🌿XVII. Świadek czasu🌿
Ksawery przyglądał się czujnie z odległości parapetu, jak mistrz Elwir rozstawiał na stoliku nocnym fiolki z kolorowymi miksturami. Kasandra już nie płakała. Siedziała w pozycji półleżącej, wsparta o poduszki. Była blada. Na jej czole perlił się pot. Co jakiś czas wstrząsały nią dreszcze. Miała nieobecne spojrzenie.
— Czy coś cię boli, pannico? — spytał życzliwym tonem uzdrowiciel.
Nie odpowiedziała. Zdawała się go nie zauważać. Nawet gdy ujął jej dłoń i podniósł nieznacznie, a po chwili pozwolił, by swobodnie opadła na materac, nie zareagowała.
— Działo się z nią coś podobnego już wcześniej? — rzucił starzec w kierunku Ksawerego.
— Chyba nie, nie wiem — bąknął w odpowiedzi.
— Zdenerwowała się czymś? — drążył dorosły.
Z ust chłopca wyrwało się gorzkie parsknięcie. Nie dość szybko przycisnął do nich rękę i odwrócił wzrok.
— Fascynujące, możesz rozwinąć myśl? — Bystre oczy mistrza Elwira wwierciły się w Ksawerego.
— Kas jest... ogólnie nerwowa — mruknął niechętnie. — Boi się o pana Antoniego, że Dalina zrobi mu krzywdę.
— Dalina to przeszłość. Rozalia odzyskała pamięć. Nie stanowi zagrożenia. — Mężczyzna potrząsnął zdecydowanie głową.
Ksawery zmarszczył brwi. Przygryzł wargę i spuścił wzrok.
— Czyli... — urwał i spojrzał na starca z wahaniem. — Kas naprawdę się pomyliła?
— Ciężko orzec — mruknął uzdrowiciel. — Na pewno byłoby łatwiej, gdyby ta pannica mówiła, zamiast dusić wszystko w sobie. — Pstryknął palcami przed jej twarzą. Dziewczynka nawet nie drgnęła. — Ale też ciężko od niej wymagać otwartości, po takim ojcu. Ciekawe, jaka była matka. Antoni nie zdradził nawet jej imienia — westchnął i ostrożnie otarł twarz dziewczynki materiałową chusteczką. — Kasandro, słyszysz mnie?
— Z kolan ją podniesiesz — wymamrotała sennie.
— Co proszę? — Mistrz Elwir przyjrzał się jej uważnie.
— Raczej nie mówiła do pana — szepnął Ksawery. Zeskoczył z parapetu, wdrapał się na materac i usiadł obok przyjaciółki. — Czasem powtarza zdania w kółko.
— Och, czyli to magiczne przegrzanie. — Starzec się skrzywił nieznacznie. Sięgnął po fiolkę z bursztynowym płynem, odkorkował ją i chlusnął zawartością tuż nad dziewczynką. Ksawery odskoczył instynktownie, unikając zachlapania, ale szybko się zorientował, że działał pochopnie. Mikstura zmieniła swoją konsystencję w locie i opadła na Kasandrę w postaci migoczącej, złotej mgły. Błyskawicznie wchłonęła się w skórę. Dreszcze ustały.
— Co pan zrobił? — spytał zafascynowany chłopiec.
— Przystosowałem formę leku, aby pacjentka dała radę ją zaabsorbować. Gorączka ustała. Twoja przyjaciółka musi odpocząć — wyjaśnił rzeczowym tonem. Poruszył palcami i sprawił, że Kasandra zsunęła się do pozycji leżącej. Wyciągnął dłoń i poprawił jej kołdrę pod brodą. Oczy dziewczynki same się zamknęły. Zapadła w spokojny sen.
Starzec obserwował ją przez chwilę, marszcząc brwi w skupieniu.
