🌿XII. Marzenia i złudzenia🌿
Wiem, że widziałaś straszne rzeczy i bardzo się boisz, ale moim zdaniem to nie było prawdziwe. Nakręciłaś się i panikujesz.
Słowa Ksawerego nie dawały mi spokoju. Raz po raz odzywały się w mojej głowie, mimo że ich autor więcej nie wrócił do tematu. Nie potrafiłam przestać o nich myśleć. Mieliłam je w sobie tak długo aż w końcu, bardzo niechętnie, doszłam do wniosku, że mój przyjaciel miał rację. Milczenie wcale nie powstrzymało wizji przed realizacją, a rzeczywiste wydarzenia różniły się od obrazów, które dręczyły mnie tygodniami. Uświadomiłam sobie również, jak bardzo się przestraszyłam, gdy Dalina pod wpływem tego, co jej powiedziałam, wyskoczyła przez okno. Nie mogłam dopuścić, by podobna sytuacja się powtórzyła, dlatego postanowiłam, że zdradzę Antoniemu prawdę. Przynajmniej tę najważniejszą część.
Zbierałam się do tego przez cały dzień, ale ostatecznie dopiero wieczorem udało mi się zdobyć na odwagę. Niewiele zapamiętałam, bo byłam zmęczona, a emocje wzięły nade mną górę, ale rano wujek wrócił do tematu. Nie wyglądał na rozgniewanego, raczej na zasmuconego. Bardziej przejął się tym, że od tygodni patrzyłam, jak umierał, niż perspektywą swojej hipotetycznej śmierci. Obiecał, że nie będę więcej wprowadzana w trans przez Amandę. Od razu chciał ją o tym poinformować, więc odprowadził mnie do Ksawerego. Dopiero wtedy wyczułam od niego zdenerwowanie. Uderzył w oficjalny ton. Wystosował do mojego przyjaciela prośbę w taki sposób, jakby nie miał pewności, że wyrazi zgodę, abym z nim została.
– Co się stało? – mruknął, gdy zamknął za nami drzwi swojego pokoju.
Zadrżałam. Objęłam się ramionami.
Ksawery przyjrzał mi się czujnie. Zmrużył oczy.
– Płakałaś – stwierdził smutno. – Pokłóciliście się?
– Powiedziałam mu, że tak przestraszyłam Dalinę, że wyskoczyła przez okno, mimo że wcale tego nie chciałam. A potem, że Dalina go zabiła. Że widziałam, jak wbiła mu nóż w plecy – wyszeptałam.
Chłopak wciągnął ze świstem powietrze i mocno mnie objął.
– Kas, jestem z ciebie taki dumny – oznajmił z powagą. – To cię musiało wiele kosztować.
Odsunęłam się i zdawkowo przytaknęłam.
– Uwierzył? – spytał ostrożnie.
– Chyba zaakceptował, że Dalina nie jest Rosą, ale zdecydowanie zbyt spokojnie podszedł do kwestii, że widziałam, jak tamta kobieta go zabiła. – Słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
– A o głosie coś wspomniałaś? – wymamrotał nieśmiało.
Zacisnęłam usta w wąską linię i odwróciłam wzrok.
– Rozumiem, nie wszystko na raz – westchnął i podrapał się w kark. – Idziemy coś zjeść?
– Możemy – odparłam.
Co prawda nie miałam pewności, czy wspólne śniadanie się odbędzie. Wszystko zależało od tego, jak długo potrwa rozmowa wujka z Amandą. Najwyżej poprosimy, by przyniesiono nam posiłek do pokoju. Antoni mówił, żebyśmy więcej nie zapuszczali się sami do kuchni. Służba nadal o nim plotkowała. Jeszcze nie znalazła tematu zastępczego. To wymagało czasu.
W jadalni zastaliśmy prawie całą rodzinę, poza dwoma osobami, w przypadku których nieobecności się spodziewałam. Marika uśmiechnęła się do nas od progu. Ostatnio była dla nas milsza. Widziałam, że się starała. Przestała się też narzucać Ksaweremu. Oboje odetchnęliśmy z ulgą.
Markus karmił Michaela pomarańczowawą breją. Nabierał ją na łyżeczkę i podsuwał chłopcu pod nos, wydając z siebie dźwięki, przypominające tętent końskich kopyt. Dziecku szalenie się to podobało.
– Jedzie powóz z przecierem jabłkowym – szczebiotał mężczyzna.
