🌿XIII. W krzyżowym ogniu🌿

Im bardziej zbliżaliśmy się do pory umówionego spotkania z Daliną, tym silniej odczuwałam zdenerwowanie. Nie mogłam się skupić na jedzeniu. Nie miałam apetytu. Machinalnie grzebałam widelcem w talerzu. Nie byłam pewna, co na niego nałożyłam.

— Źle się czujesz? — spytał Antoni.

Potrząsnęłam głową, ale wujek i tak się nade mną nachylił, po czym przelotnie musnął ustami moje czoło.

— Nie masz gorączki — stwierdził i wskazał na stół. — Jeśli potrawka z indyka ci nie odpowiada, weź coś innego.

Wybór był naprawdę spory. Kuchnia dbała o urozmaicenie królewskiego jadłospisu. Podczas wspólnych posiłków serwowano nam przynajmniej pięć różnych dań.

Dyskretnie zerknęłam na Ksawerego. Liczyłam, że się zainspiruję i spróbuję tego samego, co on, ale dość szybko zrezygnowałam. Zapomniałam, że zawsze brał wszystkiego po trochu, więc jego talerz zawierał cały przegląd dzisiejszej oferty obiadowej. Westchnęłam ciężko i niechętnie sięgnęłam po zielony makaron w kremowym sosie. Okazał się słodki. Tak mi posmakował, że wzięłam dokładkę. Antoni się uśmiechnął, gdy to zauważył.

— Pani, gość czeka w salonie — oznajmiła służąca, podchodząc do Amandy.

— Dziękuję, Klaro — odparła kobieta, ocierając usta serwetką.

— Gość? — Wujek uniósł brwi w zainteresowaniu.

— Zaprosiłam specjalistę do spraw relokacji. Jego pomoc zaoszczędzi ci zachodu i nerwów — wyjaśniła spokojnie Amanda.

— I nie zapytałaś mnie o zdanie? — wykrztusił.

Wydawał się głęboko wstrząśnięty. Może nawet trochę zirytowany. Spiął się, ale na kobiecie nie zrobiło to wrażenia. Upiła łyk z filiżanki i posłała mu stalowe spojrzenie.

— Oczywiście możesz uczestniczyć w tym spotkaniu. Nalegam jednak, byś ograniczył swoje zaangażowanie do absolutnego minimum — dodała.

Po raz pierwszy odkąd poznałam Amandę, miałam ochotę szczerze ją uścisnąć. Ona też nie ufała Dalinie i martwiła się o Antoniego, a co ważniejsze dysponowała o wiele większą mocą sprawczą niż ja i skwapliwie z niej korzystała.

Wujek pokręcił głową i mruknął:

— Nie musiałaś, poradziłbym sobie sam.

Byłam pewna, że zamierzał powiedzieć coś jeszcze, ale zacisnął usta w wąską linię i niebezpiecznie zmrużył oczy. Królowa znała go na tyle dobrze, że powtórzyła to zdanie w czasie rzeczywistym razem z nim. Uśmiechnęła się krzywo i odstawiła filiżankę. Wstała od stołu, obeszła blat i zatrzymała się przy krześle Antoniego.

— Idziemy? — spytała, kładąc mu dłoń na ramieniu.

— Ale ja też mogę, prawda? Obiecałeś — przypomniałam.

Westchnął i przytaknął.

— A Ksawery też może? — Zatrzepotałam rzęsami.

— Też chciałabym pójść — stwierdziła entuzjastycznie Marika.

— Po co się ograniczać? Przenieśmy to spotkanie tutaj — zasugerował z przekąsem wujek.

— Ciekawa propozycja, ale myślę, że w salonie będzie nam wygodniej — parsknęła Amanda i ruszyła do wyjścia.

