🌿XI. Zbyt miękkie serce🌿
Antoni nie zmrużył oka przez całą noc. Myślał. Wyznanie Kasandry głęboko nim wstrząsnęło. Rano spróbował wrócić do tematu, ale dziewczynka znów zamknęła się w sobie.
– Kiedy nie mówisz prawdy, odbierasz mi możliwość na odpowiednią reakcję. Zastanów się, ile sytuacji mogliśmy uniknąć, gdybyś od razu podzieliła się ze mną treścią wizji – powiedział łagodnie.
Utkwiła wzrok w swoich butach.
– Dalina to nie Rosa. Rozumiem. Jesteś przekonana, że ta kobieta mnie zabije. W porządku...
– Wcale nie "w porządku"! – warknęła.
Zamrugał i potrząsnął głową.
– Nie o to mi chodziło, nie dosłownie. Oczywiście, że nie byłbym szczególnie szczęśliwy, gdybym umarł – parsknął nerwowo.
– Nie chcę o tym rozmawiać – sapnęła, zakrywając uszy dłońmi.
Antoni westchnął i delikatnie opuścił jej ręce.
– Przepraszam. Powinienem zachować powagę. To stres – wyjaśnił pospiesznie. – Z racji, że nie mówisz mi wszystkiego, mogę się tylko domyślać, jak przerażające były obrazy, które ci się zwizualizowały. Staram się pracować z tym, czym dysponuję. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o hipotetycznej prawdziwości wizji? Że nie ma co do tego absolutnie żadnej gwarancji?
Zmarszczyła brwi i z wahaniem przytaknęła.
– Dopuszczasz do siebie możliwość, że to, co widziałaś, wcale nie było prawdą? – spytał ostrożnie.
Wciągnęła ze świstem powietrze.
– Wiedziałam, że mi nie uwierzysz – szepnęła słabo.
– Nie, Kasandro – przerwał stanowczo i ścisnął ją delikatnie za rękę. – Nie chodzi o to, że ci nie wierzę. Chodzi o to, w co ty wierzysz. Wizje czarownic z naszego rodu nie zawsze się spełniają.
– Moja się spełniła – zaprzeczyła gwałtownie.
– Co do joty?
Zamilkła. Ledwo dostrzegalnie pokręciła głową.
– Od jakiegoś czasu żadnej nie miałaś, tak? – zauważył ostrożnie.
Przytaknęła i przytuliła się do Antoniego.
– Proszę, wujku. Niech Amanda już mnie nie wprowadza w trans – wykrztusiła.
Położył jej rękę na plecach. Zastanowił się chwilę.
– Wcale nie miałaś problemów z pamięcią, zgadza się? – upewnił się.
– Miałam tylko na początku – wyznała tak cicho, że ledwo ją zrozumiał.
Przymknął powieki i skrzywił się w duchu. Głęboko wierzył, że wprowadzanie w trans faktycznie jej pomoże. Że wyjawienie na głos, co widziała, uwolni ją od prześladujących obrazów, ale znowu się pomylił. I to jak... Nagle dotarło do niego, jak wielką krzywdę znowu zrobili temu dziecku. Przeszły go ciarki.
– Kasandro, na wszelką litość – jęknął. – Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
Wyczuł, że się spięła. Wstrzymała oddech.
– Poinformuję Amandę, że koniec z wprowadzaniem cię w trans – oznajmił z powagą.
Kasandra westchnęła z ulgą. Objęła go mocniej w pasie.
– Pójdę do niej od razu – dodał.
Puściła go i odsunęła się nieznacznie. Antoni obserwował ją przez chwilę w skupieniu. Zastanawiał się, czy usłyszy coś więcej, ale w końcu stracił nadzieję. Ruszył do drzwi.
– Myślałam, że jak nic nie powiem, to Dalina nas nie znajdzie – szepnęła z paniką, gdy trzymał już rękę na klamce. – Ale znalazła. I zaczęły się dziać złe rzeczy. Tobie. Tak, jak przewidziałam.
Spojrzał na Kasandrę przez ramię. Drżała. Wokół niej unosiła się aura nieszczęścia. W kącikach oczu nadal czaiły się łzy. Antoni zawrócił i jeszcze raz ją przytulił. Wczepiła się w niego z desperacją, jakby już więcej miała go nie zobaczyć.
Poczuł ucisk w gardle. Cichy głos w jego głowie podpowiadał mu, że nie zasłużył na miłość, którą obdarzyło go to dziecko.
– Przepraszam, gdybym wiedział – urwał.
Zdał sobie sprawę, że miał pewności, jak by się zachował. Co by zrobił, gdyby od razu poinformowała go, że w jego życiu znów pojawi się Rosa, niebędąca Rosą? Pewnie chciałby ją odszukać mimo ostrzeżeń. Nadzieja nie pozwoliłaby mu odpuścić.
– Chodź, zobaczymy, czy Ksawery już się obudził – zaproponował, głaszcząc ją po plecach.
Podeszła i bez wahania zacisnęła palce wokół jego. Chwilę później zapukali do pokoju obok. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Chłopiec uśmiechnął się szeroko, ale szybko spoważniał, gdy zorientował się, że goście nie byli w równie radosnych nastrojach, co on.
