Rozdział 3

Jako, że była sobota, a ja miałam iść do pracy na drugą zmianę, postanowiłam zadzwonić do Kacpra. Uznałam, że miło było by gdzieś iść, zwłaszcza, że nie widzieliśmy się już prawie od tygodnia. Uzgodniliśmy, że pójdziemy do kina za jakieś cztery godziny, na pierwszy seans o dziewiątej. Miałam jeszcze dużo czasu więc poszłam do łazienki, żeby się umyć. Wzięłam gorącą kąpiel. Uwielbiałam wodę, każdą. Zawsze mnie relaksowała. Mogłam się odprężyć i zapomnieć o problemach. Później zjadłam śniadanie i włączyłam laptopa. Chciałam poczytać i sprawdzić filmy, które miały dzisiaj lecieć. Był jakiś horror i komedia romantyczna. Jako, że zbliżała się godzina, na którą byliśmy umówieni, wzięłam rzeczy oraz moje ostatnie trzydzieści złotych i wyszłam.

Pogoda była ładna. Ociepliło się, choć i tak trzeba było mieć na sobie coś grubszego. Ja włożyłam wełniany sweter, więc temperatura wydawała się właściwa, jednakże mój chłopak uznał, że będzie mi zimo.

-Masz, włóż ją -powiedział, dając mi swoją bluzę.

-Nie wygłupiaj się. Mi jest ciepło, a ty zmarzniesz -rzekłam oddając mu ją i przytulając się do niego. Uśmiechnął się.

-Powinnaś bardziej o siebie dbać. Zobaczysz, kiedyś się doigrasz. Zachorujesz i...

-...I ty powiesz mi "A nie mówiłem" i się mną zaopiekujesz, prawda?

-Prawda, ale wtedy już mnie nie zbyjesz słowami "nic mi nie jest". Nigdy mnie nie słuchasz...

-Bo jesteś nadopiekuńczy. Chodźmy na tą komedię.

-Laura, ten horror jest naprawdę dobry. Maciek na nim był i mówi, że świetny. Jest o takim gościu, którego rzuca laska, a on w zemście morduje wszystkich, na których jej zależy. Ona ucieka ale on ją łapie i zabija. A później pisze o tym książkę i zyskuje sławę, bo wszyscy myślą, że ma super wyobraźnie. Później też "zdobywa" wenę na nowe części tym samym sposobem. Masa krwi i w ogóle. Jest świetny. -naprawdę, świetny pomysł na fabułę filmu...

-Nie, chcę zobaczyć tą komedie. Gra tam taka śliczna aktoreczka i to jest tak wspaniałe... -westchnęłam, udając zachwyt. -Proszę -wydęłam wargę i zrobiłam maślane oczka. To zawsze na niego działało. -Na tamto pójdziesz z chłopakami, wieczorem... Na pewno będzie bardziej nastrojowo niż teraz, w środku dnia, mój ty psychopato.

-Dobrze, ale następnym razem to ja wybieram.

Film był średni. Nie było się czym zachwycać, ale i tak uważałam, że był najlepszą opcją i możliwych. Później poszliśmy do cukierni... i nim się obejrzałam musiałam iść do pracy. Kacper postanowił mnie odprowadzić. Cieszyłam się z tego, lubiłam z nim spędzać czas.

Jak tylko weszłam dostałam masę zamówień wprost od drzwi. Podobno przyszła do knajpy jakaś wycieczka. Była masa dzieci, które pchały się i niecierpliwiły. Jakieś nauczycielki próbowały je poupychać prze stolikach, ale średnio się to im udawało. Dziewczyny były zarobione jak nigdy. Mój chłopak nie chcąc zajmować miejsca szybko się ulotnił, a ja wzięłam się do roboty. Wyszli po ponad godzinie a my byłyśmy padnięte. Dopiero teraz mogły wyjść kelnerki z pierwszej zmiany, gdyż wuj zatrzymał je aż do czasu uporania się z bandą głodomorów. O ile takie wycieczki były mile widziane w kwestii budżetowej, o tyle my ich nienawidziłyśmy. Później zrobiło się przestrzennie, mieliśmy pojedynczych gości.