Antoni przyspieszył kroku i otworzył kobiecie drzwi. Ostatecznie w pomieszczeniu została tylko służba, która zajęła się sprzątaniem ze stołu. Reszta rodziny opuściła jadalnię w ślad za moją kuzynką. Nagle wszyscy okazali się zainteresowani spotkaniem, o którym jeszcze chwilę wcześniej nie wiedzieli. Uchwyciłam kątem oka, że wujek skrzywił się niezadowolony, ale nic nie powiedział. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Rozpoczęłam lawinę, ale w duchu skakałam z radości. Dalina zobaczy, że nie ma z nami szans. Nie damy go skrzywdzić.

Wyczuł na sobie mój wzrok i westchnął. Trochę się rozpogodził. Uniósł nieznacznie kąciki ust, wyciągnął dłoń i pogłaskał mnie po głowie. Nawet jeśli się gniewał, wcale mi tego nie okazał.

Ledwo przekroczyliśmy próg salonu, doskoczył do nas krępy, niewiele wyższy ode mnie człowiek. Krótkie, rude, idealnie wystylizowane loki okalały rumianą, pucułowatą twarz. Nosił okrągłe okulary z wyjątkowo grubymi szkłami, które sprawiały, że jego oczy wydawały się nieproporcjonalnie duże względem standardowych rozmiarów. Skłonił się z szacunkiem i cofnął się w głąb pokoju, robiąc dla nas więcej miejsca.

— Kochani, to pan Edmund Betula. Specjalista, o którym wam wspomniałam — powiedziała z powagą Amanda. Skinęła mu uprzejmie głową i zajęła miejsce na jednej z trzech sof, stojących na środku komnaty, dookoła stolika do kawy. Ledwo zdążyła oprzeć plecy o poduszki, Róża wsunęła się jej pod ramię i wtuliła w bok. Kobieta nachyliła się i pocałowała ją w czubek głowy.

— Słyszałem o panu sporo dobrego — oznajmił Markus, poprawił syna w ramionach tak, by uwolnić jedną rękę i podał ją mężczyźnie.

— Bardzo dziękuję za zaproszenie. To ogromny zaszczyt — odparł Betula zaskakująco niskim głosem.

Antoni i Maurycy ograniczyli się do uściśnięcia gościowi dłoni, po czym pierwszy z nich usiadł w pobliżu Amandy, a drugi od razu odbił w kierunku ulubionego fotela przy kominku. Marika szykowała się, żeby zająć miejsce obok mnie i Ksawerego, ale ojciec ją zatrzymał.

— Będę grzeczna — jęknęła cicho.

— Nie ma sensu robić sztucznego tłoku. Wynudzisz się jak mops. Chodź, zagramy w Ludo — zaproponował życzliwie.

Dziewczynka zmarkotniała, ale dość szybko dała się przekonać. Róża również zdecydowała się dołączyć. Markus usiadł naprzeciwko ojca, trzymając dwójkę dzieci na kolanach. Zajęli się sobą. Tak skutecznie, że nie zauważyli, kiedy Aron wprowadził Dalinę.

Długi, gruby warkocz przerzuciła przez ramię. W jej oczach na moment rozbłysła panika. Cofnęła się instynktownie. Ewidentnie nie przewidziała, że zastanie w salonie całą rodzinę.

— Dzień dobry — wyszeptała i spuściła wzrok.

Zerknęłam ostrożnie na Antoniego. Spiął się i wyraźnie toczył walkę z samym sobą, żeby nie patrzeć na tę kobietę.

— Wejdź, Dalino. Zapraszamy. — Amanda posłała jej wystudiowany uśmiech i wskazała dłonią na ostatnią wolną sofę, umieszczoną między tą, na której siedziała razem z wujkiem oraz drugą, zajętą przeze mnie i Ksawerego.

Aron zatrzymał się przy drzwiach. Na jego twarz wpłynął neutralny wyraz, ale napięte mięśnie sugerowały, że nie tracił czujności ani przez chwilę. Obserwował, jak kobieta wolnym krokiem prześlizgnęła się między meblami i zajęła wskazane miejsce. Usiadła na samym brzegu, jak najdalej ode mnie, ale za to niebezpiecznie blisko Antoniego. Prawie stykali się kolanami.

