🌿XX. Szczerość za szczerość🌿
— Tylko spokojnie, Kas — wymamrotał ostrzegawczym szeptem Ksawery.
Osiągnął kompletnie odwrotny efekt od zamierzanego. Spięłam się wewnętrznie i spojrzałam gwałtownie przez ramię. Zmrużyłam oczy. Zobaczyłam zbliżających się do nas Antoniego z Rozalią. Prowadził ją pod rękę. Rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami. Uśmiechali się do siebie. Wyglądali na tak szczęśliwych, że aż mnie coś ścisnęło w środku.
— Co się stało? — spytałam sucho, gdy pojawili się na tyle blisko, by móc mnie usłyszeć.
Z zadowoleniem zauważyłam, że Rosa trochę przygasła. Zerknęła na wujka i rozchyliła usta, jakby zamierzała się odezwać, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Pogładził ją po wierzchu dłoni w pokrzepiającym geście i skupił się na mnie.
— Nic się nie stało, Kasandro — odparł łagodnym tonem. — Zastanawialiśmy się, czy...
— Czy moglibyśmy z wami posiedzieć? — weszła mu w słowo Rozalia, wskazując na stojącą nieopodal ławkę.
Zamrugałam zaskoczona. W pierwszym odruchu zamierzałam odmówić, ale zrezygnowałam, gdy Ksawery stanął tuż obok i ścisnął mnie lekko za rękę.
— Chciałaś ich obserwować. Przyszli sami. Zgódź się, Kas — szepnął mi do ucha.
Westchnęłam i sztywno przytaknęłam. Odprowadziłam dorosłych wzrokiem, aż zajęli miejsca w pewnej odległości od nas.
— Spanikowałam — wyznała wujkowi Rosa przepraszającym tonem, a on uśmiechnął się do niej wyrozumiale.
Uniósł dłoń kobiety i złożył delikatny pocałunek na kostkach. Chciał opuścić jej rękę, ale mu nie pozwoliła. Splotła ze sobą ich palce i położyła między nimi na deskach, sprawiając, że nadal byli blisko, mimo że zachowywali dystans. Nie patrzyli w moją stronę. Zajęli się rozmową.
— To... bawimy się dalej, czy nie? — odezwała się ostrożnie Marika.
Odwróciłam się do niej zbyt gwałtownie. Zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam, że Ksawery coś odpowiedział, ale jego słowa zabrzmiały jak kompletnie obcy język. Nic nie zrozumiałam. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
— Wszystko w porządku? — To pytanie dotarło bez problemu, ale skrzywiłam się niezadowolona, bo zadała je Rozalia.
Z trudem uniosłam powieki i z przerażeniem zorientowałam się, że wszystko dookoła zamarło. Ksawery i Marika zastygli w trakcie wymiany zdań. Oddział strażników przechodzący rzut beretem od nas również zatrzymał się podczas marszu. Każdy z mężczyzn unosił jedną nogę w powietrzu, przygotowując ją do postawienia kroku. Ptaki przestały śpiewać. Wiatr już nie tańczył w koronach drzew.
Czy to możliwe, że zatrzymałam czas? Na samą myśl aż mnie zemdliło z nerwów.
— Słabniesz, Kasandro — oznajmił ktoś moim głosem, nie kryjąc entuzjazmu.
Wzdrygnęłam się i spojrzałam w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Dalina uśmiechała się triumfalnie. Nie miałam wątpliwości, że to była ona. Opierała się na ramieniu wujka, który wyglądał, jakby spał z otwartymi oczami. Tylko dla nas dwóch życie toczyło się dalej.
— Jestem tak blisko, żeby ci wszystko odebrać — mruknęła i przeciągnęła się leniwie.
Postanowiłam, że tym razem nie dam się zastraszyć. Zacisnęłam dłonie w pięści.
— Daj mi spokój — warknęłam.
Dalina zaśmiała się perliście.
— Ani myślę — parsknęła rozbawiona.
Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na ziemi. Wykonałam kilka szybkich wdechów i wydechów.
— To tylko wizja. Ciebie tu nie ma. Zaraz się obudzę — wymamrotałam.