– Dzień dobry – powiedział nieco zdezorientowany.
– Dzień dobry, Ksawery. Wiem, że jest dość wcześnie, ale czy mogę cię prosić, abyś dotrzymał Kasandrze towarzystwa? Muszę pilnie porozmawiać z Amandą – odezwał się Antoni.
– Pytanie – mruknął i przesunął się w progu, by przyjaciółka mogła swobodnie wejść do środka, z czego skwapliwie skorzystała.
– Dziękuję, zajrzę do was później – dodał mężczyzna, ale ostatnie słowo odbiło się od zamykanych drzwi.
Antoni zamrugał zaskoczony. Czyżby popełnił faux-pas? Chłopiec poczuł się urażony? Mężczyzna stał jeszcze przez chwilę w miejscu, po czym westchnął i ruszył w kierunku gabinetu Amandy. Po drodze minął grupkę służących. Kobiety umilkły, zatrzymały się, żeby dygnąć z szacunkiem, a on odpowiedział im życzliwym skinieniem głowy.
Dotarł do wybranego celu i podniósł dłoń, żeby zapukać, ale drzwi otworzyły się same i z komnaty wyszedł Aron. Jego obecność w tym miejscu nie wydawała się podejrzana. W końcu był najbliższym pracownikiem królowej. Zaskoczył Antoniego swoim zachowaniem. Skłonił się sztywno i odszedł bez słowa. Książę zmrużył oczy. Odprowadził go wzrokiem, aż mężczyzna zniknął za rogiem. Z wahaniem nacisnął klamkę i zajrzał przez szparę.
Amanda siedziała przy biurku otoczona papierami. Podpierała głowę ramieniem. Jej całą uwagę pochłaniało pismo, które trzymała w wolnej ręce.
Antoni otworzył drzwi szerzej. Dopiero teraz zauważył, że kobieta miała towarzystwo. Znad blatu małego stoliczka umieszczonego pod oknem wystawała głowa Róży. Dziewczynka była skupiona sortowaniem papierów w równej mierze, co matka, tylko że ona w swoich dodatkowo wycinała wzorki nożyczkami. Dostrzegła go pierwsza i uśmiechnęła się szeroko.
– Pracuję razem z mamą – poinformowała z dumą, teatralnym szeptem.
Amanda zerknęła na nią z czułym rozbawieniem, a potem przeniosła wzrok na Antoniego. Jej radość trochę przygasła. Spoważniała.
– Wejdź, wuju – mruknęła.
Zbliżył się do biurka i zerknął na stos papierów. Na pierwszy rzut oka wyglądały chaotycznie, ale Antoni był przekonany, że kobieta posiadała jakiś skomplikowany system, żeby wszystko ogarnąć.
– Znajdziesz chwilę? – spytał ostrożnie.
– Oczywiście! – odparła.
Wstała i ominęła blat, żeby ich nie dzielił.
– Nie będziemy więcej wprowadzać Kasandry w trans – powiedział.
Uniosła brwi w zaciekawieniu.
– Czego się dowiedziałeś? – zniżyła głos do szeptu.
Otworzył usta, ale błyskawicznie zamknął je z powrotem. Po krótkim namyśle stwierdził, że nie chciał dzielić się z Amandą swoim najnowszym odkryciem. Obawiał się jej reakcji.
– To jej szkodzi. Nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. – Potrząsnął głową.
Przez moment świdrowała go wzrokiem w milczeniu, jakby szukała drugiego dna w jego wypowiedzi. W końcu przytaknęła, ale z wyraźnym ociąganiem.
– Jak uważasz, wuju. – Wzruszyła ramionami.
Spojrzała w bok i uśmiechnęła się do Róży. Dziewczynka odwzajemniła gest, prezentując najnowszą wycinankę. Ciężko było określić, co przedstawiała, ale z artystki promieniowała duma. Kobieta kucnęła przy stoliczku i nachyliła się nad resztą prac. Nagle skrzywiła się nieznacznie i sięgnęła po jedną z kartek, czy raczej po to, co z niej zostało. Wyglądała tak, jakby ktoś w ostatniej chwili wyciągnął ją z niszczarki. Równej długości paski trzymały się tylko na jednym boku.
– Aj, Róża. Ten dokument jest mi akurat potrzebny. Skąd go wzięłaś? – spytała cicho.
Dziewczynka posmutniała. Wygięła usta w podkówkę.
– Leżał na podłodze. – Wskazała palcem na konkretne miejsce.
– No cóż, pewnie spadł z biurka. Przypatrz mu się dobrze, żebyś mogła zrobić drugi taki sam, a ten naprawię, dobrze? – zaproponowała łagodnie Amanda.
Róża przytaknęła gorliwie i utkwiła wzrok w resztkach dokumentu, marszcząc nos.
– Muszę się skupić – oznajmiła z powagą. – Zamkniesz mnie w kropli tęczy, mamo?
