Rycerz

-To Robinów było kilku?! LOL, TO BATMAN MIAŁ SYNA?!- Alicja co jakiś czas rzucała takie pytania i tak nie rozumiejąc nic z tego co Leo jej tłumaczył. Nastolatki siedziały przy objedzie, w stołówce szkolnej i dyskutowały na różne tematy.

Jednak w końcu zrozumiał że koleżankę i tak to nie obchodzi, więc teraz Leo bardziej był jednak zajęty pochłanianiem pirogów z mięsem jakie dzisiaj dostał na obiad. 

-Stary! Ogarnij jaki on jest przystojny!- Alicja wskazała na chłopaka z którym zderzyła się w szatni w zeszłym tygodniu.

-Wygląda jak gej.-Leo nawet na niego nie spojrzał.

-Nawet nie spojrzałeś!

-Każdy w gimnazjum tak wygląda.

Alicja tylko prychnęła pogardliwie, postanowiła zmienić temat.

-Pamiętasz co mówił Bibliotekarz?! Ale super! Wiesz teraz wydaje mi się że mogłam kiedyś zobaczyć na ulicy kogoś przypominającego...-Leo kopną ją pod stołem.

-Cii, może lepiej ogłoś to wszystkim wokół?!

-Dobra sorry. Spadam, widzimy się po lekcjach.

***

Po lekcjach oboje już skręcali w ulice Powstańców Polskich.

-Pamiętasz jak on miał na imię?-spytał Leo.

-Nie...-odpowiedziała zamyślona jak zwykle oglądając wystawę jaka znajdowała się w witrynie sklepu. Staruszek znowu ją zmienił.

Przyjaciele weszli do środka, przywitali się z mężczyzną (gdy spytali się o imię przedstawił się jako John) plecaki rzucili obok biurka i każdy poszedł w swoją stronę szukając ciekawych książek, chcąc wypróbować rozmowę z bohaterami.

Leo idąc wąskimi alejkami w prawym dolnym rogu jednej z półek zobaczył starą książkę owiniętą w pergamin. Zawołał koleżankę.

-Uważaj z tym jest stara! Jeszcze zepsujesz!

-Spoko, czy ja kiedyś coś zepsułem?!

Chcąc popisać się szybkim ruchem otworzył książkę. Błysk... tylko że dzieci dalej znajdowały się w bibliotece. A przed nimi stał młodzieniec... w zbroi.

-Kimże jesteście piękna waćpanno, i ty młody chłopcze?!-mówił z brytyjskim akcentem.

Był wyższy od dzieci o kilka centymetrów.

-Mówiłam uważaj z tą książką-szepnęła, patrząc na prawie dwu metrowy miecz schowany w pochwie przybysza.

-Może lepiej chodźmy po Johna....


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top