Rozdział 4
Zasnęłam szybko, aczkolwiek nie na długo. Nie przespałam nawet pięciu godzin. Przeważnie taka dawka snu mi w pełni wystarczała, lecz teraz czułam się jakbym przebiegła maraton. Byłam jeszcze bardziej zmęczona niż przed położeniem się do łóżka. Miałam tak od tamtego pamiętnego dnia. Dnia, który na zawsze zmienił moje życie.
Wzięłam książkę i czytałam. Przerabiałam właśnie jakieś kłopoty w raju kiedy dostałam wiadomość od Samanthy. Pilnie chciała się spotkać. Spojrzałam na zegarek. Było ledwo po piątej. Ona nigdy nie wstaje tak wcześnie w weekendy. Musiało się coś stać. Odpowiedziałam natychmiast. Napisałam, że możemy się zobaczyć za trzy godziny u mnie. Uznała, że to zdecydowanie za późno i będzie za trzydzieści minut. Nie dyskutowałam. Martwiłam się o nią. Denerwowała mnie ta niepewność. Zapewne chodziło o coś bardzo ważnego, skoro chce przyjść do mnie przed świtem. Szybko poszłam pod prysznic, umyłam zęby, uczesałam włosy i się ubrałam. Wstawiłam wodę na gaz i zaparzyłam kawę. Jeszcze była wrząca kiedy do mych drzwi zapukała zapłakana przyjaciółka. Poprosiłam by usiadła i opowiedziała mi co się stało. Nie mogłam jej uspokoić. Cała się trzęsła. Bidulka. Sprawnym ruchem wyjęłam paczkę naszych ulubionych ciastek. To zawsze poprawiało jej humor.
-Lau... ra... On mmmm... mnie rzuu... cił. Ta głup... ia blond... cizia mi... go oddd... odbiła -wyjąkała zanosząc się płaczem.
Od razu wiedziałam o kogo jej chodziło. Sam niczego nie przeczuwała, ale ja znałam tamtą dziewczynę, a ona zawsze się przechwalała i nie umiała trzymać języka na wodzy. Latała za Krzyśkiem od początku roku i jej się udało. Nabrała go na swoje niewinne oczka i długie nogi. Nie mówiłam jej o niczym, gdyż nie chciałam jej dobijać. Przytuliłam ją i dałam się wypłakać w ramię. Przesiedziałam z nią cały poranek, obserwując mojego szczeniaka. Natychmiast musiałam go wyprowadzić na zewnątrz. Wyciągnęłam więc Samanthę, która już przestała się mazać na spacer. Rozumiałam ją. Chodziła z nim od początku liceum i bardzo przeżyła rozstanie. Postanowiłam, że spędzę z nią cały dzień. Napisałam Kacprowi smsa, w którym przeprosiłam za odwołanie spotkania i pobieżnie wytłumaczyłam sytuację. Nie chciałam dzwonić, ponieważ to zdołowałoby jeszcze bardziej moją najlepszą przyjaciółkę. Najlepszą i w sumie jedyną. Kiedy się uspokoiła delikatnie wypytałam ją o to, dlaczego powiedziała mi dopiero dzisiaj. Okazało się, że jej były chłopak, dupek, napisał jej, że nie chce z nią już być w esemesie. Zwróciła się do mnie jak tylko przeczytała wiadomość.
Zrobiłyśmy sobie południe filmów. Oglądałyśmy komedie zajadając się czekoladkami i lodami. Na szczęście zostało mi jeszcze jedno pudełko na czarną godzinę. To nieznacznie poprawiło jej humor. Nie rozpaczała już, ale i tak nie wyszła z doła. Z doświadczenia wiem, że potrwa to co najmniej tydzień, jeśli nie więcej. W kwestii uczuciowej Sam nie radziła sobie za dobrze. Moment po tym jak to pomyślałam, zdałam sobie sprawę z ironii moich słów. Rzeczywiście, ja byłam w tym znakomita. Zawsze wybierałam sobie najgorsze obiekty westchnień z możliwych.
Później przyszła mama. Najprawdopodobniej pojechała odwiedzić babcię w jej mieszkaniu. Zdziwiła się, że siedziałam z koleżanką zamiast szykować się do obiadu. Na śmierć zapomniałam. Miałam na dzisiejszy obiad zaprosić Jakuba. Wytłumaczyłam rodzicielce to, że dzisiaj muszę zająć się Samanthą. Było mi to na rękę. Lepszej wymówki nie mogłam sobie znaleźć. I znienacka zaczęły mnie męczyć wyrzuty sumienia. Chyba trzeba być zepsutym do szpiku kości by cieszyć się z takiej rzeczy. Właśnie tak. Zdałam sobie sprawę, że przez ten krótki moment byłam zadowolona z tego co się stało, gdyż miałam z tego pewną korzyść. Czułam się winna i chciałam jej to wynagrodzić.
