🌿VIII. Specjalistka ds. Przedobrzania🌿

***

Dissclaimer
W rozdziałach 33–34 nastąpiły poważne zmiany fabularne. Wiem, że prędko nie zapomnicie, co się pierwotnie wydarzyło, ale  zaklinam, cofnijcie się tam, dobrzy ludzie! Będzie Wam łatwiej odnaleźć się w dalszej akcji! Linki w komentarzu:

***


Przekonałam Antoniego, że jeśli poświęci resztę dnia na odpoczynek, świat wcale się nie zawali. Obdarzył mnie sceptycznym spojrzeniem, kiedy obiecałam, że do wieczora nie usłyszy na mój temat żadnej skargi, ale najwyraźniej był zbyt zmęczony, żeby kwestionować dobro intencji.

– Wpuścisz służącą z jedzeniem, obiecujesz? – spytałam, trzymając rękę na klamce.

Przytaknął cierpliwie.

– Jesteś pewien, że wolisz zostać sam? Nie będzie ci smutno? – Przyjrzałam mu się z ukosa, mrużąc oczy.

Parsknął rozbawiony i potrząsnął głową.

– Spróbuję się przespać – oznajmił spokojnie.

– I zobaczymy się dopiero rano? – rzuciłam, uchylając drzwi.

– Przyjdę powiedzieć ci dobranoc – odparł.

Uśmiechnęłam się do niego przez ramię i wyszłam na korytarz.

– No nareszcie! – jęknął Ksawery.

Sapnęłam przestraszona. Prawie się o niego potknęłam. Siedział na podłodze ze szkicownikiem i łypał na mnie spode łba.

Zamknęłam za sobą drzwi i dałam znak ręką, żeby za mną poszedł. Dźwignął się na nogi i szepnął ostro:

– Co tak długo? Marika i Maurycy już dawno wrócili do siebie – mruknął.

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego czujnie.

– Nakablowałeś na nią?

– Bez najmniejszych skrupułów – przyznał. – Zasłużyła.

Wyczułam, że wcale nie był z siebie zadowolony. Podrapał się w kark i westchnął ciężko. Źle znosił konflikty, a w jeden właśnie się wmieszał.

– Pomogłem ci chociaż trochę? – spytał z nadzieją.

Przytaknęłam z powagą.

– Bardzo! Dziękuję! – odparłam. – Cokolwiek powiedziałeś Maurycemu, okazałeś się na tyle przekonujący, że nie dostałam żadnej kary. Masz zadatki na dobrego adwokata. Ile płacę? – Posłałam mu szelmowski uśmiech.

Napięcie momentalnie z niego zeszło. Parsknął rozbawiony:

– To była usługa po znajomości. Przyjmijmy, że w ramach podziękowania powstrzymasz się od wpadania w kłopoty przez przynajmniej – urwał i zmrużył oczy. – Dokąd właściwie zmierzamy?

Odwróciłam głowę w bok, unikając jego wzroku.

– Kas? – mruknął z naciskiem.

– Co powiesz na płatność odroczoną? – wymamrotałam pod nosem i niechętnie na niego spojrzałam. – Idę wyrzucić Dalinę z zamku, póki nie odzyskała w pełni sił.

Ksawery zatrzymał się gwałtownie.

– Słucham? – wycedził.

– Możesz zostać, poradzę sobie sama – dodałam pospiesznie.

– Ty tak na poważnie? – jęknął.

Wzruszyłam ramionami.

– Muszę się jej pozbyć – odparłam.

Przyspieszył kroku, zastąpił mi drogę i rozpostarł ręce na boki.

– Poczekaj. Jaki masz plan? – syknął, starając się zajrzeć mi w twarz. – Bo masz plan, prawda?

Przygryzłam wargę.

– Chyba nie zamierzasz wparować do infirmerii i powiedzieć, żeby sobie poszła? – prychnął ze złością.

– Dlaczego nie? – warknęłam. – Jest przestraszona, wczoraj przez przypadek ją znokautowałam...

– "Przez przypadek" – powtórzył z przekąsem.

Wywróciłam oczami. Wiedział, że nie działałam celowo.

– Wcale się nie boisz? Po tych wszystkich wizjach? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.

Wypuściłam powietrze z płuc aż do oporu. Zastanowiłam się chwilę. Ksawery, jak zwykle miał rację. W głębi duszy byłam przerażona perspektywą spotkania z Daliną. Słaba, czy nie nadal stanowiła śmiertelne zagrożenie. A co, jeśli przez ten cały czas tylko udawała bezbronną?

