Rozdział 6
Po chwili już nie było mnie w budynku. Od razu zaczęłam biec do szkoły. Byłam okropnie zmęczona. Wiedziałam, że jestem spóźniona. Dotarłam na miejsce w przeciągu ośmiu minut, przy czym potrąciłam dwóch pieszych i przewróciłam jeden rower. Za każdym razem przepraszałam, ale nie zatrzymywałam się nawet na kilka sekund. Wpadłam do klasy zdyszana, w połowie lekcji. Nasz nauczyciel nie tolerował spóźnień, ale na pewno nie odpuściłby mi, gdyby zobaczył, że byłam na reszcie zajęć. Wagary więc nie wchodziły w grę. Grzecznie przeprosiłam i szybko usiadłam na moim miejscu. Nigdzie nie widziałam Samanthy. No tak... Mówiła mi, że jej nie będzie. Pan profesor obrzucił mnie bacznym spojrzeniem, a kiedy zaczęłam normalnie oddychać poprosił bym wyjęła książki i zeszyt. Za karę wziął mnie do odpowiedzi. To znaczy on tego tak nie ujął. Po prostu, z dwudziestu pięciu uczniów zasiadających w sali postanowił przepytać mnie. To była fizyka. Fizyka -przedmiot, którego szczerze nie znosiłam i nie rozumiałam. W sobotę przeczytałam dwa razy temat i co nieco z niego zapamiętałam. Formułki wyrecytowałam z pamięci. Zostały mi zaliczone na tróję. Trzeba jednak pamiętać, że nasz fizyk doskonale wiedział, z czego jesteśmy nie przygotowani. Postanowił urozmaicić więc odpowiedź ustną rozwiązywaniem zadań. Nie zrobiłam ani jednego. Byłam tępa, a tego dnia także niewyspana. Dostałam dwa z minusem, dzięki temu, że profesora ruszyło sumienie. Siadłam więc niezadowolona, ale i czująca ulgę. Spojrzałam na zegar i w tym samym momencie rozległ się dzwonek.
Wszyscy wyszli, tylko ja zostałam zatrzymana w klasie przez naszego nauczyciela. Minę miał troskliwą. Nic dziwnego. Mimo tego, że jako fizyk był wymagający, poza zajęciami był dobrym człowiekiem. Tortury zostawiał nam na lekcje. Zapytał o powód mojego spóźnienia. Wyjaśniłam mu, że przeciągnęła się moja wizyta u psychoterapeuty. Kadra nauczycielska była jedyną częścią wspólnoty szkolnej, która znała prawdziwy powód mojego przeniesienia się do tego liceum. W tamtym wszyscy plotkowali, czego nie mogłam znieść. Powiedział, że rozumie i zaniepokoiła go jeszcze jedna rzecz.
-Czemu masz takie czerwone oczy? Nie musisz udawać. Doskonale wiem, że są zapuchnięte -widząc na mojej twarzy zdziwienie i dodał. -To by tłumaczyło taką ilość podkładu. Znam cię i wiem, że nie należysz do dziewcząt, które nie mogą przeżyć bez kilograma pudru. Płakałaś?
-Nie. To pewnie przez zmęczenie. Ostatnio niezbyt dobrze sypiam. Jeszcze raz przepraszam za spóźnienie. Mogę już odejść?
-Oczywiście -poszłam więc do wyjścia. -Laura, zaczekaj jeszcze chwilkę. Wymarzę ci tą dwóję, ale musisz ją poprawić za tydzień. Idź bo spóźnisz się na kolejną lekcję.
-Dziękuję i do widzenia, proszę pana -odeszłam z cieniem uśmiechu na ustach.
Bardzo lubiłam tego członka rady pedagogicznej. Zawsze był uprzejmy i skory do pomocy. Na dodatek był jedynym nauczycielem, któremu przeszkadzało tytułowanie go profesorem. Pragnął być blisko nas i uważał, że to jego zawód stanowi barierę, która nas onieśmielała. Nie żeby to była zasługa tej jego przenikliwości i spojrzenia, którymi prześwietlał nasze dusze... Mimo to ceniłam go za to. Nie lubiłam tej całej oficjalności i innych ceregieli.
Kolejne lekcje minęły mi dosyć spokojnie. Kilka przerw przesiedziałam razem z Kacprem. Rozmawialiśmy o niczym. Nie lubiłam gadać na poważne tematy, a już na pewno nie w szkole. Podczas jednej z pięciominutówek zapytał mnie o Samanthę. Powiedziałam, że czuje się już o wiele lepiej i skłamałam na temat powodu, dla którego nie pojawiła się dzisiaj na zajęciach. Nie potrafiłam łgać. Od razu wyczuł fałsz w moich słowach więc uśmiechnęłam się przymrużając oczka. Mina na "głupiutką dziewczynkę" przeważnie działała. Tak było i tym razem. Nie chciałam by ktokolwiek wiedział, że to ją tak ruszyło. Sam zawsze uchodziła za silną babkę nie do zdarcia, i sądziłam, że powinno tak zostać.
