🌿VI. Co nas nie zabije, to...🌿

Antoni obudził się z tępym bólem głowy. Czuł się tak, jakby ktoś zacisnął mu wokół skroni metalową obręcz. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio doświadczył tak silnej migreny. Nie był w stanie zebrać myśli, żeby rzucić zaklęcie, dzięki któremu nie musiałby wstawać, a mikstura lecznicza sama pojawiłaby się w jego dłoni.

Przewrócił się na bok i westchnął ciężko. Z trudem uniósł powieki i zachłysnął się powietrzem. Podskoczył tak gwałtownie, że prawie spadł na podłogę. Pociemniało mu przed oczami, ale obraz pleców nagiej kobiety nie zniknął tak szybko. Podczas gdy przez dłuższy moment mrugał, żeby odzyskać ostrość widzenia, do jego uszu dotarł dźwięk ciała przesuwającego się po prześcieradłach.

– Dzień dobry – odezwała się nieśmiało. – Czy czujesz się lepiej, pa... – Ugryzła się w język i pospiesznie dodała: – Antoni?

Parsknął gorzko w duchu. Gorączkowo starał się sobie przypomnieć, jak do tego doszło, że Dalina leżała obok niego kompletnie naga. Z ulgą zauważył, że przynajmniej sam nadal był w ubraniu, ale czy przez cały czas?

– Moje pytanie będzie bardzo nie na miejscu – oznajmił i zgubił wątek.

Odchrząknął. Sklecenie sensownego zdania stanowiło wyzwanie. Nie mógł się skupić, gdy kątem oka wciąż dostrzegał bladą skórę.

– Czy...? – znów urwał i potrząsnął głową z frustracją.

Co się z nim działo? Pierwszy raz w życiu czuł się tak skołowany. Kobieta obserwowała go wyraźnie zaniepokojona.

– Przyszedłeś do mnie – powiedziała z wahaniem.

Otworzył usta i zamrugał.

– Zrobiłem ci krzywdę? Zmusiłem do czegoś? – wykrztusił.

– Nie – zaprzeczyła od razu, ale odwróciła wzrok.

Jej reakcja bynajmniej go nie uspokoiła.

– Nic nie pamiętam – szepnął ze zgrozą.

Zamierzał skupić się na twarzy rozmówczyni, ale chcąc nie chcąc objął spojrzeniem o wiele szerszy obszar. Był wściekły na siebie za tę pierwotność, która się w nim odezwała. Dalina, co prawda nie wyglądała na speszoną, niemniej jednak nie zamierzał dłużej odzierać jej z godności.

Sięgnął po prześcieradło. Spróbował okryć kobietę, ograniczając dotyk do minimum, ale pokrzyżowała mu plany. Drgnęła nerwowo, a jego palce musnęły chude ramię. Tyle wystarczyło, żeby przez całe ciało mężczyzny przeszedł prąd.

Potężna siła cisnęła nim w próżnię i na dłuższą chwilę odizolowała go od bodźców. Ten stan był w sumie przyjemny. Ciemność zadziałała kojąco. Niestety zdecydowanie zbyt szybko się rozproszyła. Świat zawirował.

Mrugał tak długo, aż odzyskał ostrość widzenia. Zorientował się, że wrócił do infirmerii. Przyglądał się czujnie mężczyźnie odzianemu w czerń. Włosy lepiły mu się do niezdrowo zaróżowionej twarzy. Wyglądał przerażająco, jakby lada chwila zamierzał zaatakować. Póki co nie ruszył się z miejsca. Zachowywał dystans. Nie odzywał się. Antoni podświadomie domyślał się, z kim miał do czynienia, ale zaakceptowanie tego było wyjątkowo trudne. Jeszcze nigdy się tak nie upodlił. Zrozumiał, co się stało i ogarnęło go przerażenie. Oczy Daliny posłużyły mu za lustro.

Bez pozwolenia wszedł kobiecie do głowy. Patrzył na wspomnienie, które należało do niej. Dokonał okrutnego naruszenia. Powinien natychmiast przerwać połączenie, ale nie wiedział, jak to zrobić.

Ich myśli przeplatały się ze sobą. Miał problem z odróżnieniem, które należały do niego, a które do niej. Pierwszy raz w życiu doświadczył czegoś tak dziwnego.

Byli sami w pustej sali. W powietrzu wisiało napięcie.

– Mam prośbę – wychrypiał zniszczony Antoni.

Dalina bez słowa wstała z łóżka i wolnym krokiem podeszła do mężczyzny. Obserwował ją w milczeniu. Pozwolił, żeby ostrożnie oparła mu dłoń o pierś, ale gdy wspięła się na palce, żeby dosięgnąć jego ust, zaprotestował.

