Rozdział 8
Otworzyłem oczy i od razu zostałem oślepiony przez płomienie świec na żyrandolu.
Jęknąłem zakrywając oczy dłonią i podniosłem się do siadu.
-Witamy w krainie żywych.- Usłyszałem rozbawiony głos Natiusa.
Siedział przy stoliku i czyścił swoje szable.- Czy tobie śnią się tylko koszmary?- Zapytał z pocieszającym uśmiechem. Musiałem wyglądać naprawdę okropnie.
-Tak. Nie pamiętam kiedy ostatnio śniłem jakiś w miarę normalny sen.- Przyznałem, rozglądając się po pomieszczeniu.
Od razu było widać, że jest to pokój w wiejskiej gospodzie. Drewniane deski zakrywające do połowy pożółkłą ścianę. Meble z ciemnego drewna: dwa łóżka, stolik i krzesło. Za pościel robiły jakieś lekko zabrudzone i poplamione koce.
Pomimo niesmaku jaki odczuwałem przebywając tutaj i tak byłem wdzięczny, ponieważ mieliśmy to za darmo.
Pamiętam jak wczoraj idąc przez las napotkaliśmy jakiegoś staruszka napadniętego przez Wolverty. Wyrośnięte psiska miały już go rozszarpać na strzępy, ale na szczęście zdążyliśmy. W ramach wdzięczności zaprosił nas do swojej gospody i zapewnił pokój razem z wyżywieniem.
Zmarszczyłem brwi, ponieważ ostatnie co pamiętam to jak wczoraj jadłem i piłem w tutejszej stołówce.
-Właściwie…- Zacząłem, na powrót skupiając uwagę towarzysza na sobie.- Jak się tutaj znalazłem?
-Przyniosłem Cię tutaj.- Odpowiedział, po czym pokręcił głową z politowaniem.- Zasnąłeś siedząc na krześle i to jeszcze z głową na stoliku.
Przed oczami stanęła mi owa wizja, po czym w wyobraźni widziałem jak boli mnie rano kręgosłup.
Uniknąłem tego tylko dzięki przypływie dobroci dragonira.
-Dziękuje.- Kiwnąłem głową w jego kierunku, po czym się rozciągnąłem. Czułem jak kości przeskakują mi w ciele, tak jakby wracały na swoje prawowite miejsce.
-Skoro się już obudziłeś…- Zagaił czarnowłosy, a ja na niego spojrzałem dając znać, że go słucham.- Może chcesz potrenować?
-Mam strzelać w Ciebie z łuku?- Zapytałem, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
Słysząc moje słowa, westchnął ciężko.
-Miałem na myśli twój trening walki ze sztyletami.- Powiedział, a mi gula stanęła w gardle.
Wspomnienie moich zakrwawionych dłoni i martwych ciał orków było wciąż żywe. Miałem wrażenie, że mój umysł palił się od środka za każdym razem, gdy to sobie przypominałem.
Swąd zgnilizny nawiedzał mój nos pomimo, że w gospodzie przecież nie było zwłok.
-Nie, nie chcę.- Udało mi się wydusić.
-Przecież nie możesz od tego wiecznie uciekać. Sam chciałeś, żebym Cię uczył. Mam Ci przypomnieć? Nie chciałeś zostać zabitym, gdy ktoś zajdzie Cię z bliska.- Odłożył szable, patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Wierzę, że przyjdziesz mi z pomocą za każdym razem, gdy znajdę się w niebezpieczeństwie.- Oznajmiłem, patrząc w bok.
Jednak zerknąłem na niego kątem oka, nie słysząc jego odpowiedzi.
Wpatrywał się we mnie z jakimś takim… smutkiem w oczach pomimo, że żaden mięsień jego twarzy nie wykrzywiał się w smutnym grymasie.
-Wszystko w porządku?- Zapytałem, patrząc na niego w oczekiwaniu.
-Nie mam pojęcia skąd się bierze to twoje zaufanie do mnie, ale nie powienieś tak łatwo zawierzać innym swojego życia.- Zerknął najpierw na swoje szable, by potem wbić spojrzenie w czubki swoich butów. Tak jakby jakieś szmaciaki były najbardziej interesującą rzeczą na świecie.
-Takie zachowanie nie pasuje do Ciebie. Już bardziej bym się spodziewał, że zaczniesz skakać po tym pomieszczeniu jak ostatni idiota ciesząc się, że powierzyłem Ci swoje życie.- Przewróciłem oczami, po czym dodałem ciszej.- W końcu sam tego chciałeś.
Moje słowa musiały być nader śmieszne, ponieważ dragonir zaniósł się śmiechem.