— Panie Edmundzie, chcielibyśmy zapewnić tej pani bezpieczną relokację poza granice Tamarii Północnej — powiedziała Amanda. — Południe wchodzi w grę.

— Oczywiście, opracuję plan w ciągu godziny. — Poprawił okulary na nosie i zerknął z zainteresowaniem na Dalinę. — Zanim zaczniemy, mam kilka pytań. Czy mogę zadawać je bezpośrednio pani, którą mamy relokować?

Królowa przytaknęła z uśmiechem.

— Wspaniale — mruknął entuzjastycznie Edmund. Pstryknął palcami i na stoliku do kawy pojawiły się szczegółowe mapy, kartki zapisane drobnym, pochyłym pismem i malunki, przedstawiające miasta i widoki z różnych okolic. Mężczyzna otworzył notatnik, zamoczył wieczne pióro w kałamarzu i utkwił wzrok w Dalinie.

— Do przygotowania dokumentów będzie mi potrzebne pani nazwisko — oznajmił.

Kobieta wciągnęła powietrze ze świstem i ułożyła usta w wąską linię.

Z trudem powstrzymałam parsknięcie. Jeśli już na takim etapie pojawił się problem, wizja ułożenia planu w godzinę była więcej niż nierealna.

— Nie mam — odparła tak cicho, że ledwo dało się ją zrozumieć.

Betula zamrugał.

— Słucham? — wykrztusił i odruchowo spojrzał na Amandę.

— Pani Dalina będzie potrzebowała nowego nazwiska — wtrącił się suchym tonem Antoni.

— Naturalnie, to nie problem. Zaraz coś wymyślimy — bąknął Edmund i ponownie przytknął koniec pióra do kartki. — Może Myosotis? Będzie pasować pod kolor oczu — zaproponował nieśmiało.

Zauważyłam, że wujek wstrzymał oddech i na moment przymknął powieki. Nic dziwnego, że się zdenerwował. Skrzywiłam się w duchu.

Betula nie znał historii. Nie miał prawa wiedzieć, co łączyło Antoniego z Daliną. Amanda na pewno go nie wtajemniczyła. Jeśli cokolwiek słyszał o Rozalii, jego pomysł raczej na pewno nie wynikał ze złośliwości. Byłam skłonna uwierzyć, że inspiracją naprawdę był jedynie odcień tego szczególnego kwiatu.

Większość mieszkańców Tamarii orientowała się w naukowych nazwach roślin, ale mało kto uczył się ukrytych znaczeń. Najprawdopodobniej Edmund po prostu nie wiedział, że zasugerował, abyśmy nazwali tę kobietę na cześć symbolu wierności i długiej pamięci o kochanej osobie.

— Podoba mi się, ale decyzja nie należy do mnie — stwierdziła Amanda. — Co o nim sądzisz, Dalino?

Zamrugałam z niedowierzaniem. Czyżby królowa też miała braki w temacie? Nasze spojrzenia z wujkiem się skrzyżowały. Uśmiechnął się krzywo. Tyle mi wystarczyło za utwierdzenie się w przekonaniu, że byliśmy jedynymi osobami w pomieszczeniu, które dysponowały specjalistyczną wiedzą na temat roślin.

— Dziękuję, bardzo ładne — zawyrokowała Dalina, po dłuższej chwili milczenia.

— Cudownie, zatem zapisuję. Dalina Myosotis. W którym roku się pani urodziła? — spytał Edmund.

— Nie wiem — odparła spokojnie kobieta, ale dłonie ją zdradziły. Zacisnęła nerwowo materiał sukienki w pięści. Zmarszczyłam brwi. Zdałam sobie sprawę, że sama tak robiłam.

— Pochodzi pani z Tamarii? — drążył Betula. — Mam kontakty, mogę poszperać w archiwach. Istnieje szansa, że...