Antoni spojrzał na kobietę zdezorientowany. Obserwował, jak wyciągnęła różdżkę z kieszeni sukni i zatoczyła nią koło nad dziewczynką. Wyczarowała ogromną bańkę mydlaną, tak wielką, że zmieściła się w niej Róża, stoliczek i poduszka. Przezroczysta powierzchnia mieniła się wszystkimi znanymi kolorami.
– Dziękuję! – zawołała dziewczynka i wróciła do zabawy.
Amanda uniosła kciuk do góry i posłała jej szczery uśmiech.
– Nie znałem tego zaklęcia – stwierdził cicho Antoni, nie kryjąc zdziwienia. – To odmiana tarczy opartej na Aquater? Jak działa?
– Róża może wyjść, kiedy tylko zechce. My ją słyszymy, ale ona nas nie. To mój autorski wynalazek – odparła kobieta, po czym schowała różdżkę do kieszeni.
Westchnęła ciężko i pomasowała sobie skronie.
– Mamy problem, wuju – oznajmiła niechętnie.
Zmarszczył brwi.
– Wczoraj w porcie wydarzył się incydent – mruknęła, nachylając się nad biurkiem.
Antoni spiął się wewnętrznie. Ten wstęp mu się nie podobał.
– Zakończony aresztowaniem – dodała, podnosząc z blatu dokument, który czytała, kiedy książę wszedł do gabinetu. – Kobieta została przyłapana na próbie kradzieży. Przy okazji przeszukania znaleziono u niej to. – Sięgnęła do kieszeni sukni i wcisnęła coś mężczyźnie do ręki.
Wlepił wzrok w skórzaną sakiewkę, zabarwioną na intensywnie szmaragdowy kolor. Wciągnął ze świstem powietrze.
– Słabo pilnujesz swoich rzeczy, wuju. Przyniesiono mi to razem z raportem i tym listem, bardzo lakonicznym i bez adresata, ale tuszę, że jest do ciebie – mruknęła, przekazując Antoniemu kartkę, którą do tej pory cały czas mięła między palcami.
Zerknął na nią i zamarł. Gapił się na trzy, koślawo postawione słowa. Temu, kto je zapisał, musiała wyjątkowo trząść się ręka, bo z trudem dało się rozszyfrować przekaz, ale po kilku próbach Antoni w końcu dopasował litery. Zrobiło mu się słabo. Przełknął ciężko ślinę.
Proszę, przyjdź.
~ Dalina
– Nie okradła mnie – wyznał cicho. – Dałem jej to.
– Szalenie rozsądnie – prychnęła. – Każdy głupi rozpozna nasze barwy i automatycznie weźmie tę kobietę za złodziejkę.
– Gdzie ją zamknięto? – spytał z naciskiem.
Amanda ułożyła usta w wąską linię.
– Mam zgadywać? – szepnął ostro.
Opcji było co najmniej kilka. Straż królewska sprawowała pieczę nad głównym aresztem przy rynku. Miała też mniejszy punkt nieopodal portu, w którym przeważnie zamykano awanturników, sprawiających problemy w okolicznych tawernach. Ostatnią możliwością były zamkowe lochy, ale wątpił, by Amanda zdecydowała się umieścić w nich Dalinę. Robiła wszystko, żeby zapomnieć o tym miejscu.
– Naprawdę zamierzasz do niej pójść? – wycedziła.
Przytaknął. Zorientował się, że to zrobił tylko dzięki minie kobiety. Patrzyła na niego jak na wariata.
– Chciała wyjechać – dodał ostrożnie.
– Fantastycznie – prychnęła. – Krzyżyk na drogę.
– Zbierała środki na podróż statkiem.
– Mogła znaleźć bardziej etyczny sposób – syknęła.
– Potrzebowała referencji! – Rozłożył bezradnie ręce na boki.
– To dlaczego jej ich nie dałeś? – wycedziła, przez zaciśnięte zęby, unosząc wymownie brwi.
Zachłysnął się powietrzem. Zamrugał kilkukrotnie. Poczuł się, jak skończony idiota. Oczywiście, że mógł to zrobić.
– Powiedz szczerze, wiedziałeś, że prędzej czy później ją aresztują, gdy pokaże się z twoją sakiewką na mieście. – Skrzyżowała ramiona na piersi i zmrużyła oczy.
– Nie – wykrztusił. – Absolutnie.
Posłała mu ciężkie spojrzenie.
– Naprawdę, nie przyszło mi to do głowy – jęknął i ścisnął sobie nasadę nosa dwoma palcami. – Nie wiem, co się ze mną dzieje. Jakby mózg mi się wyłączył.
Zmarszczyła brwi.
– Wiem, że ci ciężko, wuju – mruknęła smutno. – Moim zdaniem nie powinieneś tam iść. Zapomnij o tej kobiecie.
Parsknął ponurym śmiechem. Potrząsnął głową i przesunął sobie dłońmi po twarzy z frustracją.
– Ta kobieta była więziona – szepnął. – Torturowana. Nie dowiedziałem się, jak długo to trwało, ale – urwał. Podniósł wzrok na Amandę i westchnął ciężko.
– Mówiłeś, że jej odejście było waszą wspólną decyzją.