-Jak chcesz mogę zacząć skakać po pomieszczeniu jak ostatni idiota, ale wiedz, że przez innych takie dźwięki mogłyby zostać inaczej odebrane.- Dłonią zatoczył kółko w powietrzu, tym samym dając mi do zrozumienia, że ma na myśli innych gości gospody.
-Bogini, Natius.- Jęknąłem, zażenowany.- Tylko ty mógłbyś pomyśleć o czymś tak głupim.
-To w końcu Bogini, czy Natius?- Zapytał, ledwo powstrzymując śmiech.
Złapałem się za głowę i zacząłem masować sobie skroń. Jednocześnie słyszałem jak chłopak uległ pokusą i ryknął śmiechem.
Wsłuchując się tak w jego roześmiany głos zdałem sobie sprawę z tego, jakim cudem dragonir tak łatwo potrafi zmienić mój aktualny humor.
Nie byłem na tyle głupi, by myśleć, że to przypadek. Te jego głupie żarciki i prześmiewcze teksty zawsze miały na celu odwrócić moją uwagę od trapiących mnie myśli. Naprawdę podziwiałem Natiusa, że z taką łatwością przychodziło mu rozumienie innych oraz to jak umiejętnie potrafił zmienić atmosferę.
Byłem ciekaw skąd miał takie umiejętności. W ogóle było sporo rzeczy, o które z wielką chęcią bym go zapytał. Jednak chłopak nie wypytywał mnie o moje prywatne sprawy, więc i ja nie chciałem się mu narzucać.
Spojrzałem w jego kierunku. Ocierał właśnie łzy z kącików oczu.
Mój wzrok zjechał na jego szable.
Wizja zakrwawionych rąk i zwłok znowu nawiedziła moje myśli.
Chłopak nie musiał mi przypominać dlaczego chciałem się nauczyć walki sztyletami. Sam doskonale pamiętałem.
Nadal pamiętam strach jaki odczuwałem, gdy miałem zaraz umrzeć. Najpierw z łap niedźwiedzio-dzika, a potem tamtych orków.
Nie chciałem umierać i zdawałem sobie sprawę z tego, że walka na bliski dystans jest moją słabością.
Tak jak w walce ze zwierzętami nie było problemu tak gorzej jest, gdy stoję naprzeciwko kogoś z ras.
Skoro tamci orkowie zdali sobie sprawę, że nie potrafię walczyć z bliska, inni też się zorientują. A to wręcz niemożliwe, żeby Natius był zawsze obok, żeby mnie uratować.
Wiedziałem, że muszę znowu chwycić za sztylety, ale to tak cholernie bolało. Tak jakby rękojeść tych ostrzy paliła mnie w ręce.
-Wyglądasz jakbyś chciał, ale nie mógł.- Moje przemyślenia przerwał głos Natiusa.
Czy on potrafi czytać w myślach, czy co?
-Bo tak właśnie jest.- Odpowiedziałem, unosząc na niego swój wzrok.
-No to idź do wychodka, jest na dworze.- Wskazał palcem na okno.
-Co?- Zapytałem, tracąc wątek.
-Co?- Powtórzył głupio.
Patrzyliśmy się tak na siebie w całkowitej ciszy jak Ci dwaj idioci.
Było tak cicho, że zdawało mi się, że słyszę rozmowę prowadzoną za ścianą.
-Miałem na myśli mój trening ze sztyletami.- Odezwałem się w końcu, chcąc jak najszybciej wyjaśnić tą żenującą sytuację.
-Aaa. Ooo. Uuu- Wydawał raz po raz z siebie kolejne dźwięki- Dobra, to ma sens.- Uśmiechnął się, po czym dodał rozbawiony.- Ale musisz przyznać, śmiesznie wyszło.
-Tak. Nie widać tego po mnie, ale wewnętrznie umieram ze śmiechu.- Sarknąłem, przewracając oczami.
Jakbym miał już umrzeć z jakiegoś powodu, to było byłaby to chyba śmierć z zażenowania.
-To co z tym treningiem ze sztyletami?- Spytał, rozsiadając się wygodniej na krześle.
-Jak wymazać z głowy to wspomnienie?- Popatrzyłem na swoje ręce, teoretycznie czyste.
-Nie da się go wymazać, tak myślę. Dopóki się będziesz tym tak zadręczać, to będziesz je tylko podsycać. Zacznij je traktować jak swoją codzienność, obowiązek, prace. Wtedy do tego przywykniesz.
-Ale ja nie chce do tego przywyknąć. Odbieranie innym życia nigdy nie powinno być niczyją codziennością, obowiązkiem, ani pracą!- Oburzyłem się.