Jednym z nich był Kuba. Obsłużyłam go jak zwykle, przesadnie oficjalnie, z czego oboje zdawaliśmy sobie sprawę. Uśmiechałam się życzliwie, on darzył mnie podobnie sztucznym uśmiechem. Przyniosłam mu zamówione przez niego danie i na sekundkę usiadłam obok niego. Widząc to uśmiechnął się do siebie, niczym gdyby sobie czegoś gratulował. Postanowiłam przymknąć na to oko i jeszcze raz podziękowałam mu za udzieloną pomoc. Polecał się na przyszłość. Wstając potknęłam się o nogę stolika i aby nie upaść chwyciłam go za ramię. Widząc na sobie jego zuchwałe spojrzenie odwróciłam głowę. Czułam, że moja twarz nabiera dwudziestu odcieni czerwieni. Na odchodne rzuciłam jakieś przepraszam i poszłam dalej.

W pewnym momencie poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje moją szyję. No tak... Mogłam to przewidzieć. O ile cieszyłam się ze spotkania, o tyle byłam zdenerwowana tym, że dwa kroki dalej siedział Jakub. Postanowiłam jednak ukryć niepokój, szczerze się uśmiechając. Odwróciłam się i pocałowałam Kacpra w policzek. Nie lubiłam ślinić się w miejscach publicznych, a tym bardziej w restauracji wuja. Wujek Tomek nigdy specjalnie nie przepadał za moim chłopakiem. Choć wiedziałam, że nie doniesie mamie, przeszkadzała mi ta myśl.

-Cześć kochanie. Ciężko pracujesz? -powiedział.

-Troszeczkę. A ty nie miałeś iść do Maćka? Byłam pewna, że gdzieś wychodzicie.

-Bo wychodzimy, ale dopiero za pół godziny, więc pomyślałem, że zobaczę co u ciebie. Myślałem, że sprawię ci przyjemność... -wyszeptał mi do ucha.

-I się nie pomyliłeś. Usiądź proszę. Masz na coś ochotę?

-Pewnie. Zjadłbym frytki z kurczakiem. Zjesz ze mną? -w jego głosie wyczułam nadzieję.

-Niestety nie mogę. Mamy sporo pracy. Innym razem, Kacper. Obiecuję.

-Mus to mus, ale trzymam za słowo -był wyraźnie rozczarowany.

Później prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Odebrałam należność za zamówienie i poszłam do innych klientów, także do pana Tajemnicy. Pomimo tego, że już uregulował zapłatę za jedzenie i nie prosił o nic więcej siedział w knajpie aż do zamknięcia. Spędził w niej bite trzy godziny, grzebiąc w telefonie. Kiedy już wszyscy wyszli i przyszło mi wraz z Ellery sprzątnąć salkę, poprosiłam ją by wyprosiła ostatniego z gości z restauracji, gdyż nic nie zamawiał. Nie przyniosło to jednak żadnego skutku, gdyż Kuba zawołał mnie. Nie dałam rady go zbyć, a nie chciałam zwracać na nas uwagi. Dałam mu więc siedzieć, a ja robiłam to, co do mnie należało. Najpierw zamiotłam podłogi. Później przyszła kolej na umycie stolików.

Jako, że miałam na sobie bardzo, że tak rzekę, kusą bokserkę, musiałam się natrudzić. W jednej ręce trzymałam jednocześnie bluzkę i płyn, a drugą polerowałam blaty. Nie było to łatwe, przyznaję, ale wolałam stracić nieco czasu, niż mieć połowę stanika na wierzchu. Od czasu do czasu zerkałam na Jakuba, który najwyraźniej dobrze się bawił obserwując moje wysiłki. Irytowało mnie to, jednakże nie przestawałam się uśmiechać. Szłam od przeciwnej strony do stolika pana Tajemnicy, i jeden po drugim zbliżałam się do niego. Czym bliżej byłam, tym bardziej się czerwieniłam. Nic na to nie mogłam zdziałać. Peszył mnie swoim zachowaniem, i co gorsza wiem, że robił to celowo. Znalazł sobie rozrywkę, gamoń jeden. Kiedy podeszłam do miejsca, w którym siedział, odsunął się lekko, aby mi nie przeszkadzać- pomyślałam. Tak, największy problem miałam z tym, że mógł obrócić w niwecz moją pracę... Z każdym moim ruchem przechylał głowę tak, by znajdować się naprzeciw mnie. Usiłował powstrzymać uśmiech. Wyglądał zniewalająco podążając wzrokiem za moimi oczami. Dopiero kończąc zdałam sobie z tego sprawę. Skupiał swą uwagę na mojej twarzy. Jeszcze bardziej się zaczerwieniłam i poprawiłam koszulkę.

