20. Zawieszenie broni

Ocknęłam się w moim łóżku i od razu poderwałam do siadu, ale przez nagły zawrót głowy, opadłam z powrotem na poduszki. Zrobiłam drugie podejście. Powoli uniosłam się na łokciach i rozejrzałam. Znów byłam w domu Antoniego. Ale jak...?

Ktoś zapukał. Położyłam się i zacisnęłam powieki, udając, że wciąż śpię.

– Dzień dobry – powiedział wujek.

Słyszałam, jak przysuwa krzesło i zatrzymuje się tuż obok mnie.

– Wiem, że nie śpisz, Kasandro – dodał.

Nie zareagowałam.

– Pozwól, że dokończymy to, co zaczęliśmy wczoraj. Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, chociaż posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – westchnął.

Swoją drogą byłam bardzo ciekawa, co się wtedy wydarzyło.

– Masz pełne prawo czuć do mnie żal. Nie zamierzam się usprawiedliwiać – oznajmił i zawiesił głos.

Nadal uparcie trzymałam oczy zamknięte.

– Przyznaję, że wczoraj sytuacja wymknęła się spod kontroli. Odebranie ci głosu było więcej niż żałosne z mojej strony. Żeby coś powiedzieć, musiałem najpierw zamknąć ci usta, a przecież powinienem to rozegrać zupełnie inaczej. Okazać ci cierpliwość, ale tego nie zrobiłem. Przepraszam. Naprawdę bardzo mi przykro.

Mimo woli otworzyłam oczy, ale nie patrzyłam na niego. Mówił niezmordowanie i te słowa robiły ze mną coś dziwnego. Mój żołądek zawiązał się w supeł. Coraz ciężej mi się go słuchało, ale jakaś cząstka mnie nie chciała, żeby umilkł.

– Musimy się nauczyć żyć razem pod jednym dachem – oznajmił z powagą – bo czy ci się to podoba, czy nie, dopóki nie dorośniesz, jesteś na mnie skazana.

Nie zabrzmiało to szczególnie optymistycznie. Skrzywiłam się w duchu.

– I nie pozwolę ci więcej uciec. Jesteś dzieckiem, nie znasz tego świata i nie odnajdziesz się w nim sama. Ktoś musi ci pomóc i chciałbym być tą osobą, jeśli się zgodzisz. Zależy mi na tobie, Kasandro.   

Serce zabiło mi mocniej i odważyłam się na niego spojrzeć. Uśmiechnął się łagodnie, ale po chwili znowu spoważniał.

– Teraz druga sprawa, o niebo ważniejsza od poprzedniej – westchnął ciężko i zmarszczył brwi. – Chciałaś się zabić. Znowu. Bardzo mnie tym zmartwiłaś. Naprawdę jesteś tu aż tak nieszczęśliwa?

Odwróciłam wzrok. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Było w nim tyle bólu... Wydawał się szczery.

Od oczu mogłam uciec, ale głos, pełen troski dalej dźwięczał mi w uszach. Chciałam je zasłonić, ale czułam, że to nie rozwiąże sprawy.

Dał mi chwilę, jakby naprawdę wierzył, że uzyska odpowiedź, ale szybko się zorientował, że nie ma na co liczyć. Niezrażony kontynuował swój monolog:

– Twój ojciec nie żyje, Kasandro. Nie skrzywdzi cię więcej. Cokolwiek widziałaś, on nie był prawdziwy – powiedział twardo.

– Wydawał się prawdziwy – szepnęłam zbolałym głosem.

– Przeżyłaś coś traumatycznego. Jesteś bardzo dzielna, naprawdę świetnie sobie radzisz, ale nie musisz być w tym sama. Proszę, pozwól sobie pomóc – przemówił o niebo łagodniej.

Podniosłam na niego wzrok z wahaniem.

– Dlaczego powiedziałeś, że ci na mnie zależy? – spytałam cicho.

– Bo to prawda – odparł spokojnie.

– Ale ja nie rozumiem – sapnęłam z frustracją. – Masz przeze mnie same problemy. Jestem okropna. Wszystko psuję. Powinieneś był mnie oddać.

Spojrzał na mnie z powagą, a potem zdecydowanie pokręcił głową.

– Nikomu cię nie oddam – oznajmił twardo. – A wiesz, dlaczego?

Poczułam gulę w gardle. Z trudem udało mi się przełknąć ślinę.

– Jesteś teraz moim dzieckiem i zadbam o ciebie najlepiej, jak potrafię, bo cię kocham, Kasandro – powiedział z powagą.