— Antoni jest potężny, ale takie małe dziecko nie powinno doświadczać wizji w tym wieku. Na dodatek są nietypowo silne. Coś się nie zgadza — mruczał pod nosem. — Błyskawicznie traci energię, zupełnie jakby magia ją z niej wysysała. Rzucała ostatnio jakieś skomplikowane zaklęcie? — Spojrzał z powagą na Ksawerego.
Chłopak przełknął ciężko ślinę.
— Nie znam się na tym — wykrztusił z opóźnieniem.
Mistrz Elwir uśmiechnął się krzywo.
— Czuję, że coś jednak wiesz i kręcisz, młody człowieku — oznajmił miękko uzdrowiciel.
Ksawery odwrócił wzrok od mężczyzny i utkwił go w przyjaciółce. Zacisnął usta w wąską linię.
— Widzę, że idealnie się dobraliście — parsknął starzec. Już się szykował, żeby zadać chłopcu kolejne pytanie, ale pukanie do drzwi wybiło go z rytmu. Osoba po drugiej stronie nie zaczekała na zaproszenie. Amanda weszła do pokoju Kasandry i omiotła zebranych czujnym spojrzeniem.
— Mistrzu Elwirze, ty tutaj? — Uniosła brwi w zaskoczeniu.
— Wasza Wysokość. — Skinął jej głową z szacunkiem.
Odwzajemniła gest i zerknęła na Kasandrę.
— A tej, co znowu? — mruknęła.
— Dobre pytanie — odparł spokojnie starzec. — Mam kilka teorii.
— Przepraszam, że przerywam. Czy wuj o tym wie? — spytała. — Nie mogę go znaleźć. Ta kobieta również przepadła.
— Rozalia? — zgadł mężczyzna.
Amanda prychnęła cicho.
— Widzę, że wieści szybko się rozchodzą — wymamrotała niezadowolona.
— Chodźmy na zewnątrz, moja droga. Najlepiej do twojego gabinetu — zasugerował łagodnie. Skinął na swoją torbę, a wszystkie szklane fiolki wypełnione miksturami posłusznie wskoczyły do środka. — Wątpię, że coś podobnego się wydarzy, ale gdyby pannicy się nagle pogorszyło, poproś służbę, by po mnie posłano, Ksawery — rzucił starzec, przepuszczając królową w drzwiach.
Chłopiec przytaknął gorliwie. Zeskoczył na podłogę i wspiął się na parapet. Sięgnął po książkę i otworzył ją w miejscu, gdzie zostawił zakładkę. Starał się skupić na lekturze, ale natrętna myśl, która pojawiła się w jego głowie, skutecznie mu to utrudniała. Sprawiła, że czuł nieprzyjemne ssanie w żołądku.
Zerknął na śpiącą przyjaciółkę i przygryzł wargę. Mało brakowało, a by się wygadał. Zdradziłby tajemnicę. Podświadomie czuł, że powinien był to zrobić, a z drugiej strony wątpił, by to zaklęcie przeniesienia tak bardzo wyczerpało Kasandrę. Obstawiał, że raczej rozchorowała się z nerwów.
Wszystko wskazywało na to, że Kas nie miała racji. Że tak jak przewidywał Ksawery, kompletnie niepotrzebnie naraziła ich na niebezpieczeństwo. Wszystkie działania, które zainicjowała, mogły doprowadzić do tragedii. Cud, że nikomu nie stało się nic złego.
Chłopak westchnął ciężko i wyjrzał przez okno. Chętnie wyszedłby na zewnątrz. Pobawiłby się w ogrodzie lub pospacerował ścieżkami, wyłożonymi drobnymi białymi kamykami. Zaproponuje to, gdy przyjaciółka się obudzi. Może uda mu się ją przekonać, że nie musi się bać? Nie była złą osobą, ale gdy w grę wchodził strach, budziło się w niej coś przerażającego.
Za tą częścią Kasandry Ksawery nie przepadał, ale akceptował fakt, że istniała. Współczuł jej. Towarzyszył i wspierał, ale obiecał sobie, że więcej nie pozwoli, by znów kogoś skrzywdziła. Nawet jeśli działałaby w dobrej wierze. Może mu się uda? Z jego zdaniem się liczyła. Jeszcze.