– To ona chciała odejść – wszedł jej w słowo. Głos mu się załamał. – Moim zdaniem zbyt wcześnie podjęła tę decyzję. Nie doszła do siebie. Nie była gotowa na powrót do społeczeństwa.
Amanda chwyciła go za dłoń i lekko ścisnęła.
– Wuju, nie jesteś odpowiedzialny za tę kobietę – powiedziała z namysłem.
Odwrócił wzrok i wciągnął powietrze ze świstem.
– Ale czuję się odpowiedzialny – wykrztusił.
Zmarszczyła brwi. Była niezadowolona. Nagle sapnęła z frustracją, po czym sprężystym krokiem podeszła do ściany i pociągnęła za długi, materiałowy sznur. Rozległ się krótki dzwonek. Nie minęła nawet minuta, a do gabinetu weszła młoda służąca ubrana w prostą, jasnobeżową suknię. Dygnęła z szacunkiem przed obojgiem dorosłych i bez słowa zbliżyła się do Róży. Dziewczynka podniosła głowę znad wycinanki, rozpromieniła się i opuściła bańkę.
– Sonia! – pisnęła radośnie.
Podskoczyła i objęła kobietę za szyję, cały czas ściskając w małej piąstce pociętą na paski kartkę. Wyciągnęła ją w kierunku Amandy.
– Proszę, mamusiu. To twój ważny dokument. Zrobiłam kopię, możesz go już naprawić – oznajmiła z szerokim uśmiechem.
– Dziękuję, kochanie – mruknęła jej matka i pocałowała ją w czoło. Ostrożnie przejęła swoją własność i dodała – Refiksjo.
Dzięki zaklęciu papier wrócił do swojego pierwotnego kształtu. Scalił się w mgnieniu oka. Kobieta położyła go na środku blatu i westchnęła cicho.
Służąca wyprostowała się, trzymając dziewczynkę na rękach. W skupieniu czekała na polecenie.
– Postaramy się wrócić jak najszybciej. Gdyby ktoś o nas pytał, powiedz, że udaliśmy się na krótki spacer – poprosiła Amanda.
– Mogę pójść z tobą, mamo? – spytała Róża z nadzieją w głosie.
– Następnym razem cię zabiorę – obiecała łagodnie kobieta i dała mężczyźnie sygnał głową, wskazując na drzwi. – Aron będzie nam towarzyszył. Już czeka na zewnątrz.
Antoni rozchylił usta, żeby zaprotestować. Wolał załatwić sprawę bez świadków, ale ostatecznie niechętnie przytaknął. Skapitulował. Nie miał innego wyboru.
Wszyscy opuścili pokój. Róża oplotła Sonię niczym bluszcz. Służąca niosła ją kawałek, ale gdy dotarła do połowy korytarza, dziewczynka pozwoliła postawić się na ziemi i pokonać resztę trasy o własnych siłach. Amanda śledziła je wzrokiem do momentu, aż zniknęły za rogiem, a potem zapieczętowała drzwi gabinetu zaklęciem i spojrzała na obu mężczyzn. Zatoczyła różdżką koło w powietrzu, zahaczając o całą trójkę. Przywołała ich peleryny.
– To przedsięwzięcie wymaga dużej dyskrecji – podkreśliła i wyciągnęła przed siebie obie dłonie, dając do zrozumienia, żeby ich dotknęli. – Przeniosę nas.
Bez namysłu wykonali polecenie.
Amanda wymówiła zaklęcie w myślach, ale go nie usłyszał. Nie zdradziła celu podróży. Antoni nie wiedział, do którego aresztu ich przeniosła. Gdy ponownie zamrugał, jasny przestronny korytarz, w którym wcześniej stali, zmienił się na kompletnie inny – ponury i ciasny. Musieli znajdować się pod ziemią. Od kamiennych ścian biła przenikliwa wilgoć. Porastał je grzyb. Jedyne źródło światła stanowiły dogasające pochodnie, wystające z wmurowanych uchwytów. Kobieta sięgnęła po jedną z nich i z pomocą magii wzmocniła płomień.
– Co to za miejsce? – spytał cicho Antoni.
– Najniższy poziom aresztu głównego, przy rynku. Tego piętra jeszcze nie wyremontowano – odparła.
– Więc co tu robimy? – Zmrużył oczy.
– Wydałam dyspozycję, aby umieścili Dalinę z dala od reszty. Nie ufam jej – mruknęła i ruszyła przed siebie.
Aron przejął od niej pochodnię i wysunął się na prowadzenie. Antoni podążył za nimi. Skrzywił się nieznacznie. Rozumiał decyzję siostrzenicy, ale wątpił, by z własnej woli zdecydował się umieścić w podobnych warunkach nawet najgorszego wroga. Za młodu zbyt wiele czasu sam spędził w podobnym miejscu.
Ona cię zabiła.
Wzdrygnął się. Potarł nerwowo ramiona. Zrobiło mu się przeraźliwie zimno. Nie powinien był tu przychodzić. Przekonywał się o tym z każdym kolejnym, chwiejnie postawionym krokiem. Szedł sztywno, jakby jego ciało instynktownie chciało go zmusić, by się poddał i zawrócił. Pokonali długi korytarz, przypominający tunel. Mijali puste, zakratowane cele. Znajdowali się w tym miejscu od co najmniej kilku minut, a nadal nie spotkali ani jednej żywej duszy.