Rozchyliłam usta w zaskoczeniu, a on uśmiechnął się łagodnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Huczało mi w głowie.

Z ust moich rodziców takie wyznanie nigdy nie padło. Ani razu, mimo że przez większość życia starałam się sprostać ich oczekiwaniom i bez namysłu robiłam, co mi kazali.

W domu Antoniego wszystko odbywało się na odwrót. Przeprosił mnie, chociaż to ja powinnam jego. Nikt nie okazał mi tyle wyrozumiałości, co on. I był przy tym taki spokojny, wcale się nie złościł, nie podniósł głosu, chociaż dostarczyłam mu mnóstwo powodów, żeby to zrobić.

– Proszę, nie uciekaj więcej. Tym razem nie odeszłaś daleko, szybko cię znalazłem, ale następnym mógłbym nie mieć tyle szczęścia – dodał z krzywym uśmiechem. 

Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Przytaknęłam ostrożnie, a on znów się uśmiechnął. Wstał, podszedł do szafy i wyciągnął z niej mój sweter.

– Załóż i chodź na śniadanie – powiedział i zaczekał, aż wykonam polecenie.

Po drodze do kuchni zauważyłam skalę zniszczeń, których dokonałam poprzedniego dnia. Dom wyglądał tak, jakby w nim przeszło tornado. Drzwi do pracowni wujka, które wyrwałam z zawiasów, roztrzaskały się w drobny mak. Odłamki utkwiły w ścianach, leżały nawet piętro wyżej na schodach. Co gorsza, rozbiłam też kilka szyb. Wszędzie było pełno szkła.

Zerknęłam ukradkiem na wujka, ale on szedł niewzruszony, jakby nie dostrzegał chaosu wokół siebie. Odsunął dla mnie krzesło, a sam otworzył lodówkę i zajrzał do środka.

– Na co masz ochotę? – spytał.

Nie odpowiedziałam. Zapatrzyłam się na fragment dywanu w salonie. Był nadpalony.

– Przepraszam, że zdemolowałam ci dom – wykrztusiłam.

Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na mnie uważnie.

– I że na ciebie nakrzyczałam – dodałam szybko.

Usiadł naprzeciwko i podparł głowę ramieniem.

– I że weszłam do twojej pracowni, mimo że mi zabroniłeś. I zabrałam twoją różdżkę.

Patrzył na mnie w milczeniu. Nie byłam pewna, czy czeka, aż powiem coś jeszcze, czy po prostu myślał. Może się zastanawiał nad odpowiednią karą?

Przełknęłam nerwowo i odwróciłam wzrok.

– Proszę, obiecaj mi, że nigdy więcej nie będziesz próbowała umyślnie zrobić sobie krzywdy – odezwał się w końcu.

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

– Tylko to mnie obchodzi, Kasandro – dodał z powagą. – Cała reszta nie jest istotna.

Skinął za siebie różdżką, a wszystkie rzeczy same zaczęły się naprawiać i wracać na swoje miejsca.

– To są tylko przedmioty – powiedział. – Można je łatwo wymienić lub zastąpić, z tobą byłoby o wiele trudniej. Jesteś niepowtarzalna. Nie ma drugiej takiej, jak ty.

Zastanowił się chwilę i kontynuował.

– Po śniadaniu przygotujemy razem specjalną miksturę. Powinnaś po niej spać spokojniej, twój umysł uwolni się od koszmarów. Bardzo mi zależy, żebyś dobrze się tu czuła. – Przyjrzał mi się z ukosa i westchnął: – Nie bój się, Kasandro. Nie dostaniesz żadnej kary za to, co się wczoraj wydarzyło. Jestem świadomy, że minie sporo czasu, zanim dojdziesz do siebie. Nie będę cię popędzał. Tylko proszę, rozmawiaj ze mną. Mów, co czujesz. Kiedy milczysz, nie wiem, jak ci pomóc.

– Dobrze – wykrztusiłam.

– Co byś chciała na śniadanie? – Powtórzył pytanie.

– Naleśniki – odparłam bez namysłu.

Wujek ponownie skinął za siebie i przywołał potrzebne składniki, które następnie same się zmiksowały i już po chwili gotowy produkt wylądował na naszych talerzach. Zjedliśmy w ciszy, a później faktycznie poszliśmy do pracowni wujka. Nie spodziewałam się, że naprawdę mnie tam zabierze, po tym wszystkim, co zrobiłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top