-To naiwne myślenie osoby, która wychowała się w bogatym domu.- Rzucił od niechcenia, ale jego słowa przyprawiły mnie o ciarki. Już nawet nie chodziło o wzrok, czy to co powiedział. Cała postawa dragonira była tak oziębła, że wręcz czułem powiew chłodu na skórze. Dostałem gęsiej skórki.
Jednak nie zamierzałem cofnąć swoich słów.
-Nawet jeśli brzmi to jak zwykłe mrzonki wysoko urodzonego bachora. Uważam, że każde życie jest cenne.- Oznajmiłem pewnie.
-Nawet jeśli tak mówisz, nie masz oporów przed zabijaniem zwierząt.- Wypomniał, a mi na chwilę zabrakło argumentów. Ale nie zamierzałem przyznać mu racji.
-Zwierzętami zazwyczaj się posilamy.
-Jak to ma sprawić, że poczujesz się lepiej to rasy też możesz zjadać.- Po usłyszeniu jego słów natychmiast zrobiło mi się niedobrze.
Przed oczami stanął mi widok ze snu, gdzie beztwarzowy ja kogoś zjadał.
Zakryłem usta dłonią, tym samym mając nadzieje, że to powstrzyma wymioty.
-Przepraszam, przesadziłem.- Usłyszałem głos Natiusa, ale docierał do mnie jak za ściany.
Ledwo udało mi się usiąść na brzegu łóżka i wsadzić głowę między uda.
Poczułem dłoń na moim ramieniu.
-Otworzę okno, powinieneś do niego podejść i odetchnąć świeżym powietrzem.- Dragoni pomógł mi przejść przez pomieszczenie.
Wyłapałem jakieś dźwięki metalowych zawiasów i skrzypiącego drewna, a po chwili poczułem na twarzy przyjemny powiew wiatru.
Wziąłem porządny wdech przez nos, by potem ze świstem zrobić wydech.
Powtórzyłem czynność kilka razy, aż do momentu, w którym się uspokoiłem. Przy okazji zdałem sobie sprawę z tego, że przez cały czas kurczowo zaciskałem powieki. Otworzyłem więc oczy, od razu dostrzegając zmartwioną minę czarnowłosego.
-Serio przepraszam. Gdy zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem, to mi samemu potrawka z kolacji podeszła do gardła.- Podrapał się nerwowo po karku.
-Chyba powiniem się przyzwyczaić do tego, że najpierw mówisz, a potem myślisz.- Szepnąłem, przeczesując palcami grzywkę.
-Ale muszę przyznać, że to była naprawdę ostra reakcja.- Odezwał się po chwili bacznego przyglądania się mi.
-Powiedzmy, że niechcący przypomniałem sobie coś, czego nie chciałem.- Wyjaśniłem, na odczepne.- Ale są plusy twojej głupoty. Stanowczo wolę zabijać rasy, niż ich jeść.- Ostatnie słowo ledwo wypowiedziałem, uważając na to, aby mi się znowu nie cofnęło.
-Czyli mały trening dla relaksu?- Uśmiechnął się cwaniacko.
-Niech będzie.- Westchnąłem.
Jeśli sam nie będę chciał czegoś zmienić to samo z siebie się nie odmieni.
Natius wydał z siebie jakiś dziwny okrzyk radości, doskakując jednym susem do swoich szabli i je chwytając.
Pokręciłem na ten widok głową, po czym podszedłem do swoich rzeczy. I z jednego z płóciennych zawiniątek wyjąłem dwa zdobione sztylety.
Nie zakrwawione, czyste. Ostrza świeciły w blasku płomieni padających z żyrandola, idealnie podkreślając wszystkie wyżłobienia w metalu.
Byłem wdzięczny czarnowłosemu, że dla mnie o nie zadbał.
Nie wiem jakbym zareagował, gdybym teraz na nich dostrzegł zaschniętą krew.
Chwyciłem za rękojeści i obróciłem się do Natiusa, opierającego o próg pokoju.
-Możemy iść.- Oznajmiłem, na co kiwnął głową i dziarskim krokiem opuścił pomieszczenie.
Zaraz obok gospody była mała połać trawiastego terenu. Od razu uznaliśmy, że to nam wystarczy.
-Gotowy?- Zapytał radośnie, obracając szablami dla zabawy.
-Nie, ale bardziej nie będę.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, po czym wziąłem głęboki oddech i przybrałem obronną postawę.
Tyle wystarczyło, by dragonir pewnie złapał swoje szable i ruszył na mnie z całą swoją siłą.