– Gdzie są wszyscy? – szepnął Antoni.
– Wyżej – odparła lakonicznie.
Uniósł brwi w niedowierzaniu, ale raczej tego nie dostrzegła. Była w pełni skupiona na drodze. Nagle tuż przed nimi błysnęło ostre światło. Na moment ich oślepiło. Jak jeden mąż odwrócili głowy w przeciwnym kierunku, mrugając gwałtownie.
– Kto idzie?! Tu nie wolno! – odezwał się ponury, męski głos.
– Cofnij zaklęcie, Alfredzie – syknęła Amanda.
Człowiek sapnął i natychmiast wykonał polecenie.
– Błagam o wybaczenie, pani – powiedział pospiesznie. – Nie spodziewałem się, że przybędziesz osobiście, i to w towarzystwie księcia – bąknął zażenowany.
Antoni przyjrzał się mężczyźnie, który najpewniej pełnił funkcję strażnika. Był równego wzrostu i podobnej postury, co Aron, ale go nie kojarzył.
– Jakieś problemy? – spytała rzeczowym tonem Amanda.
Alfred potrząsnął przecząco głową. Skinął dłonią w głąb korytarza, dając znak, aby goście go wyminęli i dołączył dopiero na końcu. Antoni przyspieszył. Wyprzedził Amandę i Arona. Jako pierwszy dotarł na miejsce.
Celę wydrążono w kamieniu. Jedną ścianę stanowiły żelazne pręty wprawione w skałę, grube niczym ramię dorosłego człowieka. Umieszczono je tak gęsto, że trzeba było stanąć pod kątem, by zajrzeć do środka. W kratach dało się dostrzec kontur mosiężnych drzwi. Nie posiadały jednak klamki, ani wyraźnie odznaczonego zamka.
Antoni wytężył wzrok. W pomieszczeniu było ciemno. Światło pochodni do niego nie docierało. Zdecydowanie zbyt długo mu zajęło wypatrzenie zgarbionej sylwetki w najdalszym rogu. Dalina siedziała skulona na ziemi, obejmując kolana rękoma. Głowę ukryła w ramionach. Trzęsła się.
Mężczyzna odwrócił się do siostrzenicy z twarzą wykrzywioną złością.
– Nie uważasz, że to lekka przesada? – wycedził. – Nawet morderców trzymacie w lepszych warunkach.
Odwróciła wzrok.
– Ja – wykrztusiła, potrząsnęła głową i posłała zirytowane spojrzenie Alfredowi. – Nie tak brzmiały moje instrukcje.
Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce na boki.
– Zrozumiałem, że jest niebezpieczną kobietą, więc tak ją potraktowałem – wyjaśnił zdezorientowany strażnik.
– Otwórz celę – warknął na Alfreda Antoni.
– Pani? – Mężczyzna przeniósł wzrok na Amandę.
– Wuju, działasz w silnych emocjach. Odetchnij i dobrze się zastanów, czy aby na pewno właśnie tego chcesz – szepnęła.
Antoni wciągnął ze świstem powietrze do płuc, a potem bardzo powoli je wypuścił. Nie mógł oderwać wzroku od Daliny. Patrzył na nią tak długo, aż obraz mu się rozmazał.
Wbiła ci nóż w plecy.
Przełknął ciężko ślinę. Ścisnął sobie nasadę nosa dwoma palcami.
– Otwórz celę – powtórzył suchym tonem.
Alfred skierował różdżkę na drzwi i wymamrotał pod nosem zaklęcie odbezpieczające. Niewidzialny mechanizm szczęknął w zamku i w kracie powstała na tyle spora wyrwa, że Antoni mógł dostać się do środka.
– Dalino – odezwał się ostrożnie.
Drgnęła niespokojnie na dźwięk jego głosu. Podniosła głowę i zamrugała gwałtownie, jakby się obudziła. Podskoczyła na równe nogi i zanim Antoni zdążył zareagować, przylgnęła do jego klatki piersiowej, zalewając się łzami. Objął ją odruchowo. Pasowała do niego idealnie. Oparła czoło o jego pierś. Przemarzła na kość. Ostatnim, co zarejestrował, zanim na moment zamroczyło go z emocji, była znajoma twarz opuchnięta od płaczu, dodatkowo oszpecona przez rozciętą wargę.
– Przyszedłeś – wyjąkała. – Henryk nigdy nie przychodził, gdy prosiłam.
– Czy mam ją odciągnąć, książę? – zapytał z powagą Aron.
Antoni zaprzeczył, dając znak dłonią. To był bardzo krótki sygnał, bo ręka błyskawicznie wróciła na łopatki drżącej Daliny.
– Co się stało? – wykrztusił bez głębszego namysłu tak cicho, by tylko ona go usłyszała.
Nie odpowiedziała. Wyraźnie nie mogła się uspokoić.
– Zabiorę cię stąd, obiecuję – dodał po chwili z powagą. Takie zapewnienie powinno chociaż trochę pomóc. Na to liczył.