– Nie. – Zadrżał i cofnął się o krok.

Zmarszczyła brwi. Opuściła pięty na podłogę i przygryzła wargę. Zastanowiła się chwilę, po czym sięgnęła do swojego ramienia. Z wyraźnym wahaniem zsunęła materiał sukienki, odsłaniając obojczyk.

– Nie – powtórzył ostrzej.

Z paniką poprawił jej strój. Zrobił to zbyt gwałtownie. Zachwiał się i stracił równowagę. Uderzył plecami o ścianę. Nogi się pod nim ugięły, ale nie upadł, bo Dalina go przytrzymała. Była silniejsza, niż przypuszczał. Sprowadziła go powoli do siadu i uklękła obok, patrząc na niego z niepokojem.

– Wyglądasz jak Rosa – wybełkotał zbolałym głosem – ale nią nie jesteś.

Zamrugała zdziwiona. W życiu nie usłyszała pod swoim adresem bardziej absurdalnego zarzutu.

– Rosa? – powtórzyła cicho.

– Rozalia – doprecyzował.

Przypomniała sobie, że już wcześniej tak ją nazwał i wreszcie zrozumiała. Mówił o kobiecie. Musiał ją darzyć ogromnym uczuciem. Sposób, w jaki wypowiedział obie wersje imienia, stanowiły dowód. Może chodziło o matkę dziewczynki, którą widziała?

Umilkł i ukrył twarz w dłoniach. Oddychał powoli, jakby nawet ta czynność sprawiała mu ból. I płakał! Żaden inny pan nigdy tego przy niej nie robił.

Dalina umiała sobie radzić z agresywnymi mężczyznami. Znała sposoby, aby ich uspokoić, ale nie wiedziała, jak postąpić z Antonim. Nie życzył sobie, aby się rozbierała, czy inaczej okazała czułość. Czego więc mogła dotyczyć prośba, z którą do niej przyszedł?

– Możesz nazywać mnie Rozalią, jeśli tego potrzebujesz – oznajmiła w olśnieniu.

Odsunął ręce od twarzy i spojrzał na nią zaskoczony. Wyraźnie się zastanawiał nad przyjęciem propozycji, ale ostatecznie potrząsnął głową.

Jęknęła w duchu. Nic nie wiedziała o tym człowieku! Sprawiał wrażenie dobrej osoby. Zabrał ją z portu. Zatroszczył się o nią. Obiecał, że zadba, aby wyzdrowiała. I zdjął jej te cholerne kajdany! Wreszcie mogła trzeźwo myśleć.

– Chodźmy, panie – szepnęła łagodnie.

– Antoni – sapnął z frustracją.

– Antoni – poprawiła się pospiesznie.

Zapomniała, że ten pan nie lubił być nazywany "panem". Pociągnęła go w górę. Chwilę im zajęło, zanim stanęli na nogi.

– Powinieneś odpocząć – zauważyła nieśmiało. – Może się położysz?

Wskazała nieśmiało na najbliższe łóżko.

– Nie mogę zostać tutaj – stwierdził półprzytomnie, po czym uniósł dłoń i wykonał nią ruch w powietrzu.

Jedno mrugnięcie później znaleźli się w zupełnie innej komnacie. Mniejszej, tonącej w tak gęstym mroku, że z trudem dało się dostrzec kontury mebli.

Mężczyzna ponowił gest i wszystkie świece zapaliły się jednocześnie. Rzucenie tego zaklęcia musiało go osłabić, bo znów się zachwiał. W świetle wyglądał mniej przerażająco. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo był pijany.

Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na łóżku.

– Połóż się – szepnęła, wskazując gdzie.

Nie zareagował. Nie była pewna, czy ją usłyszał. Nie patrzył na nią.

– Antoni? – Wołanie go po imieniu, sprawiało jej trudność, ale czuła, że nie będzie miała wyjścia. Musiała się przełamać.

Podniósł głowę i spojrzał na nią zdezorientowany.

– Jesteś prawdziwa? – spytał zdławionym głosem.

– Tak, Antoni – odparła cierpliwie.

Usiadła na materacu i przywołała go gestem ręki.

– Chodź, połóż się obok – ponowiła próbę.

Nawet nie drgnął. Wyglądał, jakby szykował się do wyjścia, chociaż ewidentnie ledwo stał. Tracił kontakt z rzeczywistością. Gdyby Dalina się uparła, mogłaby go wciągnąć do łóżka, zanim upadnie na podłogę, ale wolała tego uniknąć. Dopiero po dłuższej chwili ją olśniło.