Dalina prychnęła i podniosła się z ławki.
— Naprawdę myślisz, że to ci pomoże? Nie wygrasz ze mną.
— Spróbuję — wycedziłam.
— Zobaczymy, jak będziesz śpiewać, kiedy Antoni ożeni się z Rosą. Chcesz wiedzieć, kiedy dokładnie dojdą do wniosku, że jesteś przeszkodą na ich drodze do szczęścia? Mogę ci powiedzieć — mruknęła.
Zachłysnęłam się powietrzem.
— Dobrze słyszałaś, Kasandro — dodała zjadliwie. — Niedługo rodzina się powiększy. Jak się z tym czujesz?
— Przestań! — Zamiast planowanego warknięcia, z mojego gardła wydobył się jęk.
— Nie chcesz powiedzieć? — Uniosła brwi w przerysowanym zdziwieniu. — To ja ci powiem, co czuję! — Klasnęła w dłonie, w dwóch krokach znalazła się przy mnie i szarpnęła moją brodą, żeby móc zajrzeć mi w oczy. — Życie jest kurewsko niesprawiedliwe. Pierwsza matka postradała przez ciebie zmysły. Kto wie, może ten sam los czeka drugą, ale jednego jestem pewna. Na żadną z nich nie zasłużyłaś. Niszczysz wszystko, czego się dotkniesz — zacmokała z niesmakiem.
Zakryłam uszy dłońmi, żeby chociaż na chwilę odciąć się od tego głosu. Płakałam spazmatycznie. Kompletnie straciłam nad sobą panowanie.
— Jesteś najżałośniejszą istotą, z jaką kiedykolwiek miałam styczność! — oznajmiła z pogardą. — Ale dręczenie cię jest moją ulubioną rozrywką.
Zwinęłam się na ziemi w pozycji embrionalnej. Krztusiłam się łzami. Dostałam silnej migreny. Myślałam, że lada moment rozsadzi mi głowę.
— To dopiero początek, Kasandro — dodała, pochylając się nade mną. — Pożałujesz, że się urodziłaś. Będziesz błagać, żebym cię dobiła.
Mało brakowało, a poprosiłabym ją o to już teraz.
***
Antoni zerknął ostrożnie na Rozalię. Siedziała spięta, więc delikatnie ścisnął ją za dłoń w pokrzepiającym geście.
— Strasznie mi głupio. Nie wiem, dlaczego spanikowałam — wyszeptała.
Mężczyzna westchnął. Kątem oka spojrzał na siostrzenicę. Choć z jej twarzy biła dziecięca niewinność, nie należała do standardowych dziewięciolatek.
— Jest taka podobna do Any — wymamrotała. — Jak sobie z tym radzisz?
Wzdrygnął się. Kasandra niezaprzeczalnie odziedziczyła wygląd po matce. Na dodatek, jak większość Emeraldów była koszmarnie uparta, a gdy jej na czymś zależało, w skupieniu dążyła do celu.
Poczuł nieprzyjemny ucisk w środku. Ostatnimi czasy dziewczynka radziła sobie ze swoim wychowaniem lepiej bez jego udziału. Zaniedbał ten temat. Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie.
— Kasandra nie jest taka jak Bestia — powiedział z przekonaniem, choć głos minimalnie mu się załamał.
Rosa zamilkła na dłuższy moment.
— Wierzę. — Spojrzała na niego z powagą.
— Wiele dla mnie znaczy, że jej nie odtrącasz, pomimo... — urwał, gdy oparła głowę o jego ramię.
— Nie można obarczać dzieci winą rodziców — szepnęła. — Mam żal do Any za to, co nam zrobiła, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby brać odwet na jej potomku.
Antoni przełknął ciężko ślinę. Bestia bez żadnych oporów zemściła się na Melindzie, krzywdząc Amandę. Nie omieszkała też wykorzystać uczuć, które żywił względem siostrzenicy, żeby go ukarać. Czy tak samo postąpiłaby wobec własnej córki, gdyby się dowiedziała, że finalnie nie stanęła po oczekiwanej stronie? To pytanie było jednym z wielu, które spędzały mu sen z powiek.