***
Amanda siedziała sztywno przy biurku w swoim gabinecie i świdrowała wzrokiem pomarszczoną jak śliwka twarz mistrza Elwira. Starzec nie miał w zwyczaju owijać w bawełnę. Ledwo zajęli miejsca na naprzeciwko siebie, przystąpił do zdawania szczegółowego raportu z ostatnich kilku dni. Im dłużej mówił, tym wzburzenie królowej rosło, ale na uzdrowicielu nie zrobiło to wielkiego wrażenia.
— Czyli uważasz, że Dalina to w istocie przed laty zaginiona Rosa, a Antoni, zachowujący się jak ostatni wariat, jednak wcale nie oszalał? — spytała miękko, marszcząc brwi.
Mężczyzna przytaknął spokojnie.
— Nie wierzę — zaśmiała się ponuro i przycisnęła dłonie do skroni. — Co za cyrk!
— Nie mogłem nic wcześniej powiedzieć. Rozalia nie pamiętała, kim jest. Antoni podświadomie znał prawdę, ale pewność siebie tej kobiety zmąciła mu zmysły. Gdybym podtrzymał go w przekonaniu, że miał rację, a ona by sobie nigdy o nim nie przypomniała, tylko by bardziej cierpiał — odparł rzeczowo, pochylając się ku rozmówczyni w fotelu.
— No właśnie! Zmąciła mu zmysły! — podniosła głos i uderzyła otwartą dłonią blat. — To przebiegła manipulantka, której nie należy ufać! Niesamowite, że wy dwaj nabraliście się na te tanie gierki!
— Ona nie udaje — oznajmił z przekonaniem.
— Po tym, czego byłam świadkiem, ciężko mi w to uwierzyć — wycedziła.
— Rozumiem, że się martwisz, moja droga — westchnął ciężko.
— Wuj od dłuższego czasu zachowuje się, jakby — urwała i potrząsnęła głową.
Uzdrowiciel uniósł brwi, zachęcając ją, by kontynuowała.
— Postradał rozum — wymamrotała.
— Wiele przeżył. Miał ojca tyrana, stracił ukochaną, obie siostry, wychował ciebie, moja droga, dowiedział się, że ma dziecko, zajął się nim... — wyliczał.
— Wydaje mi się, że jakoś się trzymał, dopóki nie odkrył, kim jest Kasandra — dodała, odwracając wzrok. — Popełniłam błąd, pozwalając, by zabrał ją z Tamarii i zaszył się razem z nią na tym odludziu. Powinnam była zatrzymać ich w zamku.
— Szkoda, że tak późno po mnie posłałaś. Wsparłbym was oboje. — Uśmiechnął się smutno.
Kąciki ust kobiety drgnęły nerwowo, w nieudanej próbie odwzajemnienia uprzejmości. W istocie, odkąd poprosiła, by mistrz Elwir wrócił do pracy, sporo na tym skorzystała.
Okazał się nie tylko doskonałym nauczycielem i doradcą, ale również dobrym przyjacielem. Tak przynajmniej uważała, dopóki nie przyznał się do zatajenia przed nią prawdy.
— Skoro od początku miałeś pewność co do tożsamości tej kobiety, twoim obowiązkiem było mnie poinformować — syknęła.
— Wręcz przeciwnie — odparł. — Nie mogłem się zdradzić z moimi przemyśleniami. Kierowałem się dobrem Antoniego. Nie przeżyłby, gdyby po raz kolejny stracił Rozalię.
— Powiedziała coś dziwnego — mruknęła niechętnie Amanda. — Zasugerowała, że wuj może przebywać pod wpływem zaklęcia i dlatego tak oryginalnie się zachowuje.
— Cóż, moim zdaniem to bzdura. — Wzruszył ramionami. — Prędzej uwierzę, że ten uparty osioł kurczowo trzymał się postanowienia, które sam sobie narzucił, niż że go ktoś przeklął.