Pomyślałam, że muszę wyglądać strasznie głupio krzyżują ręce na piersiach. Tak, to musiało być żałosne. Albo się znudził albo postanowił skrócić moje męki, gdyż wstał i odszedł od stolika. Przynajmniej tak myślałam. Szybko zdałam sobie sprawę z mojej omylności. Poszedł za mnie i chwycił mnie za włosy. Szukał czegoś wzrokiem, aż to znalazł i z nich wyciągnął. Próbowałam go odepchnąć, ale uciszył mnie jednym gestem dłoni. Wyjął mi z włosów wsuwkę, której użył do spięcia ramiączek mojej bokserki. Trzymała się jak ulał.

-Spokojnie. Postanowiłem ci pomóc, bo byś się męczyła z tą koszulką w nieskończoność -powiedział. A na koniec słodko dodał. -Nie mówię, że nie sprawiało mi przyjemności patrzenie na ciebie taką... bezradną, w stosunku do tej części garderoby.

-Dziękuje za dobre serce, jednakże gdybyś wyszedł jak wszyscy nie musiałabym się z nią męczyć -powiedziałam, chcąc się odgryźć.

-Kto to widział, żeby w ten sposób ubierać się do pracy... -westchnął. Usiłował być zabawny, lecz ja potraktowałam to jako zaczepkę.

-Wiesz, kiedy jesteśmy same z Elle nie muszę się martwić tym, że mam za duży dekolt -wyjaśniłam. -A kiedy są klienci noszę fartuszek, który jest prawie że pod samą szyję. Z kolei na dwór wychodzę w swetrze więc... -w tej chwili sama się zganiłam. Po co ja mu się tłumaczę. -A poza tym nie wiem skąd ci przyszło do głowy, że możesz mi mówić w czym mam chodzić. Nie zapominaj, że...

-... że moja uwaga była całkiem luźna. Nie potrzebnie się złościsz. -jego ton głosu natychmiast mnie zmiękczył i zdusił w zarodku postawę buntowniczki. Powiedziałam sobie: Laura, nie masz pięciu lat, odpuść. I poskutkowało.

-Masz rację. Niepotrzebnie się unoszę. Dziękuję za pomoc. Ale naprawdę prościej by mi było to skończyć, gdybyś już poszedł. Po co ci tu siedzieć?

-Mam w tym swój cel. Siedzę cicho i ci nie przeszkadzam, więc nie wiem w czym problem. -odpowiedział grzecznie choć stanowczo.

Postanowiłam odpuścić. Nie mogłam narzekać. Dzięki temu, że doprowadził moją bluzkę do stanu używalności mogłam spokojnie umyć podłogę. Nie zajęło mi to tyle, ile myślałam. Płytki jeszcze nie doschły kiedy wychodziłam z restauracji. Włożyłam swój sweter przez co się rozczochrałam. Zdawałam sobie z tego sprawę i postanowiłam temu zaradzić. Wyjęłam z mojej torebki szczotkę i uczesałam się w toalecie. Moje włosy były niesforne i lekko przetłuszczone. Wychodząc z knajpy ujrzałam Kubę siedzącego przy murku. Widząc mnie natychmiast wstał i do mnie dołączył. Postanowił mnie odprowadzić nie konsultując tego ze mną. Jego jedynym wytłumaczeniem było to, że nie powinnam chodzić sama po zmroku. To fakt, było już ciemno. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Kilka minut po dziewiątej. Miło było wracać w towarzystwie. Czułam się bezpiecznie przy panu Tajemnicy, lecz denerwowała mnie ta jego pewność siebie. Nie wiedziałam dlaczego za mną łazi, że tak to nazwę, lecz nie było to tak straszne jak myślałam. Na początku drogi milczeliśmy, później zaczęliśmy jakąś luźną pogawędkę. Kiedy zszedł na temat Kacpra zapytałam, jak jego dziewczyna zapatruje się na to, że przesadnie troszczy się o moje bezpieczeństwo. Na to odpowiedział mi słowami, które mnie zupełnie zatkały.

-Nijak się nie zapatruje, gdyż nie mam dziewczyny, Lauro. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? -kiedy mu przypomniałam sytuację bójki z jakimś kolesiem rzekł -Nie wszystko jest takie, jakie może się wydawać. Nigdy o tym nie zapominaj -miał bardzo poważny ton. Taki jakiego jeszcze u niego nie słyszałam. -Wierz mi, że nie leję ludzi o byle co. Ten gnój sobie zasłużył i tyle -wysyczał przez zaciśnięte zęby. -Wiesz, kto to był?