— Wszystko w porządku? — Rozalia wyrwała go z zamyślenia. Wzdrygnął się i zamrugał nieprzytomnie.
— Słucham? — mruknął.
— Popatrz, coś się z nią dzieje. — Wstała z ławki w tym samym momencie, w którym Kasandra osunęła się na ziemię.
Antoni skoczył na równe nogi i złapał siostrzenicę. W ostatniej chwili ochronił głowę dziecka przed rozbiciem. Był pewien, że dziewczynka straciła przytomność, ale gdy zajrzał jej w twarz, dostrzegł, że miała szeroko otwarte oczy i wydawała się zdezorientowana. Usiadł z nią na ziemi i przytulił.
— Co się stało, kochanie? Słabo ci? — spytał, starając się nie okazywać niepokoju, ze względu na ciężko przestraszonego Ksawerego.
— Kas? — wykrztusił chłopiec.
— Och, przecież widać, że udaje! — parsknęła nerwowo Marika. — Wstawaj, teraz twoja kolej szukać!
Ksawery spiorunował ją wzrokiem, a Antoni całkiem zignorował. Był w pełni skupiony na Kasandrze. Delikatnie odgarnął jej kosmyk za ucho.
— Słyszysz mnie, skarbie? — szepnął.
— Niech przestanie — wymamrotała niewyraźnie w odpowiedzi.
— Kto ma przestać co? — odbił piłeczkę.
Kątem oka zauważył, że Rosa zbliżyła się do nich nieznacznie, ale wciąż zachowywała dystans. Marszczyła brwi w zmartwieniu.
— Dalina — wyjąkała Kasandra.
Antoni wstrzymał oddech i zerknął ostrożnie na Rozalię. Kobieta zamarła w pół kroku i zbladła. Rozchyliła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
— Dalina — powtórzyła jeszcze słabiej i potrząsnęła głową z frustracją. Jej oczy wypełniły się łzami. — Niech odda mi głos.
— Ma wizję? — spytał z rezerwą Ksawery.
— Możliwe — mruknął mężczyzna i wstał, trzymając siostrzenicę w objęciach. — Zabiorę ją do mistrza Elwira.
— Czyli nie udaje? O co w tym chodzi? Widzi i słyszy coś, czego nie ma? — Marika otworzyła szerzej oczy w szczerym zdumieniu.
Chłopiec sapnął oburzony. Ewidentnie zamierzał obdarzyć dziewczynkę co najmniej kilkoma inwektywami, ale nie zdążył, ponieważ Antoni odezwał się pierwszy.
— To nie jest odpowiedni moment na zaspokajanie twojej ciekawości. Jeśli masz pytania, zadaj je ojcu. Chodź, Ksawery. Przeniesiemy się do infirmerii — oznajmił i spojrzał przez ramię na Rozalię. — Rosa?
Drgnęła nerwowo. Z twarzy kobiety bez trudu dało się odczytać, że chciała mu towarzyszyć, ale uważała, że jej obecność nie była wskazana. Ostatecznie podeszła do Antoniego i dotknęła jego ramienia. Ksawery uczynił to samo.
— Nie zostawię cię tu samej, Mariko, ale jak tylko znajdziemy się w zamku, pójdziesz prosto do Maurycego — zastrzegł z powagą książę.
— Dlaczego nie mogę iść z wami do mistrza Elwira? — Dziewczynka wygięła usta w podkówkę.
— Ciężko określić, ile czasu u niego spędzimy. Nie będę w stanie poświęcić ci dostatecznej uwagi. Muszę się skupić na Kasandrze. Chwyć mnie za rękę — ponaglił ją z lekkim naciskiem Antoni.
Marika westchnęła ciężko, ale już więcej nie oponowała. Wykonała polecenie, a gdy dotarli do infirmerii, bez słowa i poważnie nadąsana opuściła salę.
Mistrz Elwir łypnął podejrzliwie na nowo przybyłych.
— Co to za komitet? — mruknął. — Pannicy się pogorszyło?
— Nie potrafię do niej dotrzeć. Chyba ma wizję — wyjaśnił cicho Antoni.
