Oraz po co rywalizujecie? — spytała, dalej wpatrując się w kocura.
— Klan Gwiazdy to nasi martwi przodkowie. Opiekują się nami i prowadzą. A także ostrzegają nas przed zagrożeniami. Szukamy nowego domu, ponieważ nasz las został zdewastowany przed Dwunożnych. A rywalizujemy, gdyż to jest całe sedno. Aż tak duża grupa nie byłaby w stanie żyć w zgodzie przez cały czas — uśmiechnął się do niej.
Łata pokiwała głową z zainteresowaniem.
— Cóż... Opowiedz mi więcej, proszę. Wasze klany są bardzo interesujące! — zamruczała.
— Co tu dużo mówić. W klanach mamy podziały na rangi. Kociaki, uczniowie, wojownicy, zastępca, przywódca, uczeń medyka, medyk oraz starsi. To wszystkie klanowe rangi — opowiedział kotce. Łata chciała zadać kolejne pytanie, lecz Liściasty Zmierzch ją uprzedziła.
— Nie mamy czasu na pogaduszki. Musimy znaleźć coś dla Klanu Rzeki — przypomniała im. Szczaw syknął z bólu i usiadł.
— Z tym chyba będziemy mogli wam z tym pomóc. Mamy swój tymczasowy obóz, chyba będzie się nadawał — kocur wstał i chwiejnym krokiem zaczął kierować się w stronę, z której przybył wraz z partnerką. Łata pognała do niego, pozwalając mu się na sobie oprzeć. Podróżni podążyli za włóczęgami. Wkrótce, to, co zobaczyli zapierało dech w piersiach. Zobaczyli rzekę, który wcześniej przekroczyli, otaczający "wysepkę", prawdopodobnie wystarczająco dużą, by pomieścić cały Klan Rzeki. Liściasty Zmierzch pognała na nią, przeskakując rzekę. Wąchała i chodziła po wyspie energicznie, podekscytowana. W końcu zatrzymała się. — Tak! Będzie idealna! — zamruczała głośno — ta wyspa nada się idealnie! — Szara Burza uśmiechnął się.
— Cudownie! Wracajmy do reszty — koty miały już odchodzić gdy...
— Czekajcie! Idziemy z wami! —
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top