– Boję się – przyznałam cicho. – Ale muszę chociaż spróbować.

Westchnął ciężko i opuścił dłonie wzdłuż ciała. Skapitulował. Przynajmniej przez moment sprawiał takie wrażenie. Nie dotarliśmy jednak nawet do połowy korytarza, a Ksawery znów się odezwał.

– Co, jeśli ktoś będzie tam razem z nią? Jak wytłumaczymy, po co przyszliśmy? A może wcale jej już nie ma w infirmerii? Błagam, przemyśl to dobrze. Ledwo wykaraskałaś się z jednych kłopotów, a już pakujesz się w drugie i to tego samego dnia – wymamrotał, posyłając mi ciężkie spojrzenie.

Skrzywiłam się niezadowolona. Brzmiał rozsądnie. Powinnam była go posłuchać, ale zamiast się zatrzymać, szłam dalej. Na schodach jeszcze raz wybiegł do przodu, wymuszając postój. Przymierzał się, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, gdy przycisnęłam sobie palec do ust, prosząc go o milczenie. Echo przyniosło kobiecy śmiech. Próbowałam zlokalizować, z którego kierunku dobiegł.

– Mówię ci, Dario. Miała na sobie tylko marynarkę – dotarł do nas przyciszony chichot. – Przekonanie jej, by włożyła coś pod spód, trwało wieki.

Spojrzeliśmy po sobie z Ksawerym porozumiewawczo. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę najbardziej zacienionego miejsca, jakie udało mi się odnaleźć w tak krótkim czasie. Przykucnęliśmy w rogu pod ścianą i wstrzymaliśmy oddech. Do ludzkich głosów dołączył stukot obcasów po marmurowych schodach. Dwie młode służące schodziły z wyższego piętra. Obie kojarzyłam z widzenia. Były niewiele starsze od Amandy. Jedna niosła pusty kosz na pranie, a druga tacę z brudnymi naczyniami.

– Wcale jej się nie dziwię, Marto – parsknęła Daria. – Gdyby to mnie spotkało coś podobnego, prędzej bym sczezła, niż oddała marynarkę księcia. Swoją drogą ciekawe, czy zostanie poproszona o zwrot, czy dostała ją w prezencie. Szczęściara.

Westchnęła ciężko. Wyraźnie posmutniała.

– Daj spokój. Znajdziesz sobie kogoś! Przecież wiesz, że nic by z tego nie wyszło. – Marta uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.

Daria potrząsnęła głową.

– Nieprawda! Marianna mówiła, że książę już raz się zakochał w pokojówce i to bez pamięci. Podobno to dlatego tak długo był sam. Krążą plotki, że ta niedoszła topielica, którą kazał zakwaterować w pokoju centralnie nad swoją sypialnią to właśnie ona. Że jakimś cudem się odnalazła. Pewnie chciał ją zabrać do swojej komnaty, ale po pijaku pomyliły mu się piętra. – Rzewność w jej tonie mieszała się z wyraźną frustracją.

Chłonęłam każde wypowiedziane przez nią słowo jak gąbka. Mój wzrok automatycznie powędrował w kierunku sufitu. Dostałam wskazówkę, gdzie szukać Daliny. Zerknęłam ostrożnie na Ksawerego w tym samym momencie, gdy przymykał powieki z rezygnacją.

– To akurat najbardziej absurdalna rzecz, jaką słyszałam na temat księcia. Oczywiste, że nie był sam. Skądś się ten bękart wziął – prychnęła Marta. – Marianna jest tak stara, że wszystko jej się miesza. Kiedyś twierdziła, że król Albert kazał zabić tamtą kobietę. Tej wersji bym się trzymała. Biedaczka na pewno nie żyje. A tej na górze też nie masz czego zazdrościć. Chora, pokiereszowana, cała w bliznach – zniżyła głos do szeptu. – Zainteresowanie księcia tą kobietą prędzej wytłumaczyłabym litością niż miłością. A zaufaj mi, nie tego szukasz. Zasługujesz na coś lepszego, Dario.

Służące były tak zajęte sobą, że przeszły obok i nie zwróciły na nas uwagi. Pokonały kolejny poziom schodów i zniknęły w korytarzu dla pracowników. Zaczekałam, aż ich kroki całkiem ucichną, a potem podniosłam się i ruszyłam na wyższe piętro. Ksawery pobiegł za mną.

– Kas, poczekaj! – sapnął.