Podniósł się z krzesła, wydając z siebie ciche stęknięcie. Amanda również chciała wstać, ale ją powstrzymał.
— Stare kości nie lubią zbyt długo przebywać w jednej pozycji — mruknął i wyruszył na powolny spacer po gabinecie. Zatrzymał się przy oknie. Wyjrzał na zewnątrz i westchnął. — Byli młodzi, ale kochali się do szaleństwa.
Amanda podparła brodę ramieniem i utkwiła wzrok w blacie. Raczej nieprędko zajmie się stosami papierów, które czekały na uporządkowanie. Przed oczami stanął jej nastoletni Antoni z tą kobietą. Obraz nie zniknął nawet gdy zdecydowanie potrząsnęła głową.
— Ten związek był z góry skazany na porażkę. Albert nie pozwoliłby synowi na ślub ze służącą. Oficjalnie ogłosił Antoniego swoim zastępcą. Zamierzał mu przekazać tron. Wielka szkoda, że tego nie zrobił — wymamrotał. Machnął niedbale dłonią i sprawił, że okno otworzyło się na oścież. Do gabinetu wpadło ciepłe letnie powietrze. Wiatr zatańczył w długiej, siwej brodzie mężczyzny.
— Antoni miał zadatki na świetnego króla. Z Rosą u boku uczyniłby z tego królestwa prawdziwą potęgę. — Uśmiechnął się do Amandy. — Macie wiele wspólnego. Stanowicie parę wizjonerów, przepełnionych miłością do ludzi. Myślę, że jego rządy byłyby zbliżone do twoich — westchnął cicho i odwrócił wzrok. — Bestiana wrodziła się w Alberta. Była gorszą tyranką od niego. Mel z kolei zastała krainę w ruinie i bardzo się starała, ale oboje wiemy, jaką była królową.
Kobieta przymknęła powieki i powoli wypuściła powietrze z płuc.
— Wspaniałą — wycedziła.
— Ale nie tak, jak ty — odparł z powagą.
Amanda przełknęła ciężko ślinę i podniosła wzrok na mężczyznę. Przyglądał jej się spokojnie.
— Z Aną od zawsze było coś nie tak — mruknął w zamyśleniu. — Urodziła się przepełniona mrokiem i z wiekiem łaknęła go coraz więcej. Miała fatalny wpływ na Antoniego. Rozalia go ocaliła. Rozkwitnął przy niej. Zasiała w nim dobro i dbała, by się rozwijało. Gdyby nie ona, mielibyśmy dwie bestie zamiast jednej. — Wzdrygnął się i zamknął okno.
— Kasandra od miesięcy ostrzegała wuja przed Daliną — szepnęła Amanda.
— O, tak! Cieszę się, że poruszyłaś ten temat — oznajmił i spojrzał na nią czujnie. — Jej wizje stanowią wyjątkowo nietypowe zjawisko. Może wiesz, kto był matką?
Zachowała kamienną twarz, ale instynktownie się spięła.
— Nie wiem — skłamała gładko. Przyrzekła Antoniemu, podobnie jak Markus i Maurycy, że nie zdradzą tej tajemnicy. Im mniej osób znało prawdę, tym dziecko Bestii było bezpieczniejsze. Nawet jeśli Amanda miewała myśli, że najchętniej posłałaby małą do diabła.
Wzdrygnęła się. Zrobiło jej się gorąco ze wstydu. Zapominanie, że Kasandra również była ofiarą, przychodziło zdecydowanie zbyt łatwo. Antoni ją kochał i ze wszystkich starał się naprostować, ale najwyraźniej nie wziął pod uwagę, że w przypadku niektórych skrzywień nie będzie to realne.
— Szkoda — mruknął mistrz Elwir. — To by mogło rzucić sporo światła na kwestię magii dziewczynki.
— Ostrzegała przed Daliną — powtórzyła twardo Amanda.
— I uwierzyłaś jej, Wasza Wysokość? — spytał cicho.
Wstrzymała oddech.