Sam zjadła z nami, ale potem musiałam iść do pracy. Nie mogłam wziąć wolnego. Zabrałam ją ze sobą. Nie chciałam by siedziała sama w mieszkaniu. Posadziłam ją w rogu sali, dałam jej kawę, lody i jakieś ciacho z bitą śmietaną. Potem zabrałam się do pracy. Mając wolną chwilkę podchodziłam do niej i siadałam na kilka minut w milczeniu. Cały czas płakała, gdy tego nie robiła wpatrywała się bez celu w ścianę. Jej spojrzenie było martwe, przepełnione żalem i bólem. W tych chwilach i ja gapiłam się w nią bezmyślnie, starając się dostrzec to, co widzi ona. Nie miałam na to zbyt wiele czasu, gdyż miejsca obsłużonych gości ciągle zajmowali nowi klienci. Chodziłam więc od stolika do stolika starając się znaleźć chwilkę dla przyjaciółki. Pracowałam, aczkolwiek myślami byłam gdzieś daleko. Usiłowałam pomóc Samancie. Uznałam, że najlepszym sposobem na to będzie odpłacenie tej blond małpie pięknym za nadobne.
-Sam, proszę. Przestań już... Nie warto -powiedziałam cicho i łagodnie gładząc jej włosy.
-Prze... prze... przepraszam... Ja nie... -mówiła łkając.
-...Ciiii... Wiem o co ci chodzi. Ale zaufaj mi. To minie. Wiem, co ci pomoże. Musimy tylko dać im popalić -popatrzyła na mnie. -Nie w tym sensie. Nie będzie żadnych awantur ani scen zazdrości. Zrobimy to z klasą. Ten dupek zobaczy, że nie był ciebie wart. A ta tępa cizia nie zdąży się nacieszy tym, co ci zabrała. -wypaliła. -Mam pomysł, który może się udać tylko dzięki spokojowi i opanowaniu. Wszystko ci opowiem.. ale potem. Poczekaj. Muszę już iść.
Poszłam odebrać zamówienia od jakiejś parki. Byłam w trakcie, ale trochę to trwało gdyż oni non stop musieli się przekomarzać lub lizać. Krajało mi się także serce na wspomnienie zapuchniętej od płaczu tak dobrze mi znanej twarzy i smutku w jej oczach, kiedy na nich patrzyła. Zakochani właśnie byli w trakcie chyba już setnego pocałunku w przeciągu naszych dwóch minut rozmowy, jeśli można to tak nazwać, kiedy poczułam stosunkowo silny ucisk wywoływany przez dłonie na mojej talii. Ktoś obejmował mnie od tyłu. Od razu pomyślałam o moim chłopaku i byłam zła. Jak mógł tu przyleźć i się do mnie kleić, kiedy dwa kroki od nas siedziała moja najlepsza przyjaciółka cierpiąca z powodu rozstania ze swoją drugą połówką? Zamierzałam go o to zapytać kiedy skończę odbierać zamówienie. Poza tym jego zachowanie było bardzo niewłaściwe zważywszy na to, że byłam w pracy. Kiedy dowiedziałam się, czego sobie życzą gołąbeczki cofnęłam się sprawnym krokiem, tak by nikt nie usłyszał naszej rozmowy.
-Kochanie, mówiłam ci, że siedzę z Sam. Nie sądzisz, że twoje zachowanie jeszcze bardziej ją zdołuje? Czy ty czasem myślisz, Kacper? -warknęłam.
-Zdarza mi się, kotku -nie usłyszałam głosu, którego się spodziewałam. Ten był słodki i w brzmieniu przypominał ton dziecka, które właśnie usłyszało niekrótkie kazanie od rodziców, a zarazem był bardzo męski.
-To ty. Kuba, jak śmiesz?! Zabierz ręce. Pamiętaj, łapy przy sobie! -puścił mnie prawie natychmiast. -Chcesz coś? -pokiwał głową. -To co zwykle?
-Może być. Kurcze nie ma żadnych wolnych stolików. Trudno, dosiądę się do kogoś.