Dogonił mnie przed drzwiami, które według moich obliczeń wydawały się tymi właściwymi. Dopiero tam się zawahałam.

– Nie rób tego – powiedział bezgłośnie.

Z pokoju nie dobiegały żadne dźwięki. Wciągnęłam ze świstem powietrze i zdecydowanym ruchem nacisnęłam klamkę. Ustąpiła. Zajrzałam do środka. Kątem oka zobaczyłam, jak Ksawery palnął się w czoło. Kiedy przekroczyłam próg, chłopak przejechał sobie dłońmi po twarzy z frustracją. To on zamknął za nami drzwi, gdy weszłam głębiej i zmrużyłam oczy. Szczelnie zaciągnięte kotary skutecznie odizolowały komnatę od światła dnia.

Wcale się nie boję, powtarzałam w myślach. Czułam na karku oddech Ksawerego. Wiedziałam, że się na mnie gniewał, ale i tak tu ze mną przyszedł. Nie byłam sama.

Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok bardzo długo przyzwyczajał się do ciemności. Widziałam tylko krawędzie mebli.

– Kas, chodźmy stąd – poprosił z naciskiem.

Potrząsnęłam głową. Podeszłam do kotar i odgarnęłam je na boki. Promienie słońca wpadły do pokoju. Omiotłam pomieszczenie spojrzeniem jeszcze raz i aż się zachłysnęłam.

Dalina siedziała skulona w najdalszym rogu, pod ścianą. Oddychała płytko. W błękitnych oczach odbijało się czyste przerażenie. Przyciskała dłoń do ust, żeby zminimalizować ryzyko, że ktoś ją usłyszy, ale gdy odkryłam jej kryjówkę, wolno opuściła ręce i okryła się szczelniej marynarką wujka. Ksawery też ją w końcu zauważył. Stanął po mojej prawej stronie i przełknął ciężko ślinę.

– To ta twoja straszna Dalina? – szepnął.

Przytaknęłam zdawkowo.

– Nie wygląda groźnie – powiedział na głos to, co sama zdążyłam zauważyć.

Oblał mnie zimny pot. Coś się nie zgadzało. Właściwie nie "coś", tylko wszystko.

– Musisz stąd odejść – zwróciłam się do kobiety, wkładając mnóstwo wysiłku, żeby zabrzmieć na pewną siebie.

Dalina drgnęła nerwowo. Nie odrywała ode mnie wzroku. Z wielką ostrożnością dźwignęła się z podłogi. Wsunęła ramiona w rękawy marynarki.

– Antoni powiedział, że mogę tu zostać – wymamrotała tak cicho, że ledwo ją zrozumiałam.

Złość gwałtownie zapulsowała w moich żyłach.

– Nie chcemy cię tutaj – wycedziłam. – Masz odejść. Teraz.

Kobieta zamrugała zdezorientowana.

– Antoni powiedział, że – powtórzyła słabo.

– On też cię tu nie chce – weszłam jej w słowo. – Trzymaj się od niego z daleka!

Na twarzy Daliny pojawił się nowy grymas. Do strachu dołączyła wyraźna konsternacja.

– Czy – zaczęła, ale niemal natychmiast przerwała.

Potrząsnęła głową, jakby próbowała uporządkować myśli. Przemieszczała się powoli wzdłuż ściany, aż w końcu stanęła naprzeciwko mnie, ale w drugim krańcu pokoju.

– Zrobiłam coś nie tak? – dokończyła ostrożnie.

Zadanie przez nią pytanie zabrzmiało tak absurdalnie, że aż się zaśmiałam. Gorzko i krótko, bo przed oczami stanął mi obraz Daliny ze sztyletem w ręce, pochylającej się nad mężczyzną, któremu moment później podcięła gardło.

Wzdrygnęłam się. Poczułam dłoń Ksawerego zaciskającą się wokół mojej. Chciał mi dodać otuchy. Trochę pomogło.

– Wiem, kim jesteś i po co tu przyszłaś – warknęłam. – Ale nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić.

Otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć.

– Nie lekceważ mnie – mruknęłam ponuro. – Widziałaś, co zrobiłam w infirmerii przez przypadek. Chcesz się przekonać, co potrafię, gdy działam z premedytacją?

Kobieta zbladła i wciągnęła powietrze ze świstem.

– Kas, wystarczy – szepnął Ksawery, ale nie podzielałam jego opinii.