— Ciekawe — wymamrotał starzec. — Nawet bardzo. Połóż ją. — Wskazał na łóżko stojące najbliżej księcia. Podszedł do niego chwiejnym krokiem, zamiatając podłogę swoją gęstą, siwą brodą. Podwinął rękawy brunatnej szaty po łokcie i nachylił się nad dziewczynką.
Patrzyła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Co jakiś czas zaczerpywała drżący oddech przez usta. Milczała jak zaklęta.
Rozalia i Ksawery również się nie odzywali. Zaniepokojeni obserwowali scenę z odległości drzwi. Nie ruszyli się z tego miejsca od momentu, gdy przekroczyli próg sali.
Mistrz Elwir wyprostował dłoń i pstryknął palcami przed twarzą Kasandry.
— Słyszysz mnie, pannico? — spytał życzliwie.
Nie doczekał się żadnej reakcji mogącej potwierdzić, że dziewczynka go zrozumiała.
Antoni zmarszczył brwi. Obserwował, jak starzec chwycił dziecko za nadgarstek, żeby sprawdzić mu puls, a potem wyciągnął różdżkę i powoli przesunął nią po skórze Kasandry w kierunku przedramienia, rysując migocącą ścieżkę. Utrzymała się przez chwilę, po czym wchłonęła się w ciało.
— Magiczne przegrzanie — zawyrokował ponuro uzdrowiciel. — Znowu. To kolejne w tym tygodniu.
Książę z trudem przełknął ślinę.
— Twoja córka jest mała, a posiada tyle mocy, że kompletnie sobie z nią nie radzi. Jakieś pomysły, z czego ów stan wynika? — Starzec wwiercił się w niego spojrzeniem.
— Dorasta? — zasugerował nieśmiało Antoni.
— Och, na wszelką litość! Masz mnie za idiotę? — warknął ze złością mistrz Elwir. — Jak to możliwe, że stworzyłeś tak potężną istotę? Wspomogłeś się eliksirem wzmacniającym? Podałeś coś matce tego dziecka? Kim była ta kobieta, do ciężkiej cholery? Twoje milczenie wiąże mi ręce!
Antoni zacisnął szczękę i odwrócił wzrok.
— Powiedz, mistrz na pewno pomoże — wtrąciła łagodnie Rozalia.
Książę odwrócił się do niej zaskoczony. W jego oczach mignęło poczucie zdrady, ale zgasło od razu, gdy dostrzegł u Rosy wyraz głębokiego przekonania, że właśnie tak powinien postąpić. Ich krótka wymiana nie uszła uwadze starca. Skrzyżował ramiona na piersi. Prześlizgnął się wzrokiem po twarzy Ksawerego, po czym utkwił go z powrotem w Antonim. Wykonał nieznaczny ruch palcami, a powietrze wokół łóżka, obok którego stali, ledwo dostrzegalnie zadrgało. Niewidzialna bariera przypominająca bańkę wytłumiła dźwięki osób znajdujących się wewnątrz.
— Zatem Rosa wie — stwierdził z wyraźnym niezadowoleniem — Na podstawie miny tego młodego kawalera wnioskuję, że on także. Czy to ten moment, w którym powinienem się na ciebie śmiertelnie obrazić, mój drogi chłopcze? — zwrócił się do Antoniego, unosząc wymownie brwi. — Sugerujesz, że byłbym zdolny skrzywdzić dziecko?
Książę wyprostował się jak struna i ułożył usta w wąską linię. Uzdrowiciel obserwował go spokojnie. Pogładził w zamyśleniu swoją gęstą brodę i westchnął.
— Pamiętam tylko jedno, przy którym wątpiłem, czy powinno mu się pozwolić dorosnąć — szepnął, wolno ważąc słowa. — Wielu przyznało mi po latach rację.
Antoni się wzdrygnął.
— W tym również ty — dodał smutno starzec. — Ale rozumiem. Ana stanowiła śmiertelne zagrożenie. Uwięzienie jej było zbyt ryzykowne. Należało podjąć radykalne kroki.
Książę usiadł na materacu, przygarnął Kasandrę opiekuńczo i pocałował ją w skroń. Mistrz Elwir patrzył na niego przez dłuższy moment w ciszy, aż nagle prychnął i potrząsnął głową z niedowierzaniem.