— Nie wiem, skąd pochodzę — mruknęła Dalina.

— Potrzebuję imion pani rodziców — spróbował ponownie Edmund.

— Nie znam — jej szept zabrzmiał trochę jak warknięcie.

— Ma pani jakąkolwiek rodzinę, do której moglibyśmy...? — odezwał się ostrożnie, ale znowu mu przerwała, z wyraźną frustracją.

— Nawet jeśli mam, nic mi o tym nie wiadomo.

Mężczyzna na moment stracił rezon. Wyciągnął materiałową chusteczkę z kieszeni i starł pot z czoła.

— Planuje pani podjąć w nowym miejscu aktywność zawodową? Ma pani wyuczoną profesję? — Głos mu lekko zadrżał. Dalina również. Objęła się ramionami i niespodziewanie się rozpłakała.

Betula osłupiał. Podobnie jak ja, Ksawery i Amanda. Tylko Antoni mruknął coś pod nosem, podniósł się z sofy i wyciągnął dłoń do Daliny. Pomógł jej wstać i podał chusteczkę.

— Zróbmy przerwę — rzucił stalowym szeptem.

— Dopiero zaczęliśmy — wymamrotała Amanda.

— Tej kobiecie jest potrzebna całkiem nowa tożsamość. Jeśli z czasem odzyska pamięć, dokonamy sprostowania — odparł z powagą i zwrócił się do mężczyzny. — Panie Betulo, proszę zorganizować bezpieczną podróż, gdziekolwiek, byle w miejscu docelowym nie było wysokiej przestępczości i problemów ze znalezieniem pracy. Koszty biorę na siebie. Proszę przygotować kilka propozycji. Zapoznamy się z nimi, jak wrócimy.

Ruszył w kierunku tarasu, prowadząc Dalinę za rękę. Amanda pierwsza się otrząsnęła. Zamrugała gwałtownie.

— Dokąd się wybieracie? — wykrztusiła.

— Na spacer — odparł krótko, otworzył drzwi i wyszedł, przepuszczając kobietę przodem.

Gapiłam się na niego z szeroko otwartymi ustami. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Czy wujek oszalał?

— Aron, idź za nimi — warknęła Amanda, masując sobie skronie.

Mężczyzna bez słowa opuścił salon w ślad za Antonim i Daliną.

— Najmocniej przepraszam — mruknęła królowa. — Liczę na zachowanie dyskrecji.

— Zawarliśmy umowę, to jeden z punktów — odparł z powagą Betula. Odchrząknął i nachylił się nad mapą. Wskazał palcem na jeden z punktów. — Uważam, że najlepszym wyborem będą Wyspy Dzikich. Od kilku dekad obserwuję prężny rozwój tych ziem. Samotna kobieta będzie tam bezpieczna. Nie potrzeba referencji ani szczególnych zdolności, aby znaleźć pracę. Mieszkańcy są ufni i gościnni. Myślę, że pani Dalina szybko się tam odnajdzie.

Mówił dalej, ale przestałam go słuchać. Patrzyłam martwym wzrokiem na znikające sylwetki znajomych osób. Byli na tyle blisko, że dostrzegłam, jak Dalina się zachwiała, a Antoni ją podtrzymał.

Zazgrzytałam zębami. Wystarczyło, że ta kobieta uroniła kilka łez i wujek momentalnie zapomniał o zagrożeniu.

A może nie zapomniał, tylko je zignorował, bo tak silnie na niego działała? Całe szczęście, że Amanda posłała za nimi Arona.

Zrobiło mi się niedobrze z nerwów. Byłam wściekła na wujka. Właśnie udowodnił, że Dalina wcale nie była mu obojętna. Próbował się jej oprzeć, ale radził sobie coraz gorzej. Poczułam gorycz w gardle.