– Przysięgam, po naszym spotkaniu, już więcej nie kradłam. Poszłam prosto do portu – szepnęła i urwała. Wstrząsnęła nią kolejna fala szlochu.
Antoni wyciągnął szyję i spojrzał ponad jej ramieniem. Odszukał wzrokiem szary pled, złożony w kostkę na pryczy. Przywołał go do siebie zaklęciem i otulił kobietę. Nadal drżała, ale odrobinę mniej.
– O czym ona mówi, wuju? – mruknęła podejrzliwie Amanda.
Udał, że jej nie usłyszał. Całą energię poświęcił na to, by samemu się nie rozpłakać. Kobieta w jego objęciach obudziła w nim przemożną żałość, przy okazji całkowicie tłumiąc strach.
– Znalazłam przewoźnika. Weszłam z nim na statek – wyznała Dalina. – Chciałam mu zapłacić za podróż, ale gdy zobaczył sakiewkę, nie uwierzył, że ją od ciebie dostałam.
Jej oddech przyspieszył. Mówiła coraz szybciej i ciszej.
– Obiecał przeprawę przez morze bez zadawania pytań, ale tylko wtedy, gdy się z nim zabawię. Chciałam stamtąd odejść, ale mi nie pozwolił. I nie słuchał, gdy mówiłam, że nie chcę. Bo nie chciałam. Mówiłeś, że jestem wolna, więc już nie muszę tego robić, kiedy nie chcę. Nie chciałam – wyszlochała.
Teraz to Antonim wstrząsnął dreszcz. W jego żyłach zapłonęła wściekłość.
– Zrobił ci krzywdę? – spytał rzeczowo i spróbował odsunąć od siebie Dalinę, żeby lepiej przyjrzeć się jej twarzy, ale zaprotestowała. Przycisnęła się do niego z jeszcze większą desperacją.
– Gdzie znajdę człowieka, który oddał ją w ręce strażników? – warknął w kierunku reszty grupy.
Odpowiedziała mu cisza.
– Jak się nazywa? Gdzie mieszka? Czym się zajmuje? W którym miejscu cumuje swój przeklęty statek? – wymieniał z narastającą irytacją książę, po czym prychnął – Chyba nie zamierzacie mi powiedzieć, że uwierzyliście mu w ciemno, nie zebrawszy od niego podstawowych danych i puściliście wolno, a ją zamknęliście tutaj jak zwierzę.
– Nie mieliśmy podstaw do zatrzymania tego człowieka w mieście. Był tu przejazdem. Złożył zeznanie i odpłynął – bąknął Alfred.
– Dokąd? – syknął ze złością Antoni.
Strażnik ułożył usta w wąską linię. Odwrócił wzrok.
– Widziałeś jej twarz? – Książę zniżył głos do niebezpiecznego szeptu. – Nie spytałeś, co się stało?
– Powiedział, że stawiała opór podczas zatrzymania. – Alfred uniósł dłonie w pokojowym geście.
– Czyli przyznał się, że ją uderzył, przed ludźmi, którzy mieli prawo go za to aresztować, ale zdecydowaliście się zamknąć ofiarę. Cudownie. Co za idiota was szkolił? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Wuju, nie mamy absolutnie żadnej gwarancji, że ta kobieta mówi prawdę – wtrąciła ostrożnie Amanda.
Antoni spiorunował ją wzrokiem.
– I już się nie dowiemy, bo jedyna osoba, która mogła rzucić trochę więcej światła na tę sprawę, odpłynęła w bliżej nieokreślonym kierunku – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Przez dłuższą chwilę jedynym dźwiękiem, który dało się usłyszeć był nierówny oddech wciąż szlochającej Daliny.
– Zabieram ją stąd – oznajmił z powagą Antoni.
– Niby dokąd? – Królowa uniosła znacząco brwi.
– W pierwszej kolejności na powierzchnię. Tam zastanowimy się, co dalej – odwarknął.
Amanda zagryzła szczękę w zirytowaniu. Udało jej się utrzymać język za zębami przez minutę, zanim ponownie przemówiła, cedząc słowa.
– Zaledwie wczoraj powiedziałeś wszystkim, że ta kobieta odeszła. Wyobrażam sobie entuzjazm Kasandry, gdy znów wpadnie na Dalinę w zamku – syknęła.
Antoni wciągnął ze świstem powietrze do płuc. Nie mógł zostawić Daliny w tym ciemnym lochu, ani zakwaterować jej z powrotem w pokoju, który ostatnio opuściła, skacząc przez okno, głównie ze względu na młodszą siostrzenicę. Musi rozegrać to z głową. Nie pozwolić emocjom, by poniosły go jeszcze bardziej. Jeśli Kasandra dowie się o powrocie Daliny do siedziby Emeraldów, jak nic pomyśli, że nie potraktował jej ostrzeżeń poważnie, co wcale nie było prawdą.
Przełknął nerwowo ślinę. A może właśnie było? Może podświadomie nie mógł uwierzyć, że kobieta, którą trzymał w ramionach, dałaby radę go skrzywdzić?