— Szczerze. Jesteśmy tu sami — zachęcił spokojnie.
— Nie wiem, w co wierzyć. Ta kobieta od początku wydawała mi się podejrzana. Rozumiem, że posiadasz szerszą perspektywę, ale naprawdę nie mam pojęcia, co robić — wyznała, załamując ręce. — Wuj tyle wycierpiał, podupadł na zdrowiu, zachowuje się irracjonalnie — wymieniała z narastającą frustracją. — Boję się, że ta sytuacja ostatecznie go dobije.
— Rozalia nie skrzywdzi Antoniego. To mądra kobieta. Jej prędzej uda się go doprowadzić do porządku, niż nam — oznajmił z powagą.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż Amanda westchnęła ciężko i potrząsnęła głową z frustracją. Starzec wrócił do biurka, zajął poprzednie miejsce i ujął dłonie kobiety.
— Ręczę za nią — dodał.
— To się dzieje zbyt szybko — szepnęła. — Doradź mi, co powinnam...
— W pierwszej kolejności przywróciłbym Arona do jego standardowych obowiązków. Jest twoim strażnikiem. Potrzebujesz zaufanej osoby u swego boku, a Rozalii nie trzeba pilnować — przerwał jej łagodnie. — Pozwól jej poruszać się swobodnie po zamku. Mają sporo do nadrobienia z Antonim. Jeśli to umożliwimy, bez zbędnego szumu, łatwiej im będzie podjąć właściwą decyzję, co dalej.
— Powiesz mi w końcu, gdzie są? — mruknęła.
— W infirmerii. Rozmawiają i jeśli to nie jest absolutnie konieczne, uważam, że nie powinniśmy się wtrącać.
Skwitowała jego odpowiedź kwaśnym uśmiechem.
— To mi się nie podoba — oznajmiła, masując sobie skronie. — Mam złe przeczucia.
— Oboje są dorośli — przypomniał z powagą.
— Ale jego zachowanie... — zaczęła.
— Wynikało z głębokiej rozpaczy. Miotał się. Kazaliśmy mu wierzyć, że białe jest czarne, mimo że znał prawdę. Ciężko było patrzeć na tych dwoje, tak bliskich sobie, a zarazem tak odległych, niczym obcych — wszedł jej w słowo.
Zacisnęła usta w wąską linię i wciągnęła powietrze nosem.
— Boję się o niego.
— A ja dopiero teraz przestaję się bać. — Uśmiechnął się nieśmiało.
Nie czuła się w pełni przekonana. Na pewno nie podzielała entuzjazmu mistrza Elwira, ale nie miała najmniejszych wątpliwości, że starcowi zależało na Antonim tak samo mocno, jak jej. Podświadomie wiedziała, że powinna mu zaufać. Że wszyscy na tym skorzystają.
— W porządku, nie będę się wtrącać — powiedziała po głębszym namyśle.
— Dziękuję. Obiecuję, że nie pożałujesz tej decyzji — oznajmił łagodnie.
Amanda zamrugała nieprzytomnie. Potężne deja vu wgniotło ją w fotel. Skinęła sztywno głową i w milczeniu odprowadziła starca wzrokiem do drzwi. Czy Rozalia nie skorzystała z bardzo podobnych słów zaledwie parę godzin temu? Poczuła nerwowy ucisk w żołądku.
A co, jeśli zapał mistrza Elwira nie był tak naturalny, jak sądziła na początku? Może znajdował się pod wpływem zaklęcia? Może ta kobieta kazała mu to wszystko powiedzieć, aby uśpić jej czujność?
A może teraz tobie odbiło, parsknęła gorzko w myślach, przyciskając dłonie do czoła. Z jednej strony bardzo życzyła wujowi, by w końcu odnalazł szczęście. Z drugiej jednak cała ta sprawa Rosy rzekomo niebędącej już Daliną wciąż wydawała jej się podejrzana.
— Nie będę się wtrącać — powtórzyła cicho. — Ale zachowam czujność.
I z tym postanowieniem zabrała się do pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top