Pierwszy raz Dalina ewidentnie bała się mnie bardziej niż ja jej. Ta świadomość robiła ze mną coś dziwnego. Chciałam zmaksymalizować to uczucie. Przedłużyć je bez względu na koszta.

– Wiesz, kto jeszcze mieszkał na tym piętrze? – spytałam z krzywym uśmiechem i nie czekając na odpowiedź, odparłam – Bestia. Na pewno słyszałaś o Bestianie. Ja i Antoni mamy z nią wiele wspólnego.

Usłyszałam, jak Ksawery sapnął z niedowierzaniem. Wiedział, o kim mówiłam. Dopiero po jego reakcji zdałam sobie sprawę, jak bardzo się zagalopowałam. Twarz Daliny zrobiła się kredowobiała. Przez moment stała jak skamieniała, aż nagle podeszła do okna, otworzyła je na oścież... i wyskoczyła.

Zamrugałam zdezorientowana. Dalina naprawdę wyskoczyła przez okno. Tak ją przestraszyłam, że wolała zginąć, niż zostać ze mną w jednym pokoju. Nie byłam pewna, na którym piętrze się znajdowaliśmy. Z jakiej wysokości można przeżyć upadek? Jakie miała szanse?

Powinnam się cieszyć. Dostałam to, po co przyszłam. Pozbyłam się tej kobiety. Przełknęłam ciężko ślinę. Udało się, więc dlaczego czułam, jakbym zrobiła coś bardzo, bardzo złego?

Zapomniałam o oddychaniu. Ostatnie kroki Daliny odtwarzały się w mojej głowie jak zapętlony film. Nie mogłam uwierzyć w to, czego byłam świadkiem. Dopiero cichy krzyk Ksawerego sprawił, że się ocknęłam. Podbiegł do okna i wychylił się przez nie najmocniej, jak mógł, zachowując przy tym bezpieczny margines, żeby nie wypaść.

– Żyje, rusza się, spadła na krzaki – poinformował drżącym głosem.

Wciągnęłam powietrze do płuc ze świstem. Jednak jej nie zabiłam. Kotłowało się we mnie tyle sprzecznych emocji, że straciłam pewność, czego właściwie chciałam. Podeszłam sztywno do Ksawerego i również wyjrzałam na zewnątrz.

Dalina z wielkim wysiłkiem wygramoliła się z rozłożystych krzewów bukszpanu. Stanęła chwiejnie na nogi i pomknęła w kierunku lasu z zawrotną prędkością, mimo że kulała. Patrzyliśmy na nią w ciszy przez dłuższą chwilę, aż Ksawery westchnął ciężko, zamknął okno i odciągnął mnie od parapetu.

– Mam nadzieję, że w końcu jesteś zadowolona – mruknął chłodno.

Ruszył do drzwi, uchylił je ostrożnie i wyjrzał na zewnątrz.

– Pusto, chodźmy stąd – oznajmił ponuro i machnął ponaglająco ręką, żebym się zbliżyła.

– Nie jestem – szepnęłam, mijając go w progu.

– I chwała bogu – syknął ze złością. – Mało brakowało, a miałabyś tę kobietę na sumieniu. Pocieszające, że chociaż trochę się przejęłaś.

Wyszliśmy na korytarz. Atmosfera między nami zgęstniała. Czułam, że pierwszy raz byliśmy o włos od kłótni. Przygryzłam wargę.

– Słyszałaś, że nie kopie się leżącego? – spytał w tym samym tonie, co wcześniej. – To nie była obrona, tylko okrutny atak. Nie podobało mi się to.

– Przepraszam – wykrztusiłam.

Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał mi w oczy.

– Czasami bywasz przerażająco radykalna – stwierdził cicho. – Zapominasz wtedy, że jesteś dobrą osobą.

Zacisnęłam usta w wąską linię i odwróciłam wzrok.

– Mam nadzieję, że ona już nie wróci – dodał. – Jej obecność źle na ciebie wpływała.

Promieniował niezadowoleniem. Nie potrafił go ukryć, albo wcale się nie starał. Miałam je dostrzec i się nim przejąć. Odniósł sukces.

– Ona naprawdę jest zła. Wierzysz mi? – jęknęłam z paniką.

– Aktualnie wierzę, że strach przyćmiewa ci rozum – odparł.

Sapnęłam. Niewykluczone, że miał rację. Oczy w jednej chwili wypełniły mi się łzami. Brzuch rozbolał mnie z nerwów.

– Kas? – odezwał się nieco łagodniej.

Spojrzałam na niego z wahaniem.