Jeśli tak dalej pójdzie, Dalina naprawdę nigdzie nie wyjedzie. Nie mogła wygrać. Będę musiała coś wymyślić, jak trochę ochłonę. Strach znów zaczął przyćmiewać mi rozum. Nie mogłam stracić kontroli nad złością.

A może właśnie powinnam? W przypadku ojca Ksawerego przecież całkiem nieźle się udało.

***

Decyzja, którą podjął Antoni, była spontaniczna. Dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, że w oczach Kasandry musiał wyglądać, jak skończony wariat, który nie wziął na poważnie udzielonego mu ostrzeżenia. Po powrocie czeka go trudna rozmowa, zapewne z obiema siostrzenicami, ale póki co odsunął od siebie tę myśl, najdalej jak mógł.

Dalina szła obok w milczeniu. Przełykała łzy. Nieprzerwanie płynęły po jej twarzy, od momentu gdy opuścili zamek. Antoni nie był pewien, czy wierzył w ich szczerość, ale nie potrafił zdusić w sobie współczucia. Nawet jeśli zgodnie z wizjami Kasandry jego przeznaczeniem była utrata życia z rąk tej kobiety, nie umiał trzymać się z daleka. Coraz wyraźniej dostrzegał, że nie chciał. Dalina działała na niego jak magnes. Ciągnęło go do niej, a on, wbrew wszelkiemu rozsądkowi poddawał się tej sile.

W pewnym momencie Dalina krzywo postawiła stopę. Zachwiała się, więc bez namysłu ją podtrzymał, żeby nie upadła.

— Przepraszam, Antoni — odezwała się cicho.

Podświadomie wyczuł, że wcale nie chodziło o potknięcie. Odsunęła się od niego od razu, gdy odzyskała równowagę. Otuliła się szczelniej szalem i odwróciła wzrok.

— Naprawdę doceniam waszą pomoc — dodała. — Żałuję, że nie wiem, jak się zrewanżować.

Antoni przełknął nerwowo ślinę. Wcale nie oczekiwał, że Dalina jakkolwiek się im odwdzięczy.

— Musicie coś wymyślić, zanim wyjadę — szepnęła. Zatrzymała się i spojrzała mu w oczy. — Przez większą część życia byłam przekonana, że los mnie pokarał taką twarzą. Ostatnim, czego się spodziewałam to, że dzięki niej poznam ciebie i resztę twojej rodziny.

Głos utkwił mu w gardle. Usilnie starał się nie patrzeć na Dalinę dłużej, niż wymagała kultura, ale niespodziewanie odkrył przyjemność w bólu, który pojawiał się podczas tej czynności.

— Jak bardzo ci ją przypominam? — spytała cicho i nieznacznie zmniejszyła dzielącą ich odległość.

Antoni zamrugał gwałtownie. Ciężko mu było zachować trzeźwy osąd przy tej kobiecie.

— Bardzo — wykrztusił z opóźnieniem.

Dalina uśmiechnęła się smutno. Na jej rzęsach utrzymało się kilka łez. Mężczyzna instynktownie wyciągnął dłoń, żeby je otrzeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Weź się w garść. Co ty wyprawiasz, do ciężkiej cholery, zganił się ostro w myślach.

— Opowiesz mi o niej? — zagadnęła ostrożnie.

— Nie — odparł natychmiast. Potrząsnął głową. Ścisnął sobie nasadę nosa dwoma palcami i odetchnął głęboko. Wiedział, że zabrzmiał wyjątkowo oschle, ale nie mógł już tego cofnąć. Kobieta wyraźnie posmutniała. Spuściła wzrok na swoje buty.

— Dziękuję za spacer. Myślę, że jestem już gotowa, żeby wrócić na spotkanie — szepnęła. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku zamku, nie czekając na Antoniego.

Książę patrzył na nią osłupiały. Chwilę mu zajęło, zanim się otrząsnął i ją dogonił, mijając milczącego Arona. Dopiero teraz go zauważył. Skinął mu sztywno, a gwardzista odwzajemnił gest. Bez słowa odeskortował Antoniego i Dalinę do zamku.