Dyplomatycznie zasznurowałam usta, żeby nie parsknąć śmiechem. Nie zauważyłam, by kogokolwiek ta sytuacja bawiła równie mocno jak mnie.
– Nie czekamy na Amandę i Antoniego, mieli sprawę do załatwienia na mieście – oznajmił Markus, na moment wracając do swojego normalnego głosu.
Zmarszczyłam brwi.
– Na mieście? – powtórzyłam zdziwiona.
– Poszli na spacer, bo wujek dostał list – poinformowała Róża.
Przesunęłam wzrok na kuzynkę. Siedziała przy stole ze wszystkimi, ale na specjalnie dostosowanym do jej wzrostu krześle, na wysokich nogach. Sonia trwała przy jej boku, sukcesywnie uzupełniając talerz królewny o rzeczy, których sama nie mogła dosięgnąć.
– Mama obiecała, że następnym razem mnie zabierze – poinformowała z przejęciem dziewczynka. – Chciałam już dzisiaj, ale się nie zgodziła. Było mi trochę przykro.
– Później nam opowiesz, szkrabie. Jedzenie ci wystygnie – mruknął z czułością Maurycy.
– Dobrze, dziadku. – Posłała mu czarujący uśmiech.
Zazgrzytałam zębami ze złością. Liczyłam, że córka Amandy się rozgada i zdradzi więcej szczegółów dotyczących owego spaceru. Wujek nigdy nie opuszczał domu bez uprzedzenia, więc zamku też nie powinien. Poczułam ukłucie niepokoju.
Wmusiłam w siebie dwa naleśniki, ale prawie w ogóle nie czułam smaku. Z nerwów rozbolał mnie żołądek. Dość szybko wróciliśmy z Ksawerym do mojego pokoju.
– Może ułożymy puzzle? – zaproponował.
Uśmiechnęłam się słabo. Za dobrze mnie znał. Wiedział, co sprawi, że chociaż trochę się wyciszę. Zdjął pokrywkę z pudełka i odwrócił je spodem do góry, wysypując zawartość na podłogę. Drewniane elementy w kolorze hebanu rozsypały się po miękkim dywanie. Ksawery zmarszczył brwi i jeszcze raz zerknął na pudełko. Na próżno szukał na nim ilustracji.
– To Cierpliwianka, tamariańska układanka – wyjaśniłam, widząc jego konsternację.
Chłopak zamrugał z niedowierzaniem. Pewnie pomyślał, że żartuję. Do niedawna sama nie wiedziałam, że podobne rzeczy istnieją. Antoni podarował mi tę konkretną chwilę po przybyciu do Tamarii. Znacznie przewyższała poziomem trudności te ze Świata Ludzi.
– Jest zaczarowana. Obraz pokaże nam się dopiero wtedy, gdy połączymy wszystkie wymagane fragmenty w całość – dodałam.
Ksawery złapał się za głowę.
– To potrwa wieki! Wyglądają niemal identycznie – jęknął.
– Damy radę. – Machnęłam niedbale dłonią i usiadłam na dywanie.
Wzięłam do ręki dwa puzzle z brzegu i spróbowałam je do siebie dopasować. Nie udało się, więc spróbowałam ponownie z innymi. Błyskawicznie się wciągnęłam.
Ułożenie ramki zajęło nam prawie godzinę. Szło topornie, ale jak już zaczęliśmy, nie mogliśmy się oderwać. Przekazywaliśmy sobie elementy w milczeniu. To zadanie wymagało pełnego skupienia.
– Kasandro...
Aż podskoczyłam. Nie słyszałam, kiedy Antoni wszedł do pokoju. Ze zdezorientowanej miny Ksawerego odczytałam, że on także dopiero teraz zauważył jego obecność.
– Tak? – wykrztusiłam.
Przez twarz wujka przemknął cień zakłopotania. Wyglądał, jakby zamierzał przekazać złą wiadomość, ale nie wiedział, jak to zrobić. Szybko jednak przybrał neutralny wyraz. Westchnął cicho i podał mi rękę.
– Wstań z podłogi, skarbie. Muszę z tobą porozmawiać – oznajmił łagodnie.
Utkwiłam wzrok w wyciągniętej dłoni, a potem ostrożnie zerknęłam na Ksawerego.
– Powinienem sobie pójść? – zapytał ostrożnie chłopak.
Antoni zastanowił się chwilę, po czym potrząsnął głową.
– Zostań. Znając życie, wiesz więcej ode mnie – odparł spokojnie. Cierpliwie czekał, aż skorzystam z jego pomocy, więc niepewnie dałam się postawić na nogi.
