Rozdział 7~Szczera rozmowa~
Aishi razem z Donniem wzięli M'Ikanelę pod ręce prowadząc do kryjówki. Za nimi poszedł Raph cały trzymając Monę. Na końcu szli Leo, Mikey i T'Horan. Schodzenie po stromych półkach znów zaczęło sprawiać problemy. Szczególnie z M'Ikanelą był problem. Ale wreszcie po wielu trudach udało im się zejść na dół. W drzwiach minęli się z Salem.
-Czy to...-zaczął.
-Tak, to księżniczka M'Ikanela-odparł szybko Leo.
-Donatello, Aishinsui i Michelangelo, zabierzcie ją w jakieś ciche miejsce-powiedziała Y'Gythgba.- Czuje, że zaraz rozpęta się tu piekło.
Salamandrianka bardzo dobrze myślała. Zbliżał się akurat R'Akmort. Widząc M'Ikanelę stanął jak wryty. G'Throkka i Leo też postanowili iść za resztą by nie przeszkadzać w rozmowie. Ojciec rodzeństwa podszedł do T'Horana, Mony i Rapha pytając:
-Czy... czy to ona?
-Tak-odparł syn.
-Ojcze, muszę cię o coś zapytać i liczę na odpowiedź-powiedziała stanowczo Lisa.- M'Ikanela to moja matka? Moja i T'Horana?
R'Akmort nie palił się do odpowiedzi. Nie zamierzał jej nawet udzielać.
-Ojcze, powiedz jej-przycisnął go T'Horan.- Powinna znać prawdę.
Salamandrianin westchnął ciężko.
-Tak.
Monę zamurowało. W jednej chwili to w co wierzyła cały czas stało się jednym wielkim kłamstwem. Była wściekła na ojca.
-Nawet tego nie potrafisz powiedzieć mi prosto w oczy?- warknęła.- Dlaczego choć raz nie możesz spojrzeć na mnie bez gniewu?
-Ponieważ...-zaczął ojciec.- Ponieważ... jesteś zbyt podobna do matki. Nie mogłem patrzeć na ciebie bo zawszę widziałem w tobie M'Ikanelę. To za bardzo bolało.
-Bolało? A jej to nie bolało?!-wtrącił zły Raph.- Czemu nigdy nie powiedziałeś jej prawdy?
-Bo Y'Gythgba była tym dzieckiem, którego chciał Dregg-wyjaśnił T'Horan.
-Co?-zdziwiła się siostra.
-Dregg chciał mieć kogoś, komu można było zrobić pranie mózgu i nastawić przeciw Salamandrianom-ciągnął.- A, że byłaś królewską córką to monarsza w walce osłabnie. Miałaś być tak jakby żywą tarczą ochronną dla tego Insektoida. Mama chciała temu zapobiec więc oddała siebie.
-Nigdy ci tego nie mówiłem bo nie chciałem, żebyś się obwiniała-tłumaczył R'Akmort.
-Stary, czy ty siebie słyszysz?!-wyrwał Raph.- Nie chciałeś by się obwiniała a powiedziałeś jej, że M'Ikanela zmarła zaraz jak się urodziła? I jeszcze dokopywałeś jej na każdym kroku!
Salamandrianin nic nie powiedział. W monie natomiast gotowała się złość.
-Zniszczyłeś mi całe życie-warknęła.
Poczuła, że paraliż jej nóg już prawie ustał, więc puściła się Rapha i wyszła z kryjówki. Żółw zamierzał iść za nią, ale T'Horan zatrzymał go twierdząc, że powinna pobyć sama. Mutant zrobił tylko posępną minę po czym poszedł zobaczyć czy braciom i przyjaciółce udało się dotrzeć jakoś do M'Ikaneli. Zastał ich tylko jak próbują złapać z nią kontakt.
-Coś nowego?-spytał.
-Nie-odrzekł Leo.- Cały czas z nią rozmawiamy a ona nic.
-A co jej właściwie jest?-dociekał.
-Najprawdopodobniej to jakiś szok-stwierdził Donnie.
-Hej, a jakby ją trochę tak poruszyć moim darem?-zaproponowała Aishi.- Taki solidny kop energii mógłby otworzyć jej usta.
-To mogłoby się udać, ale dla ciebie to za duże ryzyko-odparł Donatello.
-Zamierzam ją tylko trochę tryknąć-rzekła.- Nic mi nie będzie.
Żółw westchnął dając jej dziewczynie rękę. Nastolatka stanęła nad M'Ikanelą kładąc ręce na jej głowie. Reszta patrzyła czekając na efekt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top