We trójkę weszli do salonu i ponownie zajęli te same miejsca, co poprzednio.

— Udało się coś ustalić pod naszą nieobecność? — odezwał się cicho książę, udając, że nie poczuł wwiercającego się w niego spojrzenia młodszej siostrzenicy.

— Tak — mruknęła sucho Amanda i podała mu małą kartkę. — Zapoznaj się z tym planem, wuju. Gdy go zatwierdzisz, jutro rano Dalina wyruszy w podróż na Wyspy Dzikich. Wszystkie niezbędne dokumenty będą gotowe do wieczora. Pan Betula dostarczy je osobiście.

Antoni wstrzymał oddech. W pierwszym momencie pomyślał, że coś źle zrozumiał. Poprosił, żeby powtórzyła, a ona powiedziała dokładnie to samo, co za pierwszym razem. Zaschło mu w gardle.

— Czy taki pośpiech to dobry pomysł? — spytał zduszonym głosem.

— Statek odpływa tylko raz w tygodniu. Kurs wypada akurat jutro. Szkoda zmarnować taką okazję — mruknęła Amanda. — To sprawdzony przewoźnik.

— Zgadza się, znam całą załogę. Ręczę za wszystkich — wtrącił entuzjastycznie Edmund.

Antoni stłumił westchnienie. Przymknął powieki i otworzył je, dopiero gdy skierował spojrzenie na Dalinę.

— Czujesz się na siłach, żeby odbyć taką podróż? — spytał, zanim dobrze przemyślał to pytanie. Dotarło do niego ciche prychnięcie Kasandry. Gotowała się z wściekłości. Aż dziwne, że wszystkie szyby nadal tkwią w oknach, zaśmiał się ponuro.

— Nie chcę sprawiać wam problemów dłużej niż to konieczne — odparła spokojnie Dalina. — Już i tak mam poczucie, że nadużyłam gościnności korony.

Spojrzała mu w oczy i to ona pierwsza odwróciła wzrok. Ku jego rozpaczy. Zdał sobie sprawę, że jutro o tej porze już jej tu z nim nie będzie. Dalina zniknie. Odpłynie i więcej się nie zobaczą.

Podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca. Tak zaskoczył wszystkich pozostałych, że również wstali. Bez konsultacji z Amandą zakończył spotkanie.

— Bardzo dziękujemy za pomoc — powiedział cicho, wyciągając dłoń w kierunku Edmunda.

Mężczyzna ochoczo ją uścisnął i dodatkowo pochylił głowę z szacunkiem.

— Jak wspominałem wcześniej, to dla mnie ogromny zaszczyt. Zgodnie z umową dostarczę dokumenty, najszybciej jak się da — oznajmił z powagą Betula.

— Doskonale — wymamrotał przez zaciśnięte zęby Antoni. Nieświadomie zgniótł kartkę z notatką, którą dała mu Amanda. Zorientował się, gdy do jego uszu dotarł szelest. — Przepraszam.

— Nic nie szkodzi, mamy kopię. Tę może pan zatrzymać. — Edmund uniósł ręce w pokojowym geście. — Pójdę już. Mam sporo spraw do załatwienia. Niezmiernie się cieszę, że tak szybko udało nam się podjąć decyzję. Gwarantuję, że nie pożałują państwo tej decyzji.

Jeszcze raz skłonił się z szacunkiem i wyszedł z salonu razem z Aronem, który przekazał go pod opiekę lokaja.

— Odprowadź pana Betulę — rzucił gwardzista i wrócił do pokoju.

Maurycy, Marika, Markus i Róża dalej grali w Ludo. Nie zarejestrowali, że komnata pogrążyła się w niemal grobowej ciszy. Antoni dopiero po dłuższej chwili odważył się spojrzeć na młodszą siostrzenicę i natychmiast tego pożałował. Zacięty wyraz twarzy tego dziecka wyrażał więcej niż tysiąc słów.