– Dalina zostanie w zamku do czasu, aż zorganizuję jej wyjazd z Tamarii – oznajmił po chwili namysłu. – Postaram się załatwić wszystko jak najszybciej. Nikt się nie może dowiedzieć, że wróciła.
– To się nie uda. – Amanda potrząsnęła zdecydowanie głową.
– Musi – wszedł jej w słowo. – Sam wszystkiego dopilnuję.
Królowa zaśmiała się ponuro.
– Oczywiście, wuju. Jak zwykle – sarknęła. – Widzę, że twój syndrom Atlasa ma się doskonale.
– Jeśli oczekujesz, że pozwolę, żeby Dalina tu została, jesteś w błędzie – odparł z powagą.
– Masz zbyt miękkie serce – mruknęła niechętnie, masując skronie, po czym zerknęła na Arona. – Ufam ci i szanuję twoją opinię. Może chciałbyś się wypowiedzieć?
Mężczyzna zamrugał zaskoczony. Otworzył usta i niemal natychmiast zamknął je z powrotem. Odchrząknął.
Antoni zmrużył powieki. Żałował, że nie potrafił porozumieć się z tym człowiekiem w myślach. Ostrzegłby go, żeby darował sobie udzielenie szczerej odpowiedzi, a po drugie, ani się ważył zdradzić prawdę na temat wydarzeń z poprzedniego dnia.
– Uważam, że ta kobieta jest niebezpieczna – wymamrotał, patrząc księciu w oczy.
Amanda wskazała na niego dłonią z aprobatą.
– Zabranie jej do zamku to zły pomysł – oznajmiła z powagą. – Mogę zorganizować miejsce w przytułku.
Antoni aż się zapowietrzył. Historia zatoczyła koło. Doskonale pamiętał, jak cztery lata temu sam zasugerował podobne rozwiązanie, gdy na progu zamku zjawiła się Kasandra. Wiedział, że podejście kobiety do niektórych spraw uległo zmianie, ale nie spodziewał się, że aż tak diametralnie.
– Mogę komuś zlecić, by wyprawił tę kobietę w podróż. Nalegam, byś sam się w to nie angażował, wuju – dodała nieco łagodniej, ale wciąż stanowczo.
Antoni posłał jej długie, powłóczyste spojrzenie.
– Dalina nie pójdzie do przytułku – wycedził.
Amanda zazgrzytała zębami.
– Pomożesz mi, czy nie? – spytał, wciąż świdrując siostrzenicę wzrokiem.
Kobieta wypuściła powietrze nosem. Przymknęła powieki i rozpostarła palce. Starała się zapanować nad złością.
– Dobrze – warknęła. – Ale mam warunek.
Antoni uniósł brwi.
– Nie zgadzam się na zachowanie tego w tajemnicy. Powiedziesz Kasandrze o...
– Nie – wszedł jej gwałtownie w słowo.
Amanda zmrużyła oczy.
– Nie mogę powiedzieć Kasandrze. Nie zrozumie. Za bardzo się boi. – Gorączkowo starał się wymyślić odpowiednio przekonujący argument, ale coraz wyraźniej widział to, co kobieta próbowała mu przekazać od dłuższego czasu.
Kierował się emocjami. Miał problem z zachowaniem trzeźwego osądu, gdy Dalina znajdowała się w pobliżu. Nie potrafił nic na to poradzić. Zwłaszcza teraz, gdy wciąż płakała w jego objęciach.
– Wyobraź sobie przerażenie tego dziecka, gdy wpadnie na nią na korytarzu – szepnęła królowa.
– Zrobię, co w mojej mocy, by do tego nie dopuścić – odparł z powagą.
Amanda wetchnęła ciężko.
– Nie utrzymasz tego w tajemnicy. To nierealne, wuju. – Pokręciła smutno głową. – A jeśli wrócimy z Daliną do zamku bez słowa wyjaśnienia, wybuchnie kolejny skandal. Nie mogę na to pozwolić.
Antoni wstrzymał oddech. Kobieta w jego ramionach słabła. Wylała z siebie tyle łez, że jeśli potrwa to dłużej, może się skończyć na odwodnieniu.
– Powiem Kasandrze. – Zazgrzytał zębami. – I wszystkim innym, którzy wyrażą zainteresowanie. Dalina wróci na parę dni do poprzedniego pokoju. Przygotuję ją do podróży. Wyjedzie i... – urwał. Nie dokończył, bo nie wiedział, co zrobi, jeśli ten scenariusz faktycznie uda mu się zrealizować. Poczuł ucisk w klatce piersiowej. Zakłuło go w sercu.
– Tak zróbmy – mruknęła Amanda i odwróciła się twarzą do pozostałych mężczyzn. – Możesz ponownie udać się na górny poziom aresztu, Alfredzie. Nie będziesz tu już potrzebny. Aronie, wracamy do zamku.