Czwartą lekcję mieliśmy tuż obok sali Kacpra. Siedzieliśmy na ławeczce przy klasie czekając na nauczyciela, wycinałam napis na gazetkę szkolną, kiedy usłyszałam znajomy głos i falę chichotów. No nie! Ta głupia cizia już zaczęła się przechwalać swoją nową zdobyczą! Myślałam, że jej oczy wydrapię jak usłyszałam co mówi o Samancie.
-Nie miała ze mną żadnych szans. Równie dobrze mogła mi go po prostu oddać -przytłumione chichotanie. -Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Taki chłopak dla... niej? Myślała, że jak z nim już jest to może się tak zapuścić. Chodzić z przetłuszczonymi włosami i... -nie wytrzymałam. Nim towarzysz rozmowy zdołał mnie powstrzymać rzuciłam się do niej i chwyciłam ją za kłaki.
-W tej chwili się zamkniesz i odwołasz to, co przed chwilą powiedziałaś, ty głupia flądro! -wrzasnęłam.
-Patrzcie kto przyszedł! -powiedziała do świty z ironią. -A co z twoją przyjaciółeczką, podniosła się już po klęsce jaką jej zadałam? Wypłakała się już ci w rękawek? -w tym momencie szarpnęłam tak, że zgięła się w pół. -Myślisz, że mnie przestraszyć? -pokiwałam z uśmiechem głową. -To co mi zrobisz? -wydęła swoje śliczne usteczka, a ja wyjęłam asa z rękawa. -Nie. Nie ośmielisz się -wrzasnęła.
-Zobaczymy... -rzekłam z satysfakcją, przykładając narzędzie do skóry jej głowy.
-Laura, ty kretynko, odłóż te nożyczki -nie miałam w planach obcinać jej włosów, ale miło było widzieć strach wyglądający z pod tych sztucznych rzęs.
-Ooo, co się stało? -udałam zaskoczenie. -Przestraszyła się królewna? To lepiej nie paplaj bez zastanowienia i nie przechwalaj się, bo to czyje będzie na wierzchu nie jest przesądzone. A gdyby tylko Sam chciała wyrwałaby go choćby z gardła, ty podstępna idiotko, więc wpełznij lepiej do swojej nory ty... żmijo -w tym momencie Kacper szturchnął mnie w ramie gdyż zbliżała się nauczycielka. Wypuściłam więc jej włosy z dłoni i odeszłam z nim na bok, przepychając się przez grupkę ludzi, którzy zebrali się wokół nas.
Podeszliśmy do jego przyjaciół i udawaliśmy rozmowę. Kiedy profesorka zapytała o zbiegowisko ujrzał zapłakaną flądrę otoczoną swoimi towarzyszkami. Wkurzały mnie. Wysoka ruda piękność od razu wyznała, że bezpodstawnie zaatakowałam jej koleżankę i groziłam jej jakimś ostrym narzędziem. Po tych słowach wszystkie spojrzenia utkwiły we mnie, na co uśmiechnęłam się niewinnie. Byłam raczej lubianą osobą, a tamta paczka zachodziła większości za skórę. Nawet jeżeli jedna nic ci nie mówiła, to na pewno kolejna dawała się we znaki. Toteż byłam przekonana, że zdecydowana większość poprze moją wersję wydarzeń. Nie byłam tylko pewna czy mogę polegać na chłopakach. Wszyscy chcieli się przypodobać tym długonogim wywłokom, ale najwyraźniej przyjaźń z Kacprem wzięła górę.
-My nic nie widzieliśmy. Laura wycinała jakieś ozdóbki z papieru, a tamta histeryczka zaczęła krzyczeć, płakać i ją oskarżać o nie wiadomo o co -powiedział najbliższy kumpel mojego chłopaka. Na te słowa uniosłam wycinankę i nożyczki do góry robiąc maślane oczka.
-Seba ma rację, to ich wina -powiedziała dziewczyna z mojej klasy, wskazując na moją rywalkę.
-Łżesz wariatko! -krzyknęła jedna z nich. -Niech pani jej nie słucha, kłamie bo jest zazdrosna i próbuje mu się przypodobać. Sprzedajna s...
-Dość! -przerwała jej profesor. -Słowo przeciwko słowu, a wy już nie macie po pięć lat. Proszę natychmiast przestać! Moja klasa -skiną na nas -wejść do środka. -Odwróciła się na chwilę do blond idiotki i rzekła z niechęcią -A ty lepiej się uspokój Tamara. Nie ma dnia, żebyś nie zrobiła afery. I weź się za naukę bo zostaniesz na drugi rok w tej samej klasie, a ze mną nie ma przeproś -ostrzegła ją.
Siadając na krześle wyjęłam telefon i napisałam szybko esemesa do Samanthy. Błyskawicznie wystukałam na klawiaturze "Przed chwilą rozprawiłam się z tą małpą i nieźle ją nastraszyłam. Niestety przyłapała mnie Polona, ale się wyłgałam. Wszystko ci opowiem jak się spotkamy." Wyjmując podręczniki wyszeptałam pod nosem jak to ja jej nienawidzę i zajęłam się lekcjami. Później wszystkie zajęcia minęły szybko i bez zbędnych komplikacji.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top