— Zszargałeś sobie reputację. Wystawiłeś się na pośmiewisko. Wmówiłeś wszystkim, że to twoje dziecko, a tymczasem...
— Skoro nie zamierzasz pomóc, w tej chwili zabiorę stąd moje dziecko i poszukam innego specjalisty — przerwał mu z naciskiem ostrym szeptem.
— Uspokój się, Antoni — odparł w tym samym tonie starzec, ale po chwili westchnął i dodał o wiele łagodniej — Przecież wiesz, że możesz mi zaufać. Jestem jedyną osobą, która będzie w stanie cokolwiek zaradzić w zaistniałej sytuacji.
— Jak mam być spokojny?! — Spiorunował go wzrokiem. — Czy nie zasugerowałeś, że powinienem zrobić z Kasandrą to samo, co z Aną?!
— Bo to ona była matką, zgadza się? Wychowujesz dziecko siostry?— spytał miękko.
Antoni wciągnął ze świstem powietrze.
— Czy Ana... oddała małej moc? — drążył starzec. Wyraźnie się zawahał.
Książę zerknął kątem oka na Rozalię i Ksawerego stojących obok drzwi. Rozmawiali. Rosa zniżyła się do poziomu chłopca. Coś mu tłumaczyła. Uśmiechała się łagodnie. Nie wyglądali już na zdenerwowanych, w przeciwieństwie do Antoniego.
— Nic nie powiem, dopóki nie dasz mi gwarancji, że Kasandrze włos z głowy nie spadnie, kiedy poznasz prawdę — warknął.
— W porządku — odparł mistrz Elwir, unosząc dłonie w pokojowym geście. — Przyrzekam.
Antoni spojrzał mu w oczy i wypuścił drżący oddech z piersi. Chwilę mu zajęło, zanim się przełamał, by powiedzieć:
— Tak, jest córką Bestii. Ana oddała jej swoją moc przed śmiercią — szepnął.
Uzdrowiciel pokręcił głową z niedowierzaniem i przymknął powieki.
— Szurnięta baba — prychnął ze złością. — To tłumaczy kwestię nadmiaru mocy. Dziewczynka rozpoczęła szkolenie?
— Oczywiście — wycedził książę.
— Mam nadzieję, że trzymasz ją z daleka od czarnej magii. — Mistrz Elwir zmrużył oczy.
Odpowiedź nie nadeszła wystarczająco szybko. Starzec sapnął oburzony.
— Antoni! — syknął.
— Znalazła dziennik Any, nauczyła się kilku zaklęć, prawie wyzionęła ducha. Jestem pewien, że więcej nie spróbuje — wymamrotał i westchnął ciężko. — Oboje najedliśmy się strachu.
— I dobrze — warknął z naganą w głosie mistrz Elwir.
— Dalina — odezwała się słabo Kasandra.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią, marszcząc brwi. Antoni ostrożnie oparł dziewczynkę z powrotem o poduszki i cofnął się, robiąc więcej miejsca uzdrowicielowi. Starzec wyciągnął przed siebie dłonie, przymknął powieki i zawiesił je nad dzieckiem. Z jego ust wydobył się ciężki do zrozumienia ciąg wyrazów. Powtarzał je do momentu, aż spojrzenie Kasandry oprzytomniało.
— Co się stało? — wykrztusiła.
Antoni odetchnął głęboko i przygarnął ją do siebie. Nie zaprotestowała. Sama się w niego wtuliła. Mistrz Elwir otworzył oczy i przez dłuższą chwilę przyglądał im się w ciszy. Myślał, przeczesując swoją gęstą brodę palcami.
— Pannica potrzebuje różdżki — oznajmił niespodziewanie.
— Słucham? — sapnął nerwowo książę.
— Moja magia już dojrzała? — odezwała się w tym samym momencie Kasandra i zerknęła ostrożnie na Antoniego.
— Bynajmniej — parsknął starzec. Podniósł rękę i wykonał gest w powietrzu, który sprawił, że bariera opadła. Teraz każdy mógł ich usłyszeć.