Poszłam roznieść dania oraz desery. W końcu został mi ostatni. Szukałam wzrokiem pana Tajemnicy aż coś dostrzegłam. Siedział obok Samanthy. To nie wróżyło nic dobrego. Mógł ją urazić byle czym. Podeszłam do nich. Postawiłam talerzyk na blacie i usiadłam koło przyjaciółki. Gładziłam ją po głowie. Wydawała się być nieobecna duchem, już nie płakała, ale świeże łzy spływały jej po policzkach.
-Co jej jest? -zapytał Jakub niewinnie.
-Nieważne, daj jej spokój. Albo i nie. -w głowie zabłysło mi światełko. -Sam, idź do łazienki się ogarnij -zwróciłam się do niej. -Bo tak się składa, że Kuba jest wolny, ty także wróciłaś do gry, a ja sądzę, że pasowalibyście do siebie idealnie. Co nie? -zapytałam zacierając ręce i puszczając do niej oczko. -osiągnęłam swój cel. Moja koleżanka po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęła.
-Raczej nie -powiedziała. -Wiesz co, Laura? Z rolą swatki ci nie do twarzy, bo to moja działka. Ale masz rację. Nie ma co się mazać. Ja już dość czasu ci zmarnowałam. Idę do domu -wstała a ja zaraz za nią. -Nie bój się. Nie rzucę się z mostu. Dla niego nie skoczyłabym nawet z krawężnika -było z nią już wyraźnie lepiej, gdyż odzyskała w pewnym stopniu poczucie humoru. -I jeszcze jedno. Zapamiętaj ten plan i mi go opowiedz. Fajnie będzie uczestniczyć w tym przedstawieniu. Miło było cię znów zobaczyć, panie Tajemnico.
Odeszła. Trochę się o nią martwiłam, ale wydawało się być z nią lepiej. Poza tym niedługo miała przyjechać jej siostra i wiedziałam, że tamta nie zostawi jej na pastwę losu. Zawsze zazdrościłam jej rodzeństwa. Od dziecka chciałam mieć starszego brata. Jako, że usiadłam dopiero chwilkę temu, zostałam na swoim miejscu. Jakuba bardzo rozbawiło i zdziwiło to, jak go nazwała. Nie rozumiał dlaczego tak się do niego zwróciła. Wyjaśniłam mu to pomijając pewne rzeczy, które były dla mnie niewygodne.
-Nie wiem dlaczego tak to cię dziwi. Jesteś jedną wielką tajemnicą, którą można rozwikłać tylko na tyle, na ile sama da się poznać. Powinieneś się przyzwyczaić do tego nazewnictwa -posłał mi wymowne spojrzenie. -Mógłbyś mi coś o sobie opowiedzieć. To nierozważne spędzać jakby nie było, sporo czasu, z nieznajomym -rzuciłam tonem rozdrażnionej małej dziewczynki i wydęłam wargi. Czekałam na odpowiedź. Otrzymałam ją dopiero po kilku sekundach ciszy. Słysząc jego głos lekko przygryzłam policzek od środka.
-A co byś chciała wiedzieć? -zapytał zmysłowym szeptem. -Jesteś śliczna gdy tak robisz. Naprawdę śliczna -w jego oczach widziałam szczerość, dającą niezwykła mieszankę z tym jego frywolnym uśmiechem. Doskonale wiedział co robi. Oblałam się rumieńcem. Doskonale bawił się obserwując moje reakcje na jego zachowanie. Postanowiłam zostawić tą uwagę bez słowa, choć nie przeczę, że sprawiła mi niemałą przyjemność.
-Wszystko.
-Dobrze, opowiem ci część tego "wszystkiego", ale nie tutaj. Moglibyśmy gdzieś razem wyjść... -tym momencie przeszkodziła nam druga kelnerka.
-Laura, sorry, ale chodź na chwilkę. Mamy masę klientów i nie dajemy z dziewczynami rady.
-Przepraszam, zagadałam się. Już idę -posłałam mu ciepły uśmiech.
Byłam zadowolona z obrotu sprawy. Miałam nadzieję, że zdołam coś z niego wyciągnąć. Najprawdopodobniej grając w tą jego gierkę, ale nawet ją zdołam przecierpieć. W głębi duszy podobała mi się. Lubiłam przyjmować komplementy i byłam łasa na pochwały. Dowartościowywały mnie, budując moje ego. Szybko zabrałam się do roboty. Już więcej nie podchodziłam do niego. On sam także był zajęty grzebiąc w telefonie. Ciekawiło mnie co na nim robił. Nie pisał. Raczej czytał albo grał. Pan Tajemnica mnie intrygował. Chciałam odkryć sekrety. Nie mogłam na to nic poradzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top