-Nie. A powinnam? -powiedziałam zaciekawiona.

-Może kiedyś. Z pewnością nie teraz i mam nadzieję, że w ogóle to nie będzie konieczne -powiedział już nie ze złością, lecz ze smutkiem. -Nie biliśmy się o dziewczynę, przynajmniej nie w tym kontekście.

Później głównie milczeliśmy. Od czasu do czasu któreś z nas rzuciło jakimś półsłówkiem dla zabicia ciszy. Jasno dał mi wywnioskować, że wolałby mi nic nie mówić na temat tamtego faceta. Zamknęłam się. I tak nie zdołałabym nic z niego wycisnąć więc ciągnięcie tego tematu nie miało sensu. Odprowadził mnie aż pod wejście do bloku. Powiedzieliśmy sobie cześć i poszłam. Na schodach zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nie zakończyłam z mamą sprawy mojego porannego spaceru. O dziwo, kiedy weszłam mama siedział w kuchni i coś czytała. Zerknęła na mnie tylko i odpowiedziała na moje słowo powitania. Rozebrałam się rzuciłam rzeczy na moje łóżko. Poszłam się umyć. Marzyłam o długiej gorącej kąpieli, którą miałam zamiar zażyć. Leżałam w wannie przez bitą godzinę, starając się nie myśleć. Chciałam na tę chwilę zapomnieć. Zapomnieć o moim niepokoju i nieustannym lęku. Woda wyciągała ze mnie smutki i kłopoty. Wiedziałam jednak, że nie mogę w niej trwać wiecznie. Ja mogłam oderwać się na ten czas od życia, ale ono płynęło dalej. Z trudem więc podniosłam się z wody, by umyć włosy. Następnie wtarłam w nie odżywkę. Miała ładny świeży zapach wpasowujący się w słodką woń mojego żelu pod prysznic.

Z łazienki wyszłam po dwudziestej trzeciej. Byłam zmęczona. Położyłam się do łóżka w nadziei na długi i spokojny sen. Leżałam już chwilkę, kiedy do mojego pokoju zapukała mama. Zaświeciła światło, od którego natychmiast zaczęły mi płonąć oczy.

-Chciałam porozmawiać na temat rannego incydentu -widząc moją minę wyłączyła światło.

-Dzięki. Przepraszam za to, że nie dałam ci znać, ale liczyłam, że wrócę zanim się obudzisz. Naprawdę bolała mnie głowa i było mi duszno więc postanowiłam zaczerpnąć powietrza. Po drodze spotkałam kolegę, który mnie odprowadził, więc byłam bezpieczna.

-Wiem. Następnym razem zostaw jakąś karteczkę, a najlepiej mnie obudź. Pójdę z tobą, ale nie rób nigdy tak jak dzisiaj. Myślałam, że zawału dostanę jak zobaczyłam, że nie ma cię w mieszkaniu -powiedziała gestykulując. -Teraz powinnaś odespać. Dobranoc kotku.

-Dobranoc mamuś.

-I jeszcze jedno, chcę poznać tego kolegę. Jakuba, czy jak mu tam. Widziałam go przez okno. Zaproś go na jutrzejszy obiad -powiedziała przebiegle. Wiedziałam, że w ten sposób chciała mnie ukarać. Kiedy próbowałam jej przerwać dodała -I żadnego "ale". Jestem pewna, że znajdzie godzinkę, aby cię odwiedzić. Chcę znać twoich przyjaciół Laura. Powiedz mu, że jemy około czternastej. Dobranoc kotuś.

-Dobranoc mamo.

Tylko tego mi było trzeba. Wiedziałam, że będę musiała wymyślić dla mamy jakąś historyjkę, bo nie było mowy o tym, bym go zaprosiła. Zasypiając myślałam tylko o nim, co było dla mnie nieco dziwne. Szczególnie, że zdałam sobie sprawę ze swej głupoty. Nie wiedziałam, jak się nazywa, ile ma lat, gdzie mieszka, czym się zajmuje, a zdążyłam go zapytać, czy ma dziewczynę. Tak, to było zdecydowanie najważniejsze z moich pytań. Kretynka. Skończona kretynka -pomyślałam i oddałam się w objęcia Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top