– Mam kłopoty? – zaryzykowałam.
Wujek kucnął, żeby znaleźć się na wysokości mojej twarzy.
– Przede wszystkim chcę podkreślić, że traktuję poważnie to, co do tej pory zdradziłaś na temat swoich wizji – powiedział.
Zmarszczyłam brwi i przytaknęłam zdawkowo.
– Znam twoje zdanie na temat Daliny – kontynuował z wahaniem.
– Dobrze, że odeszła – wymamrotałam bez zastanowienia.
Antoni skrzywił się nieznacznie, ale nie uszło to mojej uwadze. Sapnęłam. Rozchyliłam usta i pokręciłam głową.
– Nie – wykrztusiłam. Zrobiło mi się niedobrze.
– Chciałem cię uprzedzić – dodał pospiesznie.
– Sprowadziłeś ją z powrotem, wujku? – Zazgrzytałam zębami.
– Pozwól mi dokończyć – poprosił, unosząc dłonie w pokojowym geście.
– Tak, czy nie? – warknęłam.
Niepokój zdecydowanie zbyt szybko przerodził się we wściekłość. Zapulsowała pod moją skórą. Zaczęła trawić mnie od środka. Nabrałam ochoty by coś zniszczyć. Spojrzałam na puzzle, które udało nam się do tej pory ułożyć z Ksawerym. Zrezygnowałam z pomysłu, by kopnąć ramę szybciej, niż pojawił się w mojej głowie. To było nasze wspólne dzieło.
– Oboje wiemy, czym była podyktowana decyzja związana z ucieczką – mruknął Antoni. – Dalina założyła, że poradzi sobie sama, ale postanowiła ostatecznie poprosić o pomoc.
Parsknęłam krótkim gorzkim śmiechem.
– Zakwaterowałem ją w tym samym pokoju, co poprzednio. To tymczasowe rozwiązanie. Za parę dni już jej tu nie będzie.
Złość trochę przygasła. Zamrugałam zdezorientowana.
– Pomogę Dalinie wyjechać z Tamarii – wyjaśnił spokojnie. – Więcej jej nie zobaczymy.
Serce zabiło mi mocniej w piersi. Wujkowi chyba również zależało na tym, by posłać tę kobietę w świat. Rozumiał niebezpieczeństwo.
– Obiecujesz? – szepnęłam drżącym głosem.
– Obiecuję – odparł z powagą. – Nie musisz się nią więcej przejmować.
Pogłaskał mnie po ramieniu.
– Nie nachodź jej więcej. Nie strasz. – poprosił łagodnie, po czym westchnął – Rozumiesz, czy mam coś doprecyzować?
– I na pewno za parę dni zniknie? – potwierdziłam, uważnie obserwując twarz wujka.
– Taki jest plan – przytaknął cierpliwie.
Zastanowiłam się chwilę.
– Mogę ci pomóc? – spytałam cicho.
Antoni zamrugał zaskoczony.
– Słucham? – wykrztusił.
– Nie znam się na takich sprawach, a jestem ciekawa, jak działają – wyrzuciłam na jednym oddechu, zaczerpnęłam do płuc nowy i wstrzymałam go w napięciu.
Miałam nadzieję, że wujek nie wyczuł kłamstwa. To nie ciekawość mną kierowała. Za żadne skarby nie planowałam zostawać w Tamarii dłużej, niż było to konieczne. Musiałam się upewnić, że Dalina wsiądzie na statek i odpłynie w siną dal, zanim Antoni się rozmyśli.
– Proszę! – Zrobiłam maślane oczy.
Widziałam, że głęboko się zastanawiał. Tak długo rozważał za i przeciw, że prawie straciłam nadzieję.
– Zgoda – oznajmił w końcu.
– Dziękuję. – Wystrzeliłam do przodu i objęłam go mocno w pasie.
– Weźmiemy się do pracy po obiedzie – uprzedził.
Przytaknęłam, odsunęłam się i usiadłam z powrotem na podłodze, pośród porozrzucanych puzzli. Antoni przekrzywił głowę i spojrzał z ukosa na postępy, które poczyniliśmy nad układanką.
– Bardzo trudna? – spytał, delikatnie unosząc kąciki ust.
– Dajemy radę – odpowiedzieliśmy z Ksawerym jednocześnie i uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Zawołajcie, jak skończycie – poprosił i wyszedł.
Poczekałam, aż zamkną się za nim drzwi, a potem położyłam się na wznak na dywanie.
