Lekcja
Następnego dnia:
Wstałam lekko po ósmej. Na 9:00 miałam kurs jazdy. Jake jeszcze spał. Nie chciałam go budzić.
Wzięłam czystą bielizne,ubrania,buty i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Założyłam niebieska bluzkę z rękawami do łokcia, spodenki i trampki.Włosy związałam w kitkę.
Zeszłam do kuchni. Zjadłam śniadanie. Napisałam kartkę, gdzie ide i zostawiłam ją w kuchni na stole. Poszłam na plac manewrowy.
-Dzien dobry-przywitałam sie.
-Dzien dobry-odparł pan.-Wsiadaj do auta.
Usiadłam na miejscu kierowcy. Zapaliłam silnik i pojechałam. Godzine jeździłam po placu manewrowym.
Na koniec musiałam zaparkować w wyznaczonym miejscu. Zrobiłam to bezbłędnie.
-Jeździłas już wcześniej?
-Tak-odparłam.-Chłopal mnie uczył.
-Na dzisiaj to koniec. Widzimy się za tydzien.
-Dobrze. Do widzenia.
Poszłam do domu. W kuchni siedział Jake.
-Moglaś mnie obudzic, zawiózł bym cie.
-Przeszłam się. Spacerkiem to tylko 10 minut.
-No dobrze. Chcesz soku?
-Jasne.
Usiadłam przy stole. Wampir podał mi szklanke z napojem.
-Co dzisiaj robimy?-zapytałam.
W tej chwili do kuchni wszedł Simon, Scott i Tyler.
-Czesc chłopaki-przywitałam się.
-Hejka-odparł Tyler.
Spojrzałam na narzeczonego.
-Co wy kombinujecie?-zapytałam.
-Nic-odparł chłopak.
-Chciałem kupic sobie auto-powiedział Tyler.-Jedziemy je obejrzec.
-Pojade z wami-powiedziałam.
-Mag chciała,żebyś do niej wpadła-odparł Scott.
-Okej.
-Zawieziemy cie-rzekł Jake.
-Tylko sie przebiore. Na dworze jest strasznie gorąco.
Poszłam do pokoju. Zmieniłam bluzke. Teraz miałam na sobie białą bokserkę. Było widać opatrunek na ramieniu,ale jechałam tylko do kuzynki, a ona wie o wszystkim.
Wzięłam telefon i zeszłam na dół.
-Tak jedziesz?-zapytał Jake.
-Tak. W końcu jade tylko do Mag. Spoko.
Chłopaki zawieźli mnie do dziewczyny.
-Przyjade po ciebie za jakies dwie gora trzy godziny-powiedział mój narzeczony.
-Okej-dałam mu całusa.-Pa.
Weszłam do domu.
-Mag!
-Jestem u góry!
Poszłam do sypialni.
-Czesc-przytuliłam ja.
-Czesc Cleo. Jak twoje ramie?-spojrzała na opatrunek.
-Dobrze-odparłam.
-Nie boli cie?
-Nie.Co robisz?
-Porządki. Za dwa dni jedziemy ze Scottem na miesiąc miodowy.
-Oooo,a gdzie?
-Jedziemy na miesiąc do Grecji.
-Super-powiedziałam.-Pomoge ci.
Poszłam do kuchni po ścierke do kurzy.
-Okej. To ja posprzątam w sypialni.
-A ja w salonie-odparłam i zeszłam na dół.
Powycierałam kurze z mebli. Wytarłam telewizor. Odkurzyłam dywan.
Poszłam do kuzynki. Dziewczyna kończyła sprzątać.
-Co teraz?-zapytałam.
-Mogłabyś ogarnąc troche kuchnie? Ja pójdę wyczyścić łazienkę.
-Dasz sobie rade z łazienką?
Pogładziła sie po brzuchu.
-Jasne.
-To już 3 miesiac?
-Tak-uśmiechnęła się.
Poszłam do kuchni. Umyłam lodówkę. Pozmywałam naczynia. Wyczyściłam kuchenkę i pozamiatałam. Po godzinie kuchnia błyszczała.
-Skończyłas?-do pomieszczenia weszła Mag.
-Tak ,a ty?
-Tak. Zdążyłam jeszcze posprzątać dwa pokoje.
-Mogłaś mnie zawołać.
-Spoko. Wystarczyło tam kurze zetrzeć i pozamiatać.
-Okej. Skocze po zakupy a ty odpocznij.
-A twój opatrunek? Wszyscy będą go widzieć.
Uśmiechnęłam się. Dotknęłam go ręką. Zrobił się niewidzialny. Rany też nie bylo widac.
-To ja ide.
-Dzieki. Kochana jesteś.
Wzięłam torbe na zakupy i poszłam. Kupiłam tylko kilka rzeczy na obiad i na kolacje. Watpiłam,żeby chłopaki zdążyli przyjechać przed wieczorem, więc postanowiłam zrobic Mag spaghetti na obiad. Kupiłam makaron,sos, mięso i jeszcze kilka innych rzeczy. Zapłaciłam przy kasie i wróciłam do Margaret.
Dziewczyna leżała w ogrodzie na hamaku.
-Jestes już.
-Tak. Zrobię obiad,bo dochodzi już 14:00.
-Pomoge ci.
-Dam sobie rade,ty leż.Będzie spaghetti.
-Pycha-odparła.
Poszłam do kuchni. Ugotowałam makaron i zrobiłam sos. Nałożyłam na talerze i zaniosłam do ogrodu. Postawiłam na stole.
Zjadłyśmy obiad.
-Było pyszne-powiedziała Mag.
-To dobrze-odparłam.
Poszłam pozmywac naczynia, a pozniej wróciłam do ogrodu. Usiadłam na kocu,ktory był rozłożony na ziemi. Kuzynka usiadła obok mnie.
-Gramy w karty?-zapytała.
-Jasne.
Hejka kochani ;) Podoba się?:-D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top