Wyciągnęła do niego dłoń, za którą mężczyzna chwycił bez wahania. Drugą ręką dotknęła ramienia Antoniego. Zamknęła oczy i zaklęciem Per kunto przeniosła wszystkich czworo na miejsce. Od razu wylądowali we wspomnianym pokoju. Amanda i Aron cofnęli się pod drzwi i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, ale Antoni stracił nimi zainteresowanie. Dalina słaniała się ze zmęczenia, więc wziął ją na ręce. Nie protestowała, gdy podszedł z nią do łóżka i położył, po czym szczelnie okrył kołdrą. Łzy nadal płynęły po jej twarzy, ale nie płakała już tak spazmatycznie. Nie miała siły.
– Spróbuj zasnąć – powiedział łagodnie.
Oczy trzymała szeroko otwarte. Mrugała sporadycznie. Jakby nawet ta chwilowa ciemność, która zapadała podczas tej czynności, napawała ją zbyt wielkim przerażeniem.
Antoni usiadł na krześle obok materaca i utkwił w niej wzrok. Starał się uporządkować myśli, ale w jego głowie szalał chaos. Wzdrygnął się, gdy poczuł ciepłą dłoń na ramieniu.
– Poproszę, by niebawem przyniesiono tacę z jedzeniem i czyste ubranie. Aron z wami zostanie, a potem ktoś go zmieni – oznajmiła cicho Amanda.
– Dziękuję – wyszeptał.
– Mam nadzieję, że jak najszybciej wywiążesz się ze swojej części umowy. Mogę przysłać tu Kasandrę już teraz – zaproponowała nieśmiało, przemawiając do niego w myślach.
– Porozmawiam z nią, gdy Dalina zaśnie – obiecał, korzystając z tego samego sposobu komunikacji, co ona i spojrzał na nią przez ramię.
Uśmiechnęła się smutno. Cofnęła dłoń z jego ramienia i westchnęła. Wyszła z pokoju sprężystym krokiem. Antoni znów utkwił wzrok w Dalinie. Zauważył, że jej powieki robiły się coraz cięższe, ale jeszcze walczyła.
– Możesz spać, nic ci się nie stanie – zapewnił ją łagodnie.
– Dziękuję, że przyszedłeś – wychrypiała słabo.
Wstrzymał oddech. Obserwował, jak podkuliła nogi pod kołdrą, zwijając się w kłębek jak dziecko.
– Henryk ani razu nie przyszedł – jęknęła żałośnie.
Antoni zamrugał gwałtownie. To był drugi raz, gdy wspomniała to imię.
– Kim jest Henryk? – spytał bez zastanowienia.
Odpowiedziała mu cisza.
– Dalino? – wyszeptał drżącym głosem.
Nachylił się nad nią i zorientował się, że w końcu zasnęła z wyczerpania. Cofnął się w głąb krzesła i przycisnął plecy do oparcia.
– Alfred powiedział, że ta kobieta zaczęła się dziwnie zachowywać, dopiero gdy usłyszała, że zbliżamy się do celi – oznajmił niespodziewanie Aron.
Antoni odwrócił się gwałtownie i spojrzał na niego zaskoczony.
– Wcześniej siedziała spokojnie. Alfred nie wie, jak do tego doszło, że do ciebie napisała, książę. Poprosiłem, by odszukał człowieka, który jej w tym pomógł.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – wykrztusił z trudem Antoni.
– Żebyś bardziej uważał, książę – mruknął gwardzista. Otworzył usta, jakby zamierzał powiedzieć coś więcej, ale zrezygnował, gdy rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju weszło dwóch nowych strażników w towarzystwie służącej z tacą w rękach. Dygnęła przed Antonim, a potem podeszła do stolika i rozłożyła na nim zastawę.
– Czy mam obudzić pana gościa, książę? – spytała nieśmiało.
– Nie, pani Dario. Proszę zaczekać, aż sama się obudzi i pomóc jej, gdyby czegoś potrzebowała – odparł cicho. Wstał i na sztywnych nogach ruszył do drzwi. Mijając Arona, zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć mu w oczy.
Były w kolorze miodu. Wydawały się szczere.
– Liczę, że jeśli się czegoś dowiesz, niezwłocznie się tym ze mną podzielisz – szepnął Antoni.
Gwardzista przytaknął zdawkowo.
– Dziękuję – westchnął książę i opuścił komnatę.
Nadeszła pora, aby wywiązać się z obietnicy złożonej Amandzie. Dopiero teraz odezwał się w nim strach. Szansa na to, że Kasandra dobrze przyjmie wiadomość, którą miał jej do przekazania, była niewielka, ale nadzieja jeszcze się w nim tliła. W końcu to mądre dziecko. Inteligentne. Może pozytywnie go zaskoczy i zrozumie, że chciał dobrze?
Z każdym kolejnym krokiem wiara w tę myśl słabła. Doskonale wiedział, jakiej reakcji mógł się spodziewać, a zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni.
Słowa Arona obudziły w Antonim niepokój. Sprawiły, że znów zaczął zadawać pytania. Czy Dalina przez ten cały czas udawała? Zagrała na jego emocjach? Zmanipulowała go? Powiedziała prawdę na temat wydarzeń w porcie, a może wszystko wymyśliła?
Potrząsnął głową z frustracją. Niepewność powoli zaczynała go wykańczać, ale ze wstydem przyznał przed sobą, że jednocześnie czuł ulgę. Dalina wróciła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top