Ostrza spotykając się wydały nieprzyjemny szczęk, a ja musiałem zaprzeć się mocniej nogami, by nie przewrócić do tyłu. Byłem atakowany raz za razem. Ledwo nadążałem z blokowaniem. Ostrza raz po raz przecinały powietrze obok mojej głowy, tym samym przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
Wydawało mi się, że dragonir specjalnie narzucił takie tempo, abym nie miał czasu myśleć o nieprzyjemnych wspomnieniach.
-Radze Ci się nie zamyślać!- Chłopak zwrócił mi uwagę. Popatrzyłem do góry idealnie w momencie, kiedy Natius zmienił sposób trzymania szabli i jej rękojeścią przywalił mi prosto w głowę.
Syknąłem z bólu, cofając się o krok do tyłu.
-Za każdym razem jak odlecisz myślami, dostaniesz po głowie.- Oznajmił, radośnie okręcając broń wokół dłoni.
-Przyjąłem.- Rozmasowałem bolące miejsce, po czym znowu byłem gotowy do obrony.
-Spróbowałbyś zaatakować.- Skomentował, patrząc na mnie nieprzychylnym wzrokiem.
-Jakbyś mi dawał do tego sposobność.- Przewróciłem oczami.
-Teraz Ci daje. Jakbyś nie zauważył, ciągle stoję w miejscu.- Wskazał dłonią na swoje aktualne położenie.
Przez chwile patrzyłem na chłopaka z powątpiewaniem, po czym bez ostrzeżenia ruszyłem na niego.
-Taki przewidywalny.- Usłyszałem jego komentarz, gdy już się zamachnąłem.
Zamrugałem powiekami zdziwiony, gdy zobaczyłem jak upuszcza szable, a te wbijają się w ziemię.
Zawahałem się, czy go zaatakować, a ten to wykorzystał.
Przesunął się lekko w bok i złapał za nadgarstek. Nie zdążyłem zareagować, a ten chwycił mnie za kark. W ułamku chwili leżałem powalony na ziemi, zupełnie nie wiedząc co się właśnie stało. A raczej kiedy i jak.
-Lekcja na dzisiaj brzmi: nawet będąc nieuzbrojonym możesz kogoś powstrzymać od ataku.- Odezwał się, ciągle przyciskając mnie do ziemi.- Chociaż działa to głównie na nożowników. Odradzam wykonywać tego chwytu na kimś kto włada włócznią, kopiom, czy czymś co ma większy zasięg.
-Dobra, zrozumiałem. Możesz już ze mnie zejść.- Mruknąłem, o mało nie zajadając się trawą.
-Już, już księżniczko.- Zaśmiał się, po czym pomógł mi wstać.- Odłóż sztylety. Popróbuj dzisiaj tego chwytu. Specjalnie dla Ciebie będę robił za słabszego niż jestem.- Ukłonił się prześmiewczo.
-Cóż, za zaszczyt.- Sarknąłem, ale posłusznie wykonałem polecenie. Odłożyłem swoją broń i czekałem na dalsze instrukcje.
Natius wyjaśniał mi krok po kroku co trzeba zrobić, przy okazji tłumacząc kiedy ta sztuczka się najlepiej sprawdza.
Potem przystąpiłem do prób wykonania tego, co już nie było takie proste.
Samo uniknięcie ostrza było trudne, gdyż chłopak wymachiwał nimi naprawdę szybko.
Jak w końcu mi się udawało i złapałem go za nadgarstek, to mi się wyrywał. Tłumaczył, że muszę być szybszy i pewniejszy w ruchach.
A kiedy nareszcie chwyciłem go za kark to nie udało mi się go przewrócić, bo zbyt stabilnie stał na ziemi.
Gdy raz za razem nie udawało mi się przejść tego kroku, to w końcu straciłem cierpliwość. Zanim chwyciłem go za kark, to kopnąłem go w kostkę. Było to dla niego na tyle nieoczekiwane, że nie musiałem już nawet za bardzo używać siły, aby runął na ziemię.
-No. W końcu się udało.- Oznajmiłem dumnie, przyciskając go do ziemi, tak jak on to robił wcześniej.
-Tego nie było w planie.- Burknął niezadowolony.- To brudna sztuczka.
-Liczy się efekt.- Prychnąłem.- Poza tym wątpię, aby wrogowie liczyli się ze scenariuszami.
-Co racja to racja.- Pomogłem mu wstać, po czym postanowiliśmy już wrócić do pokoju i odpocząć. Rano ruszaliśmy w dalszą drogę.
Opublikowane: 7.07.2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top