— Kasandro — westchnął cicho i wyciągnął dłoń w jej kierunku, ale odskoczyła. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do wyjścia. Zaczekała, aż Ksawery ją dogoni, a potem trzasnęła drzwiami z taką siłą, że szyby w oknach się zatrzęsły.

Książę się skrzywił. Odruchowo ścisnął sobie nasadę nosa dwoma palcami i odetchnął głęboko. Nadal trzymał w drugiej ręce pogniecioną notatkę.

— Aronie, odprowadź panią Myosotis do jej pokoju — poprosił zduszonym głosem.

— Bardzo dziękuję — szepnęła Dalina. Skłoniła się przed królową i bez dalszej zwłoki podeszła do gwardzisty.

Od razu, gdy zniknęli Antoniemu z oczu, opadł ciężko na sofę, odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki. Starał się zapanować nad myślami, wirującymi w szalonym tańcu z bolesnymi wspomnieniami. Nie od razu zarejestrował, że Amanda usiadła obok niego i oparła głowę o jego ramię.

— Zobaczysz, wuju. — Dotarł do niego jej smutny szept. — Im szybciej ta kobieta zniknie, tym lepiej dla ciebie.

Coraz mniej się z nią zgadzał, ale udało mu się zmusić do sztywnego przytaknięcia. Wątpił, czy miała rację, ale jednego był pewien. Chciała dla niego dobrze. Jak cała jego rodzina. Ciężar troski, którą go otoczyli, stawał się coraz trudniejszy do wytrzymania. Z każdym kolejnym dniem życie bolało bardziej.

A gdyby tak... poddać się? Odpuścić? Ulec i zatrzymać Dalinę w Tamarii? Ale co potem? Jego życie toczyło się gdzie indziej. Nie zabierze jej do Świata Ludzi. Nie miał prawa tego zrobić. Ta kobieta chciała odejść. Gdyby jej nie pozwolił, unieszczęśliwiłby zarówno ją, jak i Kasandrę.

Kasandra. Jęknął w duchu i przeciągnął dłońmi po twarzy, starając się przegnać zmęczenie. Musiał z nią szczerze porozmawiać, zanim znów postanowi wziąć sprawy w swoje ręce. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie dopuści do podobnej sytuacji.

Dźwignął się z sofy i zdążył postąpić dwa kroki, zanim Amanda pociągnęła go za poły marynarki i posadziła z powrotem.

— Odpocznij — zakomenderowała. — Weź głęboki wdech.

Ukrył twarz w dłoniach. Wydawało mu się, że lada chwila poczuje łzy na palcach, ale jego oczy okazały się podejrzanie suche.

— Świetnie ci idzie, wuju — oznajmiła cicho, wywołując u niego salwę śmiechu.

— Już prawie koniec — dodała, delikatnie przesuwając dłonią po jego ramieniu.

Wzdrygnął się. Chciał, żeby miała rację.

— Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z Kasandrą. Ta kobieta cię wykańcza samą swoją obecnością. Ten wybuch złości absolutnie mnie nie dziwi, chociaż ja to bym już dawno zarobiła szlaban — stwierdziła pogodnie.

Antoni znów się zaśmiał. Krótko, ale czuł, jak napięcie powoli opuszcza jego ciało. Ból nadal ćmił w głębi, ale trochę osłabł.

— Dziękuję — szepnął. Nachylił się i pocałował kobietę w skroń.

— Może ja porozmawiam z Panną Furią? — zaproponowała nieśmiało.

— Kusząca propozycja, ale już dość dobrego dzisiaj zrobiłaś. Tą kwestią muszę zająć się sam. — Pokręcił głową i podniósł się z sofy.

Niespiesznie opuścił salon. Rzucanie Per kunto, żeby ominąć kilka korytarzy i par schodów było absolutnym szczytem lenistwa, ale i tak się na to zdecydował. Przeniósł się zaklęciem przed drzwi prowadzące do pokoju Kasandry. Zapukał i niemal natychmiast został wpuszczony do środka.