– Boisz się mnie, Antoni? – spytała ostrożnie.

Nie odpowiedział, ale wyraźnie się spiął.

– Nie zrobię nic, na co nie będziesz miał ochoty – zapewniła, leniwie rozciągając się na materacu, nie odrywając wzroku od mężczyzny. – Podejdź, nie pożałujesz.

– Już żałuję – oznajmił głucho.

Zamrugała zaskoczona, ale dość szybko zebrała myśli. Postanowiła zmienić strategię.

– Czego żałujesz, Antoni? – Uderzyła w uwodzicielską nutę.

– Absolutnie wszystkiego – odparł ponuro, ściskając nasadę nosa dwoma palcami.

Posłała mu nieśmiały uśmiech, ale nie odwzajemnił się tym samym. Z jego twarzy nadal promieniował głęboki smutek.

Kobieta westchnęła cicho. Było jej niewygodnie. Sięgnęła za siebie, ułożyła piramidę z poduszek, a potem oparła na nich głowę. Zerknęła ostrożnie na Antoniego. Po fakcie zorientowała się, że na zbyt wiele sobie pozwoliła i mogły ją za to spotkać przykre konsekwencje. Sposób, w jaki na nią spojrzał, tylko ją w tym utwierdził. Przeszły ją ciarki.

Wstrzymała oddech, gdy chwiejnym krokiem wreszcie do niej podszedł i zatrzymał się w nogach łóżka.

– Przepraszam – wykrztusiła. – Powinnam zapytać...

Potrząsnął głową.

– W porządku, weź je – szepnął i przysiadł na brzegu materaca.

Przez chwilę Dalinie wydawało się, że zasnął, ale nagle uniósł dłonie i przejechał sobie nimi po twarzy, próbując pozbyć się zmęczenia. Parsknął gorzkim śmiechem.

– Wyglądasz jak Rosa. Brzmisz jak Rosa. I jak Rosa się zachowujesz. Ona też lubiła trzymać głowę wyżej – powiedział, gdy udało mu się trochę uspokoić.

Kobieta przygryzła wargę. Współczucie do tego człowieka rosło z minuty na minutę. Chyba jeszcze nigdy nikt obcy nie wzbudził w niej takiej żałości.

– Przykro mi, że nią nie jestem – stwierdziła szczerze. – Ale jeśli chcesz, mogę ją udawać chociaż dzisiaj.

Podeszła do niego na czworaka i pociągnęła go lekko w głąb materaca za poły marynarki. Ewidentnie się tego nie spodziewał. Runął na plecy i rozchylił usta w szoku.

– Co lubisz? – spytała, ściągając suknię przez głowę jednym sprawnym ruchem.

Wlepił w nią zszokowany wzrok. Odwrócił go jednak od razu, gdy się otrząsnął. Ostatkiem sił podciągnął się tak, żeby całym ciałem znaleźć się na łóżku i wtulił twarz w pościel.

– Jak sprawić ci przyjemność? – głos jej zadrżał z frustracji.

Naprawdę chciała mu ulżyć w cierpieniu. Nie znała wielu sposobów, ale wszystkie, które opanowała, były skuteczne. Żaden klient się nie skarżył. Ustawiali się do niej w kolejkach. Za noc z nią płacili Droserze krocie.

– Ubierz się, proszę – wymruczał półprzytomnie.

Zamrugała z niedowierzaniem.

– Możesz zrobić ze mną, co zechcesz. Jestem twoja. Spełnię każdą twoją zachciankę. Zastanów się, Antoni.

Dawniej, gdy przychodził do niej tak pijany klient, skakała pod sufit z radości. Nic nie musiała robić, a on rano nie pamiętał, że do niczego nie doszło, ale i tak opowiadał kolegom o niesamowitych doznaniach, których dzięki niej doświadczył. Z Antonim pewnie będzie tak samo, z tą różnicą, że chyba faktycznie niczego od niej nie oczekiwał. Bo nie była Rosą...

– Myślę, że Rozalia chciałaby, żebyś był szczęśliwy – stwierdziła, nachylając się nad nim i delikatnie trąciła go nosem w policzek.

Już prawie zasnął, ale gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na nią zaskakująco czujnie.

– Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz skorzystać z mojej propozycji – szepnęła zmysłowo, po czym musnęła ustami płatek jego ucha. – Poczujesz się lepiej.

– To się nie wydarzy, chyba że raz na zawsze wreszcie przestanę czuć cokolwiek – odparł cicho, a potem zwinął się w kłębek i zapadł w sen.