– Jesteś genialna – mruknął bez cienia ironii Ksawery, kładąc się po mojej prawej stronie.
Przewróciłam się na bok, żeby lepiej go widzieć.
– To się dopiero okaże – wymamrotałam. Przesunęłam sobie dłońmi po twarzy z frustracją i warknęłam. – Nie wierzę, że pomimo moich ostrzeżeń, znów ściągnął Dalinę do zamku.
– Trzymajmy się wersji, że za parę dni ta kobieta stąd wyjedzie – westchnął, obracając między palcami puzzel.
– A jeśli nie wyjedzie? – jęknęłam.
– Wyjedzie, jestem tego pewien – odparł spokojnie.
– Najbardziej mnie dziwi to, że wróciła. Czyżby tylko udawała, że ją przestraszyłam? Po co to wszystko? – Pokręciłam głową.
– Nie wiem – stwierdził z lekkim zakłopotaniem. – Ale na pewno niedługo poznamy odpowiedzi. Oczywiście pod warunkiem, że utrzymasz nerwy na wodzy i więcej Daliny nie znokautujesz. – Spojrzał na mnie wymownie.
Wywróciłam oczami i podniosłam się do siadu. Wróciłam do układania Cierpliwianki. Ksawery bez słowa dołączył i znów weszliśmy w tryb pełnego skupienia, z tą różnicą, że nie udało mi się w pełni ukierunkować myśli na zabawie. Świadomość, że Dalina wróciła, nie dawała mi spokoju i pewnie go nie odzyskam, póki ona tu będzie.
***
Antoni opuścił pokój Kasandry w poczuciu, że dziewczynka naprawdę dobrze zniosła rewelacje, którymi się z nią podzielił. Znacznie lepiej, niż przewidywał. Jej prośba o pomoc w przygotowaniu podróży Daliny trochę go zaskoczyła, ale nie odmówił. Po krótkim namyśle uznał, że może dzięki temu będzie spokojniejsza.
Niespiesznie wspinał się po schodach prosto do swojej komnaty. Nie planował zbaczać z trasy. Znajdował się na wysokości właściwego piętra, gdy dotarł do niego wysoki głos przepełniony irytacją.
– Nie rozumiem, co książę widzi w tej dzikusce!
– Ciszej, Dario, bo ktoś usłyszy – odpowiedział jej ktoś z naganą.
Antoni zatrzymał się w pół kroku i rozejrzał. Szybko się zorientował, że echo przyniosło rozmowę z wyższego poziomu. Zachowanie dyskrecji na szerokich, zamkowych korytarzach graniczyło z cudem, ale osoby toczące dialog nieszczególnie się tym przejmowały. Zwłaszcza jedna z nich.
– Ta krowa mnie ugryzła – warknęła Daria.
Mężczyzna rozchylił usta w szoku. Odruchowo spojrzał w kierunku, z którego dobiegł dźwięk.
– Musisz przyznać, że nie byłaś dla niej szczególnie uprzejma – bąknęła niewyraźnie inna kobieta.
– Zamień się ze mną, Marto. Ten przydział wykończy mnie nerwowo – jęknęła Daria.
Antoni wciąż stał w tym samym miejscu. Wiedział, że powinien machnąć ręką. Nie podsłuchiwać sfrustrowanych służących, nawet jeśli rozmowa dotyczyła jego i Daliny, bo co do tego nie miał nawet najmniejszych wątpliwości. Stopy wrosły mu w ziemię. Toczył ze sobą walkę, by nie udać się na górę.
– Dlaczego wybrali akurat mnie do służenia tej dziewce? – Daria hałaśliwie wydmuchała nos. – Czym zawiniłam?
– Los bywa przewrotny. Chciałaś znaleźć się bliżej księcia i jesteś – mruknęła Marta.
– Cóż, już nie chcę! – wycedziła. – Zastanawiam się nad rzuceniem tej pracy.
– I dokąd pójdziesz, głupia? – prychnęła Marta. – W całej Tamarii nie znajdziesz lepszej posady! Zejdź na ziemię, dziewczyno! Przestań bujać w obłokach i pamiętaj, gdzie twoje miejsce.