Rosa i Ksawery od razu zwrócili ku nim twarze z zaciekawieniem, ale pozostali przy drzwiach.
— A czy różdżka nie jest wzmacniaczem mocy? — Kasandra zmarszczyła brwi.
— Tak, ale przede wszystkim, gdy rzucisz zaklęcie Nas konvento, twoja magia skoncentruje się w różdżce. Nadal będziesz w stanie czarować bez niej, ale staniesz się... słabsza — wyjaśnił Antoni, stopniowo przenosząc wzrok na mistrza Elwira. Odetchnął głęboko i posłał mu uśmiech. Pełen ulgi.
— Chcesz mnie osłabić? — powtórzyła, nie kryjąc zdumienia.
— Nadmiar mocy ci szkodzi, kochanie. W ten sposób go wyrównamy. Że też wcześniej na to nie wpadłem! — Potrząsnął głową z niedowierzaniem i przesunął sobie dłońmi po twarzy. — Dziękuję, mistrzu. Naprawdę genialne.
— Jeszcze dłużej trzeba było przede mną ukrywać rzeczy, których zdecydowanie nie powinieneś — burknął, odwijając rękawy szaty.
— Naprawdę dostanę różdżkę? — upewniła się z lekką rezerwą. Z jej miny łatwo dało się odczytać, że nie była pewna, jakiej reakcji od niej oczekiwano. Powinna się cieszyć czy martwić?
Antoni przytaknął i pocałował ją w czoło.
— Pozwolisz mi z niej korzystać, czy od razu zabierzesz? — mruknęła podejrzliwie.
— Na początku ją dla ciebie przechowam. Nauczę cię z niej korzystać na takich samych zasadach, jak w przypadku poznawania nowych zaklęć. Możesz czarować, ale pod opieką. — Uśmiechnął się ciepło. — W tym procesie chodzi o rozlokowanie twojej energii w różnych miejscach. Istnieje spora szansa, że dzięki koncentracji mocy w różdżce, uwolnisz się od wizji lub stracą na intensywności i częstotliwości. Nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze. — Odgarnął jej delikatnie włosy z czoła, a potem podał rękę i pomógł zejść na podłogę. — Złożymy we dwoje wizytę Amandzie. Muszę z nią skonsultować kilka kwestii. Jeśli nie będzie miała żadnych obiekcji, wybierzemy się do różdżkmistrza jeszcze dzisiaj.
Kasandra zamrugała z niedowierzaniem i przesunęła wzrok na przyjaciela.
— Z Ksawerym, tak? — upewniła się.
— Jak najbardziej możesz nam towarzyszyć w mieście, jeśli chcesz — Antoni zwrócił się spokojnym tonem bezpośrednio do chłopca.
— Chętnie! — odparł natychmiast, uśmiechając się promiennie, a po krótkim namyśle spytał — Czy mógłbym pożyczyć kilka książek z biblioteki? Przeczytałem już wszystko, co zabrałem z domu.
— Oczywiście. — Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie i otworzył drzwi. Dzieci opuściły infirmerię jako pierwsze i od razu się rozdzieliły. Ksawery w podskokach pobiegł do miejsca, o którym wspomniał, a Kasandra została na korytarzu. Antoni spojrzał przez ramię na Rozalię.
— Wrócę do pokoju — powiedziała, a gdy mijała go w przejściu, wspięła się na palce i musnęła ustami jego policzek. — Jestem z ciebie dumna — szepnęła.
Poczuł przyjemne ciepło rozlewające mu się po wnętrzu klatki piersiowej. Nie zdążył skomentować jej słów. Patrzył za nią tak długo, aż zniknęła mu z oczu i usłyszał zirytowane prychnięcie siostrzenicy.
— No, już. Idziemy, mała złośnico — mruknął czule. Wyciągnął dłoń, chcąc delikatnie zmierzwić jej włosy.
— Nie złoszczę się bez powodu — syknęła i odchyliła głowę, żeby nie zdołał jej dosięgnąć.
Antoni zmarszczył brwi i opuścił rękę.
— Nie dziwię się, że ta kobieta jest z ciebie dumna, skoro jej słuchasz. Mnie przestałeś — warknęła.