Dalina patrzyła na niego osłupiała. Nie mogła uwierzyć, że jej odmówił. Postanowiła się nie ubierać, na wypadek gdyby jednak zmienił zdanie. I tak było jej gorąco z emocji.

Po krótkim namyśle zdjęła Antoniemu buty i przykryła go cienką kołdrą. Położyła się obok i utkwiła wzrok w jego twarzy. Wyglądał młodziej, kiedy spał. Spokojniej. Głęboka zmarszczka na czole, powstała najpewniej wskutek trwania w permanentnym zmartwieniu, nieco się wygładziła. 

Poznała w życiu tylu mężczyzn, czy to możliwe, żeby i tego kiedyś spotkała, ale o tym zapomniała? Westchnęła i poprawiła stertę poduszek pod swoją głową. Poczuła się źle, że zabrała wszystkie. Z drugiej strony, kiedy mężczyzna się ocknie, bolący kark będzie jego najmniejszym problemem.

Postanowiła, że nic mu nie powie. W końcu do niczego między nimi nie doszło. To ona się bardziej skompromitowała, oferując siebie, kiedy on...

Połączenie urwało się tak gwałtownie, jakby ktoś przeciął taśmę z filmem. Antoni zaczerpnął powietrza do oporu, aż go zakłuło w żebrach. Balansował na krawędzi materaca, zgięty w pół. Wyprostował się z trudem, starając ignorować tępe ćmienie w skroniach i z wahaniem spojrzał na Dalinę. Oddychała płytko. Z prawej dziurki nosa leciała jej krew. Po chwili zauważył, że z prawego ucha, także. Zmełł przekleństwo i sięgnął do kieszeni po materiałową chusteczkę.

– Najmocniej przepraszam – wykrztusił.

Był na siebie wściekły. Zachował się niedopuszczalnie pod każdym możliwym względem. W pierwszym odruchu chciał pomóc kobiecie się wytrzeć, ale ostatecznie nie ośmielił się jej dotknąć.

– Proszę – dodał, kładąc przed nią chusteczkę, a potem ukrył twarz w dłoniach i wymamrotał: – Zaraz przypomnę sobie zaklęcie lecznicze. Daj mi chwilę.

– Nie trzeba – odparła zaskakująco spokojnie, ale jej ręka się zatrzęsła, gdy sięgnęła po materiał. Krew wsiąkła w niego błyskawicznie.

Dalina okryła się szczelniej prześcieradłem. Ledwo dostrzegalnie zadrżała, więc Antoni rozejrzał się za jej sukienką. Miał pustkę w głowie. Wiedział, że istniała magiczna formuła, dzięki której mógł ubrać kobietę w ułamku sekundy, ale za Chiny Ludowe nie potrafił jej sobie przypomnieć. Jęknął w duchu z frustracją, po czym ściągnął z siebie marynarkę i narzucił ją Dalinie na ramiona.

–  Jeszcze raz bardzo przepraszam – powtórzył.

Natłok myśli połączonych z wczorajszym wspomnieniem, które ukradł, sprawiły, że czuł się zażenowany do granic możliwości. Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Żałosny, ckliwy głupiec, warknął na siebie w duchu. Czy mógł się jeszcze bardziej upokorzyć?

Zdecydowanym ruchem odrzucił kołdrę na bok. Założył buty i postawił nogi na podłodze w tym samym momencie, gdy drzwi komnaty otworzyły się gwałtownie, a do środka wparowała przeraźliwie blada Amanda, w towarzystwie kilku strażników. Spojrzała na Antoniego i westchnęła z ulgą, przyciskając dłoń do piersi. Skinęła sztywno na mężczyzn, którzy jej towarzyszyli, żeby się wycofali. Dalinę zauważyła z opóźnieniem. Wciągnęła ze świstem powietrze, zrobiła krok do tyłu i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku wyraźnie speszona.

– Wybacz najście, wuju – wykrztusiła. – Maurycy powiedział, co się stało. Bardzo się o ciebie martwiliśmy.

Antoni przesunął sobie dłońmi po twarzy. Poznał odpowiedź na swoje poprzednie pytanie. Amanda wyglądała tak, jakby od co najmniej kilku godzin dowodziła akcją poszukiwawczą, co oznaczało, że raczej już wszyscy wiedzieli, jak koncertowo się skompromitował.

– Niepotrzebnie, nic mi nie jest – mruknął niechętnie.

– No nie wiem – bąknęła niewyraźnie.