Mężczyzna z lekkim opóźnieniem zorientował się, że jednak zawrócił. Rozmowa ucichła. Zapewne osoby, które ją prowadziły, skręciły w inny korytarz. W każdym razie nie wpadły na księcia, wspinającego się co dwa stopnie po schodach. Złość pulsowała mu w żyłach, choć nie był w stanie określić, co ją wywołało. Czy to słowa kobiet tak go ubodły? A może sposób, w jaki jedna z nich wyraziła się o Dalinie? Dobrze zrozumiał, że ugryzła jedną ze służących? Dość niecodzienna reakcja... Zdecydowanie powinien sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Zatrzymał się przed właściwym pokojem i uniósł rękę. Zawahał się, zanim zapukał.
– Wejść! – Odezwał się charakterystyczny głos, przypominający szorowanie gwoździem po szybie.
Antoni wciągnął powietrze ze świstem i się skrzywił. Nie był w nastroju na spotkanie z mistrzem Elwirem, ale zanim zdążył ostatecznie zrezygnować i uciec, drzwi otworzyły się szeroko, mijając mężczyznę o cal.
– Słowne zaproszenie jaśnie panu nie wystarczy? – spytał starzec, marszcząc groźnie brwi.
– Mistrzu – wymamrotał Antoni, pochylając nieznacznie głowę z szacunkiem.
– Wyżej się nie dało zakwaterować tej damy? – mruknął Elwir, wpuszczając młodszego mężczyznę do środka. – Wiem, że człowiek nie grzeszy rozumem, gdy się urżnie, ale są chyba jakieś granice...
Książę przymknął na chwilę powieki i westchnął cicho. Nie skomentował słów byłego nauczyciela. Starzec bardzo oryginalnie okazywał troskę. Gdyby faktycznie chciał zrugać Antoniego, wyraziłby się znacznie dosadniej.
Młodszy mężczyzna rozejrzał się po pokoju. Zdecydowanie zbyt długo mu zajęło, zanim odszukał Dalinę. Siedziała na parapecie, schowana za zaciągniętą kotarą. Antoni posłał mistrzowi Elwirowi pytające spojrzenie.
– Żałuj, że cię tu nie było parę minut temu – parsknął starzec. – Jedna ze służących z godną podziwu determinacją usiłowała uczesać Ro... – urwał i odchrząknął. – Dalinę. "Jeśli jeszcze raz mnie pociągniesz, przysięgam, że cię ugryzę", powiedziała i faktycznie to zrobiła – zachichotał. – Dałem jej krople na uspokojenie.
Antoni rozchylił usta w szoku. Z powrotem przesunął wzrok na kotarę. Drgała w regularnym rytmie. Niepewnie zbliżył się do okna.
– Dalino? – odezwał się ostrożnie.
Drobne palce zacisnęły się na brzegu materiału i powoli odgarnęły go na bok. Kobieta podkurczyła nogi pod siebie. Rozpuszczone włosy w kolorze mlecznej czekolady spływały po ramionach okrytych żółtym szalem niczym płaszcz. W prawej ręce trzymała drewnianą szczotkę. Błękitne oczy utkwiła w podłodze. Wyglądała na zawstydzoną.
Antoni zorientował się, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Zapomniał, po co przyszedł.
– Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku – oznajmił w końcu, gdy udało mu się przywołać do porządku.
Dalina spojrzała na niego z wahaniem.
– Służąca zrobiła mi okropnego kołtuna i mam solidne podstawy sądzić, że próbowała mnie oskalpować – poinformowała cicho.
– Bardzo przykro mi to słyszeć – odparł zgodnie z prawdą.
– Odniosłam również wrażenie, że to była osobista wycieczka. – Skrzywiła się nieznacznie. – Zachowywała się, jakbym co najmniej odbiła jej męża.
– Dopilnuję, żeby więcej tu nie przyszła – obiecał z powagą.
– Tak będzie lepiej. Ugryzłam ją, więc raczej przekreśliłam szansę, że się zaprzyjaźnimy. – Wzruszyła ramionami.
Antoni pokręcił głową z niedowierzaniem. Sprowadził Dalinę niespełna godzinę temu, a po jej załamaniu nie został nawet najmniejszy ślad. Coraz bardziej wątpił, że było to zasługą kropli od mistrza Elwira.
– Czuję się lepiej – wyznała, jakby odczytała jego myśli. – Jestem ci wdzięczna, że mnie stamtąd zabrałeś. – Wzdrygnęła się i poprawiła chwyt na szczotce. Przeciągnęła nią po włosach, ale zaczepiła o kołtun. Syknęła z bólu. – Mógłbyś mi pomóc?
Mężczyzna wstrzymał oddech. Chwilowy przebłysk racjonalności skutecznie stłumiła gwałtowna fala emocji. Wstrząsnęło nim potężne déjà vu.