— Co ty wyprawiasz, wujku? Dlaczego z nią wyszedłeś? A gdyby zrobiła ci krzywdę? — wycedziła ze złością dziewczynka.

Westchnął ciężko. Wsunął pogniecioną notatkę do kieszeni marynarki i rozłożył ręce na boki w pokojowym geście.

— To już koniec. Dalina jutro wyjedzie. — Ledwo rozpoznał swój głos. Brzmiał obco i mówił coś, czego wcale nie chciał usłyszeć.

Kasandra skrzyżowała ramiona na piersi i przerzuciła ciężar ciała na prawą stronę. Ksawery obserwował ją z odległości parapetu. Siedział w wykuszu z książką na kolanach, ale jej nie czytał. Nawiązał kontakt wzrokowy z Antonim, po czym zdecydowanym ruchem zaciągnął kotary, chowając się za nimi, zostawiając mężczyznę na pastwę losu. To było najbardziej dosadne "radź sobie sam", z jakim książę kiedykolwiek miał do czynienia. Mało brakowało, a by się zaśmiał. Na szczęście udało mu się powstrzymać.

— Przyznaję, to nie było rozsądne, żeby wychodzić z Daliną bez ochrony — powiedział Antoni.

Dziewczynka prychnęła.

— Ona ci miesza w głowie! Nie widzisz tego? A może mi nie wierzysz, że...

— Wystarczy, Kasandro — przerwał jej stanowczo.

Zacisnęła usta w wąską linię. Dolna warga niebezpiecznie zadrżała. Zanim dziewczynka zdążyła się rozpłakać, Antoni podszedł do niej i mocno ją przytulił.

— Przepraszam — westchnął.

— Ona musi odejść. Musi — powtórzyła.

— Rozumiem — mruknął niechętnie.

— Musi...

— Może się już położysz? Jesteś zmęczona — zasugerował nieśmiało.

Przytaknęła z wahaniem, więc odsunął się od niej i przyjrzał z troską. Miała zaczerwienione oczy i lekko opuchniętą twarz, ale wiedział, że ten stan długo się nie utrzyma.

— Ja też się już położę. To był ciężki dzień — oznajmił Antoni.

— Dobranoc — wymamrotała, pociągając nosem.

— Śpij spokojnie — odparł. — Dobranoc, Ksawery — rzucił w kierunku okna.

Kotary się rozsunęły. Chłopiec uśmiechnął się i pomachał mu na pożegnanie. Mężczyzna pokonał drogę do swojego pokoju tradycyjną metodą. Z komnaty siostrzenicy miał stosunkowo niedaleko. Pora była na tyle późna, że nie wpadł na nikogo ze służby. Ściągnął marynarkę i odwiesił ją do garderoby. Wziął długą, gorącą kąpiel. Mało brakowało, a usnąłby w wannie. Powieki mu ciążyły. Niechętnie wyszedł z wody, przebrał się w piżamę i opadł na łóżko.

Zamknął oczy, ale niemal natychmiast je otworzył. W ciemności nie był sam. Zanim zapalił światło, kobieta z twarzą Rosy zdążyła posłać mu smutny uśmiech. Zniknęła, gdy mrok się rozproszył. A co, jeśli odesłanie Daliny wcale przywróci spokoju? Czy dla Antoniego to w ogóle możliwe, żeby o niej zapomnieć?

Westchnął ciężko i przesunął sobie dłońmi po twarzy. Rozbudził się na tyle, że zrezygnował ze snu. Wstał z łóżka, podszedł do regału i wyciągnął pierwszą z brzegu książkę. Usiadł z nią w ulubionym fotelu i zaczął czytać. Nie spojrzał na tytuł. Nie skupiał się na fabule. Bezrefleksyjnie pochłaniał litery, byle mieć zajęcie i przestać myśleć o tej kobiecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top