Niebezpieczeństwo

Will szarpnął się i zawył z bólu.

-Niewidzialna lina-odparłam.-Lekko posrebrzana. Każdy ruch spowoduje u ciebie ból. A teraz nam wszystko opowiedz. Po kolei.

Odeszłam od niego. Stanełam koło Simona.

-Czemu chciałeś mnie zabic?-zapytał Alan.

-Nic wam nie powiem.

Uniosłam ręke. Liny zaczęły sie zaciśniać,tym samym powodujac bol. Wilkołak krzyknal.

-Kolega zadał pytanie-powiedziałam.

-Bo jej pomogles.

-Dlaczego chciałes zabic Cleo?-spytał Jake.

-Dostałem rozkaz.

-Od kogo?

-Nie powiem. Gdybym zdradził imię,zabiliby mnie.

-Kto?-zapytał Simon.

-Dwóch takich gości. Wampiry.

-Od jakiegoś czasu zastanawiam sie nad jednym-odezwałam się.- Podczas wesela nie ugryzłeś mnie z powodu pełni. Ktoś kazał ci to zrobic. Miałam zginac podczas przemiany.

-Taki był plan. Gdybym wgryzł się głebiej,po kilku minutach byś umarła.

-Znam tylko jedną osobę,która aż tak mnie nienawidzi-powiedziałam.

-Kto to?-zapytał Jake.

Spojrzałam na niego. Poczułam, że coś jest nie tak. Oprócz nas ktoś jeszcze tu był. Wiedziałam kto.

-Cassandra-odparłam.

Usłyszałam klaskanie. Szybko wyjęłam pistolet i wycelowałam w postać. Oddałam trzy strzały. Wszystkie trafione. Jeden w noge i dwa w ramie.

-Zamieniłaś naboje ze srebra na te z drzewa? Pomysłowe-powiedziała kobieta.

-Co tu robisz?-zapytał Jake.

-Kto to jest?-spytał zdezorientowany Alan.

-Cassandra. Była dziewczyna Jake'a,do usług-powiedziała.

-To ty wszystko ukartowałaś. Kazałaś Willowi zabić Cleo-podsumował Simon.

-Tak. Miałam nadzieje,że zginie od razu,no ale cóż. Nie udało się. Musiałam czekać do pełni. Już by nie żyła,gdyby nie ty-wskazała na Alana.-Musiałam się ciebie pozbyć. Kazałam Willowi cie zabić.

-Coś mu nie wyszło.

-Bo Cleo mu przeszkodziła. Gdyby wtedy nie weszła do pokoju byłbyś już martwy.

-Czego chcesz?-zapytał Jake.

-Mnie-odparłam.

-Brawo-uśmiechnęła się.-Kiedy zabije cie,przejme twoją moc. Będe niepokonana. Będę żądzić światem.

-Możesz sobie pomarzyc-powiedział ze złością Jake.

-Jeszcze zobaczymy kto wygra-powiedziała.-Lucinda!-zawołała.

Z cienia wyłoniła się kobieta po czterdziestce. Miała już kilka siwych pasemek,które bardzo odznaczały sie na tle reszty czarnych wlosów.Była drobnej budowy. Miała około 170 cm. Była chuda i miała delikatne rysy twarzy. Cassandra skinęła na nią głową. Wiedziałam,co chce zrobic. Kazała uwolnic Willa. Szybko podbiegłam do chłopakow i dotknęłam ich. Teleportowałam nas do domu.

-Wszyscy są?-zapytałam.

-Tak-odparł Jake.

-Czemu ucieklismy?-spytał Simon.

-Ta cała Lucinda uwolniła Willa.

-Poradzilibysmy sobie.

-Nie. Ta czarownica jest równie potężna jak ja. Może nawet bardziej. Wyczułam to. Nie wiem czy długo mogłabym z nią walczyć.

-Musimy się przygotować. Zebrać kilku ludzi i zaatakować-odparł Alan.

-To nie jest takie proste-powiedziałam.-Już jedną bitwe przeżyliśmy,ale naprawde ledwo,ledwo. Jestem pewna prawie na 100 %,że Cassandra tworzy swoją armię-powiedziałam.

-Niedobrze-odparł Jake.

-Jakie ma znajomosci?-zapytałam.

-Na pewno większe od nas. Żyje dużo dłuzej niż my.

-Musimy ponownie zebrać własną armie-powiedziałam.

-Mam przyjaciół w południowej Europie. Pojadę do nich. Powiem im o sytuacji. Na pewno pomogą-odparł Jake.

-Ja mam kilku kumpli w Rosji-rzekł Simon.

- Wróce do domu i zawiadomie wszystkich zmiennokształtnych w okolicy. Pomogą-powiedział Alan.

Uniosłam ręce. Na stole pojawił się pergamin. Na samej górze napisałam swoje imię.

-Wpiszcie się-rozkazałam chłopakom.-Wpisując swoje imię,zgadzacie się na udział w ewentualnej bitwie.

Simon,Jake i Alan podpisali się. Wszystkie imiona zaświeciły,a po chwilo zgasły.

-Na tym pergaminie będą pojawiać się imiona każdego, kogo przekonacie i kto zobowiązuje się wziąć udział w bitwie.

-Okej. Dzięki temu będziemy wiedzili ile mamy osób-odparł Jake.

-Spróbuje zlokalizować inne czarownice-powiedziałam.

Ustaliliśmy,że dzisiaj zaczniemy szukać przyjaciół,którzy pomogą nam w walce. Alan pojechał do domu. Teleportowałam Simona do Rosji,a Jake'a do Chorwacji. Sama pojechałam do Margaret.
Otworzyła mi uśmiechnięta dziewczyna.

-Cześć Cleo.

-Hejka. Jest Scott?

-Jest. Wejdź.

Poszłam do salonu. Na kanapie siedział wampir. Spojrzał na mnie.

-Co jest?-zapytał.

-Mamy problem-zakomunikowałam.

Mag usiadła obok męża.

-Co się stało?-zapytała.

-Pamiętacie Cassandre?-przytaknęli głowami.-Szykuje się do bitwy. Podejrzewam,że zbiera swoją armię.

-Skąd to wiesz?

-To ona kazała mnie zabić. Znaleźliśmy Willa. Ona też tam była.

-Niedobrze-powiedział Scott.

-Czy weźmiesz udział w bitwie?-zapytałam.

-Tak-odparł.

Wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął moją dłoń. To gwarantowało pojawienie się imienia wampira na liście.
Pojechałam do domu. Zadzwonił telefon. To był Jake. Teleportowałam się do niego.
Przekonał trzy osoby. Dobre i tyle. Ich imiona pojawiły się na pergaminie. Teleportowałam się do Simona. Przekonał wszystkich swoich kumpli,którzy byli wampirami. Było ich dziesięciu. Od razu obiecali pomòc. Wróciliśmy do domu. Była już 23:31. Schowałam listę. Poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam do pokoju,mòj narzeczony leżał na łóżku. Położyłam się obok niego.

-Czemu zawsze nas to spotyka?-zapytałam.

-To moja wina. Gdybym nie związał się z Cassandrą...

-To nie przez ciebie. Nie wiedziałeś jaka jest.

-Tak. Nie wiedziałem. Teraz się mści,że ją rzuciłem.

-Damy rade. Wygramy to-powiedziałam i zasnęłam.

Hejka :) Prosiliście o rozdział,więc dodaje :) Jesteśmy coraz bliżej wielkiego finału. Zostało kilka rozdziałow.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top