– Słucham? – wykrztusił z trudem.
– Szczotka utknęła – wymamrotała. – Nie mogę jej wyjąć.
Antoni zbaraniał. Patrzył na Dalinę szeroko otwartymi oczami i nie mógł się poruszyć. Nie był pewien, czy chciał dotykać jej włosów, zwłaszcza teraz, gdy do jego nozdrzy dotarł subtelny zapach lawendy. Poczuł ucisk w sercu.
– Ja ci pomogę – rzucił niespodziewanie szorstkim tonem mistrz Elwir. Przesunął młodszego mężczyznę na bok i sprawnym ruchem wyplątał szczotkę z włosów Daliny.
– Dziękuję – zazgrzytała zębami.
– Nie ma za co – mruknął do kobiety, po czym przesunął spojrzenie na Antoniego. – Mogę cię prosić na słowo? – Nie czekając na odpowiedź, chwycił go za łokieć i odciągnął od okna. – Weź się w garść, chłopcze! – Zdecydowany głos starca rozbrzmiał w głowie księcia.
–To chyba ta lawenda. Skąd wiedziała? – wymamrotał.
– Gdzie byłeś pięć minut temu, gdy mówiłem, że dałem jej krople na uspokojenie? – wycedził Elwir.
Antoni sapnął.
– Rosa kochała lawendę. Pomyślałem, że... – jęknął i zasłonił usta dłonią.
Starzec westchnął ciężko. Zmarszczył brwi i poklepał młodszego mężczyznę po ramieniu w pokrzepiającym geście.
– Wybacz, mój drogi chłopcze – szepnął.
– Może wyjdę? Nie chcę przeszkadzać w rozmowie – odezwała się Dalina z lekką ironią.
W końcu mężczyźni prowadzili konwersację w myślach. Z jej perspektywy musiało to wyglądać wyjątkowo groteskowo.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedział Antoni, patrząc na nią. – Przyjdę po obiedzie i przystąpimy do planowania twojej podróży. Moja córka będzie mi towarzyszyć, mam nadzieję, że to nie problem.
Nie uszło jego uwadze, że kobieta nerwowo przełknęła ślinę.
– Skąd – odparła.
– Do zobaczenia później – dodał książę, skinął głową Dalinie i byłemu nauczycielowi, po czym ruszył do wyjścia.
– Antoni! – zawołała, gdy już trzymał dłoń na klamce.
Zatrzymał się gwałtownie. Odwrócił się do Daliny przodem i utkwił wzrok w jej twarzy, mimo że niewyobrażalnie go to bolało.
– Zgadzasz się? – spytała.
Wstrząsnął nim dreszcz. Dotarło do niego, że usłyszał tylko fragment wypowiedzi, bo utonął w jej błękitnych oczach.
– Proszę – dodała.
– O co? – wykrztusił.
Kąciki ust Daliny drgnęły w lekkim rozbawieniu.
– Pytałam, czy zaprowadzisz mnie do ogrodu – powiedziała. – Domyślam się, że nie powinnam poruszać się po terenie zamku sama. O ile w ogóle wolno mi opuszczać tę komnatę. – Przygryzła wargę w napięciu, uważnie obserwując mężczyznę.
Myśli Antoniego szalały w zawrotnym tempie. Zrobiło mu się gorąco. Rozsądek podpowiadał, aby odmówił i wyszedł. Nie spędzał z tą kobietą więcej czasu, niż było konieczne.
– Obawiam się, że książę – zaczął mistrz Elwir, ale wywołany wszedł mu w słowo.
– Tak – powiedział cicho.
Dalina uniosła brwi w zainteresowaniu, ale Antoni szybko odwrócił wzrok. Otworzył drzwi i stojąc już na korytarzu, dodał:
– Zabiorę cię do ogrodu, ale nie dzisiaj. Może jutro. Jesteś osłabiona. Odpocznij. Spotkamy się po obiedzie. – Wyszedł i więcej nie obejrzał się za siebie. Ta taktyka się sprawdzała. Wystarczyło iść do przodu i ignorować potrzebę, by zawrócić.
Był wściekły na siebie. Ciągnęło go do tej kobiety, a przez wizje młodszej siostrzenicy czuł się winny, gdy ulegał pokusie. Dobrze, że Kasandra poprosiła o możliwość uczestniczenia w planowaniu podróży Daliny. Przyda mu się przyzwoitka. Lepszej nie mógł sobie wymarzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top