Zamrugał zdezorientowany. Ta nagła zmiana nastroju mocno go zaskoczyła.
— O czym ty mówisz, kochanie? — szepnął.
— Jak mogłeś powiedzieć Rosie o wizjach i o tym, że nie jestem twoją córką? — weszła mu sucho w słowo.
W głosie dziecka było tyle pretensji, że Antoni aż się wzdrygnął.
— Nie zdradziłem nic, co mogłoby ci w jakikolwiek sposób zaszkodzić — odparł z przekonaniem.
— Nie powinieneś był dzielić się z nią tymi tajemnicami — wycedziła.
— Rosa chciałaby cię lepiej poznać — bąknął.
— Ale ja nie chcę poznać jej — odparła twardym tonem.
Mężczyzna nabrał powietrza do płuc i rozchylił usta.
— Masz o mnie z nią nie rozmawiać — dodała z powagą.
Przełknął ciężko ślinę, po chwili wahania kucnął i bardzo ostrożnie ujął dłonie Kasandry. Nie odtrąciła jego ręki. Odetchnął w duchu z ulgą.
— Skarbie — wyszeptał łagodnie — Rozalia rozumie, że nie jestem sam. Wie, że cię nie porzucę i niczego podobnego nie oczekuje. Poprzez swoje zainteresowanie tobą okazuje ci akceptację, a mi wsparcie.
— A jeśli Rosa każe ci wybierać? — Głos jej się załamał.
Przyciągnął ją delikatnie do siebie i przytulił.
— Nie każe. — Potrząsnął zdecydowanie głową.
Kasandra zamilkła na dłuższy moment. Pewność, którą usłyszała w głosie Antoniego, zwykle działała uspokajająco, ale tym razem stało się inaczej. Zadrżała i wczepiła się w mężczyznę mocniej.
— Ale gdyby kazała, kogo byś wybrał? — drążyła słabo.
Westchnął i pogłaskał ją po plecach.
— Ciebie — odparł spokojnie i pocałował ją w skroń. — Jesteś moim dzieckiem. Bardzo cię kocham. Nikt nas nie rozdzieli, przyrzekam — powiedział z powagą.
Kasandra pociągnęła nosem. Jej łzy błyskawicznie wsiąkły w koszulę Antoniego, ale się tym nie przejmował. Cierpliwie zaczekał, aż dziewczynka dojdzie do siebie, a gdy uznał, że to nastąpiło, szepnął:
— Wrócimy później do tego tematu, gdy emocje trochę opadną, dobrze?
Przytaknęła z ociąganiem.
— Rosa zostanie w zamku do końca wakacji, tak samo jak my — oznajmił ostrożnie. — Nie zmuszę cię, byś ją polubiła i się do niej przekonała, ale — zawiesił głos, szukając odpowiednich słów — czy mogłabyś dać jej szansę?
Poczuł, jak zesztywniała w jego ramionach. Ciało reagowało wrogością na samą wzmiankę o Rozalii.
— Pół szansy? — mruknął nieśmiało.
— Ćwierć — burknęła niespodziewanie.
Antoni parsknął krótkim śmiechem i pocałował ją w czoło.
— Zaskakująca i godna podziwu hojność — przyznał cicho z lekkim rozbawieniem.
— I niech nawet nie próbuje udawać mojej mamy — wycedziła.
Mężczyzna odniósł wrażenie, że w jednym momencie cała krew odpłynęła mu z twarzy. Przełknął ciężko ślinę i przywołał się do porządku.
— Ale ty dalej możesz udawać, że jesteś moim ojcem — dodała po chwili namysłu.
— Manipulujemy faktami, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo w tym świecie, ale pamiętaj, że moje uczucia do ciebie są prawdziwe, niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy i jak siebie określamy — szepnął, jeszcze raz ją uścisnął i wyprostował się z gracją. — Chodźmy do Amandy. Im szybciej porozmawiamy, tym wcześniej udamy się do miasta.
Kasandra już nie oponowała. Wszystko wskazywało na to, że kryzys został zażegnany. Przynajmniej tymczasowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top