Mężczyzna spiorunował ją wzrokiem. Podniósł się z godnością i podszedł wolnym krokiem do drzwi. Ból nadal ćmił mu w głębi czaszki, ale złość trochę go stłumiła.

– Doceniam tę spektakularną troskę, ale naprawdę była zbyteczna. Nie jestem dzieckiem – syknął, mijając Amandę.

– Upiłeś się i zniknąłeś, oczekiwałeś, że machnę na to ręką? – warknęła.

Zatrzymał się i zmełł przekleństwo. Był świadomy, że kobieta nie miała złych zamiarów. Spanikowała, bo zachował się niestandardowo i w gruncie rzeczy, wcale się jej nie dziwił. Gdyby to Amanda dała taki popis, przewróciłby do góry nogami całą Tamarię, byleby ją odnaleźć.

– Przepraszam – westchnął ciężko, patrząc jej w oczy. – Jeśli nie masz nic przeciwko, pozwól Dalinie zostać w tym pokoju. Dopilnuj też, proszę, żeby niczego jej nie zabrakło.

Skrzywiła się nieznacznie, ale ostatecznie przytaknęła.

– Dziękuję – wymamrotał i wyszedł, nie oglądając się za siebie.

Rozejrzał się po korytarzu, starając zgadnąć, gdzie go wywiało. Z ulgą stwierdził, że jego komnata była niedaleko. Chciał jak najszybciej do niej dotrzeć, wziąć krótką kąpiel, a potem znów się położyć, ale tym razem we własnym łóżku. Zakopać się w pościeli i udawać, że poprzedni dzień nie miał miejsca.

Szedł powoli, przytrzymując się ściany. Nie spojrzał na zegarek, ale musiało być bardzo wcześnie. Mimo żółwiego tempa przemknął niezauważony. Ledwo przekroczył próg właściwego pokoju, postanowił zmodyfikować plany. Od razu opadł ciężko na materac. Nie kłopotał się zmianą ubrania, zdjęciem butów czy zasłonięciem kotar. Zasnął momentalnie, ale tylko na parę minut.

Wyobraźnia podsuwała mu twarz Rosy, nakładając ją na tę należącą do Daliny. W pewnym momencie zorientował się, że nie potrafił ich odróżnić. Nie wiedział, na kogo patrzył.

– Antoni – odezwały się jednocześnie.

Ich głosy splotły się w jeden. Brzmiały identycznie. Tak samo znajomo. Budziły wspomnienia i odkrywały przed nim nowe pokłady bólu. 

Rozpacz trawiła go od środka. Stracił kontrolę nad łzami. Spływały swobodnie po twarzy i wsiąkały w poduszkę. Wiedział, że powinien wstać. Ogarnąć się. Przestać się nad sobą użalać. Nie był sam. Miał dziecko.

Przełknął ciężko ślinę. Kasandra przewidziała, że będzie cierpiał. Chciała mu tego oszczędzić. Jeśli zobaczy go w takim stanie, utwierdzi się w przekonaniu, że powinna przed nim ukrywać podobne sprawy. Nie wolno mu było do tego dopuścić.

Dźwignął się z trudem na nogi, a potem powlókł do łazienki i doprowadził się do porządku. Potem jeszcze na moment wrócił do łóżka, ale już się nie kładł. Oparł plecy o poduszki i tylko przymknął powieki. Nigdy nie było lekko. Dlaczego nagle cokolwiek miałoby się zmienić w tym temacie? Musiał żyć dalej. Tak, jak dotychczas i w miarę szybko pogodzić się z myślą, że Rosa już nie wróci. Zapomnieć o niej i zacząć w końcu żyć bez złudzeń.

Moment na podjęcie tej decyzji był fatalny, zważywszy na pojawienie się Daliny, ale nie widział innego wyjścia. Ta kobieta nie mogła tu zostać dłużej, niż było to konieczne. Po latach dojrzał, by wreszcie ruszyć dalej. Postanowił wytrwać w tym postanowieniu, choć wcale nie miał pewności co do słuszności snutych planów. Bał się, że lada chwila zaleje go kolejna fala załamania. Każda była gorsza od poprzedniej. Miał serdecznie dosyć tego stanu, ale przywykł już do permanentnego bólu. Nauczył się z nim żyć i raczej nigdy całkiem się go nie pozbędzie, ale może, jeśli się postara i dopuści do siebie kogoś...

Potrząsnął głową. Oszukiwał się. Nie da rady wyrzucić Rozalii ze swojej głowy. Wcale tego nie chciał. Zostanie z nim na zawsze w takiej formie, jaką zapamiętał. Będą razem we wspomnieniach. Tylko tam mogli i to mu musiało wystarczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top