– Nie jesteś jak twoja mama. Nie chcesz taka być. Pamiętasz? – upewnił się cicho.

Rozchyliłam usta w szoku. Jego słowa momentalnie wyprowadziły mnie z równowagi. Przytaknęłam. Przycisnęłam dłoń do ust i się rozpłakałam.

– Nie kazałabym jej skoczyć. Nie wiedziałam, że to zrobi, przysięgam – wyrzuciłam na nierównym oddechu.

Ksawery westchnął ciężko i mocno mnie przytulił.

– Powinnaś powiedzieć wujkowi prawdę o wizjach – wymamrotał. – Całą, a nie tylko część.

Zesztywniałam. Z trudem przełknęłam ślinę.

– O tym, co się teraz stało, również powinien się dowiedzieć – dodał nieśmiało.

– Zabronił mi tu przychodzić – szepnęłam.

Ksawery prychnął, puścił mnie i odsunął się nieco, żeby lepiej widzieć moją twarz.

– A może dla odmiany zrobiłabyś to, o co prosi, Kas? – mruknął ponuro.

– Ja – wykrztusiłam i na tym się skończyło.

Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.

– Wcześniej milczałaś, bo liczyłaś, że dzięki temu wizja się nie ziści, ale to wcale jej nie powstrzymało – zauważył z powagą.

– Więc Dalina cały czas może zabić wujka – jęknęłam.

Ksawery westchnął ciężko i ścisnął mnie lekko za ramiona.

– Wiem, że widziałaś straszne rzeczy i bardzo się boisz, ale moim zdaniem to nie było prawdziwe. Nakręciłaś się i panikujesz. Wątpię, żeby to tamta kobieta cię straszyła. Sama wydawała się śmiertelnie przerażona.

Zaczerpnęłam drżący oddech, a potem wolno wypuściłam powietrze z płuc. Im dłużej słuchałam Ksawerego, tym wyraźniej czułam, jak spokój do mnie wracał. Chłopak poluźnił uścisk i przyjrzał mi się z troską.

– Chodźmy w coś zagrać – zaproponował niespodziewanie.

– Monopoly? – odparłam bez namysłu.

Pokiwał głową z aprobatą.

– Doprowadzę cię do bankructwa – uprzedził z powagą.

Zaśmiałam się przez łzy.

– Nie wątpię – parsknęłam.

Faktycznie, podczas tej konkretnej planszówki w Ksawerym budził się demon biznesu. Działał bez żadnych skrupułów, nie uznawał sentymentów. Lubiłam patrzeć, jak budował swoje małe imperium, podczas gdy sama gromadziłam tylko tyle, żeby być w stanie spłacić należności, które prędzej czy później stawałam się mu dłużna.

Uśmiechnęłam się do niego ostrożnie. Niemal natychmiast odwzajemnił się tym samym. Najwyraźniej powiedział już wszystko, co mu leżało na sercu i chciał pokazać, że nie przestał mnie lubić. Odetchnęłam głęboko.

– Może zaprosimy Marikę? – spytałam nieśmiało.

Nadal byłam na nią zła, ale wiedziałam, że ta sprawa prędko nie da Ksaweremu spokoju. Na pewno chciał się pogodzić, albo upewnić, że moja kuzynka nie żywi wobec nas szczególnie wielkiej urazy.

Zamrugał wyraźnie zaskoczony, ale po chwili potrząsnął głową.

– Dzisiaj nie mam na nią siły – oznajmił. – Zagrajmy sami.

Przyjęłam tę odpowiedź z ulgą. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby Ksawery trwale się na mnie obraził. Czy poradziłabym sobie bez jego wsparcia? Chyba nie. Wzdrygnęłam się na samą myśl, co nie uszło jego uwadze.

– Zimno ci? – Zmarszczył brwi i rozejrzał się po korytarzu. – Wracajmy do pokoju.

Wskazał brodą kierunek i ruszył przed siebie. Beztrosko, jak miał w zwyczaju. Sprawiał wrażenie, jakby już zapomniał, że się na mnie gniewał. Nie mogłam się mu nadziwić, ale jednocześnie byłam bezmiernie wdzięczna, że tak szybko odpuścił.

Dogoniłam go bez zbędnej zwłoki. Postanowiłam zepchnąć myśli dotyczące Daliny na dalszy plan. Trzymać się tego, że zniknęła i już nie wróci. Ksawery zasłużył, żeby poświęcić mu uwagę w stu procentach. Nie umiałam, ale musiałam się tego nauczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top